Koń nie jest zły! Nie jest zawistny, nie jest zgryźliwy, nie jest wredny ani przebiegły

„Ile to epitetów słyszy się w każdej stajni! Lubimy przyklejać etykietkę każdemu koniowi. Patrzeć na niego naszymi – ludzkimi – oczami i przypisywać mu ludzkie cechy.

A przecież koń to stworzenie, które nie ma żadnych złych intencji. Jedyną jego troską jest przetrwać i rozmnożyć się (mieć jak najwięcej dzieci). Wszystko jest podporządkowane tylko tym dwóm celom!

Przetrwać to znaczy nie dać się złapać drapieżnikowi, być czujnym, bronić się.

Wszystkie złe zachowania konia wynikają z braku poczucia bezpieczeństwa i komfortu, z chęci samoobrony, uratowania się. Oczywiście, naszym zdaniem nie ma czego się bać! Ale koń wiele rzeczy postrzega całkiem inaczej (budzą się instynkty). To, co nam wydaje się bezpieczne, koń może postrzegać jako ogromne zagrożenie. A może to być np.:

  • szeleszcząca torba na zakupy,
  • skradający się (przygarbiony) jeździec (a może to drapieżnik szykujący się do skoku?),
  • wejście do kałuży (wielka, nieskończona otchłań),
  • przejście przez wąski korytarz (więcej czytaj tu: Koń to panikarz i klaustrofobik ),
  • wyfruwający z krzaków ptak,
  • skacząca piłka,
  • rozłożony parasol,
  • wchodzący człowiek do boksu

Nie jest łatwo sprawić, by koń nam zaufał, by czuł się przy nas bezpiecznie, by był pewny, że nie sprawimy mu bólu, uwierzył, że nie jesteśmy zagrożeniem. Tyle razy ludzie sprawili mu ból – i to często nieświadomie! Trudno zdobyć zaufanie konia pracującego w rekreacji. Najpierw musimy bardzo mocno popracować nad sobą, by potem próbować zdobyć zaufanie konia. ” fragment z „Jazda konna naturalnie! Co ten koń sobie myśli?” (O książce )

Wracając do tej długiej listy rzeczy, których koń może się bać: to nasze zadanie, by pomóc mu zmienić zdanie! Kto mnie trochę obserwuje na facebooku i na tej stronie, wie już, że często bawię się z koniem. Po co to robię? Bawiąc się z koniem wiele mu pokazuję, wiele uczę o tym, co nie jest dla niego niebezpieczne (małymi kroczkami, częstym powtarzaniem). Przy okazji zabawy przeprowadzam habituację (więcej  przeczytasz tu: ( Gdy nie ma w domu dzieci to… habituacja ). To bardzo miła odmiana dla konia od codziennych utartych ścieżek i przede wszystkim fajna nauka i zabawa!

Nie musisz mieć własnego konia. Wystarczy, że porozmawiasz z właścicielem stajni. Często w stajniach są konie, które wręcz proszą się o mały spacer czy pracę z ziemi na ujeżdżalni, a właściciel nie ma czasu! Są konie po kontuzji, konie, które mniej pracują, bo są starsze etc. Chcieć to móc. Ale pamiętaj! Najpierw to Ty dobrze przygotuj się do zadania, i rób ćwiczenia tylko na swój poziom. Jeśli coś wzbudza Twój niepokój to cofnij się o krok. Jeśli Ty czujesz najmniejszy strach, spięcie, to koń przejmie te emocje i będzie się starał przejąć kierowanie 🙂 A przecież chodzi o to, by koń widząc Twoją pewność siebie, Twój spokój, szedł za Tobą i pokonywał swoje strachy i w konsekwencji zaufał 🙂

Nie ma koni złych, wrednych. Są tylko konie przestraszone, próbujące uniknąć niemile kojarzących się sytuacji, szukających dla siebie bezpieczeństwa. Czasem unikają ich uciekając na padoku daleko od człowieka, czasem wykopując go z boksu, czy gryząc jak Pani F. (kto nie zna jeszcze Pani F. niech kliknie tu: Dlaczego nielubiana klacz jest moją ulubioną? oraz A jakby to zrobić inaczej? ) I nie mów mi, że ten koń jest głupi, bo przecież nic mu nie grozi i żaden człowiek nie chce go skrzywdzić. Nie mów tak, bo nie jesteś koniem i nie wiesz jak koń pojmuje świat. Może już czas założyć końskie okulary?

