Niby takie proste i takie „wiadome”. A jednak według mnie nie za częste w praktyce.
Nie doceniamy i nie używamy grzywy konia jako pomocy w jeździe i „przy okazji” pomocy w „oszczędzaniu” pysku konia.
Wiem to z doświadczenia. Za rzadko słyszałam od trenerów: „chwyć się grzywy”, za rzadko chwytałam grzywę w przeszłości.
Po co chwytać grzywę? O co chodzi?
Chodzi o to, by nie łapać równowagi na wodzach, a w konsekwencji na pysku konia! Pysku, w którym z reguły jest wędzidło. Wędzidło, które SPRAWIA BÓL. KAŻDE szarpnięcie wodzy na ogłowiu wędzidłowym powoduje BÓL w pysku konia. NIE DAJ SOBIE WMÓWIĆ, że jest inaczej.
Bardzo często obserwuję jak jeźdźcy łapią zachwianą równowagę właśnie na wodzach. W terenie, gdy podłoże jest nierówne, a ruchy konia mniej przewidywalne, zdarza się to często. Odkąd stałam się bardzo świadoma tego jak silne działanie ma wędzidło w pysku konia, korzystam z grzywy konia o wiele częściej. Gdy wybija mnie z balansu, pierwsze co robię to chwytam grzywę konia.
Gdy w terenie pędzę w galopie, po nachylonym terenie (w górę), też chwytam grzywę i jednocześnie daję możliwie luźne wodze. Chodzi o to, by pędzący koń, po nierównym terenie, w razie potknięcia czy uskoku, nie dostał wędzidłem po pysku. Chcę, by wodze były luźne i wysunęły się tyle ile potrzeba. Bym nie ograniczała ich swoją ręką. Koń w terenie sam często traci równowagę. Koń ma prawo poślizgnąć się, potknąć się. Jego utrata równowagi skutkuje w naszym zachwianiu. Chwyć wtedy grzywę konia. Chwyć równowagę za pomocą grzywy konia, nie wodzy.
Oczywiście oddanie wodzy, luźne wodze, nie oznaczają, że puszczam wodze. Chcę mieć kontrolę nad koniem. Chcę w razie czego móc zareagować, zebrać wodze.
Uwielbiam trzymać grzywę pędzącego konia. Moja ręka podąża za ruchem konia. Czuję jego ruch, czuję jak swobodnie może wysuwać głowę, wyciągać się w galopie. PŁYNĘ W HARMONII Z NIM.
Za grzywę konia chwytam zawsze, gdy koń może chcieć przeskoczyć przez rów, kałużę (niektóre konie przechodzą taką przeszkodę, niektóre wolą przeskoczyć). Skok powoduje, że koń maksymalnie wydłuża szyję. Nie chcemy tego ruchu przytrzymać, nie chcemy, by koń dostał po zębach przez przytrzymane wodze. Chcemy, by miał swobodę ruchu. Koń wie jak ma skoczyć i nie potrzebuje naszej korekty, ani pomocy. ODDAJ WODZE, CHWYĆ GRZYWĘ.
Jeśli jest to tylko możliwe, jeżdżę bez wędzidła. Nie chcę NIGDY sprawiać koniowi bólu. Nie chcę, by moja utrata równowagi odbijała się na jego pysku. Ale jeżdżę w różnych stajniach (podróżując po Polsce i zagranicy zwiedzając świat z końskiego grzbietu) i dostosowuję się do ich zasad. Jeśli jadę na koniu z ogłowiem z wędzidłem (nie mówię o wędzidle skórzanym) wszelkie zachwiania, utraty równowagi koryguję za pomocą GRZYWY.
POLECAM
Ela Gródek
PS Inspiracją do napisania tego postu był jeden z ostatnich rajdów i terenów.
Rajd na Piorunie (młodym, bardzo dynamicznym koniu) ze Stajnią Gorce Kamienica:
Oraz teren z elementami TREC’a (mnóstwo przejść przez rowy, wąwozy) z Zaczarowanego Wzgórza 🙂
DLACZEGO ja jeżdżę konno bez wędzidła? DLACZEGO wybieram jazdę na kantarze lub ogłowiu bezwędzidłowym? DLACZEGO jeśli już – jeździłabym z wędzidłem skórzanym JK System?
Gdy zaczynałam jeździć konno (mając 35 lat) było dla mnie jasne i niepodważalne, że jeździ się z wędzidłem. DLA BEZPIECZEŃSTWA i “w ogóle” (to przecież jasne!). Nigdy nie przyszło mi do głowy pytanie “A dlaczego nie bez wędzidła?”.
Potem, gdy zaczęłam uczestniczyć w różnych kursach (np. JNBT – pisałam o nich w książce – O książce) zaczęłam powoli dowiadywać się, że to co uznane za “standard”, za normę, wcale takim nie jest. Że wędzidło może (i bardzo często tak jest) przyczyniać się nie tylko do bólu fizycznego konia, ale może odciskać też swoje piętno na jego psychice.
