Jazda na różnych koniach w różnych stajniach

27 kwietnia na facebooku napisałam: „Niestety 2-dniowy rajd na wschodzie Polski, w zeszły weekend, został przełożony 🙁 Na szczęście zawsze można liczyć na Zaczarowane Wzgórze i nie rezygnować z „końskich” planów (doceniam!♥️).Tym razem moim partnerem w kilku godzinnym terenie był Bruno – młody koń zajeżdżony na jesieni. Jazda na młodym koniu zawsze wymaga od jeźdźca dużo więcej skupienia, uwagi, pewności siebie, umiejętności, niż przy koniach starych-terenowych-wygach 🙂 Co więcej – to duża odpowiedzialność. Przynajmniej ja tak to czuję. To WAŻNE, by koń nie zraził się do terenów, człowieka na początku swojej drogi pod siodłem.

Ćwiczyłam więc „miękką rękę”, pozwalałam na ciut więcej niż zazwyczaj- oby tylko nie doszło do niemiłych poszarpywań (do wędzidła też trzeba przywyknąć), zbyt mocnego działania wodzy. Nie musiało być perfekcyjnie, ważne, by było z jak najmniejszą presją – tak to czułam. Dużo działam dosiadem (by zwolnił, by zmienił chód) i BARDZO DUŻO CHWALIŁAM. Bruno to ambitny konik, którego naprawdę nie trzeba pchać do przodu. Idzie chętnie, z odwagą (tak na poważnie tylko raz się wystraszył – na szczęście uskok wysiedziałam🙂). Podziwiałam jego balans – mimo blotka i trudnych podejść.

Bardzo lubię jeździć w różnych stajniach, na różnych koniach. Jednego konia szybko „uczymy się na pamięć”. Gdy mamy do czynienia z różnymi rasami, temperamentami, różnym wiekiem, stopniem wyszkolenia konia, wtedy zabawa zaczyna się zaczynać 🙂 PS Bruno jeździ na wędzidle skórzanym opatentowanym przez Jerzy Krukowski & JK System – Jeździectwo holistyczne Szczęściarz!”

W tym wpisie postanowiłam rozszerzyć dwa tematy: temat pracy z młodym koniem i temat „uczenia się koni na pamięć”. Wiesz – nie lubię wypisywać się na facebooku (na fun pagu „jazda konna naturalnie” daję tylko zajawki). Tam wszystko „niknie”. Spada w przepaść, zostaje przykryte nowymi informacjami, ginie. A tu na blogu jest miejsce by temat rozwinąć tak, by jeździec wyniósł z niego jak najwięcej. I co wg mnie istotne – wszystko jest tu ułożone i łatwo dostępne. W lupkę wklepujesz interesujące Cię hasło i wyskakuje treść. Lub patrzysz sobie na spis treści i wchodzisz w interesujący Cię temat.

Wracając do tematu. Kiedyś napisałam wpis o tym jak zmieniłam stajnię i nagle… doszło do mnie, że nic nie umiem (możesz o tym przeczytać tu A jak jest z tymi hucułami?? Wydawało mi się, że tak mi dobrze idzie, że tyle już potrafię i nagle…otrzeźwienie. Zmieniając konie, zmieniając stajnie, jeżdżąc na różnych koniach w terenach, rajdach zdobywamy nowe umiejętności. UWIELBIAM TO! Oczywiście na samym początku nauki dobrze jest mieć jednego konika – żeby najpierw ogarnąć siebie! Ale gdy tylko poczujemy pewność i luz na jednym koniu, zalecam przesiąść się na drugiego, trzeciego, piątego konia. Nauka jazdy konnej nigdy się nie skończy – gwarantuję Ci to 🙂 Szkoda, że jeźdźcy tak często unikają jazd na „trudniejszych” koniach. Pamiętam ciągłe bitki w stajniach rekreacyjnej o tego „najlepszego konia” – konia Profesora, który – de fakto – wykonywał 80% roboty za jeźdźca. Musimy wybrać – albo po prostu miło spędzać czas, albo się czegoś uczyć.

Oczywiście co innego, gdy zaczynamy trenować sportowo lub gdy zależy nam na więzi z jednym koniem. Gdy trenujemy sportowo i celem, po jakimś czasie, staje się nie sama nauka jazdy konnej, skoków, ale puchar, podium, wtedy jazda na jednym koniu ma sens – szybciej prowadzi do sukcesu (sukcesu człowieka, nie konia 🙂 ). Ja osobiście nie mam takich celów – stąd ogromna radość w studiowaniu zachowań, temperamentów różnych rumaków. Cieszy mnie gdy muszę odkryć „dlaczego ten koń robi tak?”, „co zrobić, by lepiej się z nim dogadać?”, „a jak zareaguje na to?”, itp.

