Relacja ze szkolenia z bezpiecznego spadania z konia

Relacja ze „Spadokoniarzy”, czyli ze „Szkolenia z bezpiecznego spadania z konia”, mającego miejsce w stajni „Na Zielonej” w Konarach, a prowadzonego przez HorseKiDo, ma za zadanie zdradzić Ci trochę szczegółów na temat formy szkolenia, a także doprecyzować temat i zakres szkolenia. Byłam, wraz z córkami, nie tylko organizatorem* tego szkolenia ale również po prostu uczestnikiem.

Już dawno, dawno temu czułam, że chcę wziąć udział w takim szkoleniu. Ale – było za daleko, było za drogo, było nie w tym terminie. Odpuściłam temat. Aż do momentu, gdy spadłam z konia (a raczej w bardzo spokojny sposób zsunęłam się z niego) i złamałam „kość promieniową u nasady” (nadgarstek). Zsuwając się z konia wysunęłam rękę, myśląc, że podeprę się i tyle. A tu niespodzianka – kość pękła. Operacja (drutowanie kości), 8 tygodni w szynie, a potem 2 miesiące rehabilitacji, by w miarę dojść do sprawności, upewniły mnie, że trzeba wrócić do tematu szkolenia ze spadania z konia.

Gdybym tak niespodziewanie, w pełnym galopie, wyleciała z siodła (bo koń się potknął) z kosmiczną prędkością, zawisła na gałęzi, uderzyła w skałę itp., itd. i rozwaliła rękę, to uznałabym to za pech i uznałabym własną bezradność wobec takich przeciwności losu. Ale nie… po wypadku miałam pewność, że mogłam zrobić coś inaczej! Że miałam czas, by zareagować inaczej i wyjść zwycięsko z tego upadku. JA NAPRAWDĘ MIAŁAM CZAS, BY INACZEJ UŁOŻYĆ CIAŁO. I powiem Ci, że wiele razy spadałam z konia, i wiele razy miałam poczucie, że dzieje się to wolno, że mogę tam dodać te dwa grosze od siebie…

Zanim przejdę do rzeczy – jedna ważna uwaga! Ten wpis nie ma za zadanie przekonywać nikogo do uczestnictwa w takich szkoleniach. Moim zdaniem albo poczujesz taką potrzebę albo nie. Jeśli poczujesz to idź jak w dym, jeśli nie, zostań w domu.

Dużo było teorii na tym szkoleniu (okraszanej licznymi dygresjami 🙂 Darek chciał nam opowiedzieć naprawdę wszystko z nawiązką 🙂 ) Teorii, która non stop przeplatała się z różnymi ćwiczeniami fizycznymi. W tym wpisie bardziej się skupię na kwestii „fizycznej” szkolenia.

Na początku Darek z HorseKiDo zwrócił uwagę na ogólne rozgrzanie jeźdźca, na rozruszanie stawów, rozciągnięcie ciała. Ćwiczyliśmy tzw. „podstawówkę”, czyli zestaw ćwiczeń, które miały za zadanie rozgrzać, rozruszać wszystkie nasze stawy. Ćwiczyliśmy też rozciąganie ciała. Już choćby 10-minutowe, ale CODZIENNE, rozciąganie, ma zbawienny wpływ na nasze ciało, naszą sprawność.

A nie ukrywajmy – bezpieczne spadanie jest w 100% skorelowane z naszą kondycją fizyczną. Ja poczułam to już dawno temu. Dlatego też, jak pisałam we wpisie joga a jeździectwo, poświęcam na jeździectwo tyle samo czasu co na ćwiczenia własnego ciała. I tego samego wymagam od moich jeżdżących córek. Niewyćwiczone, sztywne ciało na koniu to wielkie prawdopodobieństwo kontuzji (i naprawdę nie trzeba do tego niebezpiecznych sytuacji). Poza tym odkryłam na własnej skórze, że im bardzie sprawna, wysportowana jestem, tym po prostu lepiej jeżdżę.

