Byłam ostatnio z Olgą i Julią w naszej zaprzyjaźnionej „Stajni na Zielonej”. Tam mam mojego-nie mojego konia Larmanda. Nie jest mój, ale mogę przychodzić i ćwiczyć z nim, kiedy chcę (oczywiście, poza godzinami, kiedy jest z właścicielem). Mogę też wyjść z nim na spacer i nie robić nic 🙂
Z reguły idę sama do Larmanda, a czasem z Julą, Alą czy Olgą. Olga „rozstępowuje” Larmanda. Przy okazji oswajam ją z końmi. Nie jest odważną dziewczynką, nie ma we krwi „kocham konie i się ich nie boję”. Pomaga mi go czyścić, przytula się do niego, skraca dystans z tym wielkim zwierzęciem 🙂 Jula wytyka mi błędy jeździeckie, pokazuje nowe rzeczy, których nauczyła się w Szkole dla Prawdziwych Koniarzy, wymienia obserwacje, doświadczenia. A Ala z reguły kicha 🙂
Ala i Olga mają alergię na kurz i trawy. Czasem wracają ze stajni z wielkim katarem i szczypiącymi oczami. Nie mogą za dużo przebywać w stajni, za długo czyścić konia, być z koniem. Szkoda. To trochę hamuje je w jeździectwie. Bo jeździectwo to, w mojej opinii, bycie z koniem, przebywanie z nim, uczenie się jego samego. Może z wiekiem alergia minie?
Wracając do tej ostatniej wizyty u Larmanda. Jula siedziała na Larmandzie, pokazywała mi nowe ćwiczenie. Nagle słyszymy: „Proszę Pani! Czy można zrobić sobie zdjęcie na koniu?” – pyta może 10-letni chłopczyk z szerokim uśmiechem na twarzy. Pomyślałam: „Oczywiście, dlaczego by nie zrobić przyjemność dziecku”. Razem z wujkiem chłopczyka „zapakowaliśmy” go na Larmanda. Zadanie nie było łatwe, bo chłopczyk swoje ważył (kilka konkretnych kilogramów nadwagi), a na dodatek zrobił się sztywny z nadmiaru emocji. Zaproponowałam, by rozluźnił nogi, poprawił się w siodle i zapozował do zdjęcia. Ale chłopczyk nie odważył się nawet drgnąć w siodle. Cały był spięty, zestresowany. Mimo to z twarzy nie schodził mu uśmiech (nieco krzywy, ale jednak uśmiech 🙂 ). Znacie to uczycie? „Chcę, cieszę się, czuję się wspaniale i jednocześnie boję się”. Ostatnio taką chwilę przeżywałam, jadąc na tyrolce nad przepaścią… „Chcę, pragnę i jednocześnie tak się boję!!!”.
Chłopczyk z wujem poszli. Olga zajęta była chodzeniem po kałużach na ujeżdżalni, sprawdzaniem, która kałuża głębsza, a my z Julką wróciłyśmy do ćwiczeń. Za 10 minut słyszę: „Proszę Pani! A mogę pogłaskać konia?”. Odwracam się. Za mną stoi ten sam chłopczyk – z jeszcze szerszym uśmiechem na twarzy. Myślę: „Łał! Jednak strach został pokonany i koński bakcyl złapany 🙂 ”. Chłopczyk z nieco trzęsącymi się dłońmi podszedł do Larmanda, zaczął go głaskać, nawet na chwilę przytulił do niego głowę. Wujek szybko strzelał fotki, cały dumny komentował: „Pokażemy Babci, pokażemy Mamie! Ja to koni się nie boję, wychowałem się przy nich. Ale te dzisiejsze dzieci… za chwilę nie będą wiedzieć, co to koń”.
Wróciłam myślami do swoich początków. Do tego, jak ja bałam się koni. Jak były mi one obce. Niby z pozoru się nie bałam, ale jednak –jeden ich „dziwny” ruch, a serce zaczynało gwałtownie bić. Nie ma co się oszukiwać – to był strach. Parę razy przemknęła mi nawet myśl: „A może powinnam z tym skończyć, zrezygnować z jazdy konnej, może to nie dla mnie?”. Ale jak mogłam skończyć, skoro Ala i Jula nie chciały się poddać? Z drugiej strony konie wciągały. To coś odzywało się we mnie: „Boję się, ale chcę, boję się, ale…”.
I tak myślę o tym chłopcu. Jeśli zacznie naukę jazdy konnej – czy podda się? Czy przetrzyma ten pierwszy okres? Czy pokona strach? Czy instruktor dostatecznie go wesprze? Czy pomoże mu oswoić obawy – jedna po drugiej? Powoli. Czy wujek/mama dadzą mu szansę? A może po paru lekcjach stwierdzą, że to totalne beztalencie i nie warto płacić? Rodzice czasem nie są w stanie dostrzec tego, co pod spodem, tego, co NAJWAŻNIEJSZE – relacji, więzi między dzieckiem i koniem.
Koń w życiu tego chłopca może wiele zmienić. Może pomóc mu nabrać pewności siebie. Zachęcić do pracy nad własnym ciałem, kondycją. Może stać się prawdziwym Przyjacielem. Trzymam za Ciebie kciuki, chłopczyku!
PS Nie każde dziecko złapie końskiego bakcyla, poczuje tę bliskość z koniem. Nie każde dziecko chce jeździć konno. Trzeba to uszanować. Ale jeśli złapie, jeśli chce, to wspierajmy to, wspierajmy najmniejsze postępy 🙂 I nie oczekujmy „sukcesów”. Największym sukcesem jest nić porozumienia między dzieckiem a zwierzęciem.
I między dorosłym i zwierzęciem też 🙂 Mówię to z własnego doświadczenia. Uczucie nie do opisania.
PS II Na zdjęciu Larmand