Nie rozmawiajmy z koniem jak z człowiekiem

Konie mają własny język. Jest to język niemy, język ciała, gestów.

Ludzie też mają własny język – jakże inny od języka koni. Nasz język to przede wszystkim  język „słowa”, język „mówiony”. Język ciała (nasze miny, gesty, postawa ciała) jest drugorzędny. Nic zatem dziwnego, że czasem tak trudno o dobrą komunikację między koniem a człowiekiem. Nic więc dziwnego, że czasem tak trudno dogadać się z koniem.

Ale to na człowieku leży obowiązek poznania języka koni, oswojenia się z nim, zadania sobie trudu nauki. Człowiek nie może przecież wymagać, by to koń nauczył się ludzkiej mowy? Poznanie tego języka leży w interesie człowieka. Każdy z nasz marzy o tym, by koń nas rozumiał, wykonywał bez przymusu nasze polecenia, ufał nam i chciał z nami być.

Człowiek wiele razy oskarża konia o głupotę, tępotę, złośliwość, brak dobrych chęci, gdy ten nie wykonuje tego co człowiek dyktuje. W rzeczywistości, najczęstszą przyczyną „nieposłuszeństwa” konia, jest po prostu brak zrozumienia człowieka. Mówiąc prościej, koń po prostu nie wie o co nam chodzi! Co wykorzystuje koń w komunikacji z innym koniem? Okazuje się, że nie tylko swoje uszy, kopyta, pysk, czy zęby ale też wzrok, postawę ciała, ułożenie ciała w stosunku do kolegi konia, ogon, energię, napięcie mięśni. A czego człowiek może używać do komunikacji z koniem? Nie są to na pewno uszy, ani ogon 🙂 Człowiek nie położy uszów po sobie, ani nie machnie ogonem. Ale może użyć swój wzrok, swoją energię, swoją postawę ciała, swoje dłonie, głos.

Dokładnie opisuję to w książce „Jazda konna naturalnie! Co ten koń sobie myśli?” a dzisiaj chciałabym skupić się tylko na 3 aspektach: wzroku, energii i naszym oddechu, pulsie.

Oczy – koń zwraca uwagę na nasz wzrok, na to, gdzie patrzymy i jak. Zwraca uwagę na to, co nasze oczy wyrażają. Koń dokładnie widzi, czy nasz wzrok wyraża strach, panikę, złość, czy pełen spokój i przyjaźń. Czasem jeźdźcowi wydaje się, że koń nie widzi naszej twarzy gdy siedzimy mu na grzbiecie. Nic bardziej mylnego!

A co oznacza dla konia patrzenie prosto w oczy? Może to oznaczać zachowanie drapieżne. To wilk, czy lew, przed atakiem, wbija wzrok w ofiarę. W języku koni patrzenie prosto w oczy, oznacza idź stąd! Odejdź! Gdy źrebak coś przeskrobie, klacz właśnie tak odgania go od stada, tak go „karze”. Tak jeden koń odgania innego. Jeśli człowiek ma zamiar poskromić konia i sprawić, by odbiegł, oddalił się od niego, może „wbić” w niego wzrok. Jeśli zaś nie ma takiego zamiaru, powinien kontrolować gdzie patrzy, powinien spuścić wzrok. Ta umiejętność kontroli własnego wzroku szczególnie przydaje się gdy chcemy przyprowadzić konia z pastwiska. Nasz spokojny, spuszczony wzrok da „znać” rumakowi, że mamy dobre zamiary, że nic mu nie grozi. Oczywiście konie, które pracują codziennie w rekreacji, które dobrze znają człowieka, odczuliły się ciut na nasze spojrzenia. Potrafią też bezbłędnie odczytać intencję. Co innego  oznacza pogodne spojrzenie w oczy, a co innego wbicie wzroku w konia z myślą „nie podoba mi się to! Odejdź!”. Siłę naszego spojrzenia można najlepiej sprawdzić na dzikim koniu, czy koniu, który ma rzadki kontakt z człowiekiem lub młodym koniu. Doceńmy wagę naszego wzroku.