Ale do rzeczy.
Oto głowa konia.
Oto szczęka konia.
Oto miejsce, gdzie wkładamy wędzidło.
I o co chodzi? O to, że kości na której “jeździ” wędzidło są wąskie i ostro, szpiczasto zakończone.
I o to, że kość pokryta jest delikatną, unerwioną tkanką. Wędzidło nie tylko opiera się na tej tkance, ale “jeździ” po niej lub jest “wbijane”. Wędzidło również “dźga” w podniebienie (szczególne wędzidło pojedynczo łamane). Równie mocno unerwione, delikatne.
Nie. Nie dam sobie wmówić, że koń nie czuje nic, że metalowe wędzidło w niczym nie przeszkadza “jeśli ręka jeźdźca jest stabilna”. Czy moja ręka jest stabilna, gdy koń się potknie? Czy mi nie zdarza się zgubić rytm, zachwiać, gdy koń zmieni nagle trajektorię jazdy (bo coś go na przykład przestraszy)? Czy wszyscy jesteśmy tacy święci i idealni? Odpowiedź brzmi. NIE.
80% jeźdźców to młode dziewczynki uczące się jazdy konnej. Z niestabilną ręką.
Wiesz co to znaczy, że koń jest “twardy w pysku”, że człowiek ciągnie za wędzidło a koń nic? (w takim razie nic go nie boli!!) Koń twardy w pysku to koń ZNIECZULONY. Koń, któremu obumarły naczynia nerwowe i delikatne tkanki w pysku i przestał już po prostu czuć. Spróbuj młodemu koniowi wsunąć wędzidło w pysk i zobacz jak będzie się bronił – zanim człowiek zmusi go do poddania się, do “przyzwyczajenia” się. Upłynie sporo czasu.
Na szkoleniu JNBT widziałam mnóstwo filmików. Między innymi filmik pokazujący jak wędzidło działa w pysku konia. Działa jak DŹWIGNIA. Nawet z pozoru niemocne działanie ręki jeźdźca to OGROMNA siła w pysku konia. Naukowcy robili doświadczenia. Prawa fizyki. Koń czuję Twoją “delikatną” rękę ze zdwojoną siłą…
A co z naciskiem kantara, czy bezwędzidłówki na nos konia? Czy to nie boli?
Jeśli kantar, czy skóra ogłowia leży w odpowiednim miejscu – tam gdzie kość jest najszersza – zapewniam Cię, że nie.
Nie może opadać na wąską kość “zawieszoną” w powietrzu.
Jeśli o to zadbamy – koń jest super bezpieczny w naszych rękach.
Jeszcze kilka zdań co do kantarów sznurkowych.
Poniżej przedstawiam schemat nerwów na głowie konia.
Tam, gdzie układają się węzełki od kantara sznurkowego, tam jest nerw trójdzielny. Kantar DZIAŁA na ten nerw (dlatego kantar sznurkowy jest o wiele bardziej “ostry”, niż normalny kantar). Kantar zatem też MOŻE SPRAWIAĆ ból. Musisz mieć tego świadomość (jeśli jeszcze jej nie masz). To człowiek jest odpowiedzialny za to, by umieć posługiwać się umiejętnie kantarem, by umieć wyczytać co mówi koń, czy daje sygnał, że odczuwa ból. Niektóre konie są bardziej wrażliwe na pysku, inne mniej. To Twoje zadanie, by nauczyć się współodczuwać, zauważać i używać tego co masz w rękach z głową.
I jeszcze jedna uwaga na temat kantarków sznurkowych w terenie. Niestety kantary są z reguły tak mocne, że… prędzej koń się udusi, niż linka się zerwie. A my tego nie chcemy!!! Jeśli koń, z jakiegoś powodu, zahaczy się w lesie o gałąź, wpadnie w panikę, to my chcemy, by linka się zerwała. Chcemy, by koń był cały, linka nie musi!. Polecam zatem takie coś:
Zakładamy to, przeplatamy przez linkę:
Więcej zdjęć tu: https://www.naturalhorseworldstore.com/break-away-for-halter-rope-bitless-bridle
Dzięki temu patentowi nasz koń jest bezpieczny – czarny kawałek skórki zerwie się, koń wyjdzie z “akcji” bez szwanku.
Dlaczego jazda na wędzidle jest ciągle tak popularna?
Nie wiem. Napiszę tylko to co sądzę, co mi przychodzi do głowy: “Bo tak się zawsze robiło”, “bo tak robił nasz dziadek, pradziadek”, bo człowiek idzie na skróty, bo – wg mnie – człowiek jest ignorantem i egocentrykiem 🙁 Bo często człowiekowi łatwiej, lepiej, podporządkować sobie konia siłą, presją, bólem (złamać go) niż nauczyć się ich języka i dogadać się.
