Praca ze źrebakiem- czego nauczyć, czego wymagać?

Do napisanie tego postu zainspirowała mnie pewna sytuacja w stajni, której byłam świadkiem. Mianowicie, zauważyłam jak dwie kobiety starają się opatrzeć ranę koniowi. Chciały spryskać ranę na nodze konia. Ale nie dało się. Koń zachowywał się nerwowo, kręcił się, przepychał, odskakiwał. Wpadał w coraz większą nerwowość. Kobiety próbowały „poskromić” go, pouczyć, by stał spokojnie. Nie działało. Koń coraz bardziej się nakręcał. Był to koń młody, ale już postawny, silny, wysoki, kilkuletni. Ewidentnie sytuacja robiła się niebezpieczna.

Obserwowałam tę sytuację i myślałam: „Boże – przecież tego można było uniknąć! Tej szarpaniny, nerwów. Przecież tego konia można było przyzwyczaić do spraya, do opatrunków wcześniej. Przecież było tyle czasu jak był źrebakiem…”.

Coś co wydaje mi się tak często podstawą, oczywistością w pracy z młodymi końmi, w treningu, okazuje się nie takie oczywiste dla wielu właścicieli koni.

Zatem dzisiaj wpis o tym CO NALEŻY UCZYĆ I WYMAGAĆ od źrebaków. I dlaczego?

Odpowiedź DLACZEGO jest prosta. Chcemy wychować konia BEZPIECZNEGO. Bezpiecznego w każdej „stajennej”, terenowej, „medycznej” sytuacji. Co chcemy by źrebak umiał? Jakiego chcemy mieć konia?

Chcemy mieć konia:

  1. Który daje się dotykać wszędzie, daje sobie podnosić ogon, stawać za zadem,
  2. Który stoi spokojnie, gdy go przywiążemy,
  3. Który opuszcza łeb na naszą prośbę (a nie instynktownie zadziera do góry, wyrywa. Chodzi o stłumienie instynktu uciekania od źródła nacisku. Jak jeszcze nie wiesz co to jest, to zachęcam do przeczytania w książce O książce),
  4. Który nie wyrywa nóg przy czyszczeniu, czy wizycie kowala,
  5. Którego możemy wziąć na myjkę, by spłukać błoto, ochłodzić w upalne dni. Nie boi się wody, daje się oblewać, robić sobie prysznic,
  6. Który przełazi przez kałuże, a nawet kopytem uderza wodę bawiąc się i chłodząc 😊,
  7. Który idzie za nami grzecznie. Nie ciągnie nas, nie przepycha, nie wpada na nas. Staje, gdy my stajemy,
  8. Który da się cały spryskać sprayem – środkiem przeciw komarom lub środkiem medycznym,
  9. Który da sobie zaglądać w pysk i wciskać pasty/lekarstwa, sprawdzać zęby,
  10. Który da sobie kłaść na grzbiet różne przedmioty (pady, folie, czapraki),
  11. Który pozwoli sobie włożyć termometr w odbyt (tak mierzy się temperaturę koniowi),
  12. Który bez strachu przebywa w każdym zakątku stajni i na roundpen, hali, ujeżdżalni,
  13. Który wejdzie do przyczepki, oraz na podest,
  14. Który nie boi się “strachów” w stajni: ciągników, folii, parasoli, balonów, piłki, (tu lista może być nieskończona),
  15. Który – wreszcie – reaguje na nasze prośby: zmiany tempa chodu (wspólne chodzenie i wspólne bieganie – koń naśladuje nasz chód), uginanie łba, odangażowanie zadu, COFANIE. Wspólne spacery w terenie, lesie.

Ta lista to absolutna podstawa. To koń powinien umieć zanim ukończy 1,5 roku. Zanim nawet pomyślimy o siodle! Oczywiście nigdy nie jest za późno na naukę, ale miejmy na uwadze to, że duży koń, wyrośnięty, jest już o wiele bardziej niebezpieczny niż źrebak! Wyobraźmy sobie, że od spraya odskakuje duży koń i staje nam na nodze! I porównajmy to z wystraszonym źrebakiem, który wpada na naszą stopę 🙂

Chcemy mieć konia, który nabierze “za młodu” zaufania do człowieka, będzie miał go za swojego lidera.

Od roku ćwiczę z Oreusem – konikiem, który trafił do stajni mając 6 miesięcy. Ćwiczę nie często – średnio raz na 2 tygodnie. Ćwiczy także (pod moim okiem) Asia – młoda, ambitna koniara (też kiedy ma chwilkę). To wystarczyło, by nauczyć Oreusa większość powyższych umiejętności. Oreus szybko się uczy (jak każdy młody koń nie zrażony do człowieka!!). By opanować konkretną umiejętność potrzebował 3-4 sesje.