Wzrok wskazuje także kierunek poruszania się. Tam gdzie patrzy jeździec tam koń będzie podążać. Nie bez przyczyny, na treningach, jeździec ciągle słyszy od instruktora: „Patrz tam gdzie chcesz jechać, patrz ZA przeszkodę (podczas skoków) a nie na nią. Pokaż wzrokiem gdzie dalej chcesz jechać”.

Ile to razy dajemy mylne sygnały? Prosimy, by koń szedł prosto, a patrzymy w bok.

Energia – Co to znaczy mieć „wysoką” czy „niską” energię? Co to jest sterowanie własną energią? Co to znaczy wykorzystywać własną energię do komunikacji z koniem?

Jeśli jesteśmy wyprostowani, mamy głowę podniesioną, pewny, szybki krok to to oznacza, upraszczając, bycie na „wysokiej energii”. Koń będzie „odbierał” tę naszą energię i również będzie „żwawszy”, bardziej skoncentrowany na nas. Wyższa energia to też szybszy oddech, nasze szybsze bicie serca.

Natomiast podejście do konia na niskiej energii oznacza jakby spuszczenie powietrza – a więc wolne ruchy, głowa lekko pochylona, ręce spokojne, blisko ciała, wzrok spuszczony, spokojny oddech. Koń odbiera to jako sygnał do zrelaksowania się. Myśli: „też mogę zwolnić!”. Nasza postawa albo „wyciszała” konia, albo go „uruchamiała”, albo każe mu galopować albo przechodzić do stępa. Jeśli mamy do czynienia z koniem pobudliwym, płochliwym, to będziemy w stanie pomóc mu zrelaksować się, wyciszyć, naszą niską energią. Co ważne. Nasze sygnały muszą być spójne. Jeśli nawet będziemy „zachowywać” się spokojnie ale wewnątrz nas będzie niepokój, strach, szybciej bijące serce, to koń się nie rozluźni. Koń odbiera nasze emocje, umie je czytać, nie da się go oszukać… Jeśli mamy do czynienia z „leniuszkiem” to wyprostujmy się, przyśpieszmy kroku, bądźmy bardziej energiczni, podnieśmy o ton głos. W ten sposób poprosimy konia o skupienie większej uwagi na nas, o przyspieszenie.

Dążeniem każdego koniarza jest umiejętność wykorzystania własnej energii do komunikacji z koniem. Ale zanim człowiek będzie w stanie to zrobić, najpierw musi nauczyć się kontrolować swoje emocje, swój oddech, swoją mowę ciała. Najpierw musi zrobić wgląd w siebie.

Ile to razy sama wpadałam w emocjach z pracy do stajni (na wysokiej energii). Szybko chciałam wyczyścić konia, szybko osiodłać, by zacząć lekcję o czasie. Biegałam koło niego poddenerwowana. I dziwiłam się, że nie idzie, że koń nie współpracuje. A wystarczyło zwolnić! Wypuścić powietrze i wolno, z łagodnością cieszyć się każdym wspólnym momentem 🙂

Tętno, puls, oddech – koń wie, kiedy się boimy, kiedy nie jesteśmy pewni siebie. On naprawdę doskonale to odczuwa i, chcąc nie chcąc, przejmuje emocje człowieka. Zdenerwowany jeździec to zdenerwowany koń. Zdenerwowany koń, to koń, który nie może skoncentrować się na poleceniach, na komunikacji z człowiekiem. Taki koń nie będzie dobrze pracował i niczego się nie nauczy. Tylko przyjazna atmosfera otwiera konia na naukę i współpracę. Jeśli jesteś zdenerwowany, nie wchodź do boksu. Pooddychaj, uspokój się, zrzuć z siebie złe emocje i dopiero wtedy podejdź do konia.

Jeśli się boisz konkretnego konia, może lepiej poproś instruktora o innego? Twój strach z pewnością udzieli się zwierzęciu. Stres i strach to wrogowie dobrej lekcji. Nie martw się, przyjdzie moment kiedy strach minie i z przyjemnością dosiądziesz i tego rumaka 🙂

Do komunikacji z koniem człowiek może używać  wielu narzędzi. Warto poobserwować konia i … siebie. Warto zauważyć, czy nasze ruchy są spokojne, czy mogą wydać się agresywne. Co ważne! Aby komunikacja zadziałała, nasze ruchy muszą być zgrane, spójne  z naszymi uczuciami, z naszymi myślami.  Jak to się mówi „dobra mina, do złej gry” nie zadziała, bo koń to niesamowicie wrażliwe stworzenie i wspaniały obserwator. Dlatego człowiek powinien,  zanim zacznie „pracować nad koniem”, popracować nas sobą 🙂

