Jeździectwo jest trudne – daj sobie czas

Ostatnio córka Julia, robiąc porządki w komputerze, natrafiła na filmiki z naszych pierwszych galopów. Szczerze mówiąc, nie wiedziałam, że te filmiki jeszcze istnieją! Śmiechu było co niemiara 🙂

Z Julą i Alą wspólnie zaczynałyśmy swoją przygodę z jeździectwem. Ala miała 6 lat, Jula 7, a ja 35. Pierwszy galop miał miejsce – o dziwo! – na wakacjach, w stadninie „Qń”, na północy Polski. Spędzaliśmy wtedy rodzinnie czas nad jeziorem i wygooglowaliśmy stadninę obok naszej kwatery. W stadninie „Qń” przedstawiłyśmy nasze umiejętności: umiałyśmy kłusować, nigdy jeszcze nie galopowałyśmy, jeździłyśmy raz w tygodniu od dwóch lat itp. Widocznie instruktorka, obserwując nas w kłusie (i znając swoje konie), uznała, że damy sobie radę, i dlatego zachęciła do galopów. Zatem, mając odpowiednio  8, 9 i 37 lat po raz pierwszy zagalopowałyśmy. Pierwszy galop, pierwszy kłus dobrze się pamięta! Co za emocje! Co za endorfiny!

Dobrze pamiętam, jak wiele razy na ujeżdżalni, obserwując innych galopujących jeźdźców, myślałam „Nigdy się tego nie nauczę! To takie trudne!”. Takich momentów zwątpienia było dużo w mojej końskiej karierze. Naprawdę wiele razy myślałam, że nie pójdę dalej w tej swojej nauce, że ugrzęznę na ujeżdżalni i nigdy nie pojadę np. w teren. Myślałam, że za późno zaczęłam naukę jazdy konnej, że to jednak nie dla mnie, że trzeba mieć talent. A jednak przychodził moment, że byłam gotowa na kolejny krok. W momentach zwątpienia wspominałam słowa jednej z naszych instruktorek – Zuzanny. Powiedziała nam kiedyś, że ona kłusowała 7 lat, zanim instruktorka pozwoliła jej zagalopować. 7 lat! Czym było moje oczekiwanie w porównaniu z jej siedmioma latami??

Na wyjazd na kilkudniowy rajd czekałam 6 lat. Wcześniej jeździłyśmy z córkami w tereny. Nie zdecydowałam się na wyjazd na rajd, dopóki nie poczułam się pewnie w każdym terenie* . Gdy w terenie w jednej stajni zaczynałyśmy czuć się bezpiecznie, zmieniałyśmy stajnię. Każda stajnia to inne konie, inne temperamenty, inne tereny i instruktorzy. Warto o tym pamiętać i testować siebie w różnych warunkach 🙂 (zauważ – „testować siebie” – a nie konie). „Super mi idzie! Nic mnie już nie zaskakuje!” w jednej stajni nie oznacza tego samego w drugiej!

Z pozoru, podczas tych pierwszych terenów, nic się nie działo. Przecież nie spadałam, dobrze trzymałam się w siodle, wracałam cała i zdrowa. Ale wiedziałam dobrze, co dzieje się wewnątrz mnie. Wiedziałam, że dalej pojawia się czasem strach, niepokój, czasem brak panowania nad koniem, niespokojne myśli. Nie – nie byłam psychicznie przygotowana na rajd. Czekałam zatem dalej. Czekałam na ten „luz” na koniu, pełny wewnętrzny spokój, zaufanie do siebie i do konia 🙂 Czego się bałam? Pewnie tego czego często i Ty:

  1. Prędkości,
  2. Poniesienia przez konia,
  3. Wyścigów konnych (czasem konie w terenie mają wielką ochotę na wyścigi),
  4. Nieopanowania konia (pozwolenia mu na poniesienie),
  5. Upadku.

A jak wiesz – jeśli jeździec się boi, to… koń też. Nasze emocje przenoszą się na konia. Nie jest to wtedy bezpieczna jazda, nie jest to wtedy przyjemność – ani dla nas, ani dla konia.

Piszę o tym, by powiedzieć Ci, jeźdźcu, że warto czekać, że masz czas i nie musisz się śpieszyć z nauką jazdy konnej. Jeździectwo jest trudne!

Mówię Ci o tym, by dodać Ci otuchy, byś nie rezygnował, miał cierpliwość, nie poddawał się, nie ulegał presji. Poznawaj instynkty końskie, język koni, ich zachowania, reakcje… ich duszę, a lęki, strachy, niepewność siebie odejdą.

Czerp przyjemność z każdej jazdy, z kontaktu z koniem, słuchaj własnego serca.

PS Polecam też Nigdy, przenigdy nie będę

PS Co konkretnie pomogło mi w postępach w jeździe konnej przeczytasz w książce „Jazda konna naturalnie! Co ten koń sobie myśli?” ( O książce )

A tu filmik z pierwszych galopów Ali! Videoblog

*nie ma czegoś takiego jak „pewnie w każdym terenie” – na pewno jeszcze wiele mnie zaskoczy 🙂 W jeździectwie nie ma też pojęć „zawsze”, „każdy”, „na pewno”.