Generalnie – i to powtarzam za jednym z moich ulubionych trenerów Manolo Mandez ( Szkolenie z Manolo Mandez – część I) – sesje powinny być krótkie. LEPIEJ MNIEJ NIŻ WIĘCEJ.

Pracę z Oreusem zaczęłam od CHODZENIA. Każdy koń powinien spokojnie iść przy człowieku NA LUŻNYM UWIĄZIE. Nie powinien wyprzedzać, ani zostawać w tyle (chcemy być w strefie 2. Nie wiesz co to za strefa? Odsyłam ponownie do książki). Nie powinniśmy go ciągnąć. Ani on nie powinien ciągnąć nas. Koń ma reagować na nasz ruch, nasze ciało, naszą energię. Wbrew pozorom jest to jedna z najtrudniejszych czynności przy źrebakach, które mają dużo energii i dekoncentrują się w sekundzie😊W tej nauce ważne jest chwalenie NAJMNIEJSZYCH postępów. Nie możemy uczyć „przeciągając” i ciągnąc za uwiąż! (=karając).

Ważne jest uginanie łba, cofanie. Uzbrajamy się w cierpliwość i systematycznie, małymi kroczkami, chwaląc każdy mały ruch, uczymy o co nam chodzi.

To samo z czyszczeniem nóg. Najpierw uczymy zaakceptowania naszego dotyku na całej długości nogi!

Wszelkie czynności wykonujemy BARDZO WOLNO. Absolutnie nie dopuszczamy do podniesienia emocji, do wywołania strachu. Nie możemy robić nic na siłę! Nic co wywoła NIEPOZYTYWNE SKOJARZENIA. Lepiej wolniej, ale TYLKO na pozytywnych emocjach. Nie możemy uczyć karając, przytrzymując za mocno, agresywnie, czy nie daj Boże uderzając, bijąc bacikiem. Niepozytywne skojarzenia BARDZO TRUDNO zatrzeć w pamięci konia. To nie jest tak, że uczymy konia „wytrzymać” sytuację. Nie chcemy nauczyć go „wytrzymania” opryskiwania sprayem. Nie chodzi nam o „zamrożonego”, napiętego konia. Chodzi nam o ROZLUŹNIONEGO konia, obojętnego na dany bodziec, czynność.

Ucząc Oreusa przebywania w nowych miejscach często posiłkowałam się jego przyjacielem – Hefajstosem (razem spędzają czas na pastwisku i naprawdę się lubią). Brałam Hefajstosa na roundpen, na ujeżdżalnię, w teren, by, po pierwsze: Oreusowi było raźniej, a po drugie: by obserwując Hefajstosa i jego pracę już sam kodował istotne informacje (np: Hefajstos ma na sobie człowieka 🙂 )

Na facebooku znajdziecie filmiki z mojej pracy z Oreusem.

https://www.facebook.com/reel/1410336576302999

https://www.facebook.com/reel/257686277419575

https://www.facebook.com/reel/1184675479403404

Trudno jest w poście uczyć wychowania młodych koni. Mam nadzieję jednak, że podsunęłam tematy do zgłębienia wiedzy. Mój autorytet  – Feather Light Horsemanship (https://featherlightacademy.com/), w swoich onlinowych kursach, ma cały rozdział poświęcony pracy ze źrebakami. Jest tam mnóstwo filmików, gdzie możesz zobaczyć, poczuć jak to wygląda. Kurs można wykupić w każdym momencie i oglądać wtedy kiedy masz czas. Bardzo polecam!

Pamiętaj – czym skorupka nasiąknie za młodu…!