PS Na zdjęciu zamiast patrzeć przed przeszkodę patrzę na Larmanda. Błąd! Szkoda, że człowiek nie może zawsze się nagrywać, czy robić sobie zdjęć  – od razu wychodzą wszystkie komunikacyjne nieścisłości, z których kompletnie nie zdajemy sobie sprawę, nie kontrolujemy ich 🙁

Co nieco o wiosennych terenach

W poprzednim tygodniu byłam z Julką w terenie. Co za klimat – słońce praży, świeżość w powietrzu, ciepło (10 stopni), wokół trawa, śniegu brak. Istna wiosna. I my, na koniach, w tym wiosennym klimacie przemierzamy świat! Oj, nie był to relaksacyjny teren, jakby można było to sobie wyobrazić. Nie było miejsca na rozkoszowanie się widokami, wdychanie zapachu traw z zamkniętymi oczami 🙂 Był to teren, gdzie skupienie, szybkość reakcji, czytanie języka konia oraz dobry dosiad bardzo się przydały. Nasza instruktorka doszła do wniosku, że w tym roku już zasłużyłyśmy na miano „wiosennych zaklinaczek koni”, oferując nam ten godzinny, wiosenny teren zamiast jazdy na ujeżdżalni, na tych koniach 🙂 Jeszcze rok temu tego nie zaproponowała. Wiem, dlaczego 🙂

Konie na wiosnę to nie to samo co konie latem czy na jesieni. To konie pełne energii, niewybiegane, to konie szybkie, skore do wyścigów, brykające radośnie na cześć wiosny! (nie wszystkie , ale z moich obserwacji wynika, że hucułki lubią i owszem). Konie, z reguły, zimą rzadziej chodzą w tereny – a to podłoże nie takie, a to dzień krótki, a to nie ma chętnych jeźdźców, bo zimno i wieje. Koń to zwierzę potrzebujące ciągłego ruchu. Zatem, jak już przyjdzie ta wiosna i wreszcie mogą się poruszać, to… miej się, jeźdźcu, na baczności! Skup swoją uwagę, wytężaj zmysły, reaguj szybko, PRZEWIDUJ ruch i wsadź tyłek mocno w siodło 🙂 I mniej trochę wyrozumiałości dla zwierzaka.

Ten teren mogłabym porównać do meczu. Jula kontra Zwinek, Ela kontra Otto. Wynik meczu mojej córki to 3 do 0 dla Julii (brawo, brawo, brawo!), wynik meczu Eli to 2 do 1 dla Eli. A mecze przebiegały następująco.

Zastęp pięciu koni wyruszył na powitanie wiosny. Zwinek przedostatni, Otto na ostatnim miejscu. Zwinek to młody konik, nie tak dawno zajeżdżony, jeszcze ciut płochliwy i szlifujący swoje dobre maniery. Po 10 krokach w terenie Zwinek odstawił swoje pierwsze, małe rodeo. W sumie trudno stwierdzić, czy przestraszył się Otta, który potknął się, czy poczuł po prostu wiosenny wiatr w grzywie 🙂  1 : 0 dla Julii. Jula nie spadła, dzielnie wysiedziała. Idziemy dalej. Zbliżamy się do pięknej łąki (koniom przypomina się, że często tu galopują) i mój Otto wychodzi na prowadzenie! Otto, z kolei, to stary wyjadacz. Konik z bagażem doświadczeń, stały bywalec terenów, uwielbiający szybkość i rywalizację 🙂 Cóż, dałam się zaskoczyć, moje reakcje były o 3 sekundy spóźnione i Otto, zamiast na końcu zastępu, znalazł się na początku, inicjując galop. 1 : 0 dla Otta. Ciapa ze mnie i tyle.