PS Prawie każde niepożądane zachowanie konia da się zmienić. Ale to już temat na inny post 🙂

PS Na zdjęciu zrelaksowany George podczas sesji do książki. Fot: Ewa Janicka, Miejsce: Słoneczna Czechówka

Rozpraszalność uwagi konia a praca z koniem

Koń – w przeciwieństwie do ludzi – nie jest w stanie skupić się długo na jednej rzeczy czy czynności. Koń cały czas obserwuje wszystko, co się dzieje dookoła. Zauważa drobny ruch w trawie, za chwilę słyszy jakiś głos z drugiej strony, szelest liści itd. Koń nie usiedziałby w szkolnej ławce. Jak możesz się domyślić – wszystko po to, by nie dać się zaskoczyć drapieżcy. Jeśli konia pochłonęłaby jakaś czynność, zapomniałby o czuwaniu nad swoim bezpieczeństwem. Taka jest natura zwierzęcia uciekającego. Jego jedyna możliwość obrony to zauważyć na czas zagrożenie.

Jaki ma to wpływ na naukę jazdy konnej? Ogromny!

Kiedy koń niczego się nie nauczy? Kiedy nasz trening nie ma sensu?

  1. Kiedy koń nie ma do nas zaufania, nie czuje się przy nas bezpiecznie (wtedy myśli tylko o tym, jak uciec, jak się obronić w razie „ataku”),
  2. Kiedy jest kompletnie rozproszony (np. gdy wokół naszej ujeżdżalni dzieje się za dużo nowych rzeczy).

Jeśli mamy do czynienia z przypadkiem nr 2 musimy spowodować, by koń  skupił na nas uwagę. „Hej, koniu! Ja tu jestem, skup na mnie uwagę! Mamy zadanie do wykonania”. To trochę tak jak z nami. Jeśli nie możemy się skupić, bo myślimy o czymś innym, to nauka jest nieefektywna, niczego nie jesteśmy w stanie zapamiętać. Jeśli koń nie zwraca na nas uwagę, to naprawdę nie ma sensu do niego „mówić”, nie ma sensu od niego wymagać i oczekiwać postępów.

Kiedy koń jest skoncentrowany na nas? W skrócie: kiedy ma uszy skierowane w naszą stronę.

Jednak rozproszenie uwagi ma – oprócz wad – również zalety! Wielu trenerów korzysta z tej cechy konia np. do zwalczania narowów. Zasada jest taka, żeby odwrócić uwagę konia (a jest to dość proste) od czynności niepożądanej czy od rzeczy, której się obawia itp.

Rozpraszalność uwagi konia ściśle związana jest z tym jak koń widzi, jak koń postrzega świat. By lepiej wyobrazić sobie, jak widzą i czują konie, musisz zacząć myśleć obrazami. Konie to „rozdrabniacze”, człowiek to „scalacz”. O tym więcej znajdziesz w poście Koń jaki jest każdy widzi. Czy na pewno?

PS W powyższym poście zostały wykorzystane fragmenty książki „Jazda konna naturalnie! Co ten koń sobie myśli?” O książce

Zdjęcie: Ewa Janicka

Nie rozmawiajmy z koniem jak z człowiekiem

Konie mają własny język. Jest to język niemy, język ciała, gestów.

Ludzie też mają własny język – jakże inny od języka koni. Nasz język to przede wszystkim  język „słowa”, język „mówiony”. Język ciała (nasze miny, gesty, postawa ciała) jest drugorzędny. Nic zatem dziwnego, że czasem tak trudno o dobrą komunikację między koniem a człowiekiem. Nic więc dziwnego, że czasem tak trudno dogadać się z koniem.

Ale to na człowieku leży obowiązek poznania języka koni, oswojenia się z nim, zadania sobie trudu nauki. Człowiek nie może przecież wymagać, by to koń nauczył się ludzkiej mowy? Poznanie tego języka leży w interesie człowieka. Każdy z nasz marzy o tym, by koń nas rozumiał, wykonywał bez przymusu nasze polecenia, ufał nam i chciał z nami być.