PS Poniżej jeszcze kilka fotek z Oreusem w roli głównej 🙂

Praca z Murphym – cześć IV

Część III wpisu “Praca z Murphym” skończyłam zdaniem: “A potem przyjdzie czas na wisienkę na torcie: szybkie, wydłużające, terapeutyczne cwały po łąkach. To jeszcze przed nami😊”. I Przyszedł ten moment – część IV wpisu o pracy z Murphym, gdzie opiszę – a raczej pokażę na filmiku – “wisienkę na torcie” 🙂 W części III pisałam o terenach – jak zaczynałam bezpieczne tereny z Murphym (oczywiście na kantarze/ ogłowiu bezwędzidłowym). Pisałam o pierwszych wyjściach w teren, w siodle. O kolejnych krokach w pracy w terenie – tak by były bezpieczne dla mnie i dla Murphiego. By były bezstresowe, przyjemne, w pełni kontrolowane i w pełnym zaufaniu. A dzisiaj mam przyjemność pokazać Wam galopy po łąkach. Dla mnie mogłyby być jeszcze szybsze, ale Murphy potrzebuje jeszcze chwilę czasu, by chcieć naprawdę wydłużyć się w cwałach. By całkowicie otworzyć się na wolność! Tak – tego konia mogę wziąć WSZĘDZIE w teren, na kantarze i jestem pewna siebie i jego w 100%. Część III pisałam we wrześniu 2023 roku. Międzyczasie dużo się działo. Murphy czekał na dopasowanie siodła, musiał przejść rehabilitację u fizjoterapeuty, zmienić dietę, miał też kontuzje. Wiele się działo więc praktycznie przez całą zimę nie byliśmy w terenie w siodle. Były tereny na oklep i spacery po lesie. Dużo stępa i trochę kłusa. Ale nasze relacje, nasza komunikacja pogłębiała się i gdy teraz – w lato – pojawiły się wreszcie odpowiednie warunki kondycyjno-terenowe, mogłam “dokończyć” szkolenie i iść z Murphym po “wisienkę na torcie” 🙂 Mam pewność, że Murphy za każdym razem posłucha mnie, gdy powiem: “Zatrzymaj się!”, “Nie galopujemy! Przechodzimy do stępa!”. Wiem, że zrobi to dla mnie nawet na środku łąki, z pełnego galopu 🙂 Okolice Stajni “Na Zielonej”, “Zielonej Farmy” (gdzie możecie wynająć domki – bardzo Wam polecam!: https://www.facebook.com/zielonafarmakonary/), gdzie żyje Murphy, są piękne! Są to tereny pagórkowate, tereny leśne, oraz szerokie, piękne łąki. Z Murphym – w ramach treningu – wychodzimy też kompletnie poza znane mu tereny (gdzie się pasie). Wchodzimy na “obce łąki”, mijamy domy, ulice. Murphy jest spokojny, zaciekawiony. Bo spokojna jestem JA. To absolutna podstawa! TO JA NAJPIERW musiałam przepracować tak wiele “blokad” – sama ze sobą – zanim byłam gotowa wyjść na szerokie łąki z jakimkolwiek koniem. To ja najpierw musiałam się nie bać tego co może mnie potencjalnie czekać na otwartej przestrzeni. Nie mogłam bać się pędu, nie mogłam mieć wątpliwości, że zatrzymam bezpiecznie konia, nie mogłam czuć ŻADNEGO lęku. Murphy wie, że może na mnie liczyć i że powiem mu co robić w każdej sytuacji. Wie, że może gnać ile chce po łące (jeszcze chwila i w pełni skorzysta z tej wolności). Wie, że nie dostanie wędzidłem po zębach. Jadąc z nim w galopie ODDAJĘ mu wodze, upewniam go, że TAK! MOŻESZ BIEC I JEST TO FAJNE I BEZPIECZNE. Jadę na luźnych wodzach (zobaczcie na filmiku). Nie musi “uważać” na ewentualny ból w pysku przy nieodpowiednim ruchu (tak wyobrażam sobie to ja 🙂 ). Jest więc rozluźniony. Może gnać ile chce, a jak poczuje mój dosiad i lekki nacisk ogłowia/kantarka, to wie, że ma zwolnić. I ZAWSZE będzie to przyjemne. Nie musi się spinać, myśleć o ewentualnych “nieprzyjemnościach”. Murphy – jak pisałam w poprzednich częściach – był koniem NIEREAKTYWNYM, wolał (i dalej woli) nie iść, nie rozpędzić się, jechać “na hamulcu”, niż narazić się na dyskomfort w pysku spowodowany wędzidłem. Więcej wędzidle pisałam tu: Dlaczego bez wędzidła?) Wiele dzieci w rekreacji boi się szybkiego konia, więc hamuje go przy każdej okazji. Na taką ilość “zwolnij!” koń w pewnym momencie reaguje niechęcią do szybkich, rozluźniających galopów.
Inne konie, z kolei, często gnają/uciekają przed bólem zadawanym przez wędzidło (nie musi być to wielki ból! I może być on kompletnie nieuświadomiony przez człowieka) – pisałam o tym często w różnym kontekście (tu Trzymaj się grzywy! NIE WODZY! oraz Draco i ja i treningi nie tylko skokowe 🙂 Konie bardzo często “uciekają” przed wędzidłem. Przed POTENCJALNYM bólem zadanym przez wędzidło. To jedyna ich ochrona, instynkt. Gdy jeździec zaciąga wodze, działa wędzidłem, to koń zamiast zatrzymać się, rwie jeszcze bardziej do przodu. Związane jest to z instynktem ucieczki od źródła bólu, który opisałam w książce “Jazda konna? Naturalnie!”. I oczywiście – zgadzam się. Są konie, które pięknie wyciągają się w terenie jeżdżąc z wędzidłem. Jeżdżę w terenach z różnymi stajniami – mam w tym doświadczenie. Zawsze wtedy sobie myślę, że mogłabym zmienić im ogłowie na bezwędzidłowe i chodziłyby tak samo 🙂 Ale są konie, które chodzą spięte, galopują spięte, wycofane. Lub są konie, które ponoszą, które “płoszą” się i wpadają w panikę. Zanim zaczęłabym diagnozować różne, inne przyczyny takiego zachowania, zaczęłabym od wyjęcia wędzidła – by w pierwszej kolejności wyeliminować reakcję konia na (nieuświadomione przez nas) działanie wędzidła. Poniżej filmik – z terenu z Murphym.