Pierwsze galopy. Zwinek w aurze szczęścia (tak mi się zdaje ???) bryka po raz drugi. Ponownie wygrywa Jula, nie spadając. 2 : 0 dla niej. Po pierwszym galopie para lekko schodzi. I z koni, i z jeźdźców 🙂 Muszę powiedzieć, że niesamowite są te galopy. Konie naprawdę lubią biegać, lubią się ścigać na otwartej przestrzeni, lubią wiosnę! Wspaniałe uczucie! Mogłabym tak na tym grzbiecie na koniec świata!

Jedziemy dalej, po chwili stępa i kłusa pora na drugi galop. Otto ponownie chce przejąć kontrolę i wybiec przed szereg. Tym razem Ela jest już przygotowana i reaguje na czas. Otto zostaje na swoim miejscu – na ostatniej pozycji w zastępie. Ile w nim chęci do biegu! Ile siły, ile energii! (chciałoby się go tak puścić, by się wybiegał, no ale zasady w terenie obowiązują i nie ja tu rządzę). Co za konik! Wynik rozgrywki 1 : 1 (Ela wyrównuje).  Sytuacje powtarzają się jeszcze raz – Zwinek bryka z radości, Jula trzyma się w siodle, Otto chce objąć pierwszą pozycję oraz decydować o rozpoczęciu biegu, Ela reaguje na czas, prosząc go, by jednak wyścigi zostawił na inny dzień 🙂

Jak bardzo różni się jazda w terenie w zależności od pory roku, wie tylko ten, kto to poczuł na własnej skórze. Dobrze znany konik, spokojny, opanowany latem, może okazać się zupełnie inny na wiosnę! Ten sam koń może leniwie „capcować” (uwielbiam to słowo! Znacie je 🙂 ?) na ujeżdżalni, a w terenie może dostawać skrzydeł. Jazda jeździe nierówna, koń, koniowi nierówny.

Myślisz, że nic Cię już w Twojej stajni nie zaskoczy? Potrenuj w czterech porach roku 🙂

PS Skomentuję jeszcze rodeo Julki… Cholera – nie jest to łatwe dla matki, gdy obserwuje swoje dziecko na brykającym koniu… No ale… jak ma się to dziecko inaczej nauczyć?? Poza tym dokładnie wiem, że Julka jest na to przygotowana. Jest na to przygotowana przede wszystkim PSYCHICZNIE! Wiem, że Julka nie panikuje w takich momentach, nie boi się, wie, co robić w takich sytuacjach, wie, że to normalne, wie, że SPOKÓJ to podstawa.

Dlaczego nie wzięłam na „wiosenny teren” Ali (mojej drugiej córki)? Bo wiem, że nie jest na to PSYCHICZNIE gotowa. Ala uwielbia tereny, nie boi się szybkości, fajnie siedzi w siodle. Ale niepokora konia ją przeraża, niekontrolowane galopy, brykania stresują. Lepiej zaczekać, niż odpracowywać…

PS 2.  Warto poznać siebie i swoje emocje w różnych sytuacjach na koniu. Warto zdawać sobie z nich sprawę. Warto uczyć się nowych sytuacji, i odpowiedniej na nie reakcji. Zawsze czuję wielką pokorę na każdej jeździe, bo wiem, że jeszcze niejedna sytuacja mnie zaskoczy 🙂

Dlaczego chów bezstajenny?

Wydawać by się mogło, że boks to idealne miejsce dla konia. Zawsze jest tam ciepło, jest woda i siano w paśniku. Można się w spokoju położyć na miękkiej słomie. Nic tam konia nie wystraszy – może czuć się w pełni bezpieczny. To ludzki sposób myślenia, bo człowiek dobrze czuje się w swoim domu, w czterech ścianach. Gdyby jednak koń umiał mówić, to powiedziałby nam, że woli stać cały dzień na łące, na otwartej przestrzeni. I to nie tylko w lato, gdy jest ciepło i przyjemnie, ale również w zimę, gdy temperatura spada do minus dziesięciu stopni i wieje przenikliwy wiatr. Dlaczego wierzchowce zawsze wybiorą  otwarte przestrzenie?

