Koń to stworzenie stadne

Dzisiaj fragment książki „Jazda konna? Naturalnie! Co ten koń sobie myśli?” O książce

Koń to stworzenie stadne. Warto o tym ciągle mówić, przypominać. Szczególnie w obecnych czasach, gdzie zakratowane po sufit, pojedyncze boksy górują w stajennym krajobrazie…W czasach, gdzie fundujemy koniom boksy-izolatki, po to byśmy MY czuli się bezpieczniejsi. Że mamy wszystko pod kontrolą, że wiemy gdzie koń jest, że nikt go nie kopnie, że nikt go nie ukradnie, że…Jaką cenę koń za to płaci?

„Natura wyposażyła konie w instynkt stadny. Koń czuje się dobrze i bezpiecznie tylko w stadzie. Nie ma samotnych koni! Żaden koń o zdrowych zmysłach nie powie: „Mam Was dość! Idę sobie! Nie szukajcie mnie!”. Koń zawsze będzie szukał stada i zrobi wszystko, by do kogoś się przyłączyć.

Mam przyjaciółkę w Holandii, która ma dwa konie. Jeden jest duży, drugi mały. Wiele lat temu, kiedy jeszcze nie jeździłam konno, odwiedziłam ją. Pamiętam, jak się zastanawiałam, dlaczego ona ma dwa konie. Przecież na tym małym nie da się jeździć (kucyk szetlandzki)! Tylko więcej sprzątania w stajni i więcej paszy do kupienia.

Jak myślicie, dlaczego? Dla towarzystwa! Mały konik jest dla towarzystwa. Koń sam stojący w stajni ma się o wiele gorzej niż ten, który ma towarzysza. Już dwa konie mogą stworzyć stado. Człowiek, niestety, nie jest w stanie zastąpić końskiego towarzysza.

Dlaczego konie tak chcą być razem? I tu znów wracamy do czasów, kiedy koń żył na wielkich przestrzeniach, na wolności, narażony na ataki drapieżników. Konie w stadzie mają większą szansę na przeżycie, na obronę przed drapieżcą…” ( Tu rozwinę: co dwoje oczu to nie jedno. Prawdopodobieństwo zauważenia niebezpieczeństwa wzrasta proporcjonalnie do liczby oczu. Co więcej, konie żyją w tabunach nie tylko po to, by więcej widzieć, czy razem uciekać. Zaatakowane konie potrafią też walczyć razem, „zbić” się w koło, głowami do środka i kopać na zewnątrz w drapieżnika, potrafią niesamowicie współpracować, by odeprzeć atak. Koń w pojedynkę nie miałby szans!)

„…Teraz konie żyjące w stajniach pasą się na wybiegu, nie mają naturalnych wrogów (takich jak lew czy wilk) – ale instynkt pozostał.

A co, jeśli nie możemy mieć dwóch koni? Wtedy przynajmniej dajmy mu do towarzystwa kozę czy owcę.”

Stadność koni to nie tylko wspólna ochrona. To też zaspokojenie swoich towarzyskich, przyjacielskich potrzeb. Ile to razy słyszy się o przyjaźniach końskich, o konikach-nierozłączkach! Relacje to ważna część ich życia. Nie zabierajmy im tego.

Pamiętajmy o tym, że koń naturze CAŁĄ DOBĘ przebywa z innymi końmi. Nie oszukujmy się, że wypuszczenie konia z boksu na kilka godzin (na sześć, czy osiem z dwudziestu czterech – bo tyle trwa doba) – wystarczy, by zaspokoć jego potrzebę bycia razem. Jeśli już, z jakiś powodów, decydujemy się na zmykanie konia w pomieszczeniu na noc, to zadbajmy o jak najbardziej otwarte boksy, by konie miały możliwość dotyku, iskania. Niektóre stajnie (niestety to rzadkość!) mają, zamiast boksów dla jednego konia, wielkie pomieszczenia dla grupy koni. Oczywiście zdarzają się w stadzie konie, które się nie tolerują – stąd 2-3 pomieszczenia. Wtedy konie również w nocy mogą przebywać razem. Nie jest to chów bezstajenny – najbliższy naturze i najlepszy dla koni (więcej o jego zaletach przeczytasz tu: Dlaczego chów bezstajenny?) – ale przynajmniej jego mała namiastka.

Ela Gródek

Człowiek też może być częścią stada. Ale to już temat na oddzielny wpis 🙂

zdjęcia : Ewa Janicka (facebook: Photo Horse Ewa Janicka)

Larmand i ja i rok 2020

Dokładnie rok temu podsumowywałam rok 2019. Za mną kolejny rok – rok 2020. Równie cudny.