Człowiek wiele razy oskarża konia o głupotę, tępotę, złośliwość, brak dobrych chęci, gdy ten nie wykonuje tego co człowiek dyktuje. W rzeczywistości, najczęstszą przyczyną „nieposłuszeństwa” konia, jest po prostu brak zrozumienia człowieka. Mówiąc prościej, koń po prostu nie wie o co nam chodzi! Co wykorzystuje koń w komunikacji z innym koniem? Okazuje się, że nie tylko swoje uszy, kopyta, pysk, czy zęby ale też wzrok, postawę ciała, ułożenie ciała w stosunku do kolegi konia, ogon, energię, napięcie mięśni. A czego człowiek może używać do komunikacji z koniem? Nie są to na pewno uszy, ani ogon 🙂 Człowiek nie położy uszów po sobie, ani nie machnie ogonem. Ale może użyć swój wzrok, swoją energię, swoją postawę ciała, swoje dłonie, głos.

Dokładnie opisuję to w książce „Jazda konna naturalnie! Co ten koń sobie myśli?” a dzisiaj chciałabym skupić się tylko na 3 aspektach: wzroku, energii i naszym oddechu, pulsie.

Oczy – koń zwraca uwagę na nasz wzrok, na to, gdzie patrzymy i jak. Zwraca uwagę na to, co nasze oczy wyrażają. Koń dokładnie widzi, czy nasz wzrok wyraża strach, panikę, złość, czy pełen spokój i przyjaźń. Czasem jeźdźcowi wydaje się, że koń nie widzi naszej twarzy gdy siedzimy mu na grzbiecie. Nic bardziej mylnego!

A co oznacza dla konia patrzenie prosto w oczy? Może to oznaczać zachowanie drapieżne. To wilk, czy lew, przed atakiem, wbija wzrok w ofiarę. W języku koni patrzenie prosto w oczy, oznacza idź stąd! Odejdź! Gdy źrebak coś przeskrobie, klacz właśnie tak odgania go od stada, tak go „karze”. Tak jeden koń odgania innego. Jeśli człowiek ma zamiar poskromić konia i sprawić, by odbiegł, oddalił się od niego, może „wbić” w niego wzrok. Jeśli zaś nie ma takiego zamiaru, powinien kontrolować gdzie patrzy, powinien spuścić wzrok. Ta umiejętność kontroli własnego wzroku szczególnie przydaje się gdy chcemy przyprowadzić konia z pastwiska. Nasz spokojny, spuszczony wzrok da „znać” rumakowi, że mamy dobre zamiary, że nic mu nie grozi. Oczywiście konie, które pracują codziennie w rekreacji, które dobrze znają człowieka, odczuliły się ciut na nasze spojrzenia. Potrafią też bezbłędnie odczytać intencję. Co innego  oznacza pogodne spojrzenie w oczy, a co innego wbicie wzroku w konia z myślą „nie podoba mi się to! Odejdź!”. Siłę naszego spojrzenia można najlepiej sprawdzić na dzikim koniu, czy koniu, który ma rzadki kontakt z człowiekiem lub młodym koniu. Doceńmy wagę naszego wzroku.

Wzrok wskazuje także kierunek poruszania się. Tam gdzie patrzy jeździec tam koń będzie podążać. Nie bez przyczyny, na treningach, jeździec ciągle słyszy od instruktora: „Patrz tam gdzie chcesz jechać, patrz ZA przeszkodę (podczas skoków) a nie na nią. Pokaż wzrokiem gdzie dalej chcesz jechać”.

Ile to razy dajemy mylne sygnały? Prosimy, by koń szedł prosto, a patrzymy w bok.

Energia – Co to znaczy mieć „wysoką” czy „niską” energię? Co to jest sterowanie własną energią? Co to znaczy wykorzystywać własną energię do komunikacji z koniem?

Jeśli jesteśmy wyprostowani, mamy głowę podniesioną, pewny, szybki krok to to oznacza, upraszczając, bycie na „wysokiej energii”. Koń będzie „odbierał” tę naszą energię i również będzie „żwawszy”, bardziej skoncentrowany na nas. Wyższa energia to też szybszy oddech, nasze szybsze bicie serca.