Natura końska jest całkowicie inna niż natura człowieka. Koń czuje się bezpiecznie, gdy ma możliwość ucieczki, gdy wie, że może odwrócić się na pięcie (a raczej na kopycie) i uciec, gdzie pieprz rośnie! Koń nie wie, że w boksie jest bezpiecznie. Jego instynkt – zwierzęcia uciekającego – podpowiada mu, że tylko na otwartej przestrzeni przeżyje. Boks to dla niego zamknięta przestrzeń, nie dająca możliwości ratunku. Jedyną obroną tego zwierzęcia są bowiem jego silne nogi, wykorzystuje je do walki i do ucieczki. Koń nie ma ostrych pazurów czy kłów do samoobrony. Konie to zwierzęta stadne i nie czują się dobrze w pojedynkę. W boksie każdy członek stada stoi zazwyczaj sam, zamknięty w niewielkiej przestrzeni. Stado daje koniom poczucie bezpieczeństwa, zapewnia im komfort psychiczny. Każdy wierzchowiec wie, że największe szanse na przeżycie ma wtedy, gdy będzie w stadzie, razem z innymi kopytnymi. Ten instynkt, mimo upływu tysięcy lat, nie osłabł. Udomowiony koń nie wie, że tak naprawdę, nie ma już żadnych naturalnych wrogów, a jego instynkt nadal nakazuje mu trzymać się stada. Wierzchowce w stadzie czuwają na zmianę. Jeśli część zwierząt chce odpocząć, przespać się, to pozostałe cały czas czuwają, obserwują czy nic podejrzanego nie kryje się w krzakach, czy stado jest bezpieczne. Konie w stadzie wspierają się, każdy ma swoją rolę, swoje miejsce. A samotnie stojący osobnik może liczyć tylko na siebie… Jest to dla niego zajęcie bardzo wyczerpujące. Kolejny powód, dla którego koń nie lubi przebywać w boksie to brak możliwości ruchu. Rumak w naturze prawie cały czas jest w ruchu. Dzikie konie przemierzają nawet kilkadziesiąt kilometrów dziennie w poszukiwaniu wody i trawy. Budowa tego gatunku oraz jego układ trawienny przystosowany jest właśnie do takiego trybu życia. A w boksie kopytny może niestety tylko stać lub leżeć. Czy zatem koń, stojąc długo w boksie czuje się dobrze ? Zdecydowanie nie. Brak ruchu, brak towarzystwa, brak poczucia bezpieczeństwa źle wpływają na jego samopoczucie. Wiele rumaków, które spędzają długie godziny w boksie, zaczyna chorować i mieć problemy z psychiką, pojawiają się szkodliwe nałogi, takie jak np. heblowanie krawędzi boksu, tkanie etc. Osoby nie mające większego pojęcia o naturalnych potrzebach koni rzucają wówczas komentarze typu: „z nudów przewraca mu się w głowie”. Prawda jest jednak taka, że to człowiek jest główną przyczyną tego typu zachowań, ponieważ nie zapewnia zwierzęciu odpowiednich warunków życia, zgodnych z jego naturą i podstawowymi potrzebami.  Niestety długotrwałe przebywanie w zamknięciu działa nie tylko źle na zdrowie psychiczne koni, ale również na ich zdrowie fizyczne. Koń, aby mógł cieszyć się zdrowiem, potrzebuje świeżego powietrza. Układ oddechowy konia nie jest przystosowany do wdychania toksycznych substancji. A takie substancje unoszą się w boksie. Nie jest przecież tajemnicą, że koń załatwia się w boksie. Robi to tak często, że żaden właściciel, mimo największych starań, nie jest w stanie od razu usuwać odchodów z boksu. Nawet w czystej stajni unosi się pewna część amoniaku, który szkodzi płucom. Największe stężenie tego trującego gazu jest tuż przy podłożu. Gdy zatem koń kładzie się do snu, znajduje się w centrum stężonego obłoku amoniaku.