Nie jest prosto zdobyć zaufanie koni. Trzeba się trochę postarać. Wymaga to wiedzy, nauki i SAMOŚWIADOMOŚCI. A to już za dużo dla przeciętnego jeźdźca 🙁
Czy wsiadam na każdego konia bez wędzidła i jadę w las? Nie – jeśli wiem, że koń całe życie chodził na wędzidle. Co robię? Jak go przygotowuję? Przeczytacie tu Praca z Murphym – część III.
Są stajnie, które udowodniły, że konie mogą i chodzą bezpiecznie w terenie, na ujeżdżalni, WSZĘDZIE, bez wędzidła. W tych stajniach biorę konia i jadę! Są to np: Zaczarowane Wzgórze, Chutor Kozaka, Agroturystyka Stajnia Izery (wpisując w lupkę te stajnie znajdziecie wiele wpisów z moich wypraw z nimi).
Ja zatem nie muszę Ci tego udowadniać, że “można”, że się da. Są to stajnie REKREACYJNE. Każdy może przyjść i jeździć.
Czy skakać można bez wędzidła? Tak. Co tydzień skaczę z Jawą i mamy się CUDNIE (koń sportowy, rekreacyjny). To, że koń nie dostanie ode mnie po zębach, że mam pewność, że nie zadam mu ani trochę bólu, jest tak uwalniające! Tak bardzo działa to relaksująco na mnie, i na moją psychikę 🙂 Dodaje mi to takiej pewności siebie, że jazda jest luźniejsza i lepsza 🙂
Jest jeszcze jedna ważna kwestia, którą należy poruszyć przy okazji wędzidła. Jak opisywałam we wpisie Praca z Murphym – część I i jak wyżej wspomniana Ivet bardzo często pokazuje, wiele koni jest NIEREAKTYWNYCH. Czyli mają problem z podążaniem do przodu. Są poblokowane w łopatkach. Przyczyny są różne. ALE jedną z nich są wędzidła. Koń chcąc uniknąć bólu w pysku, bojąc się “dostać po zębach” (a tak naprawdę po delikatnej tkance) boi się pewnego, dynamicznego ruchu do przodu. Jeźdźcy TYLE RAZY dali mu “po hamulcach”, że woli ruch wolny i wycofany. Czasem – przy zmianie chodu – jest to ruch “rwany”, “niepłynny”. Koń spina się przy wszelkich zmianach rytmu, przejściach (bo unika momentów szarpnięcia). To spięcie odbija się na jego szyi, kręgosłupie i na jego psychice. Ale to temat na odrębny wpis…
Jeśli masz wątpliwości, czy mówię prawdę proszę wejdź na https://www.facebook.com/featherlighthorsemanship i pooglądaj trochę filmików. Polecam Ci też mój wpis i kursy Ivet (Online kursy z Ivet z Feather Light Horsemanship – część I „Problem Solving”). Znajdziesz tam mnóstwo materiałów potwierdzających, że jazda bez wędzidła daje TYLE DOBREGO. I daje Ci pewność, że koń nie czuje w pysku bólu.
Zapraszam też do Wrocławia na Mistrzostwa w Jeździe Bez Ogłowia (nie tylko wędzidła!!!) 6-8 września 2024. Informacje na https://www.facebook.com/wroclawbezoglowia
Warto posłuchać i pooglądać 🙂
PS Są stajnie, gdzie jeżdżę z wędzidłem (nie moja stajnia, nie mój wybór). Ale są to stajnie, gdzie wiem, że… te wędzidła nie są potrzebne, gdzie mam poczucie, że mogłabym je zdjąć, że moja ręka – dzięki Bogu – wcale nie jest potrzebna. Że nie muszę działać wędzidłem. To stajnie, gdzie konie reagują na dosiad, głos, energię jeźdźca, gdzie powtarza się głośnio “luźno wodze!”.
Jest coraz więcej stajni gdzie promuje się jazdę bez wędzideł, lub jazdę z wędzidłami skórzanymi (tak – są konie, które lepiej, żeby jeździły na wędzidłach). I wierzę, że za chwilę będą większością 🙂
W Praca z Murphym – część I pisałam w jakich okolicznościach poznałam Murphy’ego i jak wyglądał nasz pierwszy kontakt, pierwsza praca.
Dzisiaj ciąg dalszy: odkrywanie co to za koń? Praca z ziemi, praca na kantarze.
Gdy wzięłam pierwszych raz Murphy’ego na ujeżdżalnię, na kantarku Murphy zdawał się „leniwy”. Ja proszę: „Idź na przód”, Murphy: człap, człap. Ja „Może trochę szybciej?”, Murphy: człap, człap. Ani pomyśli o zwiększeniu tempa, przejściu do kłusa… Ja proszę: „Cofnij się”, Murphy stoi jak wryty i ani myśli o ruchu choćby na centymetr do tyłu. Oczywiście człowiek w takich sytuacjach używając uwiązu (chamsko ciągnąć…) oraz bacika, jest w stanie „zdyscyplinować” konia. Ale mi nie o to chodziło. Jak pisałam w części I, KAŻDY koń powinien lekko reagować na delikatne sygnały człowieka. Koń NIEREAKTYWNY jest to tak samo koń z problemem jak koń NADREAKTYWNY.
Postanowiłam popracować z Murphym na wolności. Zobaczyć kim on naprawdę jest? Jak reaguje? Czy będzie szukał kontaktu? Nawiązywał go? Czy w takich okolicznościach dalej będzie „leniwy” czy…? Jak zareaguje, gdy będzie miał kompletną swobodę ruchu? Roundpen (okrągła, mała ujeżdżalnia) to idealne miejsce do takiej pracy.
Murphy za każdym razem, gdy wchodzi do roundpena tarza się. To fajny znak. To znaczy, że w miarę czuje się tu swobodnie, bezpiecznie. Puściłam go wolno. Po chwili poprosiłam o RUCH DO PRZODU. Na niskiej energii. Jedną ręką i wzrokiem, całą postawą ciała wskazywałam kierunek (ułożenie stóp też ma znaczenie!), druga ręka dodawała energii na zad. Murphy nie rozumiał ☹. Dodałam energii (machnięcia ręką przy zadzie), dodałam sygnał głosowy (cmokanie, świsty). Murphy ruszył się, ale „leniwie”. Dopiero zdecydowanie wysoka energia, świst bacika, mój zdecydowany głos wprawiły go w ruch. Nie odpuszczając poprosiłam o więcej. Murphy jakby pytał: „Ale naprawę mi można?”, „ Mam tak swobodnie, tak szybko? Nieskrępowanie?”. Widziałam to wahanie, widziałam to niedowierzanie. Dopiero kolejne „nieodpuszczanie” prośby z mojej strony spowodowało, że Murphy uwolnił się. I to w jakim stylu! W piękny klasyczny sposób zrobił baranka, strzelił z zadu i pobiegł. Jak ja się ucieszyłam! Widząc tę uwolnioną energię, widząc ten piękny ruch do przodu, widząc pełną reakcję na moją prośbę, pochwaliłam go głosem, pochwaliłam całą sobą. Zrozumiał, że to właśnie o to chodzi! Zaprosiłam go do środka roundpena, do mnie. Przybiegł z ochotą, wygłaskałam, pochwaliłam i poprosiłam o pójście za mną. Nawiązał się kontakt, ta nić porozumienia 😊Chęć słuchania, dialogu, rozmowy.
Po kilku minutach ponowna prośba z mojej strony: ruch do przodu – w drugim kierunku.
Co daje praca na wolności? Praca na wolności wyraźnie pokazuje KIM JEST KOŃ i jaki ma stosunek do człowieka, i czy chce z nim rozmawiać. Aby móc to wykorzystać, oczywiście człowiek musi sam się nauczyć języka koni, musi umieć wysyłać sygnały i czytać końskie odpowiedzi. Jak to zrobić? Odsyłam Was do kursu online Feather Light Horsemanship (https://featherlightacademy.com/). Ivet krok po kroku uczy w filmikach co każdy gest człowieka oznacza i co odpowiada koń. Pisałam o tym w książce ( O książce) ale filmiki to filmiki. Materiały przygotowane przez Ivet są idealne, nie pozostawiają nic do domysłu. (część „Liberty” oraz „Groundwork”. Więcej czytaj tu: Online kursy z Ivet z Feather Light Horsemanship – część I „Problem Solving”)
Murphy pokazał mi, że nie do końca zależy mu na rozmowie ze mną. Może nie ufał, że z tej rozmowy coś wyjdzie? Że ten człowiek NAPRAWDĘ będzie mówił do rzeczy? Dla mnie ważne były jego reakcje. Ważne było to czy się otworzy i jak? I czy złapię z nim kontakt, czy będzie chciał ze mną zostać, iść za mną? Czy będzie chciał ten kontakt utrzymać?
Murphy – jak to mówi Ivet – był poblokowany (konkretnie mówi: poblokowany w łopatkach). Być może tyle razy człowiek go „zwalniał”, ograniczał w ruchu do przodu, tyle razy Murphy był niepewny, czy można mu być „spontanicznym” koniem, czy ten energiczny ruch do przodu jest pożądany?. Ivet w swojej części kursu „Rozwiązywanie Problemów” pokazuje pracę z końmi poblokowanymi w łopatkach. To RÓWNIE CZĘSTE PRZYPADKI jak konie ponoszące, nadpobudliwe.
Taką pracę na wolności, przeradzającą się potem w czystą zabawę z koniem (kocham to !!!!) w roundpenie powtarzamy do uzyskania pełnej swobody konia, pełnej z nim komunikacji, do momentu gdy zacznie reagować na naszą najmniejszą prośbę (na najniższej energii) ruchu do przodu, zmiany kierunku, zmiany tempa ruchu.