Natomiast podejście do konia na niskiej energii oznacza jakby spuszczenie powietrza – a więc wolne ruchy, głowa lekko pochylona, ręce spokojne, blisko ciała, wzrok spuszczony, spokojny oddech. Koń odbiera to jako sygnał do zrelaksowania się. Myśli: „też mogę zwolnić!”. Nasza postawa albo „wyciszała” konia, albo go „uruchamiała”, albo każe mu galopować albo przechodzić do stępa. Jeśli mamy do czynienia z koniem pobudliwym, płochliwym, to będziemy w stanie pomóc mu zrelaksować się, wyciszyć, naszą niską energią. Co ważne. Nasze sygnały muszą być spójne. Jeśli nawet będziemy „zachowywać” się spokojnie ale wewnątrz nas będzie niepokój, strach, szybciej bijące serce, to koń się nie rozluźni. Koń odbiera nasze emocje, umie je czytać, nie da się go oszukać… Jeśli mamy do czynienia z „leniuszkiem” to wyprostujmy się, przyśpieszmy kroku, bądźmy bardziej energiczni, podnieśmy o ton głos. W ten sposób poprosimy konia o skupienie większej uwagi na nas, o przyspieszenie.

Dążeniem każdego koniarza jest umiejętność wykorzystania własnej energii do komunikacji z koniem. Ale zanim człowiek będzie w stanie to zrobić, najpierw musi nauczyć się kontrolować swoje emocje, swój oddech, swoją mowę ciała. Najpierw musi zrobić wgląd w siebie.

Ile to razy sama wpadałam w emocjach z pracy do stajni (na wysokiej energii). Szybko chciałam wyczyścić konia, szybko osiodłać, by zacząć lekcję o czasie. Biegałam koło niego poddenerwowana. I dziwiłam się, że nie idzie, że koń nie współpracuje. A wystarczyło zwolnić! Wypuścić powietrze i wolno, z łagodnością cieszyć się każdym wspólnym momentem 🙂

Tętno, puls, oddech – koń wie, kiedy się boimy, kiedy nie jesteśmy pewni siebie. On naprawdę doskonale to odczuwa i, chcąc nie chcąc, przejmuje emocje człowieka. Zdenerwowany jeździec to zdenerwowany koń. Zdenerwowany koń, to koń, który nie może skoncentrować się na poleceniach, na komunikacji z człowiekiem. Taki koń nie będzie dobrze pracował i niczego się nie nauczy. Tylko przyjazna atmosfera otwiera konia na naukę i współpracę. Jeśli jesteś zdenerwowany, nie wchodź do boksu. Pooddychaj, uspokój się, zrzuć z siebie złe emocje i dopiero wtedy podejdź do konia.

Jeśli się boisz konkretnego konia, może lepiej poproś instruktora o innego? Twój strach z pewnością udzieli się zwierzęciu. Stres i strach to wrogowie dobrej lekcji. Nie martw się, przyjdzie moment kiedy strach minie i z przyjemnością dosiądziesz i tego rumaka 🙂

Do komunikacji z koniem człowiek może używać  wielu narzędzi. Warto poobserwować konia i … siebie. Warto zauważyć, czy nasze ruchy są spokojne, czy mogą wydać się agresywne. Co ważne! Aby komunikacja zadziałała, nasze ruchy muszą być zgrane, spójne  z naszymi uczuciami, z naszymi myślami.  Jak to się mówi „dobra mina, do złej gry” nie zadziała, bo koń to niesamowicie wrażliwe stworzenie i wspaniały obserwator. Dlatego człowiek powinien,  zanim zacznie „pracować nad koniem”, popracować nas sobą 🙂

PS Na zdjęciu zamiast patrzeć przed przeszkodę patrzę na Larmanda. Błąd! Szkoda, że człowiek nie może zawsze się nagrywać, czy robić sobie zdjęć  – od razu wychodzą wszystkie komunikacyjne nieścisłości, z których kompletnie nie zdajemy sobie sprawę, nie kontrolujemy ich 🙁

Dlaczego chów bezstajenny?

Wydawać by się mogło, że boks to idealne miejsce dla konia. Zawsze jest tam ciepło, jest woda i siano w paśniku. Można się w spokoju położyć na miękkiej słomie. Nic tam konia nie wystraszy – może czuć się w pełni bezpieczny. To ludzki sposób myślenia, bo człowiek dobrze czuje się w swoim domu, w czterech ścianach. Gdyby jednak koń umiał mówić, to powiedziałby nam, że woli stać cały dzień na łące, na otwartej przestrzeni. I to nie tylko w lato, gdy jest ciepło i przyjemnie, ale również w zimę, gdy temperatura spada do minus dziesięciu stopni i wieje przenikliwy wiatr. Dlaczego wierzchowce zawsze wybiorą  otwarte przestrzenie?

