Dosiad – nauka na całe życie :)

Już dawno obiecałam sobie szkolenie dosiadowe. Zimą kilkakrotnie – po jeździe konnej – czułam ból w kręgosłupie, co ostatecznie zmobilizowało mnie do szukania dobrego szkolenia na wiosnę (bo dosiad z kręgosłupem ma oczywiście dużo wspólnego). Generalnie praca nad dosiadem – mam wrażenie – nigdy się nie kończy. O tym, czym w ogóle jest dosiad, pisałam w mojej książce, więc zainteresowanych odsyłam do lektury: O książce. Tu skupię się na tym, co nowego wniosło to szkolenie w „Akademii Jeździeckiej A.A. Susłowskich” do mojej nauki.

Szkolenie poleciła mi moja dobra koleżanka, więc wybór ośrodka szkoleniowego nie był trudny. Generalnie uważam, że warto się szkolić. Każde szkolenie daje nam dużo do myślenia, zawsze coś wyciągniemy dla siebie, złamiemy swoje „przyzwyczajenia” – nie zawsze najlepsze.

Co nowego pokazał nam (mi i Julce – córa nie omieszkała się dołączyć :)) Adam – wielokrotny mistrz Polski w woltyżerce? Pokazał to, co jest naturalne w ruchu konia, ale niekoniecznie to zauważałyśmy. Otóż siedząc na koniu, nie poruszamy się tylko w górę i w dół, ale również na boki. Ten „ruch” ćwiczyłyśmy w różnych chodach. Pomagało nam w tym naprzemienne głaskanie konia (i po zadzie, i po szyi, wymuszające ruch naszego ciała zgodny z ruchem konia), „machanie” nogami – czyli tak naprawdę „maszerowanie” razem z koniem. Dla mnie – KOMPLETNA NOWOŚĆ! Obejrzyjcie filmik – nie da się tego dobrze opisać.

Szkolenie rozpoczęło się wieloma ćwiczeniami na „poczucie” własnego ciała. Najpierw na sztucznych koniach, potem na prawdziwych, ćwiczyliśmy wiele „póz” woltyżerskich. Były to ćwiczenia na równowagę, balans, a także na szukanie własnych granic 🙂 . Jula miała zdecydowanie dalej wszelkie granice niż ja (cóż… do młodzieży już się nie zaliczam). Bardzo spokojne, równo idące (w idealnym rytmie) konie bardzo pomagały w skupieniu się na pracy nad sobą, nad poleceniami prowadzącego, na „szukaniu” dobrego dosiadu.

Uczyłyśmy się też „awaryjnego” zejścia z konia. Co to się działo! Najpierw, gdy chciałam zeskoczyć i biec… zapomniałam wyciągnąć nogi ze strzemion. W efekcie biegłam, ale tyłem (hi, hi). Potem Julka po skoku, zamiast biec na dwóch nogach, biegła na czterech 🙂 . Ale w filmiku zobaczycie już – naturalnie 🙂 – te lepsze wersje awaryjnego zeskoku.

Adam jest świetnym dydaktykiem, z bardzo „naturalowym” podejściem do koni (co, oczywiście, od razu bardzo mnie zachwyciło. Konie żyją w stadzie na ogromnej, otwartej przestrzeni (i to jak pięknej! Na szczycie góry!). Jest to wychów bezstajenny – tak wspaniały dla prawidłowego rozwoju i zdrowia psychicznego koni.

Każde szkolenie, każdemu uczestnikowi, daje co innego, każdy zauważa i zapamiętuje coś innego. Wszyscy przyjmujemy wiedzę przez pryzmat swoich doświadczeń, swoich przeżyć. Co teraz z moim dosiadem? Czy będzie lepszy?

Nie takie to proste… Przełożenie teorii na praktykę trwa. Szczególnie jak ćwiczy się raz, dwa razy w tygodniu 🙂 . Ale najważniejsze, by wiedzieć gdzie jest cel…gdzie się podąża.

 

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *