Nigdy nie powiedziałabym, że do mojego kalendarza dopiszę na stałe pozycję pt. „Rajd konny”. Dopisuję, bez chwili wahania 🙂 Rajd konny, turystyka konna to coś genialnego! Oczywiście, pod warunkiem, że jest się przygotowanym.
To, że nie pojechałam w taki rajd rok czy dwa lata temu, nie jest przypadkowe. Idę w swojej nauce jazdy konnej stopniowo do przodu, małymi krokami, nie wielkimi skokami. Jakże to inne podejście od tego w pozostałych sferach mojego życia! Uwielbiam wyzwania, nowości, ryzyko, chętnie wychodzę poza sferę komfortu, chętnie próbuję, przełamuję! Jaką przyjemność sprawia mi przekraczanie swoich granic, łamanie „nie da się, nie zrobię!”, pójście pod prąd, bycie często szaloną! A w jeździe konnej? Raczej zrobię krok w tył niż za szybko dwa kroki do przodu 🙂
W jeździe konnej jestem ostrożna, powolna. Stawiam sobie wyzwania – ale malutkie – i rozciągam je w czasie. Wolę odpuścić niż przycisnąć. Wolę powiedzieć: „następnym razem” niż „tu, teraz, natychmiast”. Dlaczego? Bo w jeździectwie jest jeszcze ktoś inny oprócz mnie – ktoś bardzo ważny – KOŃ! Najpierw chcę bardzo dobrze poznać konie, by móc bezpiecznie – dla obu stron – dalej iść w nauce. A poznawanie koni to powolny, niekończący się proces. Bo nie ma dwóch takich samych koni, dwóch takich samych sytuacji. Każdy koń ma inne geny, charakter, temperament, ale też doświadczenie z człowiekiem (szczególnie w rekreacji!). Każdy może reagować inaczej i do każdego może co innego przemawiać. Taka nauka wymaga więcej czasu.
Więc rok czy dwa lata temu jeszcze nie czułam, że posiadam odpowiednią wiedzę i doświadczenie, by wziąć udział w rajdzie.
Jadąc na rajd, chciałam mieć bowiem pewność, że nie będę spięta, że będę przygotowana (i fizycznie, i psychicznie), że będę czuła się swobodnie na koniu, będę rozluźniona – przynajmniej większość czasu. A przez to będę i jemu dodawać otuchy (a nie strachu) na nowych szlakach. Zaczęłam zatem najpierw jeździć w tereny: 2- czy 3-godzinne, potem jednodniowe. Jeździłam w różnych stajniach, na różnych koniach, o różnych porach roku – a zatem w różnych warunkach. I obserwowałam… Co jeszcze wywołuje we mnie strach? Gdzie pojawia się mała panika? Czy jak koń nagle przyspiesza? Czy jak bryka? Czy jak wyprzedza, ślizga się lub potyka? Czy może jak cwałuje przez rżyska? I dopiero gdy przewaliłam tę tonę nowych doświadczeń, przełamałam kolejne strachy, pozbyłam się niepewności w różnych sytuacjach, zapisałam się na rajd (razem zresztą z córką Julką). Na rajdzie nie chodzi bowiem o to, by „dać radę”, ale by czuć się bezpiecznie w każdym momencie, by być pewnym swoich umiejętności w każdej chwili. Wtedy można cieszyć się każdą chwilą.
