Ciach! Cięcie kosztów – kilka rad dla Ciebie

Jeździectwo jest drogie. Tak jest (ja to czuję potrójnie – płacę za siebie, Julę i Alę). Dlatego wiele rodziców nawet nie podejmuje tematu. Mimo nalegań dziecka nie decydują się na zapisanie go na lekcje jazdy konnej. Przecież do kosztu pojedynczej lekcji dochodzą jeszcze koszty „wyposażenia”: toczek, czapsy, bryczesy, buty jeździeckie na zimę i na lato… W wielu stajniach obowiązkowy jest też bacik . A dziecko rośnie, więc co rok ponowny wydatek.

To Wam powiem, droga Mamo i drogi Tato, jakie tricki ja stosowałam i stosuję, by wielu kosztów uniknąć.

Gdy zaczynałyśmy jeździć konno, przez kilka miesięcy jeździłyśmy w toczkach, które zawsze dostępne są w stajniach. Tak. Naprawdę. I wszy nie przyniosłyśmy . Stwierdziłam, że pewnie Ali i Julii znudzi się ten „sport” po paru lekcjach, więc nie ma sensu kupować od razu toczków. Jeździłyśmy w zwykłych getrach (o dziwo, można! ). W sumie najszybciej kupiłam buty, bo rzeczywiście podeszwa musi być z obcasem, by noga nie wpadała w strzemię. Ale ryzyko „zbędnego” wydatku było małe, bo w razie porzucenia tego „sportu” przez moje pociechy buty przydałyby się. Robiłyby za zwykłe gumiaki .

No dobra… po kilku miesiącach dziewczyny nie porzuciły jeździectwa – i ja też nie. Pierwsze bryczesy kupiłam za pośrednictwem instruktorki. Miała dojścia do tańszych i dobrej jakości bryczesów za przystępną cenę. I jeżdżę w nich do dzisiaj… Za całe 80 złotych! Nie zniszczyły się ani trochę. Julii i Ali kupiłam najtańsze bryczesy w Decathlonie, które świetnie się sprawdzają. Jak z nich wyrosły… UWAGA… sprzedałam na OLX za pół ceny. Podobnie jak za małe buty jeździeckie. Tak, drodzy rodzice – wszystko można sprzedać! Nawet dwuletnie bryczesy i chodzone buty! I wiecie, co usłyszałam od jednej pani kupującej?: „Jak ja się cieszę! Jakby Pani miała coś jeszcze za małego na swoje córki, to proszę pisać! Moja córka spędza całe dnie w stajni, nie sądzę, że jej przejdzie, a wszystko takie drogie!”. Pani zadała sobie trud, by poszukać coś tańszego w Internecie. Ja zadałam sobie trud wystawienia wszystkiego na OLX. Trzeba tylko chcieć! A koszty jeździectwa spadają .

Sprzedałam też kamizelkę ochronną. Kupiłam drugą – używaną, większą. Sprzedałam za mały toczek. Najgorzej jest z rękawiczkami. Ciągle się gubią. Dlatego kupuję najtańsze. Jak zginą, nie rozpaczam .

Do tego dochodzą oszczędności z tytułu prezentów. Można przecież podpowiedzieć pomysł na prezent babciom, dziadkom czy koleżankom. Babcie zaopatrzyły dziewczynki w toczki. Jula dostała na prezent od koleżanek piękne rękawiczki, śliczną kamizelkę jeździecką, koszulkę-polówkę, Ala – czapsy. Potrzebne ocieplane, skórzane buty na zimę? (koszt, niestety, minimum 300 zł). Zorganizowałam „zrzutkę” z babciami na gwiazdkę. Każdy lubi dawać „chciane” prezenty, każdy chce otrzymywać „chciane” prezenty. Możemy to wykorzystać .

Kiedyś Jula i Ala przyjechały z obozu jeździeckiego. Usłyszałam: „I wiesz, Mamo, tam dzieci miały po 3 pary bryczesów i kilka koszulek-polówek! (moje dzieci do tej pory jeżdżą w zwykłych t-shirtach). I jakie miały buty!”. Uśmiechnęłam się: „A ja wolę wydać na wasze tereny i szkółki jeździeckie ”. Dyskusja ucichła…

I jeszcze jedna kwestia. Jako ekolożka i matka muszę to powiedzieć: „Mamo, Tato! Poczujcie moc wychowawczą takiego postępowania!”. Jaki przekaz dajecie dzieciom? „Zero waste” .

P.S Mamo, Tato – jeździectwo opłaca się fundować. A tu informacje dlaczego: Dla Mamy i Taty

P.S II Ekolożką stałam się już jako nastolatka.  Wszystko przez moją Przyjaciółkę Basię, która chodziła do liceum do klasy „ekologicznej”. Jak wspaniale jest mieć Przyjaciół!