Praca na wolności otwiera drogę do dalszej komunikacji. Koń nabiera pewności, że my umiemy rozmawiać z nim w jego języku, nabiera zaufania.
Z takim kredytem zaufania zaczęłam pracę z ziemi z Murphym na kantarku. Murphy nie wiedział co to znaczy „oddaj łeb”, „ugnij łeb”, czy „cofnij się”, „odangażuj zad”. Są to najważniejsze ćwiczenia, które każdy koń powinien umieć, by jazda na nim była bezpieczna. Koń nie umie uciekać z ugiętym w bok łbem. Koń nie umie biec ze skrzyżowanymi nogami. Jadąc w teren chcemy mieć pewność, że umiemy „wyłączyć silnik” konia, zatrzymać go prosząc o ugięcie łba, odangażowanie zadu.
Koń, który ma problem z cofaniem, nie jest koniem bezpiecznym!
Zanim wybiorę się z jakimkolwiek koniem w teren muszę mieć pewność, że koń umie te podstawy.
Sukcesywnie, z konsekwencją wymagałam od Murphy opanowania idealnego, lekkiego cofania (tu jeszcze nad lekkością trzeba popracować 😊), oddawania łba, odangażowania zadu.
Mając to opanowane, mając kontakt, jakieś już relacje z Murphym, wiedząc co mogę się po nim spodziewać 😊, mogłam wziąć go na pierwszy spacer do lasu.
W tym momencie pewnie pomyślisz: „Czy to (te umiejętności) są naprawdę konieczne, by jechać z koniem w teren?”. „Oczywiście, że nie” – odpowiem. Można wszystko. Można na przykład galopować na piątej lekcji jazdy konnej nie mając opanowanego dosiadu. Wszystko można. Tylko czy to jest bezpieczne? I dobre dla nas? Dla konia? Oczywiście 20 razy możesz iść i nic się nie stanie. Ale, gdy za którymś razem coś się wydarzy i koń się spłoszy, to czy wiesz jak reagować? Mając wytrenowanego konia i wiedząc co w takiej chwili od niego wymagać, masz gwarancję bezpieczeństwa – dla siebie i dla konia.
I UWAGA: WSZYSTKO CO SIĘ DZIEJE Z ZIEMII, ZADZIEJE SIĘ TEŻ Z SIODŁA. Jeśli koń prowadzony przez mnie z ręki w terenie reaguje na moje polecenia – oddaje łeb, odsuwa zad, idzie chętnie do przodu, zatrzymuje się gdy proszę, cofa to można zaczynać pracę z siodła. Jeśli nie współpracuje z ziemi, nie wsiadam w siodło.
PS UWAGA. Nie ma wyłączności na jedyną, słuszną pracę z końmi, na jedyne słuszne podejście. Dziele się z Wami tym CO MI SIĘ SPRAWDZA. Obserwuję wielu Wielkich Koniarzy od lat. Próbuję. Wysuwam wnioski i dzielę się tym z Wami.
Chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Inna metodą, która też się sprawdza? Pisz w komentarzu!
Jacka poznałam podczas wyprawy konnej na Ukrainę. Wtedy jeszcze nie miał Chutoru Kozaka. Minęło 5 lat i oto znów się spotykamy. Wiele międzyczasie się wydarzyło. Jacek zdążył stworzyć sobie raj na ziemi 😊 Wg mnie to raj. Naprawdę… Na 20 hektarach żyje sobie stado. Wśród lasów, wśród głuszy. Daleko, pod samiutką granicą z Ukrainą (30 km od Chełma). Wjeżdżasz przez bramę i znajdujesz się na terenie koni. Na tym terenie stoi drewniany domek. Jak tylko otwierasz bramę stado leci Cię przywitać. Te konie naprawdę cieszą się na widok człowieka.
Wchodzisz do domku. Konie zaglądają przez okna, próbują wejść za Tobą przez drzwi do środka. Czekają jak wyjdziesz.
Największym pieszczochem jest Kajtek. Kładzie głowę na Twoim ramieniu. Wącha twoją twarz, czeka na całusa.
Możesz tak w tym stadzie być i być. I tylko być. I TO JEST TEN RAJ
Po pewnym czasie jesteś już jednym z nich. Stado wraca do swojego zwykłego życia, zajęcia. Siadasz na trawie i obserwujesz stado. Kto z kim się przyjaźni, kto kogo pogania. Obserwujesz zabawy młodziaków. Ich wygłupy, ich wzajemne gry. Co i raz odzywa się Megi. Megi też co chwila podlatuje do Ciebie i domaga się głaskania. To owczarek niemiecki, duży, piękny pies. Megi pilnuje stada. Co i raz jej się coś nie podoba. Obszczekuje to tego, to tamtego konia. Konie odpowiadają albo ucieczką, albo „szczurzeniem się” w stronę psa.