Rozluźnienie konia jako klucz do rozwiązywania problemów

ROZLUŹNIENIE

Wagę rozluźnienia poznałam tak naprawdę (poczułam tak bardzo wyraźnie) dzięki Ivet Brokesch podczas udziału w jej 3 miesięcznym kursie online (link do wpisu tu: Online kursy z Ivet z Feather Light Horsemanship – część I „Problem Solving” ) Wreszcie to do mnie dotarło: ROZLUŹNIENIE to KLUCZ do rozwiązania wielu, wielu problemów behawioralnych koni.

Już tłumaczę 😊

Zadajmy sobie pytanie? CO KOŃ MA Z TEGO, ŻE Z NAMI JEST? Co koń ma z tego, że robi to co chcemy? W metodzie klikerowej jest to smaczek, to jest nagroda. Koń dostaje wymierną nagrodę za pożądane zachowanie. Lorenzo jako nagrodę daje WOLNY CZAS (więcej tu: Rozważania z leżaka o Lorenzo ), jak to mówi „największą nagrodą dla konia jest święty spokój”. Co jeszcze „dają” inni trenerzy? Obserwując od dłuższego czasu np. Ivet która, jako trener, wyprowadza wydawałoby się beznadziejne przypadki koni na prostą (znarowione, niebezpieczne), wielokrotnie zastanawiałam się „Jak ona to robi? Co oferuje koniom w zamian?”.

CO ONA DAJE? Co sprawia, że koń naprawdę chce być przy jej boku i „popisywać” się najbardziej skomplikowanym sztuczkami EVER?

Biorąc udział w kursie Ivet otrzymałam odpowiedź. Ivet daje ROZLUŹNIENIE. Nie ukrywa, że koniom musimy zaoferować coś w zamian. Musi być jakieś, jak to określa, „added value”, wartość dodana, by koń miał motywację do pracy z nami, chciał dla nas coś robić. W przypadku Ivet wartością dodaną (oprócz oczywiście świętego spokoju 😊) jest ROZLUŹNIENIE. NIGDY bym na to nie wpadła! Oczywiście nie ruszymy bez:

– relacji z koniem,

– idealnej komunikacji z koniem (znajomość języka koni), wyraźnego wysyłania komunikatów, czytania sygnałów,

– naszej wewnętrznej harmonii, pewności siebie, spokoju,

– spójności !!!

– żelaznej konsekwencji,

– zaufania itp itd,

ale gdy chcemy osiągnąć to co osiąga Ivet – musimy do tego dodać jeszcze coś.

I UWAGA! Kropki zaczęły mi się łączyć! Przez lata obserwowałam różnych trenerów i wszyscy oni również stosują rozluźnienie konia jako podstawę swojej pracy (tylko może za mało to podkreślają?). Np. praca Monolo Mandez  (wpis o nim tu: Szkolenie z Manolo Mandez – część I) – chody boczne, praca na kołach, dobre lonżowani, czy Equi Kinetic, Straigness Training, Dual- Activierung. Można by mnożyć różnych trenerów i “szkoły”.

Idąc dalej za Ivet. Koń spięty (i nie mówimy tu o spięciu spowodowanym bólem, kontuzją – to oddzielny temat) to koń „na czuwaniu”, gotowy na to, by w każdym momencie rzucić się do ucieczki, obrony. Gotowość, uważność, obrona, leży u podstaw przetrwania tych zwierząt, to ich instynkt. Ivet przez rozluźnienie chce zmienić ten, jak mówi, MINDSET konia, czyli jego stan umysłu. To co robi Ivet to wytrącanie konia z myślenia „muszę być gotowy do ucieczki, muszę być przygotowany”, bo to oznacza napięcie, sztywność a w efekcie złe samopoczucie konia, zła praca, zły trening. Jak objawia się sztywność, napięcie konia – wszyscy wiemy. Podkreślę tylko, że koń PROSTY to koń gotowy do ucieczki (koń zgięty, ugięty nie da rady biec!).