Wiele chorób, w obrębie układu oddechowego tych zwierząt, pojawia się lub zaostrza właśnie przez przebywanie w zamkniętych przestrzeniach, w których unoszą się szkodliwe substancje – amoniak, kurz i zawarte w nim alergeny.  Na padoku koń wyśpi się o wiele lepiej i zdrowiej. Ograniczenie ruchu z kolei powoduje wiele problemów w obrębie układu trawienia. Ruch wpływa bowiem bardzo pozytywnie na perystaltykę jelit. Zwierzęta, które mają możliwość swobodnego „wybiegania się” rzadziej mają problemy z kolką. Wielogodzinne stanie w boskie bardzo źle wpływa również na kondycję całego układu ruchu. Konie, które są regularnie padokowane są mniej podatne na wszelkiego rodzaju kontuzje w czasie treningu. Zatem dlaczego niektóre konie z tak wielką ochotą wracają do stajni? Odpowiedź jest prosta – wiedzą, że znajdą tam coś dobrego. Może miarkę owsa? Może świeże sianko? Może marchewkę? Może smakołyk?! A konie lubią jeść. Co najczęściej zrobi wierzchowiec po wejściu do budynku? Od razu idzie do żłobu i sprawdza czy jest tam coś dobrego. Jeśli jednak zostawilibyśmy boks otwarty, to koń po spałaszowaniu owsa, z przyjemnością wróciłby na pastwisko i zostałby tam na noc. Nie przeszkadzałby mu deszcz ani mróz. Coraz więcej stajni prowadzi, tak zwany chów bez stajenny. Konie przez całą noc przebywają wówczas na pastwisku, a w ciągu dnia są sprowadzane do boksów (lub po prostu do stanowisk pod dachem) na czas treningów. Takie konie – wybiegane, w dobrym humorze i w odpowiedniej kondycji – są spokojniejsze na jazdach i przede wszystkim mają możliwość zrealizowania swoich podstawowych potrzeb psychicznych, takich jak więź z innymi końmi czy poszczucie przynależności do stada, dzięki którym czują się bezpieczne i potrzebne.

zdjęcie : Ewa Janicka, Słoneczna Czechówka

Koń jaki jest każdy widzi. Czy na pewno?

Pamiętam, jak na mój wieczorek autorski przyszedł przyjaciel i powiedział, trzymając w rękach świeżo wydaną książkę: „Nie wiedziałem, że o koniu można tyle napisać! Koń to koń! Każdy widzi, jaki jest!”.

Okazuje się, że można napisać książkę o naturze końskiej, 41 wpisów na blogu (w jednym tylko roku) i dalej mieć poczucie, że jest się dopiero na początku zgłębiania wiedzy o koniach i jeździectwie 🙂

Gdy zaczynałam z córkami jeździć konno, przez pierwsze lata myślałam tak jak mój kolega: „Koń, jaki jest, każdy widzi! Nad czym tu się zastanawiać!”. Mocno się pomyliłam. Świat człowieka jest kompletnie inny niż świat koni. Nasze oczy nie widzą tego, co widzą końskie oczy, nasze uszy nie słyszą tego, co słyszą konie. Nasza skóra nie czuje tego, co czuje skóra konia. Ilu początkujących jeźdźców o tym wie? Mnie nikt o tym nie mówił, gdy zaczynałam naukę jazdy konnej… A Tobie?

Badacze koni pomagają nam coraz lepiej wyobrazić sobie świat koni. Jak one postrzegają nas? Jak otoczenie? Co je motywuje? Możemy coraz lepiej rozumieć konie, ale – moim zdaniem – pod jednym warunkiem: gdy nauczymy się „wychodzić” z naszej ludzkiej skóry i próbować patrzeć na świat końskimi oczami. Musimy do tego włączyć nasze zmysły i empatię na najwyższe obroty. Nie da rady zrozumieć koni przez pryzmat naszej ludzkiej natury. To, co naturalne dla nas, nie jest naturalne dla koni. To, co naturalne dla koni, nie jest naturalne dla nas.

Bardzo podoba mi się określenie Temple Grandin: by lepiej wyobrazić sobie, jak widzą i czują konie, musisz zacząć myśleć obrazami. Konie to „rozdrabniacze”, człowiek to „scalacz”. Człowiek ma w głowie „filtr”, który kasuje mnóstwo „niepotrzebnych” informacji, dochodzących do nas z zewnątrz. Mózg konia działa inaczej – jego mózg, zmysły, odbierają o wiele więcej obrazów, bodźców z zewnątrz. Stąd problem koni z koncentracją, z „rozpraszaniem” się. Koń, by przeżyć, potrzebował całkowicie innych „umiejętności” niż człowiek. Matka natura stworzyła go w całkiem inny sposób. Koń jest zupełnie inny niż my, ludzie. A my tak często patrzymy na nie z tej naszej ludzkiej perspektywy i frustrujemy się, gdy „zachowują się głupio” 🙂