Po solidnych ćwiczeniach przygotowujących ciało przyszła kolej na ODDECHY. Darek przykładał do oddechu wielką wagę. Nie bez przyczyny. Oddechem możemy regulować ciało i umysł. Przez oddech pozbywamy się blokad w ciele, napięć, stresu. Przez oddech łapiemy rytm i ŚWIADOMOŚĆ WŁASNEGO CIAŁA. Stajemy się bardziej uważni, obserwujemy to co się w nas dzieje. To przy koniach podstawa…Ale to temat na oddzielny post 🙂

Pies Balios też nam pomagał oddychać z przepony, nie z klatki piersiowej 🙂

Potem praca z piłkami. RÓWNOWAGA, BALANS. Wiemy, że to podstawa jeździectwa, że to podstawa bezpieczeństwa, a kto z nas rozwija tę umiejętność „z ziemi”. Ponownie Darek dał nam sporo rad i przydatnych ćwiczeń. Oj, było to męczące. Ostatnimi czasy moją piłką bawił się Larmand (koń). Postanowiłam, że po szkoleniu, piłka wraca do domu i będziemy się nią bawić MY (Jula, Ela, Ala i Olga) (a jak się nią bawił Larmand obejrzyjcie na filmiku w Videoblog).

Po ćwiczeniach z oddechem, z rozluźnieniem, z balansem (piłką), przyszła kolej na ćwiczenia na matach. I wyszło szydło z worka! Wszyscy zapomnieli jak robiło się zwykłe fikołki 🙂 W szkoleniu brała udział młodzież. Nawet oni ( w sumie one) musieli sobie przypomnieć jak to się robi! Niestety – pozwolę sobie na małą dygresję – w szkole moje dzieci miały zaledwie kilka lekcji przez całą podstawówkę, gdzie ćwiczyły fikołki, przewroty! Szkoda! Apeluję – fikołki to niezmiernie ważna umiejętność!

Ale Darek nie uczył nas zwykłych fikołków. Uczył nas jak przeturlać ciało, by nadgarstki, łokcie, bark, głowa na tym nie ucierpiały. Jak wpaść w ten kulisty, piękny ruch, dzięki któremu przekierujemy siłę wyrzutu na zewnątrz, a nie stłumimy ją na łokciu, nadgarstku, barku. ŁAŁ! To naprawdę nie było łatwe! Powtarzaliśmy te przewroty kilkadziesiąt razy, a i tak wydawały się „kwadratowe”. Ale to normalne. Na początku myśleliśmy o tym jak ułożyć głowę, bark, ręce, dłonie. „Kulistość” przychodzi wtedy, gdy człowiek zaczyna wykonywać ten ruch automatycznie, odruchowo. Wtedy siup! Przewrót i stoimy znów na nogach!

Ćwiczyliśmy też w kaskach i kamizelkach, by w pełni zidentyfikować się z sytuacją 🙂
Odpowiednie ułożenie barku i głowy to podstawa
I znów jesteśmy na nogach!

Jak Darek wielokrotnie powtarzał – on dawał nam narzędzia, ale to my musimy dalej z tym popracować.

Przewroty w przód, przewroty w tył. Przez lewe ramię, przez prawe. Pady w przód, pady w tył. Pady były genialne. Czasem przecież lecimy centralnie na plecy… lub buzię. Co możemy zrobić??? Zastosować pady. Twoje napięte ręce wraz z otwartymi, napiętymi dłońmi mają za zadanie zamortyzować upadek. Super sprawa! Ćwiczyliśmy ciesząc się efektami jak dzieci!

Lecę i…
Amortyzuję upadek dłońmi, przedramieniami


A potem to samo, tylko z niego większej wysokości – nie z kucek, nie z przysiadu, nie z ugiętych nóg, tylko z małego rozpędu z pełnej wysokości. Ponieważ trudność ćwiczeń była stopniowana, żaden z uczestników nie miał problemu z ich wykonaniem. Ale jeśli, oglądając zdjęcia, myślisz: „to niebezpieczne!”, „ja bym się bała” to znaczy, że TY i TWOJE CIAŁO nie są na to jeszcze gotowe (a często to po prostu Twój umysł nie jest gotowy).

