Wspinanie się ogierka

Idąc do stajni rekreacyjnej, mając do czynienia z końmi ułożonymi, szkolonymi, często mamy mylne wyobrażenie o naturze końskiej.

Wydaje nam się, że przecież to normalne, naturalne, że koń podaje nogę do czyszczenia, schyla łeb, gdy pociągniemy za kantar, usunie się w bok, gdy damy mu sygnał, stoi spokojnie, gdy czyścimy, idzie grzecznie, gdy o to prosimy itp. itd. Jednak rzeczywistość okazuje się zupełnie inna. Wystarczy poobserwować surowe konie, młode konie, źrebaki, by wyciągnąć kompletnie inne wnioski. Każdemu życzę choćby jednego dnia pracy z młodymi końmi. Tu widać naturę końską, instynkty koni jak na dłoni. To tu człowiek widzi, ile pracy wymaga koń, by stał się bezpiecznym towarzyszem człowieka. Ile zachowań trzeba wygasić, a ile nauczyć.

Ostatnio miałam okazję obserwować siłę instynktu ucieczki od źródła bólu, nacisku u młodego konia. O tym instynkcie pisałam już dokładnie w poście „Instynkt koński – nieustępowanie na nacisk” Instynkt koński – nieustępowanie na nacisk oraz w książce (O książce). W przeciwieństwie do człowieka, koń nie ucieka od źródła nacisku, ale stawia opór.

Torino ma rok i 8 miesięcy. To młody ogierek, żyjący beztrosko ze swoim stadem. Jest pewny siebie, zaczepny, ciekawski. Już dużo umie, ale dużo jeszcze nie. Wszystko to zaobserwowałam, spędzając czas z nim i ze stadem na pastwisku. Gdy pierwszy raz wzięłam Torina na ujeżdżalnię na kantarku, zauważyłam, że Torino nie ma nic przeciwko kantarkowi, o ile nie idzie za tym uwiąz. Spokojny spacer na uwięzie okazał się niemałym wyzwaniem. Torino zdecydowanie wolał mieć swobodną głowę niż ograniczoną na uwiązie. Poszarpywał głową, chcąc się uwolnić. Od razu wywnioskowałam, że instynkt napierania na źródło nacisku jest u niego jeszcze bardzo silny. Gdy kantar naciskał na jego potylicę, głowa Torina chciała naciskać na kantar. Gdy ja prosiłam o opuszczenie głowy, Torino odpowiadał naciskiem na ten ruch i „pchał” do góry, czyli – upraszczając – wyrywał głowę, chciał się odsadzić. W pewnej chwili tak się zamachnął, że zadębował. Widząc dwa kopyta w górze, puściłam uwiąz. Torino uwolnił się. Jeśli taka sytuacja powtórzyłaby się kilka razy, odruch wspinania się utrwaliłby się i „niechcący” koń mógłby stać się bardzo niebezpiecznym zwierzęciem.

Co możemy zrobić w takiej sytuacji? Usilne szarpanie się z koniem i „przeciąganie” na swoją stronę nie ma sensu. Jest niebezpieczne dla nas i niemiłe dla zwierzęcia (nie chcemy karać go za coś co leży w jego naturze). Zamiast tego możemy popracować nad wyciszeniem tego instynktu – najpierw na wolności. W boksie czy na padoku możemy naciskać własną ręką na potylicę i za każdym razem, gdy koń schyli łeb, nagrodzić go (np. kawałkiem marchewki). Potem możemy pociągać za kantar w dół i to samo – za obniżenie łba solidnie nagrodzić. W ten sposób koń nauczy się, że za nieszarpanie głową do góry należy się nagroda! A tak w ogóle, to na samym początku warto go oswoić z samym dyndającym uwiązem (koń zobaczy, że to nic takiego) oraz nauczyć chodzenia przy naszym boku „na wolności”.

Praca z młodymi końmi to wspaniała zabawa, ale też wielka odpowiedzialność. Zanim wezmę ponownie Torino na ujeżdżalnię, na uwiązie chcę mieć pewność, że dębowanie się nie powtórzy. Że przepracujemy to, co wymaga pracy – w dobrej atmosferze, w bezpiecznych warunkach.