Musimy stać się trochę koniem, by zrozumieć go i dogadać się z nim. Nie jest to łatwe. Ba! Jest to bardzo trudne! Jeździectwo to najtrudniejszy ze sportów (nie lubię określać jazdy konnej jako sportu, ale niech już będzie), jaki kiedykolwiek w życiu uprawiałam. Tu człowiek nie da rady się „wyuczyć”, nabrać doświadczenia w krótkim czasie. Tu nie ma jednej słusznej teorii! Im głębiej grzebiesz, tym więcej możliwości widzisz. Nie ma drogi na skróty. Trzeba wiele pokory w sobie – tego się nauczyłam.

Jak już wielokrotnie pisałam, pogłębiam wiedzę o koniach, interesuję się psychologią koni, bo chcę być dla nich coraz lepsza, chcę wiedzieć, jak postępować, by nie krzywdzić ich nieświadomie, chcę lepiej jeździć. Ale w tym moim pogłębianiu wiedzy jest też element „prywaty”, mojego własnego interesu, egoizmu 🙂 Mianowicie: moje i moich córek bezpieczeństwo. Wiem już, że siedząc na koniu i myśląc po ludzku, mam o wiele mniejszą szansę na bezpieczną jazdę. Wiem też, że moja znajomość natury końskiej zwiększa kilkakrotnie szansę na bezpieczną jazdę. Wiele piszę o tym w książce i wiele razy jeszcze będę pisać o tym na blogu. Koń to bezpieczne zwierzę, pod warunkiem, że nasze zachowanie idzie jak najbardziej w parze z jego naturą, motywacją, potrzebą.

Wśród przyjaciół i rodziny jestem uznawana za „luzacką” matkę, która pozwala dzieciom na wiele i nie zamartwia się na zapas. Ale jeśli chodzi o jazdę konną, jestem jak kwoka – przewrażliwiona na punkcie swoich piskląt.

Ostatnio byłam w terenie. Warunki były nieciekawe – mokro (a zatem ślisko). I wyszło ze mnie „matczenie”. Instruktor śmiał się ze mnie, że powtarzam jego słowa, przerywam mu, tłumaczę córkom to, co już wytłumaczył 🙂 Jakbym nie wierzyła, że jego słowa i uwagi dochodzą, docierają do nich. Jakbym chciała zwiększyć szansę na wysłuchanie jego uwag i ostrzeżeń przez Julę i Alę. Ech. Tak to jest być mamą 🙂 . Bezpieczeństwo dzieci najważniejsze! I chyba to nigdy się nie zmieni.

Zdjęcie – niesamowita Ewa Janicka

Rok 2018

2018. Rok powstania bloga www.jazdakonnanaturalnie.pl. Bloga, gdzie nauczycielem jest koń, a ja uczniem. Bloga, który pokazuje, że w świadomym jeździectwie to przede wszystkim człowiek ma wiele do zrobienia i wypracowania…nie koń.  To proste scenki z życia Ambitnego Rekreanta. Mają inspirować, mają pomagać w szukaniu odpowiedzi, pomóc zrozumieć. Tobie i mnie.

2018. Rok wydania i sprzedaży książki „Jazda konna naturalnie. Co ten koń sobie myśli?”. Książki napisanej nie z pozycji eksperta, ale jednej z Was. Książka nie o tym jak siodłać, czyścić konia, czy siedzieć w siodle, ale o tym kim jest koń, jak myśli, jak czuje i dlaczego? To teoria o jego naturze, sposobie komunikacji, o tym kiedy czuje się szczęśliwy a kiedy nie. Bez tego ani rusz w postępach w jeździectwie, w bezpiecznej jeździe. To chcę Wam powiedzieć…

Rok 2018 – pełny wdzięczności – mojej dla Was. Za wspaniałe recenzje, listy. Rok radości, że książka pomaga, promuje świadome jeździectwo.  Rok wiary, że warto było iść za głosem serca 🙂

Rok 2019? Jakieś plany? Tak – dalsze poznawanie konia i mnóstwo frajdy z jazd w towarzystwie córek Julii i Ali!

zdjęcie: Ula Waszkiewicz, Instagram: truskawkowepole