Rok 2018

2018. Rok powstania bloga www.jazdakonnanaturalnie.pl. Bloga, gdzie nauczycielem jest koń, a ja uczniem. Bloga, który pokazuje, że w świadomym jeździectwie to przede wszystkim człowiek ma wiele do zrobienia i wypracowania…nie koń.  To proste scenki z życia Ambitnego Rekreanta. Mają inspirować, mają pomagać w szukaniu odpowiedzi, pomóc zrozumieć. Tobie i mnie.

2018. Rok wydania i sprzedaży książki „Jazda konna naturalnie. Co ten koń sobie myśli?”. Książki napisanej nie z pozycji eksperta, ale jednej z Was. Książka nie o tym jak siodłać, czyścić konia, czy siedzieć w siodle, ale o tym kim jest koń, jak myśli, jak czuje i dlaczego? To teoria o jego naturze, sposobie komunikacji, o tym kiedy czuje się szczęśliwy a kiedy nie. Bez tego ani rusz w postępach w jeździectwie, w bezpiecznej jeździe. To chcę Wam powiedzieć…

Rok 2018 – pełny wdzięczności – mojej dla Was. Za wspaniałe recenzje, listy. Rok radości, że książka pomaga, promuje świadome jeździectwo.  Rok wiary, że warto było iść za głosem serca 🙂

Rok 2019? Jakieś plany? Tak – dalsze poznawanie konia i mnóstwo frajdy z jazd w towarzystwie córek Julii i Ali!

zdjęcie: Ula Waszkiewicz, Instagram: truskawkowepole

Historia książki – po co to wszystko?

„Widzę, że ma Pani  w sercu prawdziwą pasję. Jak rodzi się taka fascynacja?

EG: W moim przypadku nie była to miłość od pierwszego wejrzenia. Na początku stajnia nie była dla mnie przyjemnym miejscem. „Ostry zapach” przeszkadzał, a koń był po prostu „narzędziem” do jazdy konnej. To moje córki namówiły mnie  na jazdę konną, to one koniecznie chciały jeździć. Stwierdziłam, że zamiast „grzać ławkę”, czekając na nie, będę z nimi jeździć. I tak mając 35 lat po raz pierwszy wsiadłam na konia 🙂 . Jazda konna okazała się o wiele trudniejsza niż to sobie wyobrażałam. Parę razy byłam bliska rezygnacji, bo zamiast przyjemności podczas jazdy czułam stres i strach. Ale jak mogłam zrezygnować skoro Jula i  Ala nie rezygnowały? Ciągle w głowie pojawiało się tysiąc pytań: Dlaczego koń tak zrobił? Dlaczego tak zareagował? Co chciał przez to wyrazić? Czy to było niebezpieczne? Czy taka reakcja jest „normalna”? Po dwóch latach takiej „stresującej” jazdy zaczęłam dochodzić do wniosku, że może, gdy znajdę odpowiedzi na te pytania – czyli  właśnie „KIM jest koń?”, „O czym ten koń myśli?”- będę w stanie przełamać swoje lęki, obawy i będę w stanie lepiej jeździć. I tak się stało: im więcej wiedziałam o koniach, tym lepiej zaczęłam je rozumieć, im lepiej je rozumiałam, tym lepiej zaczęłam jeździć i bezpieczniej poczułam się przy nich. Pomału zaczęłam się zakochiwać się w tych niesamowitych zwierzętach.

Konie są bardzo wrażliwe, delikatne, naturalnie nie ma w nich agresji, są towarzyskie. Ale żeby to poczuć najpierw musiałam dużo popracować nad sobą, nad swoimi emocjami, myślami. Koń jest jak lustro. Koń powie Ci, kim jesteś. To jest właśnie niesamowite! Bliskość tych zwierząt zmusiła mnie do refleksji nad sobą. Jeździectwo jako sport stało się mniej w ważne, a kontakt z koniem, relacje z nim, wypłynęły na pierwszy plan. Przestałam frustrować się gdy coś mi nie wychodzi. Teraz żadna lekcja nie jest stracona, każda wiele wnosi, samo „bycie” z koniem wiele wnosi 🙂

„…Uważam, że lekcje teorii o koniu są równie  potrzebne i ważne w stajniach, jak praktyczne lekcje na ujeżdżalni. Żałuję, że przez pierwsze dwa lata nauki nikt mi nie mówił o tak istotnych rzeczach jak np. to, że koń odczuwa nasze wszystkie emocje i na nie reaguje. Mam nadzieję, że powoli będzie się to zmieniać. Mam nadzieję, że moja książka, przyczyni się do tego, że w każdej stajni będą lekcje „teorii” za które – podobnie jak za lekcje jazdy – „klienci”, czyli jeźdźcy, będą chętnie płacić. Mam nadzieję, że rozbudzę taką potrzebę po obu stronach: po stronie stajni, by organizowali szkolenia, i po stronie jeźdźców, by chcieli się uczyć o tym kim jest koń.