Zatem to co Ivet ćwiczy i robi z końmi to ciągłe WYGINANIE je w banana😊. Koń wygięty w banana nie jest gotowy do ucieczki. Ivet wykonuje różne ćwiczenia (podobnie jak wiele innych wyżej wymienionych trenerów), by koń się pozginał (ugięcia łba, praca na kołach, chody boczne, “united circles” etc), by przez ciało wytrącić go z tego stanu umysłu „gotowości”, „napięcia”. Jak podkreśla, koń w efekcie takiej pracy zaczyna NAPRAWDĘ dobrze się czuć. Zaczyna poznawać jak fajnie się rozluźnić, jak fajnie jest przy tym człowieku!

To tak jak z jogą – myślę. Joga daje rozluźnienie w ciele a przez to również dosłownie „rozluźnienie”, odprężenie psychiczne, relax (mimo wysiłku – wiem, bo ćwiczę)!

Przy okazji taka praca to oczywiście gimnastyka dla koni. Giętki, porozciągany koń to koń bez bólu, napięć, w dobrej formie. To koń szczęśliwy. Jak mówi Manolo: „Jeśli u konia, w wyniku złego treningu, pojawia się problem z szyją, grzbietem, czy nogą, to zawsze potem pojawi się problem z GŁOWĄ, z psychiką”. To genialne zdanie. Jakże prawdziwe. Dobry trening daje koniom rozluźnienie. A przez rozluźnienie fizyczne docieramy do psychiki, bo oferujemy koniowi coś więcej – dobre samopoczucie, dobry mindset.

Jak jeszcze dodaje Manolo, między innymi rozluźnienie umożliwia koniowi pracę W DOBRYM USTAWIENIU, w zdrowej dla niego sylwetce (good posture!). A zdrowa sylwetka, dobre ustawienie konia gwarantuje bezbolesne, komfortowe niesienie jeźdźca na swoim grzbiecie. I koło się zamyka.

Nie sposób ująć tematu w jednym wpisie. Mam nadzieję, że choćby trochę „sprzedałam” Wam ideę 😊

Macie jeszcze inne spostrzeżenia? Piszcie w komentarzach.

Jak rozluźnić konia? Nie ma potrzeby, bym kopiowała Ivet nagrywając filmiki lub opisując jej pracę – poobserwujcie ją sami na Facebooku i Instagramie pod „Feather Light Horsemanship”. Polecam jej kursy z tysiącami filmików na https://featherlightacademy.com/, gdzie wszystko możecie obejrzeć po kilka razy i naprawdę zobaczyć ŻE TO DZIAŁA!😊

Gdy poznałam Murphiego nie chciał on nawet o 10% uchylić łba, zgiąć ciało w najmniej wygiętego banana😊 Robimy postępy 😊 Jestem dumna z niego!

Ela Gródek

PS A to moje rozluźnienie 🙂 Zdecydowanie dobrze robi na głowię 🙂

Praca z Murphym – część III

Dzisiaj część III postu „Praca z Murphym”. W tych trzech postach opisuję Ci po kolei KROKI pracy z nowym koniem, z koniem, którego nie znałam – od momentu poznania, przez pracę na ujeżdżalni, pracę z ziemi, na wolności,  kończąc na wyjazdach w teren.

Dla przypomnienia – w części I (Praca z Murphym – część I) pisałam o

  • Zachowaniu w boksie i KOREKCIE tego zachowania.
  • Pracy na uwiązie (lekkie podążanie za impulsami na uwiązie, reagowanie na sygnały).

Zauważ, że NAJMNIEJSZA RZECZ przy koniu jest ważna! Ważne jest to jak koń się zachowuje w boksie i jak za Tobą, przy Tobie idzie! Już takie zwykłe, proste zachowania mówią nam niesamowicie dużo o koniu i już TU zaczyna się praca z koniem 😊

W części II (Praca z Murphym – część II) pisałam o kolejnych krokach (KOLEJNOŚĆ ma znaczenie)

  • Pracy na ujeżdżalni na kantarku
  • Pracy na wolności (roundpen)
  • Ponownej pracy na kantarku
  • Wyjścia w teren z koniem w ręku (nie w siodle)

Między czasie, spotykając się z Murphym wplatałam habituację (co to jest patrz tu: Gdy nie ma w domu dzieci to… habituacja)

Mając za sobą powyższe kroki przyszedł czas na kolejny etap – praca w siodle i wyjście w teren (w siodle).