Natura końska jest całkowicie inna niż natura człowieka. Koń czuje się bezpiecznie, gdy ma możliwość ucieczki, gdy wie, że może odwrócić się na pięcie (a raczej na kopycie) i uciec, gdzie pieprz rośnie! Koń nie wie, że w boksie jest bezpiecznie. Jego instynkt – zwierzęcia uciekającego – podpowiada mu, że tylko na otwartej przestrzeni przeżyje. Boks to dla niego zamknięta przestrzeń, nie dająca możliwości ratunku. Jedyną obroną tego zwierzęcia są bowiem jego silne nogi, wykorzystuje je do walki i do ucieczki. Koń nie ma ostrych pazurów czy kłów do samoobrony. Konie to zwierzęta stadne i nie czują się dobrze w pojedynkę. W boksie każdy członek stada stoi zazwyczaj sam, zamknięty w niewielkiej przestrzeni. Stado daje koniom poczucie bezpieczeństwa, zapewnia im komfort psychiczny. Każdy wierzchowiec wie, że największe szanse na przeżycie ma wtedy, gdy będzie w stadzie, razem z innymi kopytnymi. Ten instynkt, mimo upływu tysięcy lat, nie osłabł. Udomowiony koń nie wie, że tak naprawdę, nie ma już żadnych naturalnych wrogów, a jego instynkt nadal nakazuje mu trzymać się stada. Wierzchowce w stadzie czuwają na zmianę. Jeśli część zwierząt chce odpocząć, przespać się, to pozostałe cały czas czuwają, obserwują czy nic podejrzanego nie kryje się w krzakach, czy stado jest bezpieczne. Konie w stadzie wspierają się, każdy ma swoją rolę, swoje miejsce. A samotnie stojący osobnik może liczyć tylko na siebie… Jest to dla niego zajęcie bardzo wyczerpujące. Kolejny powód, dla którego koń nie lubi przebywać w boksie to brak możliwości ruchu. Rumak w naturze prawie cały czas jest w ruchu. Dzikie konie przemierzają nawet kilkadziesiąt kilometrów dziennie w poszukiwaniu wody i trawy. Budowa tego gatunku oraz jego układ trawienny przystosowany jest właśnie do takiego trybu życia. A w boksie kopytny może niestety tylko stać lub leżeć. Czy zatem koń, stojąc długo w boksie czuje się dobrze ? Zdecydowanie nie. Brak ruchu, brak towarzystwa, brak poczucia bezpieczeństwa źle wpływają na jego samopoczucie. Wiele rumaków, które spędzają długie godziny w boksie, zaczyna chorować i mieć problemy z psychiką, pojawiają się szkodliwe nałogi, takie jak np. heblowanie krawędzi boksu, tkanie etc. Osoby nie mające większego pojęcia o naturalnych potrzebach koni rzucają wówczas komentarze typu: „z nudów przewraca mu się w głowie”. Prawda jest jednak taka, że to człowiek jest główną przyczyną tego typu zachowań, ponieważ nie zapewnia zwierzęciu odpowiednich warunków życia, zgodnych z jego naturą i podstawowymi potrzebami.  Niestety długotrwałe przebywanie w zamknięciu działa nie tylko źle na zdrowie psychiczne koni, ale również na ich zdrowie fizyczne. Koń, aby mógł cieszyć się zdrowiem, potrzebuje świeżego powietrza. Układ oddechowy konia nie jest przystosowany do wdychania toksycznych substancji. A takie substancje unoszą się w boksie. Nie jest przecież tajemnicą, że koń załatwia się w boksie. Robi to tak często, że żaden właściciel, mimo największych starań, nie jest w stanie od razu usuwać odchodów z boksu. Nawet w czystej stajni unosi się pewna część amoniaku, który szkodzi płucom. Największe stężenie tego trującego gazu jest tuż przy podłożu. Gdy zatem koń kładzie się do snu, znajduje się w centrum stężonego obłoku amoniaku.