P.S III. Informacja z ostatniej chwili: właśnie kupiłam piękne buty z licowej skóry, stan idealny. Cena 50 zł. Juhu!!!!.  Miłych połowów  Wam też!!

Emocje i pewność siebie a nauka skakania…

Jak dobrze skakać na koniu? Odpowiedź na to pytanie zostawię trenerom, instruktorom. To ich zadanie. Ale jest kilka rzeczy, które powiedzieć muszę (bo inaczej się uduszę!! ). Osobiście uwielbiam skoki. Jula i Ala też. Jeśli skok jest udany, jest to wspaniałe uczucie. Mam wtedy wrażenie, że latam na koniu!

Na początku bałam się skakać. Bałam się tych nagłych zahamowań konia przed przeszkodą (i nadal trochę się tego boję). Wyobrażałam sobie jak zlatuję na drążki, że lecę na wprost, a koń stoi lub ucieka w bok. Pamiętam moje pierwsze skoki na wspaniałej klaczy imieniem Kaspia. Kaspia uwielbiała skoki – i co ważniejsze, wybaczała mi wszystkie błędy. Nieważne, czy miałam dobrą pozycję, czy w odpowiednim momencie „zebrałam się” do skoku, czy niechcący pociągnęłam za wodze, czy patrzyłam nie tam, gdzie trzeba, Kaspia zawsze skoczyła. W czasie skoku starałam się myśleć tylko o słowach instruktorki Agnieszki: „Nie rób nic! Pozwól jej skakać. Ona wie, co robi. Nie bój się”. To Kaspia uczyła mnie skakać. Moim zadaniem było tylko nie przeszkadzać jej. Miałam się skupić na sobie, na swoim balansie i równowadze, miałam ćwiczyć „zabieranie” się z koniem w odpowiednim momencie. Kaspia bardzo mi pomogła w tych pierwszych skokach, bo mogłam jej zaufać i skupić się tylko na sobie.

Niedoświadczony jeździec często za dużo myśli – wtedy zaczyna się spinać, „wyprzedzać” konia („skakać”, zanim koń skoczy), zaczyna się bać, że koń nie przeskoczy, zaczyna wyobrażać sobie upadki etc. Koń reaguje na te nieświadome sygnały i przez to często odmawia skoku. Staje nagle albo ucieka w bok. W większości przypadków nie jest to wina konia, tylko nasza. Dobrze przygotowany, lubiący skakać koń rzadko odmawia skoku. Dlatego, moim zdaniem, niezmiernie ważne jest na początku, by skakać na koniu dobrze przygotowanym, lubiącym skakać, który z reguły „nie wyłamuje” (czyli nie odmawia przeskoku). Najważniejsze jest bowiem, by nabrać pewności siebie. Po prostu zacząć nie bać się skakać! Zaufać koniowi.

Co jest – wg mnie – kluczowe przy skokach? Co mi pomogło?

  1. Bezwzględnie musisz patrzeć za przeszkodę – tam, gdzie chcesz potem jechać. Nie na przeszkodę, nie pod nogi konia. Musisz mieć głowę uniesioną i musisz patrzeć za przeszkodę, a przez to wskazywać koniowi, gdzie chcesz, by jechał dalej po przeskoczeniu przeszkody. Jeśli dalej macie jechać na wprost, patrz na wprost – daleko   za przeszkodę. Jeśli jedziesz za przeszkodą w prawo – to patrz za przeszkodę w prawo. Pamiętam jak spadłam z Kaspii…nie podczas skoku ale po skoku. Byłam za bardzo zaaferowana skokiem więc nie „pokazywałam” gdzie dalej jedziemy. Kaspia więc zaczęła skręcać w lewo (pewnie to właśnie odczytała z mojego ustawienia ciała i oczu, lub po prostu podjęła decyzję za mnie) a ja w ostatnim momencie chciałam skręcić w prawo… I tak to się nam drogi rozjechały…

  2. Pamiętaj o wzroku peryferyjnym

  3. Nie wstrzymuj oddechu, oddychaj miarowo, spokojnie. Cały czas. Jeśli oddychamy spokojnie, to mniej się też spinamy. Pamiętaj o tym, że – czy w to wierzysz, czy nie – koń wie, kiedy zatrzymujesz oddech. Ostatnio, przy okazji zdjęć do mojej książki, wyszło na jaw, że…napinam usta przy skokach. Oczywiście dałabym sobie rękę uciąć, że tego nie robię :). Rada jednej z naszych instruktorek: lepiej świadomie uchylić buzię podczas skoków niż ją nieświadomie zacisnąć.