Jak było na rajdzie? Było wspaniale z wielu powodów. Było wspaniale, bo byłam blisko natury. Było wspaniale, bo poznałam kawałek pięknej Polski z kompletnie innej perspektywy. Wreszcie było wspaniale, bo miałam konia – Forinta – dla siebie na cztery pełne dni. Ile razy młodzi jeźdźcy marzą o posiadaniu konia! Podczas rajdu można się przekonać jak to jest – choćby na moment 🙂 Mogłam lepiej poznać Forinta i zgrać się z nim. Pamiętam dokładnie moment, czwartego dnia rajdu, gdy poczułam taką lekkości, elastyczność, uczucie niesienia w siodle! Wreszcie wyłączyłam mózg i hamulce, po prostu poddałam się jeździe! To nie jest możliwe, gdy wpadasz do stajni tylko na godzinną jazdę lub gdy jedziesz na 3-godziny teren. Podczas kolejnych dni rajdu coraz lepiej poznajesz konia, a koń ciebie i… coraz łatwiej o obopólne zaufanie. A w dobrej jeździe zaufanie to podstawa! Pierwszego dnia poznałam, jak Forint „skacze”, poznałam rytm galopu, poznałam też, jak przyspiesza i na przykład włącza „czwórkę” 🙂 Trójka to galop, czwórka to… bardzo szybki galop. Forint przy przełączaniu z „3” na „4” brykał (wiecie – wiosna, konie pełne energii). Dwa wykopy do tyłu, głowa w dół i wio!!! Pozycja półsiadu w takim momencie groziła zachwianiem równowagi i po prostu upadkiem. Szybko zmieniłam taktykę na galop w pełnym siadzie J . Pierwsze dni to poznawanie się i dogrywanie, nabieranie pewności siebie i zaufania. A ostatnie dni to luz, blues i harmonia 🙂
Rajd to wspaniała okazja do obserwacji koni przez cały dzień! Jak zachowują się w stadzie, w nowych miejscach, jak pokonują przeszkody. Fantastyczna nauka i zabawa.
Rajd to masa nowych doznań i wyzwań. Nie jechaliśmy tylko po leśnych drogach czy łąkach. Pokonywaliśmy jary, strome zejścia, strome wejścia, bagniste podłoża, kałuże, strumyki. To wyzwania, których nie spotka się na ujeżdżalni. Były nawet wyścigi wokół młodych sosen 🙂 Galop, przyhamowanie, skręt, przyspieszenie… oj, działo się.
Czy na wszystko byłam przygotowana i nic mnie nie zaskoczyło? Ależ oczywiście, że nie! Forint to młody koń – 6-letni. Pierwszego dnia, przy przeskakiwaniu zwykłego rowu, skoczył tak, jakby miał do pokonania 1,5-metrowy płot J Straciłam równowagę i spadłam. Taki mały rów, a taki wielki skok! Kto by pomyślał. Trzeciego dnia mieliśmy do pokonania większy rów. Forint tym razem w ogóle nie chciał przeskoczyć. Wycofywał się, odmawiał pokonania przeszkody. Straciłam pewność siebie, spięłam się i zaczęły się schody. Z każdą kolejną próbą chciałam odpuścić, zejść z konia i powiedzieć: „Nie daję rady!”. Ale przecież rajd nie mógł stanąć w miejscu. Ostatecznie zadziałała stara, sprawdzona metoda. Inne konie przeszły przodem, „pokazując” Forintowi, że nie ma się czego bać. Uff… co za emocje.
Warto poznać jeździectwo od tej rajdowej strony 🙂 Ja jestem zakochana! Wpadłam po uszy 🙂
PS Część II – z serii “Rajd konny” to obiecane tzw “tipy” rajdowe (czyli rady, porady, co zabrać, co nie, jak wygląda rajd od kuchni). Już za 2 tygodnie
A tu – jak przygotowywałam się – czyli rochę przeżyć z terenów:
Co nieco o wiosennych terenach
Kontrolowany galop w terenie i… zderzenie twarzą w twarz z drapieżcą dinozaurem
W wietrzny dzień na młodym koniu
Pełny cwał na ścierniskach? Jak?
Zdjęcie Kinga Karwacka
A oto filmik z rajdu (który – pochwalę się – zdobył II miejsce w Przeglądzie Filmików ze Szlaku Konnego organizowanego przez Górską Turystykę Jeździecką PTTK)