PS I UWAGA. Przyczyny odsadzania, czy wspinania mogą być różne (często złożone). Takie zachowania mogą być konsekwencją strachu (nowa osoba, nowe wymagania), za dużej presji (koń: „muszę natychmiast się wyrwać, nie zniosę więcej”), klaustrofobii końskiej (każdy koń z NATURY to klaustrofobik. Ograniczenie wolności, możliwości ucieczki może paraliżować). Dlatego nie należy traktować tego wpisu jako wyjaśnienie wszelkich takich zachowań. Niestety…nie takie to wszystko proste. TYLKO obserwacja konkretnego konia, w konkretnych warunkach MOŻE nam powiedzieć gdzie leży problem… Bo gdzie NA PEWNO leży problem, to wie tylko sam koń 😊 Prawda Torino? 😊

PS II Ogierki w tym wieku mają tendencję do dębowania. Uczą się. No cóż…taka umiejętność przydaje się w przyszłości do walki z innymi ogierami oraz do płodzenia potomstwa.

PS III Torino będzie na dniach poddany kastracji. Ciekawe czy to znacznie wpłynie na jego zachowanie?

Ela Gródek

 

Instynkt „uciekam!”

System komunikacji koni jest niesamowity. Szybkość przekazywanych informacji między osobnikami oraz natychmiastowa ich reakcja są godne podziwu. Konie żyją w stadzie. Dzięki temu mają nie jedną parę oczu, ale kilkanaście. Gdy jeden koń zauważy coś niepokojącego, od razu informuje inne. Ale jak? BEZGŁOŚNIE. Bezszelestnie. Tylko swoim ciałem, energią, mikrosygnałami. Tak, by potencjalny drapieżca nie widział tego. Inne konie – po takim ostrzeżeniu – są gotowe, w jednej sekundzie, do działania. Jeden ruch i całe stado rzuca się do ucieczki. Tu nie ma czasu na rozważania „Czy warto uciekać?”, tu chodzi o życie. Dopiero po chwili biegu (a przyjęło się, że maksymalnie po 500 metrach) koń zatrzymuje się i „sprawdza”, czy alarm był fałszywy, czy prawdziwy. Czy jego życie było narażone, czy nie.

Ten instynkt działa zawsze. I nieważne, że w Twojej stajni jest bezpiecznie. Ze przecież nie ma tam wilków ani krokodyli. Ta reakcja jest zapisana w genach koni tak mocno, że włącza się automatycznie. Dokładnie tak samo jak włączyła się moja reakcja na spadanie z konia – wysunęłam rękę i podparłam się nią, by chronić głowę. I ręka złamana. A przecież wiedziałam, że jest to beznadziejny sposób „ratowania” się z upadku… odruch, instynkt zadziałał.

Nie wiem, czy miałeś okazję obserwować tę „reakcję łańcuchową” u koni w praktyce, na przykład podczas terenu? Ja miałam. Jeden koń zerwał się w pęd i… cała reszta nas – jeźdźców – została „zabrana” przez pozostałe konie na dziki galop. Gdy jeden koń zrywa się do biegu, reszta też się zrywa. Tak działa stado. Być może ten pierwszy koń miał powód do ucieczki? Zobaczył coś, czego inne konie nie zauważyły? Zatem pędziłam na grzbiecie konia gdzieś tam w górę… jak worek ziemniaków (więcej przeczytasz tu: Pełny cwał na ścierniskach? Jak?). Na dole została tylko nasza przewodniczka. Była w stanie „przetłumaczyć” swojemu koniowi (którego z pewnością była członkiem stada), że „naprawdę nie ma zagrożenia i nie ma po co biec. Możesz zostań ze mną”.