  4. Myśl tylko o tym, że przeskoczysz! Wierz w to, bądź pewny siebie. Powtarzaj sobie:      „za chwilę wspaniale przeskoczymy”. Nawet jeśli się nie uda, nie martw się, nie poddawaj się. Powiedz sobie, że następnym razem wszystko się uda i próbuj dalej! Ileż to razy koń nie przeskoczył tylko dlatego, że ja byłam niepewna SAMEJ SIEBIE.
    Dobrze zdawać sobie z tego sprawę i pracować nad tym. Jest to trudne, szczególnie dla młodych jeźdźców. Dzieciaki, czy młodzież przeżywają frustracje: „Upps! Nie udało się! Koń nie przeskoczył! Pewnie teraz znów nie przeskoczy!”. Niestety koń „czyta” nas i wie   o czym myślimy.

  5. Oddaj wodze w odpowiednim momencie. Jeśli przy skoku nie oddasz wodzy i koń dostanie „po zębach”, możesz zrazić go do dalszych skoków i może odmawiać dalszej współpracy.

  6. Przy samym skoku rozluźnij się tak, by „nie przeszkadzać” koniowi. Skok jest dużym wysiłkiem dla konia. Musimy stać się miękkim plecaczkiem przylegającym do konia, a nie twardym, sztywnym, miotającym się po plecach ciężarem!

Mam za sobą wiele nieudanych skoków. Ponieważ jeździmy w różnych stajniach, mamy do czynienia z różnymi końmi. Niektóre konie nie wybaczają błędów. Jeśli okażemy strach (zatrzymanie oddechu, niekontrolowane zaciskanie nóg), nie skoczą, tylko ominą przeszkodę bokiem.

Nigdy nie mam pretensji do konia. Jeszcze długo będę uczyć się … latać.

ZERO pozerstwa i dobra zabawa

Dzisiaj – z okazji Świąt – mała refleksja…

Pisząc ten blog obiecałam sobie 2 rzeczy: ZERO pozerstwa czyli pisanie prawdy i tylko prawdy bez naciągania i koloryzowania oraz dobrą zabawę. Dlaczego prawda i tylko prawda? Po to, by pisało mi się lekko, szybko i przyjemnie czyli bez „kminy” jak by tu pisać, by publika przyklasnęła i posty dobrze brzmiały. Piszę i będę pisać to co mi serce dyktuje. Oczywiście ta prawda to moja prawda. Ty możesz mieć swoją. Masz do tego prawo i nie martw się jeśli nie zgadzasz się ze mną . Nie oczekuję tego. Każdy ma swoją drogę, swoje doświadczenia. Piszę o swoich błędach i swoich postępach, o tym JAK robię te postępy – co pomaga, a co szkodzi. Chcę się dzielić tą wiedzą… bo mi, Julii i Ali (moim córkom) tej wiedzy zabrakło gdy zaczęłyśmy naszą końską przygodę… a szkoda.

Dlaczego dobrą zabawę? Bo uwielbiam dobrą zabawę. Uwielbiam głośny śmiech i ból brzucha z powodu śmiechu! Jeśli robię coś z przyjemnością i radością to ta czynność nie staje się przykrym „obowiązkiem”, który trzeba wypełnić. Zatem mam zamiar siadać do pisania w podskokach i bawić się na całego! Śmiać się z siebie… czasem może z konia . Autoironia pomaga w życiu! Czasem będzie więc nauka przez żarty… ale czasem przez refleksję.

Chciałabym – ..tak sobie o tym marzę – by w przyszłości każda stajnia zaczynała prowadzić naukę jazdy konnej OD TEORII. Zanim wrzuci jeźdźca na grzbiet konia, zaprosi go na lekcje o naturze końskiej, instynktach koni, systemie komunikacji, ich potrzebach (lub przynajmniej podsunie lekturę obowiązkową). Naukę jazdy samochodem zaczynamy od teorii? Prawda? Dlaczego z końmi jest inaczej?
Mówmy jak najwięcej i dzielmy się tym: „O CZYM TEN KOŃ MYŚLI??”

A jak jest z tymi hucułami??

Tak… myślałam, że trochę potrafię już jeździć konno. Aż, nasze jazdy w jednej stajni, postanowiłam urozmaicić jazdami w innej… Lubię poznawać różne stajnie, jeździć u różnych instruktorów i na różnych koniach. Człowiek wtedy uczy się o wiele więcej.

Pierwsza lekcja w nowej stajni… i załamanie gotowe. Czyli „wiem, że nic nie wiem” KROPKA. Hucuły szły tam gdzie chciały. Ja chciałam zrobić woltę, a hucuł chciał iść za swoim koleżką (na którym siedziała Ala). Ja chciałam stanąć, a on nie…I tak całą lekcję.