Przez półtora dnia mieliśmy różne ćwiczenia z ziemi i dopiero w ostatnich 2 godzinach szkolenia, wsiedliśmy na konia. Najpierw było ćwiczenie na zaufanie 🙂 Nie zdradzę szczegółów. Potem ćwiczenie w stępie: przełożyć nogę nad głową konia, zeskoczyć z konia i wykonać przewrót w przód. Proste! A jednak okazało się, że wielu uczestników miało obawy z zeskokiem z konia (gdy ten był w ruchu) i wykonaniem przewrotu. Przez lata uczą nas wsiadać i zsiadać w stój, i to przenosząc nogę do tyłu, nie do przodu. Jak się okazuje – proste złamanie schematu wywołuje niepewność i zwykłą obawę. To ćwiczenie więc miało WIELKI SENS. W tym temacie ja z moimi córami, byłam mocno do przodu, bo ten sposób zsiadania z konia praktykuję już od pewnego czasu. Gdy schodziłam z konia w standardowy sposób, moja kamizelka ochronna zahaczała się o strzemię, więc zaczęłam zsiadać właśnie przekładając nogę nad głową konia i zeskakując z niego. Poza tym miałyśmy duże szczęście, bo trafiłyśmy w naszym życiu do stajni, na szkolenia, gdzie nie raz miałyśmy okazję „powygłupiać” się na końskim grzbiecie 🙂 Tam już dawno przełamywałyśmy te „strachy”, strach przed zeskokiem, zejściem z konia, gdy ten jest w ruchu itp. Jak wiecie, jestem fanką woltyżerki, jazdy na oklep, jazdy bez strzemion, młynków, „pozycji „na Indianina” itp 🙂 Zarówno w Ranczo Pcim jak i w Akademii A.A Susłowcy miałyśmy okazję zeskakiwać z koni, robić „cyrki” na grzbietach koni, jeździć na oklep (to praktykowałam też często z Larmandem a Jula z Ariką). Zresztą więcej na Dosiad – nauka na całe życie 🙂 Myślę, że gdyby nauka jazdy konnej zaczynała się właśnie od tego, nie trzeba by było szkoleń z „Bezpiecznego spadania z konia”. Ale o tym też już się kiedyś wypowiadałam (Mam pomysł! Nauka spadania i woltyżerka dla początkujących oraz Rozważania z leżaka o Lorenzo)

Czy jest sens zeskakiwać z konia i potem „sztucznie” wykonywać przewrót? Jest! I to głęboki. Chodzi o wyćwiczenie pewnego odruchu, odruchu przekierowania siły wyrzutu w przewrót. Zapamiętania tego schematu.

I na koniec, po stępie przyszedł czas na kłus. To samo ćwiczenie tylko, że w kłusie. Daliśmy radę 🙂 A teraz wyobraź sobie galop. Spadasz i siła od razu pcha Cię do przodu. Zamiast wyciągać nadgarstki, ręce, by zahamować, zamiast lądować na łokciu, barku, masz złożyć swoje ciało i się przeturlać. To mieliśmy starać się sobie wdrukować podczas tego krótkiego szkolenia.

„Ale proszę Pani! Z reguły to się spada do przodu, na głowę, a nie na nogi!” Cóż – widząc nasze niezgrabne spadania na nogi i fikołki, myślę, że HorseKiDo wiedziało jak ustawić program, by wszyscy wyszli z tego cało 🙂

Generalnie – jeśli lecisz z konia do przodu głową, to łap się brachu wszystkiego: grzywy konia, łba konia, siodła. Rób wszystko, by wyhamować, by ostatecznie zdążyć przerzucić nogi i nie wylądować na głowie, lub wrócić w siodło (mi się to ostatnio udaje!!).

Nie – to szkolenie nie rozwiąże wszystkich naszych problemów. Nie zniweluje wszystkich naszych upadków. Ale nawet jeśli miałoby pomóc wyratować nas choćby z 30-50% z nich to uważam, że i tak super.

A w takich okolicznościach jedliśmy obiad 🙂 Obok stajni „Na Zielonej” jest „Zielona Farma” https://zielona-farma.com.pl/ z domkami do wynajęcia (tu mieszkali nasi uczestnicy).

Obiad z widokiem pasących się koni

Jeszcze raz widok z domków w Zielonej Farmie
HorseKiDo i Jazda konna naturalnie 🙂

PS Jeśli chciałabym pogłębić umiejętności spadania z konia to zapisałabym się na zajęcia z judo, aikido czy inne sztuki walki. Przewroty, pady to podstawy na tych zajęciach! Ale obiecałam sobie ćwiczyć, powtarzać w domu na macie!

PS To jest moja relacja, moje odczucie i mój osobisty odbiór. Piszę o tym co czuję i jak czuję. Każdy z nas odbiera świat przez pryzmat swoich doświadczeń. Pamiętaj 🙂

*do roli organizatora należało: ściągnięcie HorseKido w wyznaczonym terminie w nasze strony, pozbieranie zainteresowanych, dogranie miejsca, menu, zadbanie o dobrą kawę i wspaniałą, otwartą atmosferę 🙂

Ela Gródek