Dzisiaj coś o rutynie i szablonach
Jakiś czas temu miałam trening na klaczce o *pseudonimie Pani F. Pani F., jak wiecie z wpisu ( Dlaczego nielubiana klacz jest moją ulubioną? ) nie jest łatwym koniem. Nie jest łatwym koniem, bo jest bardzo myślącym koniem i szybko nauczyła się „instrukcji obsługi człowieka”. Konie szybko uczą się zachowań pozytywnych jak i negatywnych (to wiecie z kolei z Dobra pamięć koni a nauka )
Dla przypomnienia, schemat siodłania Pani F wygląda następująco:
- Wchodzimy do boksu, Pani F. odwraca się do nas zadem, ucieka łbem, by nie założyć jej kantara.
- Jeśli udało się i założyliśmy kantar, zaczynamy czyścić Panią F. Przy podnoszeniu przedniego kopyta Pani F zaczyna kopać, podgryzać i wierzgać.
- Jeśli przeżyliśmy i się nie poddaliśmy, zaczynamy siodłać. Przy zapinaniu popręgu Pani F. powtarza cały cyrk: gryzienie, wierzganie, wypychanie jeźdźca zadem z boksu.
Taki jest schemat 🙂
Zatem przyszłyśmy do stajni. Uzgodniłyśmy z instruktorką Basią, że ćwiczymy dzisiaj na oklep. Ja na Pani F.
Podeszłam do boksu Pani F. i myślę sobie tak: „Mam dużo czasu, nie muszę jej siodłać. Hmm…co by tu można porobić”. Myślę, myślę… „Wiem! Może dzisiaj zrobię wszystko inaczej”. Tu wtrącę mały komentarz – to niesamowite, jak wspaniale działa nasz mózg! Na najfajniejsze pomysły wpadamy właśnie wtedy, gdy mamy czas, gdy się nudzimy, gdy nic nie robimy. Praktykuję to od jakiegoś czasu i naprawdę działa.
Weszłam do boksu. Stanęłam z boku. Staram się zawsze to robić. To ja wchodzę w przestrzeń konia, do jego „domu”. Nie wchodzę zatem i nie biegnę do niego od razu z rękami. Czekam cierpliwie, aż on podejdzie do mnie i zacznie „dialog”. Pani F. podeszła, obwąchała mnie – wie dobrze, że ludzie często mają dla niej (na przekupstwo) coś dobrego. Pogłaskałam. Po chwili „przywitania” zaczęłam wyciągać kantar. Nie obyło się i tym razem bez małej „gonitwy”. Zdecydowanym ruchem nałożyłam kantar. I wtedy przy boksie pojawiła się Julia. „Mamo! Zdejmij jej teraz ten kantar”. „Super pomysł!” – odpowiedziałam. Julia od trzech lat uczęszcza do **Szkoły dla Prawdziwych Koniarzy i naprawdę nauka nie idzie w las. Zawsze słucham jej komentarzy z największą uwagą. Zdjęłam kantar. Pani F. stoi osłupiała. Powoli zakładam kantar. Pani F. nawet nie drgnie, nawet nie pomyśli o ucieczce, stoi i czeka. Ona ten „etap” miała już przecież za sobą. Przecież już uciekała od kantara…Tego nie było w planie, w schemacie Pani F. Pochwaliłam ją szczodrze, wygłaskałam. I jeszcze raz zdjęłam i założyłam kantar, chwaląc jej idealne zachowanie.
„No dobra – to co teraz?” – pomyślałam. „Właśnie, że nie! Nie przywiążę Cię do boksu! Będziesz luzem podczas czyszczenia”. Powoli, z dobrymi intencjami, z wielką sympatią dla Pani F. w sercu zaczęłam ją czyścić. Bardzo mi zależało, by „spuściła” powietrze, by odprężyła się, by sprawiło jej to choć trochę przyjemności! Często – gdy wysyłam komuś moją książkę z dedykacją – piszę: „Pamiętaj, że koń wie, o czym myślisz”. Jest to bardzo ważne zdanie. Zdanie, które ja ciągle sobie powtarzam. Od jakiegoś czasu o tym wiem, na początku nie wiedziałam. Jeśli w sercu mamy strach, jeśli w sercu mamy obawę czy – co gorsza – złe emocje, to koń nie odpręży się przy nas, nie zaufa nam. Na początku naszej znajomości z Panią F. miałam strach w sercu, ale stopniowo uczyłam się opanowywać te emocje i zamieniać je na szczerą sympatię, pewność siebie, zaufanie.
Czyszczenie sierści zaczęłam tym razem od innej strony niż zwykle. „Bawiłam” się tym czyszczeniem i zaskakiwaniem Pani F. Moje ruchy były zdecydowane, ale spokojne. I co najważniejsze – nie zawsze tam gdzie się ich spodziewała.
Przed nami był ostatni etap – czyszczenie kopyt. „Co by tu zmienić…?” – myślałam głośno. “Wiem! Wyprowadzę ją z boksu”. Pani F. grzecznie wyszła. Przywiązałam ją do boksu i podeszłam do innej nogi niż do tej, którą zwykle ma czyszczoną jako pierwszą. Pani F. bez najmniejszego wierzgnięcia, kręcenia się, podgryzania, dała wyczyścić sobie nogę za nogą. Za każdym razem wygłaskałam ją (nawet chyba miałam kawałek „wzmacniającej pozytywnie” marcheweczki), podkreślałam głosem, jak dobre było jej zachowanie, jak mi się podoba. Nie muszę dodawać, że włożenie ogłowia również obeszło się bez zbędnych emocji.
Ja zaskoczyłam Panią F., ona zaskoczyła mnie (sama nie wiedziałam, że aż tak dobrze te zmiany, złamanie schematów zadziała!).
Pani F. dokładnie nauczyła się procesu „obsługi jeźdźca”. Zapamiętała, co powinna robić w każdym punkcie, by pozbyć się go i zyskać kolejną godzinę wolności dla siebie 🙂 Ale gdy proces znikł i pojawiło się coś nowego – i to w atmosferze „bez spinki” – Pani F. została z niczym.
Tak sobie pomyślałam – czemu tak rzadko na to wpadamy? By deptać schematy, łamać zasady? Zdecydowanie częściej będę tak robić. Oczywiście tam, gdzie trzeba, tam, gdzie może przynieść to pożytek 🙂
Na Pani F. nie jeżdżę często. Skoki ćwiczymy raz w tygodniu. Czasem ćwiczę z klaczką Panią F., a czasem z innym koniem. Nie mam zatem dużego wpływu na jej zachowanie, na jej nawyki. Nie mam też szansy na głębokie relacje. Ale to nie oznacza, że mam przyjąć postawę “taka już jest, nic się nie da zmienić”. Czasem wystarczy włączyć myślenie, poeksperymentować, zmienić schematy. (ale uwaga! Wszystkie “nowości” muszą być na nasz poziom! Jeździec musisz czuć się dobrze i bezpiecznie! Jesteś niepewny? Nie rób!)
Kochana Pani F. – czekaj na mnie! Będziemy utrwalać nowy schemat ! Tym razem ten fajniejszy 🙂
*pseudonim Pani F. nadałam osobiście, by uchronić klaczkę od niedoli bycia sławną 🙂
**to 3 letnia szkoła weekendowa dla dzieci i młodzieży (od 12 lat) prowadzona na Zaczarowanym Wzgórzu: http://wzgorze.eco.pl/kafel_view.php?kafeloffer=16
zdjęcie: baśniowa Ewa Janicka. Julia i Bąbel ze Słonecznej Czechówki