Murphy jest koniem, który od lat pracuje w rekreacji. Na ujeżdżalni jest spokojny, opanowany. Gdy wsiadłam na niego pierwszy raz byłam mile zaskoczona, że tak pięknie daje się prowadzić. Jak wiecie z poprzednich części wpisu, Murphy nie reagował chętnie na sygnały z ziemi. Spodziewałam się zatem „ospałego” konia pod siodłem. Konia, którego trzeba trochę „ponamawiać” na przejście do kłusa, galopu, zmiany kierunków itp😊 A tu niespodzianka. Murphy pracuje chętnie, z odpowiednią dynamiką, czyta sygnały, prośby zmiany tempa jazdy, zmiany chodów. Murphy w rekreacji chodzi na wędzidle. Ja od samego początku naszej współpracy pracowałam z nim tylko na kantarku. Po przepracowaniu ćwiczeń na kantarku z ziemi, gdy miałam już pewność, że Murphy czyta moje sygnały przekazywane za pomocą kantara i uwiązu, przyszedł czas na pracę w siodle. NIGDY nie wsiadam na nieznajomego konia na kantarku bez uprzedniego przygotowania go do tego z ziemi. Zanim wsiądę w siodło muszę mieć pewność, że koń wykonuje moje wszystkie prośby z ziemi!

Jazda na koniu na wędzidle MOŻE być inna, niż ta sama jazda na kantarku😊 Zmieniając wędzidło na kantar muszę mieć pewność, że koń odczyta wszystkie moje sygnały i jazda będzie w 100% bezpieczna. Dobre przygotowanie z ziemi gwarantuje (i zagwarantowało z Murphym) brak niespodzianek w siodle. Murphy czytał bezbłędnie sygnały. Lekko, swobodnie zatrzymywał się na każde moje polecenia (i nacisk wędzidła na szczęce naprawdę nie był mu potrzebny 😊) cofał się, zmieniał kierunki.

Dopiero mając tak przygotowanego konia mogłam wyruszyć w teren 😊 Wiedziałam już JAKI to jest koń (po pracy na wolności, po habituacji) i co mogę się po nim spodziewać. Jak reaguje na różne bodźce, jak reaguje na bodźce NIEZNANE (folia, parasolka, płachta), jak czuje się w lesie i czego się tam boi, a czego nie? Wypracowaliśmy relację, kontakt, zaufanie (praca na wolności, habituacja, praca z ziemi). Upewniłam się, że Murphy czyta, rozumie sygnały, które przekazuję mu przez kantarek, czyta moją energią, język ciała, głos. Można było jechać w teren na kantarze! Murphy był gotowy.

Wybierając się pierwszy raz z nieznanym koniem w teren w siodle (jak wiecie najpierw tę samą trasę pokonujemy z koniem z ręki) zadbaj o dobry dzień. Dzień w którym wiesz, że nie było niepotrzebnych, niemiłych ekscytacji. Ważne, by koń był zrelaksowany, spokojny. Piszę o tym, bo biorąc Murphego po 2 godzinach pracy w rekreacji byłabym raczej nierozsądna.  Emocje koni NIE OPADAJĄ tak szybko jak emocje ludzi. Oraz NAWARSTWIAJĄ się. Jeśli podczas jazd rekreacyjnych Murphy akurat miałby powód do stresu, a ja nałożyłabym jeszcze kolejne obciążenie, mogłoby być, w najlepszy razie, „niespokojnie”. Zadbaj o to byś TY był rozluźniony i zadbaj o to, by koń wyruszał w teren rozluźniony. Warto przed taką jazdą wykonać na ujeżdżalni ćwiczenia rozluźniające dla konia (praca na kołach, generalnie praca polegająca na wygięciu konia w „banana”. O rozluźnieniu i takiej pracy z koniem na pewno napiszę oddzielny post😊)

Pierwszy teren niech będzie w stępie, ale z przeszkodami. Skup się na OBSERWACJI konia i SIEBIE. Zauważ jak oddychasz? Poczuj swój każdy mięsień, zobacz gdzie spinasz mięśnie. Rozluźnij je. I nie chodzi tylko o uda, łydki ale i o Twoje ręce, dłonie, szczękę, pośladki! Jak mówi i przypomina ciągle Natalia Jasicka-Krugiołka, Twój dosiad musi być PRZEPUSZCZALNY! Bez blokad.

Jadąc w las z Murphym robiłam różne ćwiczenia. Powtarzałam WSZYSTKO to co ćwiczyliśmy na ujeżdżalni. Prosiłam o ugięcie łba, cofanie, zawracanie. Przechodziliśmy przez „drągi”, czyli zwalone pnie, gałęzie, schodziliśmy z górki, wchodziliśmy pod górę, robiliśmy slalom wśród drzew.

I oczywiście nie zapomniałam o nagrodzie! Czyli krótkim postoju na podskubanie trawy😊

Dopiero gdy czujemy całym swoim ciałem, że koń rozluźnia się w terenie, że komunikacja z koniem jest bez zarzutów, gdy czujemy zaufanie, przechodzimy do krótkich zakłusowań i zebranych galopów.