Mam wrażenie, że teraz tkwimy w zamkniętym kole. Stajnie nie organizują lekcji „teorii”, bo wg nich klient nie chce za nie płacić, chce tylko jeździć na ujeżdżalni. Z drugiej strony początkujący jeźdźcy, rodzice, nie wiedzą, jak ważne – dla dobrej jazdy konnej – jest poznanie konia, jego instynktów! Nie pytają więc o takie lekcje, nie czują potrzeby kształcenia. Wiem, że tak jest, bo sama to przeszłam. Zdawało mi się, że „koń jaki jest każdy widzi” i o czym tu można więcej gadać?? Dobrze, że po dwóch latach doznałam „olśnienia” i zainteresowałam się tematem 🙂 ”

Jaka jest zatem historia powstania  „Jazdy Konnej Naturalnie! Co ten koń sobie myśli?”

EG Wiedza o koniach odwróciła moje jeździectwo o 180 stopni. Zmieniła perspektywę patrzenia na konia, zmieniła mnie z jeźdźca w „Prawdziwego Koniarza”. Koń stał się ważny, jego samopoczucie stało się równie ważne jak moje. Wiedza o tym jak koń myśli, jak patrzy, jak słyszy, jak się komunikuje,  jak może nas postrzegać (i DLACZEGO !) bardzo pomogła mi w postępach w jeździe konnej.  Niestety nie ma wiele książek poświęconych temu tematowi. Większość pozycji na półkach, w księgarniach, mówi o rasach koni, czyszczeniu, siodłaniu, technikach jazdy, żywieniu, ale nie o instynktach i naturze końskiej. A już na pewno nie znalazłam żadnej, która byłaby zrozumiała dla dzieci i młodzieży.

Bardzo zależało mi, by przekazać tą ważną wiedzę moim córkom, by im też pomóc. Znajomość instynktów, systemu komunikacji koni, pomaga nie tylko w lepszej,  ale i BEZPIECZNIEJSZEJ  jeździe. A to dla każdej Mamy jest oczywiście najważniejsze! Postanowiłam zatem sama napisać książkę. Uznałam, że będzie to najlepsza „forma” przekazu. Nie wiedziałam, czy ją wydam, ale dla mnie najważniejsze było to, że przynajmniej skorzysta z niej Jula i Ala. Książkę pisałam rok czasu, wieczorami, po kawałku 🙂 . Był to spory wysiłek, bo pracuję zawodowo, ale poczucie pewnego rodzaju misji, dodawało sił. Wydawnictwo znalazłam wysyłając po prostu emaile na adresy znalezione w Internecie. Nie znałam kompletnie rynku wydawniczego, nie miałam żadnych kontaktów. Wiedziałam tylko tyle, że ta książka jest bardzo potrzebna na rynku, że może pomóc wielu jeźdźcom, że jest po prostu dobra 🙂 . Chyba ta moja ślepa wiara sprawiła, że już po 2 miesiącach znalazłam wydawcę! Bardzo się cieszę, że wydawnictwo Multico podjęło się wydania tej książki. Nie jestem przecież z „branży” jeździeckiej, nie jestem ekspertem, nie mam nawet konia, jestem zwykłym jeźdźcem – Mamą 🙂 .”

„Konie i Rumaki”,”Moja mała misja” październik 2018, „Kurier Świątnicki” „Z pasją” 2/22, lipiec 2018

Zdjęcie: Ula Waszkiewicz (Instagram: truskawkowepole)

 

Historia pięknych zdjęć „Jazdy konnej naturalnie! Co ten koń sobie myśli?”

Po wielu latach odnalazła mnie Przyjaciółka. Przez Facebooka. Mówi: „Znalazłam Cię taką piękną z konikami 🙂 ” (dzięki Facebooku!) i dalej: „Wiesz, będę w Krakowie, może się spotkamy?”. „Łał!! Znalazłaś mnie! Cudownie! Przyjeżdżaj!”.

Przyjechała razem z koleżanką Ulą (z którą na drugi dzień szły na konferencję w Krakowie). Zostały na noc. Rozmawiałyśmy do późnej nocy, nadrabiając czas i nie mogąc nacieszyć się sobą. Rozmawiałyśmy o ważnych tematach. O rozwoju osobistym, o tym, co tak naprawdę liczy się w życiu, o szczęściu (i co je tworzy), o miłości. Mówiłam też o swojej świeżo upieczonej książce. O tym, jak ją pisałam przez rok wieczorami i jak było warto… O pasji do koni i o wspaniałej przemianie z jeźdźca w Koniarza 🙂

W trakcie rozmowy wyszło, że Ula też jeździ konno… i że uwielbia fotografię 🙂 I że… robi, między innymi, sesje książek. „Tego jeszcze nie było… sesja książki! Nie wpadłabym na to 🙂 ” – pomyślałam.