Wiele chorób, w obrębie układu oddechowego tych zwierząt, pojawia się lub zaostrza właśnie przez przebywanie w zamkniętych przestrzeniach, w których unoszą się szkodliwe substancje – amoniak, kurz i zawarte w nim alergeny.  Na padoku koń wyśpi się o wiele lepiej i zdrowiej. Ograniczenie ruchu z kolei powoduje wiele problemów w obrębie układu trawienia. Ruch wpływa bowiem bardzo pozytywnie na perystaltykę jelit. Zwierzęta, które mają możliwość swobodnego „wybiegania się” rzadziej mają problemy z kolką. Wielogodzinne stanie w boskie bardzo źle wpływa również na kondycję całego układu ruchu. Konie, które są regularnie padokowane są mniej podatne na wszelkiego rodzaju kontuzje w czasie treningu. Zatem dlaczego niektóre konie z tak wielką ochotą wracają do stajni? Odpowiedź jest prosta – wiedzą, że znajdą tam coś dobrego. Może miarkę owsa? Może świeże sianko? Może marchewkę? Może smakołyk?! A konie lubią jeść. Co najczęściej zrobi wierzchowiec po wejściu do budynku? Od razu idzie do żłobu i sprawdza czy jest tam coś dobrego. Jeśli jednak zostawilibyśmy boks otwarty, to koń po spałaszowaniu owsa, z przyjemnością wróciłby na pastwisko i zostałby tam na noc. Nie przeszkadzałby mu deszcz ani mróz. Coraz więcej stajni prowadzi, tak zwany chów bez stajenny. Konie przez całą noc przebywają wówczas na pastwisku, a w ciągu dnia są sprowadzane do boksów (lub po prostu do stanowisk pod dachem) na czas treningów. Takie konie – wybiegane, w dobrym humorze i w odpowiedniej kondycji – są spokojniejsze na jazdach i przede wszystkim mają możliwość zrealizowania swoich podstawowych potrzeb psychicznych, takich jak więź z innymi końmi czy poszczucie przynależności do stada, dzięki którym czują się bezpieczne i potrzebne.

zdjęcie : Ewa Janicka, Słoneczna Czechówka

Dociekliwość dziecka a jazda konna

Czasem w stajni czułam się jak 3-letnie dziecko, które chodzi i powtarza „A dlaczego?”. 3-letnie dzieci ciągle mają pytania. Na początku jest to słodkie, ale po czasie prawie każdy rodzic ma już dość 🙂  : „A dlaczego gotujesz zupę?”, „Żebyśmy mieli co zjeść”, „A dlaczego musimy jeść?”, „Żebyśmy mogli żyć i nie byli głodni”, „A co to jest żyć?”… Niekończące się pytania. Pytania, które przychodzą naturalnie, pytania ważne dla dziecka, dla jego rozwoju.

Mam, niestety, wrażenie, że z wiekiem dziecko zatraca chęć zadawania pytania „dlaczego?”. Mam nadzieję, że nie jest to spowodowane mniejszą ciekawością życia, tylko, jakby to powiedzieć, „systemem”. Dzieciom, wg mnie, „odechciewa” się zadawać pytania. Przyczyny mogą być różne:

  1. By nie wyjść na głupka przy innych,
  2. Bo dorosły i tak mnie „zleje” i odpowie coś na odczep,
  3. Bo nie warto, i tak mnie nikt nie słucha,
  4. Bo pewnie to nieodpowiedni moment,
  5. Bo mogę przeszkodzić i jeszcze dostanę ochrzan,
  6. Bo Pani się pogniewa,
  7. Bo…

Ja, w stajni, byłam jak dziecko… „Proszę Pani, a dlaczego ten koń…”, „Proszę Pani, a co się powinno robić, gdy…”, „Proszę Pani, a co zrobić, by to się nie powtórzyło?”, „A dlaczego lepiej… niż…?”, „A jaki ma to wpływ na…”. Myślę, że, tak jak matka dziecka, tak i instruktor mnie miał czasem dość 🙂 Pyta i pyta…Teraz dalej mam pytania, może mniej, ale są. Czasem pytania mogą być, wydawałoby się, proste i głupie, ale jeśli mam jakąkolwiek wątpliwość, to pytam i tyle. Wychodzę z założenia, że nie ma głupich pytań, są tylko głupie odpowiedzi. Olewam, czy ktoś weźmie mnie za „głupka”, czy mnie „zleje”. Czasem zadaję to samo pytanie kilka razy. To znaczy wiem, że na pewno kiedyś już mi to instruktor tłumaczył… tylko nie pamiętam, mój mózg nie zarejestrował. Niewielu instruktorów zdaje sobie z tego sprawę, jak „ograniczoną” chłonność ma mózg zajęty jazdą konną u początkujących! Wiele razy instruktor coś tłumaczy, a dzieci robią ciągle po swojemu… Nie jest to złośliwość dziecka. Dziecko może być tak skupione na koniu, na sobie, że NAPRAWDĘ nie słyszy, co instruktor mówi. To znaczy słyszy (i nawet przytaknie)… ale nie przyjmuje tego do wiadomości, nie przyswaja. Wiem, bo sama odczuwałam to wiele razy.