Jest cisza. Cisza zagłuszana śpiewem ptaków i rechotem żab. W okolicy dużo jest podmokłych terenów. Stawów, rozlewisk. Jesteśmy blisko Doliny Bugu. Jacek rozpala ognisko. Grzejemy herbatę. Kajtek pomaga😊
Konie Jacka żyją na otwartej przestrzeni 24h/dobę. Jak wiecie, chów bezstajenny to jedyny, słuszny chów (na szczęście to nie tylko moja opinia). Jedyny zapewniający podstawowe potrzeby koni (stały ruch, bycie w stadzie), prawidłowy psychiczny i fizyczny rozwój (więcej o tym w mojej książce “Jazda konna? Naturalnie!..” O książce oraz w tu: Dlaczego chów bezstajenny?). Konie jedzą to, na co mają ochotę – trawę, siano (z paśników), gałązki iglaków, zioła rosnące na łące.
Tu konie trenowane są metodami naturalnymi i jeżdżą bez wędzideł. Są spokojne, opanowane. Są ciekawskie, chętne do nauki, poszukujące towarzystwa człowieka.
Następnego dnia zaczynamy całodzienny teren. Teren w nieznane. Tzn. wiemy tylko tyle, że chcemy dojechać do zalewu „Dębowy las”. Będziemy jechać na azymut. Ahoj przygodo!
Bierzemy kantarki i idziemy po konie pod las. Siodłamy. Siodła są wygodne, westernowe. Wyjeżdżam ja, Agnieszka, Gosia i Jacek. Kilka klaczy jest ciężarnych, dużo koni to roczniaki, dwulatki. Tylko kilka koni chodzi pod jeźdźcem. Taki jest zamysł. Koni ma wystarczyć dla Jacka i paru przybyszy. Brak tu komercji i pogodni za zyskiem.
Ja jadę na Morganie – małopolaku
Jedziemy przez łąki, przez pola, lasy. Tuż obok jest już Wołyń. Spotykamy wspaniałe sąsiadki. Pochodzą z Wołynia
Tego dnia największym wyzwaniem było przejście przez rzekę Krzywulka. Rzeka nie była ani szeroka, ani głęboka. Ale za to wejście i wyjście z rzeki było strome. To było największym wyzwaniem dla koni.
Jacek najpierw sam sprawdził dno rzeki. Aby konie miały lżej jeźdźcy zeszli z koni. Jacek przeprowadził konie a na końcu…przeniósł Agę i Gosię. Myślałam, że umrę ze śmiechu. Jacek okazał się silniejszy od koni!! 🙂
Tylko ja przejechałam w siodle. Morgan jest najsilniejszym, najwyższym i najbardziej doświadczonym, odważnym koniem. Rzeczywiście dał sobie radę bez problemu.
Czy zamoczyłyśmy buty? Ależ oczywiście!
Kończąc włóczęgę pierwszego dnia, myślałam, że drugiego dnia również na zmoczeniu butów się zakończy.
Oj myliłam się!
Okazało się, że…w planach był spływ…Spływ po rzece koniem 🙂
Płynęliście kiedyś konno przez rzekę w kwietniu? Czy ktoś się mnie pytał czy mam coś na przebranie? Czy nie zmarznę? Nie – to nie w stylu Jacka 🙂
Słupek graniczny. Tu Polska. Po drugiej stronie, za rzeką, za Bugiem – Ukraina
Piękny Buk (i Megi)
Więcej filmików w najbliższych dniach znajdziecie na Videoblog
Ważna uwaga/porada. Gdy płyniecie koniem przez rzekę (wartką, z prądem) TRZYMAJCIE SIĘ GRZYWY KONIA! Nie wodzy!. Łapanie równowagi na wodzach zaburza równowagę konia. Twoim zadaniem jest pomóc koniowi, a nie utrudnianie mu. Trzymając się grzywy “sklejacie się” z koniem i ruszacie się razem z koniem.
Czy nalało mi się w buty? Czy nalało mi się w spodnie? Tak…Dziękowałam Bogu, że stanik suchy :)))
A jak wyglądała kanapka Agnieszki wyjęta z sakw 🙂 ?
Jakie szczęście, że mój lunch był w termosie 🙂
A po powrocie czekał na Was ciepły prysznic i taki widok z tarasu.