Po czym okazało się, że za 2 tygodnie będę przejazdem we Wrocławiu – tam, gdzie mieszka Ula. I Ula właśnie wróci z wakacji. I czy to nie był znak, by zrobić sesję z „Jazdą konną naturalnie! Co ten koń sobie myśli?”?

Ula to nieprzeciętny fotograf. Ma niezliczone „rekwizyty” do magicznych zdjęć: koszyczki, kapelusze, filiżaneczki, parasole, kocyki, tace, pudełeczka. Nie sposób wszystkiego wymienić. Do tego szafę pięknych, naturalnych, zwiewnych ubrań. W sam raz na łąkowe, magiczne sesje… Pracowało nam się przecudnie. Ula, swoim fachowym okiem, znalazła okolicę z „sielskimi klimatami”. Dokładnie wiedziała, czego chce. Światło, tło, rekwizyty, ubrania, wprawna ręka, talent i… zdjęcia gotowe.

Powiedzcie… czy to nie cud  🙂 ?? Mówię Wam, cuda się zdarzają – często! Tylko trzeba się na nie otworzyć.

Pokochałam konie, konie nauczyły mnie czegoś ważnego (i dalej uczą), napisałam książkę, znalazłam wydawcę, zaczęłam pisać blog, założyłam stronę na Facebooku, dzięki której odnalazła mnie Przyjaciółka, przez nią poznałam Ulę – fotografkę, z którą mam sesję z „Jazdą konną naturalnie!…” – co będzie następnego?? Czekam … 🙂

Ula Waszkiewicz. Instagram: truskawkowepole. Polecam!

Z wizytą w schronisku dla osiołków

Schronisko dla osiołków. W życiu bym na to nie wpadła, że na Korfu jest takie miejsce… Julka, po kilku dniach na wyspie, „wygrzebała” tą informację w internecie i oczywiście wspólnie stwierdziłyśmy, że odwrotu nie ma – trzeba jechać! Okazuje się, że – tak ja wszędzie – jeśli zwierzę jest stare, schorowane, nie nadaje się do dalszej pracy, to niektórzy ludzie, po prostu, „wyrzucają” je. „Wyrzucanie” ma różne formy. Można takiego osiołka pozostawić gdzieś, gdziekolwiek, można przywiązać do drzewa i uciec, można nie zaglądać do stajni przez kilkadziesiąt dni…

Pewna angielka, po osiedleniu się na Korfu, zauważyła problem. Kupiła ziemię. Otworzyła schronisko dla osiołków, tych już niechcianych. U niej mogą – jak pisze – z godnością umrzeć.

Teraz jest tu około 50 osłów, w poprzednim roku było 70. Ilość, która „przewinęła się” przez schronisko to 500 sztuk. Miejsce stało się znane na Korfu i teraz właściciele, którzy nie chcą już osła, mogą tu dzwonić i oddać go (zamiast porzucać na pastwę losu).

Przyjechaliśmy ciut przed 17.00 – przed porą karmienia. Przez cały dzień osiołki chodzą sobie po ogrodzonym terenie na wolności. Tylko w porach karmienia, podprowadzane są do boksów, lub przywiązywane, by nie wykradały sobie nawzajem jedzenia. Każdy z nich ma bowiem co innego w „korytku”. Każdy z nich jest inny i zasługuje na indywidualne traktowanie. Jedne osiołki są chore i razem z pożywieniem muszą przyjmować leki. Inne są w szczególnie złej formie – muszą jeść więcej. Każdy osiołek ma wisiorek ze swoim imieniem. Wolontariusze nie pomylą się która miska dla którego. W woluntariuszach widać miłość do zwierząt. Jakie to cudowne! Są młodzi ludzie, którzy, zamiast wylegiwania się na greckiej plaży, wybierają zbieranie kup po osiołkach!

Kochane osiołki łaziły za nami, niektóre ocierały się przyjaźnie.  Mogliśmy też podziwiać małego osiołka urodzonego kilka tygodni temu z puchatą sierścią. Nie znam natury osłów – wiem tylko, że jest inna niż natura koni – dlatego próbowałam nie spoufalać się za bardzo. Ale już sama świadomość, że te: niektóre wyłysiałe, inne kulawe, inne z dziwnymi „garbami”, osiołki mogą tu spędzić szczęśliwie ostatnie swoje dni, wywoływała we mnie ogromną radość.

Jak to w Grecji – było gorąco… Przez to nie dało się wyjść na spacer z osiołkiem. W chłodniejsze dni bierzesz osiołka na kantarku i idziesz pochodzić po okolicy. Na pewno jest to dla niego wspaniała odmiana!

Przerwa techniczna – właśnie grecki kotek wskoczył mi na kolana i zażądał wygłaskania. Post może poczekać 🙂

Koniec przerwy. Ale w sumie to tyle… Będąc na Korfu wstąpcie tu. Wrzućcie eurasa. Warto!

P.S Jula (córka) sknera, która na nic nie wydaje, bo zbiera na konia, też dała eurasy 🙂