Straszna torebka!

Marcelek ma 3 lata – wygląda jak wielki koń – bo jest – ale tylko wzrostem 🙂

Wiele jeszcze o świecie nie wie. Na przykład, że torebka nie jest niebezpieczna (i warto dodać ta konkretna, niebieska torebka! ) Również Imperia (2 latka) nie zna niebieskiej torebki. Pamiętacie mój wpis Nie jesteś koniem! Nie wiesz czego koń może się przestraszyć. ? Poniżej mały przykład, jak nam ludziom, trudno czasem ocenić co jest straszne dla konia a co nie! A wszystko dlatego, że koń to zwierzę UCIEKAJĄCE.  A Ty i ja? My jesteśmy drapieżnikami 🙂

P.S Na drugi raz proces habituacji przeprowadzimy troszkę bardziej profesjonalnie. Czytam właśnie „Sekrety końskiego umysłu” Doktora Millera. Kto zna?? Świetna pozycja.

Szczęśliwy koń…

W pewien weekend majowy pojechałam w okolice Roztocza, do wioseczki Brodziaki. Na rowery, na kajaki. Dołączyłam się do znajomych z najmłodszą córką – Olgą. Jak się okazało, znajomi wynajęli domek w agroturystyce, gdzie były 3 konie. „Ale mi się trafiło!” – pomyślałam. Lepiej być nie mogło. Gdy tylko dojechaliśmy, od razu spytałam właściciela, gdzie są konie. „O tam… na łące, pasą się” – odpowiedział Pan Jan. Poszliśmy zatem z dzieciakami na łąkę. Idziemy, a tu nagle słychać tupot… Jakby biegły 3 słonie… a nie 3 konie. Dzieci w tył zwrot i za ogrodzenie. Ja patrzę w osłupieniu, a konie podbiegają do nas, obwąchują, obchodzą z każdej strony, domagają się głaskania.„NIE WIERZĘ!!”.

Był to mój pierwszy kontakt z końmi nie w rekreacji… Konie rekreacyjne generalnie stronią od ludzi. Pasą się daleko od ogrodzenia, nie zwracają na ludzi uwagi. Nie podchodzą wołane.
Nie są chętne, by zejść z pastwiska na lekcje. Do takiego widoku i „kontaktu” byłam przyzwyczajona.
A tu takie odkrycie. Istnieją inne konie! Konie, które lgną do człowieka, szukają kontaktu z człowiekiem, są go ciekawe! Lubią jego dotyk, chcą przy nim być! ŁAŁ… czułam się, jakbym odkryła Amerykę :).

Konie z natury są nie tylko „towarzyskie”, ale też bardzo ciekawskie.
Najbardziej przekonała się o tym Olga przy okazji innej wizyty.

Pojechałam z nią odwiedzić nowo poznaną koleżankę – właścicielkę 7 koni. Sytuacja była podobna jak w Brodziakach. Wszystkie konie od razu podbiegły do nas, obwąchały, przywitały się. Olga chowała się między moimi nogami. Nie była zadowolona. Jeszcze bała się koni :(.
Była piękna pogoda. Wzięłam kocyk i zabawki dla Olgi. Olga miała bawić się gdzieś na uboczu, a my z Ewą miałyśmy „po-przebywać” z końmi, poćwiczyć. Taki był plan.
Plan jednak nie wypalił. Marcel – 3-letni konik – za bardzo zainteresowany był Olgą, jej kocykiem i zabawkami… Olga natomiast absolutnie nie była zainteresowana przyjaźnią z Marcelem. Co odgoniłyśmy Marcela od Olgi, to Marcel wracał jak bumerang, jakby skarżąc się: „Olga nie chce się ze mną przywitać i pobawić… i nie chce pokazać, co ma na kocyku!”.
Konie, które nie zaznały krzywdy ze strony człowieka, szukają z nim kontaktu i są ciekawe wszystkiego. Nie w głowie im kopnięcia, popychania, uszczypnięcia. Mają zaufanie do człowieka, nie stronią od niego.
Konie w rekreacji niejedno przeżyły… Człowiek wielokrotnie nadwyrężył ich zaufanie… i to często. Zrobiłeś to ty i zrobiłam to ja. Nie ma więc co im się dziwić.
Ale możemy to zmieniać (i Ty, i ja), bliżej poznając ich naturę, potrzeby, system komunikacji. Więcej słuchając, a mniej mówiąc…

Ciach! Cięcie kosztów – kilka rad dla Ciebie

Jeździectwo jest drogie. Tak jest (ja to czuję potrójnie – płacę za siebie, Julę i Alę). Dlatego wiele rodziców nawet nie podejmuje tematu. Mimo nalegań dziecka nie decydują się na zapisanie go na lekcje jazdy konnej. Przecież do kosztu pojedynczej lekcji dochodzą jeszcze koszty „wyposażenia”: toczek, czapsy, bryczesy, buty jeździeckie na zimę i na lato… W wielu stajniach obowiązkowy jest też bacik . A dziecko rośnie, więc co rok ponowny wydatek.

To Wam powiem, droga Mamo i drogi Tato, jakie tricki ja stosowałam i stosuję, by wielu kosztów uniknąć.

Gdy zaczynałyśmy jeździć konno, przez kilka miesięcy jeździłyśmy w toczkach, które zawsze dostępne są w stajniach. Tak. Naprawdę. I wszy nie przyniosłyśmy . Stwierdziłam, że pewnie Ali i Julii znudzi się ten „sport” po paru lekcjach, więc nie ma sensu kupować od razu toczków. Jeździłyśmy w zwykłych getrach (o dziwo, można! ). W sumie najszybciej kupiłam buty, bo rzeczywiście podeszwa musi być z obcasem, by noga nie wpadała w strzemię. Ale ryzyko „zbędnego” wydatku było małe, bo w razie porzucenia tego „sportu” przez moje pociechy buty przydałyby się. Robiłyby za zwykłe gumiaki .

No dobra… po kilku miesiącach dziewczyny nie porzuciły jeździectwa – i ja też nie. Pierwsze bryczesy kupiłam za pośrednictwem instruktorki. Miała dojścia do tańszych i dobrej jakości bryczesów za przystępną cenę. I jeżdżę w nich do dzisiaj… Za całe 80 złotych! Nie zniszczyły się ani trochę. Julii i Ali kupiłam najtańsze bryczesy w Decathlonie, które świetnie się sprawdzają. Jak z nich wyrosły… UWAGA… sprzedałam na OLX za pół ceny. Podobnie jak za małe buty jeździeckie. Tak, drodzy rodzice – wszystko można sprzedać! Nawet dwuletnie bryczesy i chodzone buty! I wiecie, co usłyszałam od jednej pani kupującej?: „Jak ja się cieszę! Jakby Pani miała coś jeszcze za małego na swoje córki, to proszę pisać! Moja córka spędza całe dnie w stajni, nie sądzę, że jej przejdzie, a wszystko takie drogie!”. Pani zadała sobie trud, by poszukać coś tańszego w Internecie. Ja zadałam sobie trud wystawienia wszystkiego na OLX. Trzeba tylko chcieć! A koszty jeździectwa spadają .

Sprzedałam też kamizelkę ochronną. Kupiłam drugą – używaną, większą. Sprzedałam za mały toczek. Najgorzej jest z rękawiczkami. Ciągle się gubią. Dlatego kupuję najtańsze. Jak zginą, nie rozpaczam .

Do tego dochodzą oszczędności z tytułu prezentów. Można przecież podpowiedzieć pomysł na prezent babciom, dziadkom czy koleżankom. Babcie zaopatrzyły dziewczynki w toczki. Jula dostała na prezent od koleżanek piękne rękawiczki, śliczną kamizelkę jeździecką, koszulkę-polówkę, Ala – czapsy. Potrzebne ocieplane, skórzane buty na zimę? (koszt, niestety, minimum 300 zł). Zorganizowałam „zrzutkę” z babciami na gwiazdkę. Każdy lubi dawać „chciane” prezenty, każdy chce otrzymywać „chciane” prezenty. Możemy to wykorzystać .

Kiedyś Jula i Ala przyjechały z obozu jeździeckiego. Usłyszałam: „I wiesz, Mamo, tam dzieci miały po 3 pary bryczesów i kilka koszulek-polówek! (moje dzieci do tej pory jeżdżą w zwykłych t-shirtach). I jakie miały buty!”. Uśmiechnęłam się: „A ja wolę wydać na wasze tereny i szkółki jeździeckie ”. Dyskusja ucichła…

I jeszcze jedna kwestia. Jako ekolożka i matka muszę to powiedzieć: „Mamo, Tato! Poczujcie moc wychowawczą takiego postępowania!”. Jaki przekaz dajecie dzieciom? „Zero waste” .

P.S Mamo, Tato – jeździectwo opłaca się fundować. A tu informacje dlaczego: Dla Mamy i Taty

P.S II Ekolożką stałam się już jako nastolatka.  Wszystko przez moją Przyjaciółkę Basię, która chodziła do liceum do klasy „ekologicznej”. Jak wspaniale jest mieć Przyjaciół!

P.S III. Informacja z ostatniej chwili: właśnie kupiłam piękne buty z licowej skóry, stan idealny. Cena 50 zł. Juhu!!!!.  Miłych połowów  Wam też!!

Emocje i pewność siebie a nauka skakania…

Jak dobrze skakać na koniu? Odpowiedź na to pytanie zostawię trenerom, instruktorom. To ich zadanie. Ale jest kilka rzeczy, które powiedzieć muszę (bo inaczej się uduszę!! ). Osobiście uwielbiam skoki. Jula i Ala też. Jeśli skok jest udany, jest to wspaniałe uczucie. Mam wtedy wrażenie, że latam na koniu!

Na początku bałam się skakać. Bałam się tych nagłych zahamowań konia przed przeszkodą (i nadal trochę się tego boję). Wyobrażałam sobie jak zlatuję na drążki, że lecę na wprost, a koń stoi lub ucieka w bok. Pamiętam moje pierwsze skoki na wspaniałej klaczy imieniem Kaspia. Kaspia uwielbiała skoki – i co ważniejsze, wybaczała mi wszystkie błędy. Nieważne, czy miałam dobrą pozycję, czy w odpowiednim momencie „zebrałam się” do skoku, czy niechcący pociągnęłam za wodze, czy patrzyłam nie tam, gdzie trzeba, Kaspia zawsze skoczyła. W czasie skoku starałam się myśleć tylko o słowach instruktorki Agnieszki: „Nie rób nic! Pozwól jej skakać. Ona wie, co robi. Nie bój się”. To Kaspia uczyła mnie skakać. Moim zadaniem było tylko nie przeszkadzać jej. Miałam się skupić na sobie, na swoim balansie i równowadze, miałam ćwiczyć „zabieranie” się z koniem w odpowiednim momencie. Kaspia bardzo mi pomogła w tych pierwszych skokach, bo mogłam jej zaufać i skupić się tylko na sobie.

Niedoświadczony jeździec często za dużo myśli – wtedy zaczyna się spinać, „wyprzedzać” konia („skakać”, zanim koń skoczy), zaczyna się bać, że koń nie przeskoczy, zaczyna wyobrażać sobie upadki etc. Koń reaguje na te nieświadome sygnały i przez to często odmawia skoku. Staje nagle albo ucieka w bok. W większości przypadków nie jest to wina konia, tylko nasza. Dobrze przygotowany, lubiący skakać koń rzadko odmawia skoku. Dlatego, moim zdaniem, niezmiernie ważne jest na początku, by skakać na koniu dobrze przygotowanym, lubiącym skakać, który z reguły „nie wyłamuje” (czyli nie odmawia przeskoku). Najważniejsze jest bowiem, by nabrać pewności siebie. Po prostu zacząć nie bać się skakać! Zaufać koniowi.

Co jest – wg mnie – kluczowe przy skokach? Co mi pomogło?

  1. Bezwzględnie musisz patrzeć za przeszkodę – tam, gdzie chcesz potem jechać. Nie na przeszkodę, nie pod nogi konia. Musisz mieć głowę uniesioną i musisz patrzeć za przeszkodę, a przez to wskazywać koniowi, gdzie chcesz, by jechał dalej po przeskoczeniu przeszkody. Jeśli dalej macie jechać na wprost, patrz na wprost – daleko   za przeszkodę. Jeśli jedziesz za przeszkodą w prawo – to patrz za przeszkodę w prawo. Pamiętam jak spadłam z Kaspii…nie podczas skoku ale po skoku. Byłam za bardzo zaaferowana skokiem więc nie „pokazywałam” gdzie dalej jedziemy. Kaspia więc zaczęła skręcać w lewo (pewnie to właśnie odczytała z mojego ustawienia ciała i oczu, lub po prostu podjęła decyzję za mnie) a ja w ostatnim momencie chciałam skręcić w prawo… I tak to się nam drogi rozjechały…

  2. Pamiętaj o wzroku peryferyjnym

  3. Nie wstrzymuj oddechu, oddychaj miarowo, spokojnie. Cały czas. Jeśli oddychamy spokojnie, to mniej się też spinamy. Pamiętaj o tym, że – czy w to wierzysz, czy nie – koń wie, kiedy zatrzymujesz oddech. Ostatnio, przy okazji zdjęć do mojej książki, wyszło na jaw, że…napinam usta przy skokach. Oczywiście dałabym sobie rękę uciąć, że tego nie robię :). Rada jednej z naszych instruktorek: lepiej świadomie uchylić buzię podczas skoków niż ją nieświadomie zacisnąć.

  4. Myśl tylko o tym, że przeskoczysz! Wierz w to, bądź pewny siebie. Powtarzaj sobie:      „za chwilę wspaniale przeskoczymy”. Nawet jeśli się nie uda, nie martw się, nie poddawaj się. Powiedz sobie, że następnym razem wszystko się uda i próbuj dalej! Ileż to razy koń nie przeskoczył tylko dlatego, że ja byłam niepewna SAMEJ SIEBIE.
    Dobrze zdawać sobie z tego sprawę i pracować nad tym. Jest to trudne, szczególnie dla młodych jeźdźców. Dzieciaki, czy młodzież przeżywają frustracje: „Upps! Nie udało się! Koń nie przeskoczył! Pewnie teraz znów nie przeskoczy!”. Niestety koń „czyta” nas i wie   o czym myślimy.

  5. Oddaj wodze w odpowiednim momencie. Jeśli przy skoku nie oddasz wodzy i koń dostanie „po zębach”, możesz zrazić go do dalszych skoków i może odmawiać dalszej współpracy.

  6. Przy samym skoku rozluźnij się tak, by „nie przeszkadzać” koniowi. Skok jest dużym wysiłkiem dla konia. Musimy stać się miękkim plecaczkiem przylegającym do konia, a nie twardym, sztywnym, miotającym się po plecach ciężarem!

Mam za sobą wiele nieudanych skoków. Ponieważ jeździmy w różnych stajniach, mamy do czynienia z różnymi końmi. Niektóre konie nie wybaczają błędów. Jeśli okażemy strach (zatrzymanie oddechu, niekontrolowane zaciskanie nóg), nie skoczą, tylko ominą przeszkodę bokiem.

Nigdy nie mam pretensji do konia. Jeszcze długo będę uczyć się … latać.