Kilka rzeczy, które chciałabym Wam przekazać:
po raz kolejny widzę i czuję jaka wieka jest różnica między końmi trzymanymi w boksach (chów stajenny) a tymi żyjącymi 24 h/dobę na wolnej przestrzeni. Powiadam Wam – 80% psychicznych problemów znika, gdy pozwalamy koniom żyć zgodnie z ich naturalnymi potrzebami. Mówię i będę mówić o tym przy każdej okazji.
konie chodzące na kantarkach MOGĄ BYĆ BEZPIECZNE w terenie! Po odpowiednim przygotowaniu, wytrenowaniu konie reagują idealie na subtelne sygnały jeźdźca. Wędzidło w gębie końskiej jako gwarancja bezpieczeństwa to MIT. Jacek współpracuje z profesjonalnymi ludźmi, którzy pomagają mu wytrenować konie. Sam najpierw spędził wiele czasu na szkoleniach. Dużo czyta, dalej się uczy.. Wie jak ważna jest relacja z koniem, komunikacja.
część koni to “małopolaki”, część to ulubione American Quarter Horse. Zobaczyłam na własne oczy jaka to cudowna rasa.
jadąc do Jacka musicie być przygotowani na wszystko. Nie zapomnijcie kilku paru butów :))
jeśli lubisz ciszę, jeśli lubisz “niezagadywać” jazdy – to miejsce dla Ciebie. Jestem osobą towarzyską. Ale na koniu, w lasach, mam potrzebę milczenia i ciszy. Jak dobrze, ze Jacek też!
wyłączcie transfer – sieć ukraińska chętnie Cię złapie…
jak dojechać? Najlepiej samochodem. Lub pociągiem (z 2 przesiadkami z Krakowa, jedyne 7 h 🙂 do Chełma. Tam Jacek może Cię zgarnąć
potrzebujesz “doopiekowania”? To nie jest miejsce dla Ciebie. Tu nikt nikogo nie niańczy i nie zadaje za dużo pytań. W siodle też ogarniasz się sam. Nie ma tekstów : “Teraz galop”, “Uwaga gałąź!”. Masz mieć swój refleks i sam kontrolować sytuację. Tu nie ma jednego prowadzącego a reszta “idzie za ogonem”.
najlepiej będziesz się tu czuł, gdy wiesz coś o naturalu, gdy wiesz o co chodzi w tym całym kontakcie z koniem, intencją, energią przy koniach. Lub gdy chcesz się tym zarazić. Gdy nie boisz się jazdy na kantarku. Gdy kochasz być otaczany końmi i ich kontaktem 🙂
Ela Gródek
A tu filmik z tego rajdu – myślę, że oddaje atmosferę, stawiane przed nami wyzwania oraz dobry humor Kozaka 🙂
W marcu, razem z córką – Julią, byłam odwiedzić przyjaciół. Na mojej stronie na facebooku (dodając poniższe zdjęcia) napisałam: To MAŁA JULECZKA w wieku około 3 lat i DUŻA JULIA 14 lat później. W tym samym miejscu, z wizytą u przyjaciół Agnes i Erika. Z Agnes mamy taką teorię, że to tu zaczęła się pasja Julii do koni (w którą później wciągnęła Matkę – Elę). Nigdy wcześniej, i nigdy później nie miała styczności z końmi a ciągle o nich mówiła i kazała zapisać się na jazdę konną…Zobaczcie tę dumną, zadziorną minę Julki w tym wykwintnym towarzystwie kucyka i psa – Luny. Agnes! Dziękujemy na wspaniałe spotkanie, za wzruszające wspomnienia.”
Kucyk szetlandzki i pies Luna odeszli. Na ich miejscu pojawiła się Bubble i Drent – równie cudnie reprezentowali “rodzinę”. Tak wiele zależy od tego kogo spotkamy na swojej drodze. Gdyby nie Agnes, gdyby nie Julia…nie byłoby mojej miłości do koni i książki “Jazda konna? Naturalnie!”
Gdy poznałam Agnes i Erika nie wiedziałam kompletnie nic o koniach. Dlatego bałam się ich (tak podskórnie). Nie widziałam jak się przy nich zachować, jakie zachowania są bezpieczne, jakie nie. Czy ten koń może mnie kopnąć? To samo z psem. Czy Luna aby na pewno mnie nie ugryzie? Czy mogę ją głaskać bez “żadnych zasad”, czy jak pogłaszczę w nieodpowiedni sposób, to zwierzę może jednak ugryźć?
Jak dobrze, że w pewnym momencie mojego życia zwierzęta na stałe dołączyły do codzienności. Teraz są nieodłączną jego częścią. Codziennie jestem wdzięczna za ich obecność. Bliskość zwierząt nie wywołuje już we mnie uczucia strachu, ale…MOC endorfin, szczęścia, miłości. Miłość do jednego zwierzęcia przenosi się na inne (przynajmniej u mnie idzie to lawinowo! 🙂 ). Cieszę się, że moim dzieciom, już od samego początku, mogę pokazywać jak zwierzęta cudnie dopełniają nasze życie…
To tak tytułem wstępu 🙂 Tematem postu jest: praca z nieznanym koniem. Nie zakładaj, że Tobie taka „okazja” nigdy się nie zdarzy. Możesz nawet taką okazję sprowokować. Rozejrzyj się choćby we własnej stajni. Może jakiś koń potrzebuje więcej ruchu i kontaktu z człowiekiem😊
Co można zaproponować koniom i sobie na początku „znajomości”? Jak zacząć pracę z nowym koniem. Dróg jest wiele. Przedstawiam jedną z nich.