Jak jest z dziećmi (czy początkującymi dorosłymi) na jazdach konnych? Czy dużo pytają? Albo czy mówią instruktorowi o swoich uczuciach? Czy dzielą się informacją, że odczuwają strach, lęk przed konkretnym zadaniem, w konkretnej sytuacji? Czy pytają, co zrobić, by ten strach czy lęk przezwyciężyć? Bo strach pojawia się na koniu w różnych sytuacjach. Na jednej lekcji strach jest silniejszy, na innej mniejszy – bo akurat konik to „Pan Profesor”, wyjątkowo potulny, „zgadujący” komendy bez zarzutu, nie robiący „numerów” 🙂 Wielu młodych ludzi nie powie instruktorowi o swoich emocjach. Ba! Nawet będą je skrupulatnie ukrywać! W końcu, chcą jak najszybciej zacząć galopować, by mieć „wyniki” swojej nauki, by móc opowiedzieć mamie czy kolegom o swoich „sukcesach”. Instruktor nie zawsze dostrzega emocje dziecka, mocno skrywane. On swoje początki jazdy konnej ma dawno za sobą. Trudno mu wrócić pamięcią do swoich pierwszych jazd, do swoich obaw, do swojego strachu. To prawda, że zdarzają się dzieci nieczujące strachu (być może instruktor też był takim dzieckiem?), ale to niewielki procent. Oczywiście, na koniu „Profesorze” nietrudno się nie bać, ale niech tylko jeździec dosiądzie innego konia, który w pewnych sytuacjach ma własne zdanie… Wówczas pojawia się obawa.

Kiedyś byłam świadkiem takiej oto sceny. Pani instruktor mówi: „To co? Jedziemy dzisiaj w teren zamiast jeździć na ujeżdżalni?”. Jeden, drugi jeździec mówi ochoczo: „Tak!”, trzeci z mniejszą pewnością: „taaak”, przełykając ślinę. Czwarty „chyba nie…”. „Ale dlaczego? Koniki są spokojne, wiem, że dasz sobie radę!” – pyta pani instruktor. „Nie, nie chcę, nie dzisiaj.” – odpowiada jeździec. „Dasz radę, jedźmy!” – zachęca instruktorka. Dziecko w płacz…Strach.

Sama o mało nie zrezygnowałam z jeździectwa. Pierwsze lata jazdy były dla mnie stresujące. Powtarzałam sobie wtedy: „Po co ja jeżdżę??? Nie nadaję się do tego!!! To miał być relaks, a nie stres!!”. Na szczęście, zaczęłam zadawać pytania. A potem szukać na nie odpowiedzi. Oswajałam pomału strach. Nie odeszłam.

Ile dzieci odchodzi? A ile staje się Koniarzami na całe życie?

Im więcej rzeczy rozumiemy, tym bardziej się z nimi oswajamy. Im lepiej rozumiemy, tym mniej się ich boimy. Aby przezwyciężyć strach w pewnych sytuacjach na koniu, nie wystarczyła mi „praktyka”. Ja po prostu musiałam to zrozumieć, musiałam to poznać, musiałam wiedzieć „dlaczego??”.„Dlaczego ten koń tak się zachowuje?”, „Dlaczego tak zareagował?”, „Dlaczego tego nie lubi?” itd., itp.

Udało mi się – nie zrezygnowałam. Jak dobrze, że miałam w sobie tą ciekawość dziecka. Udało mi się – rozkochałam się…w koniach. A potem w jeździectwie. Takiej kolejności życzę 🙂

I wiesz co? Nie wszystko oswoiłam. Są sytuacje, których dalej się boję. Są konie, na które jeszcze bym nie wsiadła. I są konie, z którymi sobie nie radzę. Dlatego dalej mam pytania i dalej szukam odpowiedzi. I wiesz? Nie wstydzę się o tym mówić.