Zatem dotarło do mnie (a było to 2 lata temu), że taki ze mnie jeździec jak z koziej…trąbka . Trzeba było przełknąć gorzką pigułkę, zakasać rękawy i uczyć się jeździectwa od początku.

O co chodzi z tymi hucułami? Cóż, nie jestem znawcą ras końskich, ale napiszę to co zaobserwowałam i czego dowiedziałam się od mądrzejszych od siebie . Hucuły, na których jeździłyśmy (i jeździmy), to rodzinka. Ich więzi stadne są bardzo mocne. „Lgną” do siebie. Często zatem obserwujemy jak „dobijają” do ogona swojego kuzyna, lub ścinają ujeżdżalnię, by jak najszybciej znaleźć się koło przyjaciela. Hucuły nie są ani głupie, ani tępe… wręcz przeciwnie. Są sprytne, łatwo się uczą i… wykorzystują tą naukę dla swoich potrzeb. Kombinują co by tu zrobić, by się nie narobić, lub zrobić po swojemu. Jeździec musi być szybki, przewidywać ich ruchy (czyli obserwować ich zachowanie), być o krok przed nimi, musi być pewny siebie, działać zdecydowanie i szybko. Pamiętaj, mówię o hucułach, które obserwuję w rekreacji. A są to konie, które miały mnóstwo jeźdźców na sobie, mniej czy bardziej delikatnych, mniej czy bardziej wrażliwych, mniej czy bardziej zaawansowanych. Nauczyły się jak sobie z człowiekiem „radzić”, jak najmniej obrywać, jak ułatwiać sobie życie.

Inne rasy być może są bardziej uległe?. Szybciej się poddają, obojętnieją, robią to co człowiek im każe?. Wyuczą się schematów i nie buntują się?. Szanuję hucuły, bo one nie są obojętne. Jak nieumiejętnie zaczęłam się z nimi „szarpać”, to potrafiły bryknąć lub stanąć ostentacyjnie i nie iść dalej, zbuntować się. Nie mam im tego za złe! To moja i tylko moja wina. To ja mam nauczyć się jak się z nimi dogadać! Bo na jeździe konnej ma być miło – nie tylko dla jeźdźca. Hucuł ma swoje zdanie i chętnie się nim z Tobą podzieli . A ty postaraj się go wysłuchać.

Na hucułach można pięknie, delikatnie jeździć. Musisz po prostu bardziej poznać hucułka

Pewnego razu za żadne skarby nie mogłam zagalopować. Po wielu próbach naprawdę poddałam się. Poprosiłam naszą instruktorkę Beatę, by wsiadła i pokazała mi jak tego konia prowadzić. Beata samym dosiadem i energią „sprawiła”, że kucyk szedł GDZIE chciała i JAK chciała. Przejście do galopu? Proszę bardzo! Skręcamy tu? Nie ma sprawy! Wszystko na luźnej wodzy.. Opadła mi szczęka…

To nie chodzi o hucuły… to chodzi o Ciebie i o mnie. Hucuł może Cię dużo nauczyć… Nie idź na łatwiznę, próbuj!

P.S 1. Na zdjęciu hucuł „Bajka”, Ala, Jula i ja 🙂

P.S 2. Hucuły są idealne w teren. Potwierdzam – byłam nie raz. I nie mogę się doczekać wiosny, by znów wyruszyć…

Aż mi majtki… weszły

Taki był galop! Taki stateczny, równy… biodra posuwały się od tyły do przodu, od tyłu do przodu, aż mi majtki… weszły . To dzięki Arszenikowi. Arszenik nazywany jest Panem Profesorem. Ma 23 lata i mimo swojego podeszłego (jak na konia) wieku jest przebojowym, energicznym dziadkiem. Co za koń! Z jaką chęcią idzie. Człowiek pomyśli a Arszenik już to robi! Co chwilę w głowie miałam myśl „łołooo dziadku, zwolnij, nigdzie się nie śpieszymy!. Co za zaangażowanie w lekcje!”. Dziadek jeździ przeważnie z hucułami. Dlatego dziadkowi należą się podwójne oklaski, bo nie dał się zepsuć przez „złe” towarzystwo. Ciągle tryska energią. Do hucułów nic nie mam… wręcz przeciwnie, wiele mnie uczą, ale trzeba przyznać, że często nie chodzą tak żwawo. Temat hucułów zostawiam na inny raz . Arszenik – nie ważne kogo ma na grzbiecie… zawsze daje mu najwspanialszą, pokazową lekcję jeździectwa klasycznego . Na Arszeniku człowiek myśli, że trochę już potrafi jeździć konno… .

P.S Nie dodaję żadnego zdjęcia w tym poście… bo nie mam zdjęcia ani Arszenika… ani majtek :).