Musisz pamiętać, że nowa osoba to “nowość” dla koni i może być źródłem stresu, a jazda w siodle, czy od razu wymagający trening, zbyt wielką presją (szczególnie dla koni, które mają do czynienia tylko z właścicielem, jednym jeźdźcem).
Zaczęłyśmy od kontaktu na wolności. Trova z kucykiem Bubble chodzą sobie w ciągu dnia na round penie, w okolicach stajni i małym wycinku pastwiska. Od późnej wiosny, kiedy to trawa jest już na tyle duża i „silna”, że nie grozi jej zadeptanie, rozkopanie i pewna śmierć pod kopytami, konie mają również dostęp do łąk. Kontakt na wolności zaczęłyśmy na round penie – w miejscu im znanym i bezpiecznym (im mniej nowych bodźców, tym lepiej). To fajne
obserwować i sprawdzać swoją komunikacji z nowym koniem. “Ustąp zad”, “Cofnij się”, “Chodź ze mną”, “Przesuń się w tą stronę”, „Stańmy razem”. Na wolności, na kantarku można bardzo delikatnie prosić o konkretne rzeczy obserwując reakcję koni i trenować wspólną komunikację.
Potem wzięłyśmy konie na kantarkach na łąkę gdzie mogły się popaść w naszym towarzystwie (pamiętajcie, że konie nie mogą zbyt długo jeść młodej, pełnej cukru wiosennej trawy! Na początek 15 minut, nie więcej).
Siedziałyśmy też z nimi w round penie nic nie robiąc. A raczej obserwując ich własne relacje. Te relacje były szczególnie widoczne przy sianie 🙂 Łatwo było zgadnąć kto tu rządzi. Trova przeganiała od czasu do czasu kucyka. Taki “zapoznawczy” dzień jest bardzo ważny. Nie tylko dla nas – ale przede wszystkim dla koni. ONE TEŻ MAJĄ PRAWO oswoić się z nami i zobaczyć kim jest ten nowy człowiek/ci nowi ludzie. Konie są różne! Dla jednego nowa osoba to nic takiego, ale dla innego źródło niepokoju i stresu.
Drugiego dnia była praca z ziemi. Julia zaproponowała 22 letniej Trova’e, koniowi już nie młodemu, pracę na kołach z drążkami. Praca na kołach, w odpowiednim rytmie, z przerwami (interwałowa), to ważny element treningu konia. Generalnie taka praca mocno wzmacnia mięśnie wewnętrzne konia (szczególnie brzucha i grzbietu – jeśli koń idzie w odpowiednim ustawieniu – głowa nisko, grzbiet zaokrąglony), rozciąganie konia (elastyczność), skupienie się konia. O zaletach takiej pracy możecie doczytać na innych stronach np https://www.straightnesstrainingacademy.com/, czy https://paulinaferdek.pl/metoda/dual-aktivierung/ . Julia inspirowała się właśnie tymi treningami i wykorzystywała ich niektóre elementy).
Taki trening jest bardzo prosty do przeprowadzenia. Prowadzisz konia po drążkach, skręcasz (w różne strony) i znów prowadzisz po drążkach, zakręcasz i tak tworzysz znak koniczynki na ujeżdżalni. Koń prostuje się i wygina, prostuje się i wygina. Musi podnosić nogi, musi skupiać się, by nie wdepnąć w drążek i POROZUMIEWYWAĆ SIĘ z człowiekiem, obserwować go (gdzie teraz idziemy?) Z Julką zawsze mówimy, że to taka joga dla koni 😊
Trzeci dzień to był dzień w siodle. Trova była na to gotowa. Trova do dyspozycji ma round pen. Do jazdy na wprost (również bardzo ważnej) ma lasy, tereny. Szczęściara 😊
Julka najpierw “rozgrzała” Trova’ę stępując i również wykorzystując drążki. Zmieniając kierunki przechodziła stopniowo od stępa do kłusa.
Na końcu poprosiła o galop. Czuła, że może o to poprosić. Koń był spokojny, zrelaksowany, chętny do pracy.
Pamiętaj – czas spędzony z ziemi zawsze zaprocentuje w siodle 😊
Pamiętam słowa trenera na moich pierwszych szkoleniach jeździeckich (Z JNBT)”To co dzieje się na ziemi, będzie się działo i w siodle” To co koń Ci pokazuje na ziemi, pokaże i w siodle. Czujesz się pewnie i bezpiecznie pracując z ziemi? To wsiadaj na grzbiet konia. Koń nie słucha, nie reaguje, „nie rozumie” Cię, nie słucha z ziemi? Poczekaj. Najpierw „dogadaj się” z nim z ziemi. To stara – dla mnie święta – zasada. Polecam!
Ela Gródek