A potem przyjdzie czas na wisienkę na torcie: szybkie, wydłużające, terapeutyczne cwały po łąkach. To jeszcze przed nami😊

PS  O terapeutycznych galopach, które polecam KAŻDEMU koniowi przeczytasz tu Terapeutyczny galop

Z serca

Ela Gródek

Praca z Murphym – część II

W Praca z Murphym – część I pisałam w jakich okolicznościach poznałam Murphy’ego i jak wyglądał nasz pierwszy kontakt, pierwsza praca.

Dzisiaj ciąg dalszy: odkrywanie co to za koń? Praca z ziemi, praca na kantarze.

Gdy wzięłam pierwszych raz Murphy’ego na ujeżdżalnię, na kantarku Murphy zdawał się „leniwy”. Ja proszę: „Idź na przód”, Murphy: człap, człap. Ja „Może trochę szybciej?”, Murphy: człap, człap. Ani pomyśli o zwiększeniu tempa, przejściu do kłusa… Ja proszę: „Cofnij się”, Murphy stoi jak wryty i ani myśli o ruchu choćby na centymetr do tyłu. Oczywiście człowiek w takich sytuacjach używając uwiązu (chamsko ciągnąć…) oraz bacika, jest w stanie „zdyscyplinować” konia. Ale mi nie o to chodziło. Jak pisałam w części I, KAŻDY koń powinien lekko reagować na delikatne sygnały człowieka. Koń NIEREAKTYWNY jest to tak samo koń z problemem jak koń NADREAKTYWNY.

Postanowiłam popracować z Murphym na wolności. Zobaczyć kim on naprawdę jest? Jak reaguje? Czy będzie szukał kontaktu? Nawiązywał go? Czy w takich okolicznościach dalej będzie „leniwy” czy…? Jak zareaguje, gdy będzie miał kompletną swobodę ruchu? Roundpen (okrągła, mała ujeżdżalnia) to idealne miejsce do takiej pracy.

Murphy za każdym razem, gdy wchodzi do roundpena tarza się. To fajny znak. To znaczy, że w miarę czuje się tu swobodnie, bezpiecznie. Puściłam go wolno. Po chwili poprosiłam o RUCH DO PRZODU. Na niskiej energii. Jedną ręką i wzrokiem, całą postawą ciała wskazywałam kierunek (ułożenie stóp też ma znaczenie!), druga ręka dodawała energii na zad. Murphy nie rozumiał ☹. Dodałam energii (machnięcia ręką przy zadzie), dodałam sygnał głosowy (cmokanie, świsty). Murphy ruszył się, ale „leniwie”. Dopiero zdecydowanie wysoka energia, świst bacika, mój zdecydowany głos wprawiły go w ruch. Nie odpuszczając poprosiłam o więcej. Murphy jakby pytał: „Ale naprawę mi można?”, „ Mam tak swobodnie, tak szybko? Nieskrępowanie?”. Widziałam to wahanie, widziałam to niedowierzanie. Dopiero kolejne „nieodpuszczanie” prośby z mojej strony spowodowało, że Murphy uwolnił się. I to w jakim stylu! W piękny klasyczny sposób zrobił baranka, strzelił z zadu i pobiegł. Jak ja się ucieszyłam! Widząc tę uwolnioną energię, widząc ten piękny ruch do przodu, widząc pełną reakcję na moją prośbę, pochwaliłam go głosem, pochwaliłam całą sobą. Zrozumiał, że to właśnie o to chodzi! Zaprosiłam go do środka roundpena, do mnie. Przybiegł z ochotą, wygłaskałam, pochwaliłam i poprosiłam o pójście za mną. Nawiązał się kontakt, ta nić porozumienia 😊Chęć słuchania, dialogu, rozmowy.

Po kilku minutach ponowna prośba z mojej strony: ruch do przodu – w drugim kierunku.

Co daje praca na wolności? Praca na wolności wyraźnie pokazuje KIM JEST KOŃ i jaki ma stosunek do człowieka, i czy chce z nim rozmawiać. Aby móc to wykorzystać, oczywiście człowiek musi sam się nauczyć języka koni, musi umieć wysyłać sygnały i czytać końskie odpowiedzi. Jak to zrobić? Odsyłam Was do kursu online Feather Light Horsemanship (https://featherlightacademy.com/). Ivet krok po kroku uczy w filmikach co każdy gest człowieka oznacza i co odpowiada koń. Pisałam o tym w książce ( O książce) ale filmiki to filmiki. Materiały przygotowane przez Ivet są idealne, nie pozostawiają nic do domysłu. (część „Liberty” oraz „Groundwork”. Więcej czytaj tu: Online kursy z Ivet z Feather Light Horsemanship – część I „Problem Solving”)

Murphy pokazał mi, że nie do końca zależy mu na rozmowie ze mną. Może nie ufał, że z tej rozmowy coś wyjdzie? Że ten człowiek NAPRAWDĘ będzie mówił do rzeczy? Dla mnie ważne były jego reakcje. Ważne było to czy się otworzy i jak? I czy złapię z nim kontakt, czy będzie chciał ze mną zostać, iść za mną? Czy będzie chciał ten kontakt utrzymać?