Rok 2020 nie miał być tak „końskim”, jakim się okazał. Miał być bardziej podróżniczy. Podróże po Polsce i świecie to moje równorzędne do jeździectwa hobby. Miały być kolejne wyjazdy służbowe w nowe zakątki Ziemi, miały być podróże z rodziną i bez – na koniec świata. COVID sprawił, że zostałam „uziemiona” i tym sposobem pustka w hobby „podróże” została szybko wypełniona przez hobby „jeździectwo”. Dobrze mieć więcej niż tylko jedno hobby 🙂

Były zatem liczniejsze (szczególnie w marcu i kwietniu) spotkania z Larmandem, liczniejsze rajdy, tereny, warsztaty online. Podczas rajdów „liznęłam” z końskiego grzbietu, razem z córkami, trochę okolic Pogórza Izerskiego, dawno wyczekiwaną Jurę Krakowsko-Częstochowską, okolice Lanckorony. Udało się też złapać ofertę „last minute” i wyjechać gdzieś dalej, na Ukrainę, by pojeździć po Bukowinie Północnej.

Wrażeniami z tych wszystkich wydarzeń podzieliłam się z Wami we wpisach ( Część I – fotorelacja z rajdu konnego na Ukrainę (Bukowina Północna) – 17-24 października, Porady rajdowe – część IV (co gdy leje 6 godzin?); Zmiana „oczekiwań” końskich, zmiana zachowań końskich; O terenach część I; i potem część II i III) i filmikach wideo (Videoblog) . Kto nie czytał – polecam.

Tak siedząc i wspominając rok 2020, naszła mnie ochota, by podsumować nie sam rok 2020, ale moją znajomość z Larmandem. Koniem prywatny (ale nie moim), z którym mam możliwość „spotykania się” raz w tygodniu (czasem częściej, czasem rzadziej).

Kiedyś, rozmawiając z Ewą (moją prywatną „doradczynią” od jeździectwa 🙂 ), o różnych koniach, z którymi obie miałyśmy (czy mamy) do czynienia, usłyszałam od niej: „W naszym życiu pojawiają się takie konie, jakie powinny, jakich »potrzebujemy«, nie ma przypadków”. Tak myślę o Larmandzie i o sobie…

Larmand nie jest koniem uległym, podporządkowanym. 11-letni Larmand już niejedno widział. Ma swoje doświadczenia, swoje zdanie, wie, czego chce. Larmand był już na niejednej „wojnie” (wszak to koń biorący udział w rekonstrukcjach husarskich!), niejednego wroga musiał pokonać 😉  Praca z Larmandem to dialog, to przekonywanie siebie nawzajem do swoich racji. Nie raz Larmand powiedział mi wprost: „co mi tam będzie ta blondyna mówiła, co mam robić!”. Każdą lekcję przyjęłam z pokorą.

Larmand niejednego mnie nauczył. A raczej niejedno pomógł przejść, przepracować, przezwyciężyć. Nie – to nie my pracujemy z końmi, to one pracują z nami…Za wyjątkiem prawdziwych, utalentowanych trenerów końskich. Taka jest moja opinia. Im prędzej to zrozumiemy, tym…długo by pisać. Mam nadzieję, że poczujecie sami.

Wiele było i jest blokad w mojej głowie, wiele obaw. Znacie je z wcześniejszych wpisów ( Jeździectwo jest trudne – daj sobie czas; Chłopczyk i koń; Rozważania z leżaka o Lorenzo; Mam pomysł! Nauka spadania i woltyżerka dla początkujących; Nigdy, przenigdy nie będę… ) Przed Larmandem nie miałam okazji ćwiczyć z koniem z ziemi. Wiedziałam tylko, po kursach, że jest to genialne. Wiedziałam, jak do tego się zabrać (ćwiczyłam tylko podczas warsztatów). To z Larmandem miałam przyjemność po raz pierwszy pracować z ziemi. To z nim przeprowadzałam pierwsze sesje habituacyjne, zabawy z ziemi. Lubię być na koniu, ale lubię też być obok konia. To dzięki Larmandowi to odkryłam J

Z Larmandem po raz pierwszy też:

  • poszłam sama do lasu na spacer (bez innych koni i jeźdźców),
  • pojechałam na jego grzbiecie sama do lasu,
  • pojechałam na wielką, otwartą łąkę (oczywiście sama)
  • galopowałam na wielkiej łące (ooo, jakie to były emocje!),
  • galopowałam na oklep,
  • skakałam na oklep.

Tak, wiele lęków pokonywałam razem z Larmandem… Co ważne – w odpowiednim czasie. Wtedy, gdy czułam, że jestem na to gotowa. Gdy czułam, że Larmand ze mną się zgodzi. To dzięki niemu nabrałam pewności siebie, szybkości, zdecydowania, ale też pokory.

Dziękuję Ci Larmand!

PS Oprócz dalszej, intensywnej nauki jazdy konnej rok 2020 przyniósł:

  • kolejne 18 wpisów na blogu,
  • kolejne filmiki na vblogu,
  • drugie wydanie książki „Jazda konna? Naturalnie! Co ten koń sobie myśli?”,
  • pierwszy przekład książki na język obcy – j. czeski.

Rok 2021 uznaję za otwarty!

A poniżej kilka zdjęć z Larmandem – z pracy z ziemi, ze wspólnego leżakowania na łące, ze wspólnych zabaw, z habituacji, z pracy na kawecanie, kantarku, wędzidle…z siodła, z ziemi. Nigdy nie było nam nudno!

dav