Ostatnio miałam okazję zaobserwować ten instynkt ponownie 😊 Byłam w lesie z Larmandem, a za mną Julia (córka) z Ariką. W pewnym momencie rozdzieliłyśmy się. Ja zaczęłam już wracać do stajni. Julia z Ariką spacerowały jeszcze „z ręki” po lasku. W pewnym momencie słyszę za sobą ostrzeżenie Julii: „Uwaga! Koń biegnie”. Obejrzałam się za siebie i zobaczyłam Arikę biegnącą w naszą stronę. Dyndający uwiąż między nogami konia zrobił swoje. Arika w pełnym popłochu biegła do stajni. Powiedziałam do Larmanda: „Spokojnie, spokojnie, nic się nie dzieje”, wzięłam oddech i czekałam. Arika lekko przyhamowała przy zadzie Larmanda, by nie wlecieć w niego, wyprzedziła nas i pełnym galopem poleciała dalej. Larmand, oczywiście, odebrał sygnał i chciał rzucić się za nią pędem. Ugięłam mu łeb, poprosiłam o odangażowanie zadu (noga za popręg). Wykonaliśmy kółko wokół własnej osi. Poprosiłam o cofnięcie. I jeszcze raz, i jeszcze… aż do wyciszenia. Łeb Larmanda ustawiłam tyłem do stajni, blisko pastucha. I znów cofnięcie. Larmand kojarzy cofnięcia z czymś miłym (ćwiczymy to od samego początku naszych spotkań. Za każde cofnięcie Larmand jest szczodrze nagradzany). W całym tym procesie starałam się jak najmniej używać wodzy – wykorzystywałam je do ugięć łba, a nie do „zaciśnięcia” ich na pysku. Wędzidło, zaciągnięte wodze wywołują tylko większą panikę u konia i są bardzo bolesne (dużo o tym, jak działa wędzidło, pisałam tu: Koń pędzi? Popuść wodze! )

Gdy tylko Larmand uspokoił się, przestał dreptać, kręcić się, gdy ustaliśmy kilka sekund bez ruchu, zeszłam z niego. ZEJŚCIE Z KONIA TO NAJWIĘKSZA DLA NIEGO NAGRODA. To zdjęcie presji, to danie „wolnego”. Larmand za to, że się uspokoił, został ze mną, został szczodrze nagrodzony. Wygłaskałam go z ziemi, pogadałam z nim jeszcze chwilkę i na niższych emocjach poszliśmy do stajni.

Emocje konia opadają bardzo powoli. Nie tak jak u ludzi. Jeździec dawno już nie pamięta, że coś się wydarzyło, a koń dalej ma we krwi wysoki poziom hormonu odpowiadającego za „UCIEKAĆ”. Trzeba mieć to w świadomości. Po zdarzeniu pełnym paniki trzeba dołożyć starań, by reszta czasu spędzona z koniem odbywała się już na niskiej energii. By koń ponownie nie „odpalił” – wg nas z błahego powodu. Trzeba pamiętać, że hormony działają dalej, „nastrój” z poprzedniego wydarzenia dalej jest obecny.

Czułam się, jakbym zdobyła srebrną odznakę. Wszystko to, czego uczyłam się w teorii, zdałam w praktyce. Byłam szczęśliwa, że dogadałam się z Larmandem. Koń to niesamowicie silne zwierzę. Gdyby Larmand nie chciał ze mną gadać, wylądowałabym z nim pod stajnią – pewnie w mało bezpieczny sposób 😊 Nauka jazdy konnej i psychologii konia jest trudna. Łączy się ściśle i nierozerwalnie z psychiką jeźdźca. Gdyby mało było we mnie spokoju, opanowania, gdybym nie była sama psychicznie przygotowana na tę sytuację, stałoby się to, co kilka lat wcześniej: byłabym tylko workiem ziemniaków pędzącym na grzbiecie Larmanda tam, gdzie Larmand chce 😊

PS Polecam Wam książkę „Od człowieka do koniarza” Rick’a Lamb’a – jest tam między innymi opis takiej sceny: obok Ricka siedzącego na koniu, wybuchają petardy. Potem następuje opis co robi Rick, jak sobie radzi, co czuje, co myśli. Gdy to czytałam myślałam: „O cholera! Ja bym chyba umarła ze strachu…”. Ale dzięki Bogu jeszcze żyję i mam się dobrze😊