Takie oto pytania zadawałam sobie w niedzielę podczas jazdy na Brunie. Bruno na przykład, na powitanie, nie chciał mi podać nóg do czyszczenia. Tak twardo na nich stał, że zastanawiałam się „Co u licha! Czy ja nie umiem poprosić konia o podanie nogi??”. Pani Instruktor pomogła (wolałam poprosić o pomoc niż siłować się z Brunem!). Ale…już po naszej całodniowej wycieczce, Bruno chętnie podał mi nogę. Poznał mnie, zaufał, pozwolił. ŁAŁ!!! Super uczucie i ważna lekcja. Bruno niezbyt umiał ustać w miejscu. Wolał kręcić się, iść, robić coś, zamiast stać i czekać – to bardzo typowe dla młodych, niedawno zajeżdżonych koni (Bruno zaczął pracę pod siodłem pół roku temu – to stosunkowo niedawno). Jakie to podobne do zachowań dzieci! Pełnych energii i nieumiejących usiedzieć na jednym miejscu 🙂 Co w takiej sytuacji robić? Jak reagować? Zamiast upierać się przy dłuższym staniu, pozwalałam na chodzenie, a potem prosiłam o krótkie stanie i NAGRADZAŁAM za nie. Nie możemy wymagać od młodego konia tego czego wymagamy od starszego, doświadczonego!. Bruno też nie przyzwyczaił się jeszcze do końca do wędzidła. Wcześniej jeździł na kantarku. Wędzidło to ciągle dla niego nowość. Wyraźnie to widziałam w jego zachowaniu: a to potrząsał głową, a to wyciągał wodze, nie reagował na wędzidło tak jak wyćwiczony koń. Miękkie, oddające ręce to podstawa. Nie siłowałam się z nim, nie próbowałam „udowodnić swojej racji”. Gdzieś poprosiłam o więcej, gdzieś indziej popuściłam, by nie wywoływało to zbyt dużej presji. Młody koń mający złe doświadczenie z wędzidłem na początku swojej drogi to duże problemy w przyszłości.

Jak pisałam, podziwiałam Bruna za równowagę. Koń nie urodził się, by nosić człowieka na grzbiecie. Tak często o tym zapominamy. Koń musi się tego nauczyć! Człowiek bardzo zaburza równowagę konia, środek ciężkości. Koń uczy się tego jak to jest mieć człowieka na plecach, jak z nim iść, biegać, galopować. Jak schodzić z w dół po stromym, błotnistym, śliskim zboczu! Nie jeden leciwy koń mógłby mieć z tym problem!

Zobaczcie filmik jak Bruno sobie radził

Polecam Wam jazdę na różnych koniach. Przyglądajcie się im, przyglądajcie się SOBIE, SWOIM REAKCJOM. To jedno z najcudowniejszych rzeczy w jeździectwie 🙂

Ela Gródek

A poniżej jeszcze filmik z pięknego, wiosennego lasu.

Rozluźnienie jeźdźca a dobrobyt konia

Ostatnio, gdy wracałam z weekendu z jogą, koleżanka zapytała mnie: „Ela, a co było pierwsze? Joga czy konie?”. Odpowiedziałam „Konie”. Potrzeba jogi „jakoś tak” pojawiła się sama, wręcz automatycznie, gdy zaczęłam już BARDZIEJ ŚWIADOMIE jeździć konno. Na koniach zaczęłam jeździć, gdy miałam 35 lat, jogę (wcześniej pilates) ćwiczę od 39. roku życia.

Powyższe pytanie koleżanki stało się inspiracją do napisania tego postu. Postu wcale nie o tym, jak to joga świetnie wpływa na rozciągnięcie całego ciała, na gibkość, na elastyczność, co jest oczywiście podstawą w jeździe konnej. I nie o tym, jak mnie kiedyś bolał kręgosłup po jeździe, a gdy zaczęłam ćwiczyć jogę, to wszelkie dolegliwości minęły. O takim działaniu jogi – czy innych ćwiczeń (bo nie musi być to koniecznie joga) – dobrze wiecie. Nie trzeba o tym pisać.

Zanim przejdę do sedna, zadam Ci pytanie: co wpływa na DOBROSTAN koni?

Odpowiedzi będą różne: na dobrostan koni wpływa to, w jakich warunkach są chowane, jak są karmione, czy mają zapewnioną opiekę weterynaryjną itp., itd.

A wiecie, od czego jeszcze w OGROMNEJ MIERZE zależy dobrostan koni? Od jeźdźca, od Ciebie i ode mnie 😊 A konkretnie od stanu jeźdźca 😊  Od tego, jak jeździec traktuje konia, ale też od tego, jak po prostu na nim jeździ, jak sam się CZUJE na koniu. Pospinany jeździec bardzo źle wpływa na konia. Nawet lekko niepewny, zestresowany jeździć źle wpływa na końską psychikę.