Murphy – jak to mówi Ivet – był poblokowany (konkretnie mówi: poblokowany w łopatkach). Być może tyle razy człowiek go „zwalniał”, ograniczał w ruchu do przodu, tyle razy Murphy był niepewny, czy można mu być „spontanicznym” koniem, czy ten energiczny ruch do przodu jest pożądany?. Ivet w swojej części kursu „Rozwiązywanie Problemów” pokazuje pracę z końmi poblokowanymi w łopatkach. To RÓWNIE CZĘSTE PRZYPADKI jak konie ponoszące, nadpobudliwe.

Taką pracę na wolności, przeradzającą się potem w czystą zabawę z koniem (kocham to !!!!) w roundpenie powtarzamy do uzyskania pełnej swobody konia, pełnej z nim komunikacji, do momentu gdy zacznie reagować na naszą najmniejszą prośbę (na najniższej energii) ruchu do przodu, zmiany kierunku, zmiany tempa ruchu.

Praca na wolności otwiera drogę do dalszej komunikacji. Koń nabiera pewności, że my umiemy rozmawiać z nim w jego języku, nabiera zaufania.

Z takim kredytem zaufania zaczęłam pracę z ziemi z Murphym na kantarku. Murphy nie wiedział co to znaczy „oddaj łeb”, „ugnij łeb”, czy „cofnij się”, „odangażuj zad”. Są to najważniejsze ćwiczenia, które każdy koń powinien umieć, by jazda na nim była bezpieczna. Koń nie umie uciekać z ugiętym w bok łbem. Koń nie umie biec ze skrzyżowanymi nogami. Jadąc w teren chcemy mieć pewność, że umiemy „wyłączyć silnik” konia, zatrzymać go prosząc o ugięcie łba, odangażowanie zadu.

Ugięcie łba

Koń, który ma problem z cofaniem, nie jest koniem bezpiecznym!

Zanim wybiorę się z jakimkolwiek koniem w teren muszę mieć pewność, że koń umie te podstawy.

Sukcesywnie, z konsekwencją wymagałam od Murphy opanowania idealnego, lekkiego cofania (tu jeszcze nad lekkością trzeba popracować 😊), oddawania łba, odangażowania zadu.

Mając to opanowane, mając kontakt, jakieś już relacje z Murphym, wiedząc co mogę się po nim spodziewać 😊, mogłam wziąć go na pierwszy spacer do lasu.

W tym momencie pewnie pomyślisz: „Czy to (te umiejętności) są naprawdę konieczne, by jechać z koniem w teren?”. „Oczywiście, że nie” – odpowiem. Można wszystko. Można na przykład galopować na piątej lekcji jazdy konnej nie mając opanowanego dosiadu. Wszystko można. Tylko czy to jest bezpieczne? I dobre dla nas? Dla konia? Oczywiście 20 razy możesz iść i nic się nie stanie. Ale, gdy za którymś razem coś się wydarzy i koń się spłoszy, to czy wiesz jak reagować? Mając wytrenowanego konia i wiedząc co w takiej chwili od niego wymagać, masz gwarancję bezpieczeństwa – dla siebie i dla konia.

I UWAGA: WSZYSTKO CO SIĘ DZIEJE Z ZIEMII, ZADZIEJE SIĘ TEŻ Z SIODŁA. Jeśli koń prowadzony przez mnie z ręki w terenie reaguje na moje polecenia – oddaje łeb, odsuwa zad, idzie chętnie do przodu, zatrzymuje się gdy proszę, cofa  to można zaczynać pracę z siodła. Jeśli nie współpracuje z ziemi, nie wsiadam w siodło.

cdn… czyli praca w siodle 🙂

Ela Gródek

Część III już za miesiąc😊 Praca z Murphym – część III

PS UWAGA. Nie ma wyłączności na jedyną, słuszną pracę z końmi, na jedyne słuszne podejście. Dziele się z Wami tym CO MI SIĘ SPRAWDZA. Obserwuję wielu Wielkich Koniarzy od lat. Próbuję. Wysuwam wnioski i dzielę się tym z Wami.

Chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Inna metodą, która też się sprawdza? Pisz w komentarzu!