Gdy nie ma w domu dzieci to… habituacja

„Wyjechali na wakacje wszyscy nasi podopieczni. Gdy nie ma w domu dzieci, to jesteśmy…” – pewnie czasem bywam niegrzeczna (hi, hi), ale tym razem byłam grzeczna i gnałam do stajni. Tak na luzie, bez zegarka, nie licząc czasu. Deszcz starał się popsuć mi plany, ale nie udało mu się. Zalana ujeżdżalnia może stać się placem zabaw 🙂

Postanowiłam pobawić się w habituację. Na ujeżdżalnię przyniosłam dużą piłkę (do pilatesu). Larmand chyba nie widział jeszcze dużej piłki (nie wiem, bo to nie mój konik, a obecny właściciel nie jest pierwszym właścicielem, więc pytanie go nie miało sensu). Poprzyglądał się najpierw z daleka. Jego naturalna ciekawość wzięła górę. Zachęcony przeze mnie, podszedł. „Skoro ona podeszła, skoro poprosiła, bym podszedł, to znaczy, że to coś wielkiego, niebieskiego mnie nie zje” – pewnie pomyślał. Dotknął piłkę nosem, powąchał, obejrzał z bliska. Z daleka niedokładnie widział. Konie z daleka źle widzą, obraz jest nieostry. Z bliska to co innego. Nie śpieszyłam się. Dałam mu tyle czasu, ile potrzebował. Larmand razem ze mną obszedł piłkę dookoła. I wszystko byłoby super, gdyby piłka – to coś dużego – nie zaczęła się ruszać! Tu już odwaga Larmanda została nadszarpnięta. Nie podobało mu się to. Pomału toczyłam piłkę w różnych kierunkach. Bliżej, dalej od Larmanda. Mówiłam ciepłym głosem, uśmiechałam się. Gdy odchodziłam od piłki, szedł szybko za mną, jakby prosząc: „Nie zostawiał mnie tu samego z tym wielkim strachem!”. Konie to wspaniali obserwatorzy. Larmand obserwował mnie, jakby zadając pytanie: „Co ty sądzisz na ten temat?”. „Ach tak… Nie boisz się tego. Rozumiem. To może i ja nie powinienem się obawiać?”. Jak tylko toczenie przestało być straszne, pomału zaczęłam odbijać piłkę. Tak wyglądał proces habituacji z niebieską piłką. Bo wiesz, że niebieska to nie to samo co czerwona? Dla konia to duża różnica 🙂

Innego dnia ćwiczyliśmy z płachtą. Wielką, niebieską. Wiał wiatr. Płachta powiewała nad głową Larmanda. Potem przykryła go dokładnie (oczywiście, z moją pomocą 🙂 ). Larmand był wyjątkowo odważny! Stał grzecznie, rozglądał się leniwie po okolicy. Pewnie już coś takiego widział. Trochę gorzej było z płachtą położoną na ziemi. Larmand najpierw starał się zataczać koła, by ominąć „podejrzaną przeszkodę”. Nie było to dla mnie zaskoczeniem. Konie nie widzą głębi. Cień, kałuża czy plandeka na ziemi mogą być dla nich równie dobrze dziurą w ziemi (do której, oczywiście, nie chciałyby wpaść!). Wiele razy możemy obserwować, jak konie boją się kałuż czy przeskakują cienie. Ostatecznie pokonaliśmy “dziurę”. Larmand dał się namówić na wejście na wielką płachtę. Ale byłam z niego i z siebie dumna!

Odczulanie, habituacja polega na uniewrażliwieniu konia na potencjalne „straszne rzeczy”, takie jak szeleszcząca folia, kałuża, skacząca piłka czy hałas. Powtarzamy dane ćwiczenie, dopóki koń nie stwierdzi: „Nic w tym jednak strasznego! Niepotrzebnie się bałem”. Ważne, by nigdy nie zostawić konia z „nieprzeskoczonym” strachem. Powtarzamy czynność, aż koń przestanie reagować na „stracha”.

Habituacja ma na celu wychowanie odważnego konia, a w konsekwencji zwiększyć bezpieczeństwo jazdy. Co jeszcze daje habituacja? Wzmacnia moją i Twoją pozycję jako lidera, mądrego przyjaciela, za którym warto iść, któremu warto ufać. Wzmacnia moje i Twoje relacje z koniem. Dla mnie to też wspaniała nauka natury końskiej. Uwielbiam obserwować, jak koń reaguje na różne bodźce. Uczę się, czego mogę po nim się spodziewać, uczę się, jaki on jest. Czego się obawia bardziej, czego mniej. W jaki sposób to okazuje, jak chce mi o tym powiedzieć. To też wielka nauka dla mnie, jak przekonywać konia, by pokonywał „strachy”. Bardzo ważna umiejętność w terenie 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *