Jak jeszcze nie jeździłam konno, to wydawało mi się, że jazda konna to coś prostego. Obserwowałam jeźdźców i myślałam: „Eee, łatwe! Co to takiego. Trzeba złapać rytm i » się jedzie«”.
Gdy pierwszy raz wsiadałam w siodło, moja opinia w ekspresowym tempie zmieniła się o 180 stopni.
I tak myślę do dziś 🙂 Jazda konna nie jest łatwa. Nauczysz się jednego, a przed Tobą następne wyzwanie. I to się nie kończy i nie skończy. Bo konie to nie samochód. Co koń to inna jazda. Co inny teren to inna jazda, co inne ćwiczenia na koniu to inna jazda.
Kiedyś myślałam, że nie nauczę się galopować. Patrzyłam na innych jeźdźców galopujących spokojnie i myślałam: „NIGDY, PRZENIGDY nie nauczę się galopować”. Stopień mojego spięcia przed pierwszymi galopami był nie do opisania. Dodajmy, że, niestety, nie uczono mnie galopu na lonży… A wielka szkoda. Mogło to być mniej stresujące doświadczenie. Mniej stresujące dla mnie i dla konia (bo zestresowany jeździec to niespokojny koń). Więc patrzyłam na luz innych jeźdźców i długo czekałam na mój własny luz w galopie, na swobodę i pełną radość.
Kiedyś myślałam, że „NIDGY, PRZENIGDY!” nie będę jeździć na koniu na oklep. Jak tu się utrzymać??? Jak oni to robią??
Kiedyś myślałam, że nie osiodłam pewnych koni. Wiesz… takich trudniejszych, co nie stoją zrelaksowane, spokojne, tylko podszczypują, obracają się zadem itp. Już przy boksie czułam, że tętno mi wzrasta, krew szybciej krąży, a oddech przyśpiesza. Bałam się – mimo że, wg instruktora, nie należało się obawiać, bo koń tylko „straszył”. I nie chciałam ich siodłać, unikałam ich. Wybierałam na jazdę tylko „grzeczne konie”.
Kiedyś myślałam, że „NIDGY, PRZENIGDY!” nie będę skakać! Przecież zwalę się jak długa i połamię!!!
Kiedyś myślałam, że „NIDGY, PRZENIGDY!” nie będę cwałować po rżysku, po otwartej, nieograniczonej przestrzeni. „NIDGY! Przecież umrę na zawał!!”.
Kiedyś myślałam, że nigdy nie pozbędę się strachu, że koń mnie poniesie. W tereny jechałam z duszą na ramieniu: „A co, jak koń się zerwie do galopu w najmniej oczekiwanym momencie???”. Długo musiałam czekać, by oswoić się z taką „możliwością”, by nie bać się takiej sytuacji.
Kiedyś myślałam… można by mnożyć. Ile to kamieni milowych za mną.
Ile przede mną?
Przede mną długa lista „NIDGY, PRZENIGDY nie będę…”, „NIDGY, PRZENIGDY nie nauczę się…”, „NIDGY, PRZENIGDY nie zrobię…”. Jest mnóstwo rzeczy do pokonania. Wiele strachów muszę odegnać, wiele rzeczy zrozumieć, wiele jeszcze się nauczyć. Wiele przepracować w sobie.
Ale już wiem, że nie mam po co się śpieszyć. Mam dużo czasu. Im wolniej, tym lepiej, bo bardziej świadomie, bo z mniejszą obawą. Lepiej po kawałeczku. Malutkim. Ale mądrze, z przekonaniem. I z pewnością, że zgodnie z naturą konia, z myślą, by zawsze było mu fajnie, nie tylko mi 🙂
Zdjęcie: Ewa Janicka, Słoneczna Czechówka