Jeździec, który nie umie jeszcze jeździć w harmonii z koniem, w PEŁNYM ROZLUŹNIENIU, będzie obijał grzbiet konia. Uwierzcie mi, siła klapiącej w grzbiet konia – nawet młodej i lekkiej – pupy jest ogromna! Jeździec, który jeszcze nie umie jeździć w spokoju, szczęściu, będzie przekazywał koniowi swój lęk, strach, będzie wpływał na samopoczucie konia. Mamy więc tu dwa aspekty – fizyczny i psychiczny.

Nie jest łatwo w to uwierzyć, patrząc na wielkie, silne zwierzę! Taki człowiek może tak oddziaływać na konia?? Tak. Widać to po zwiększającej się liczbie koni w złym stanie. Kupić obecnie konia w dojrzałym wieku, ujeżdżonego, bez chorób czy narowów to nieomal cud… Konie to bardzo wrażliwe stworzenia i naprawdę czują o wiele mocniej niż TY i JA, niż to sobie wyobrażamy.

Więc jeśli kochamy konie, to musimy się starać jak najlepiej jeździć, pracować nad swoim jak najlepszym dosiadem (to pojęcie rozbiłam na czynniki pierwsze tu: Dosiad – nauka na całe życie 🙂). A w tym dosiadzie jedną z głównych ról odgrywa ROZLUŹNIENIE, świadomość własnego ciała (brak blokad i spięć w ciele).

A aby osiągnąć rozluźnienie na koniu, musimy dokładnie poznać konia (by nie bać się jego reakcji, by nie bać się samego KONIA, by rozumieć, co z czego się bierze, by umieć odpowiednio reagować. Po to napisałam dla Ciebie książkę O książce ) i musimy dokładnie poznać… SIEBIE – swoje ciało i swój umysł. Wiem, że wydaje się to górnolotne i przesadzone. Ale uwierzcie mi – to prawda. Poczułam to na sobie, na własnej skórze.

Trzeba umieć zauważać, kiedy jestem myślami nieobecna a moje ruchy przez to niespójne (KOŃ O TYM BĘDZIE WIEDZIAŁ). Kiedy jestem spięta? Kiedy JAKAŚ CZĘŚĆ mojego ciała jest spięta? Która? Jak to „wychwytywać”? Zauważać? Jak, siedząc na koniu, myśleć o sobie, swoich reakcjach, swojej zaciśniętej żuchwie, przykurczonych nogach, zgarbionych plecach, zaciśniętych palcach? Uwierz mi – koń to czuje. I koń się nie rozluźni, jeśli człowiek się nie rozluźni. A pospinany koń to koń na drodze do kontuzji.

Droga do rozluźnienia jeźdźca jest bardzo długa. To bardzo trudne. Ja po kawałeczku się uczyłam. Wiele lat. I wciąż się uczę.

I joga właśnie w tym bardzo mi pomogła. Staję na macie i czuję swoje ciało. Obserwuję swój oddech. To, czy jestem spokojna, w równowadze. Obserwuję, co myśli moja głowa. Uczę się uważności. Bycia we własnym ciele. Umiem zauważyć, kiedy wstrzymuję oddech, kiedy oddech przyspiesza. Umiem wrócić do spokojnego oddechu, do napięcia lub puszczenia napięcia mięśni. Lepiej ćwiczyć to najpierw na macie, a potem przenieść na konia 😊 Dla jego dobra.

W jeździectwie nie ma drogi na skróty. Jeśli myślimy o dobrostanie konia. Czy pomoże Ci w tym joga, czy coś innego – nie ma to znaczenia. Ważne, by widzieć tę wielką zależność między swoim stanem fizycznym i psychicznym a dobrostanem konia. By powoli dążyć w tym kierunku. W kierunku świadomego jeździectwa 😊

PS W tym kontekście polecam szkolenia Natalii Jasickiej-Krugiołek „Sprawność psychofizyczna jeźdźca” (info znajdziecie na Facebooku na „Treningi dosiadowe. Sprawność psychofizyczna jeźdźca”). Na tym szkoleniu byłam gdy dopiero moja droga jeździecka nabierała barw. Byłam początkująca (mimo, że jeździłam już 2-3 lata!) i to od Natalii po raz pierwszy usłyszałam o PRZEPUSZCZALNOŚCI jeźdźca, o blokadach w ciele, z których w ogóle nie zdajemy sobie sprawy, o tym jak nasze ciało oddziałuje na konia. Na tym szkoleniu Natalia zasiała ziarno. I za to bardzo, bardzo jej dziękuję.

Dziękuję też „Karma – pracownia jogi i psychosomatyki” za każdą lekcję na macie.