Praca z Murphym – część II

W Praca z Murphym – część I pisałam w jakich okolicznościach poznałam Murphy’ego i jak wyglądał nasz pierwszy kontakt, pierwsza praca.

Dzisiaj ciąg dalszy: odkrywanie co to za koń? Praca z ziemi, praca na kantarze.

Gdy wzięłam pierwszych raz Murphy’ego na ujeżdżalnię, na kantarku Murphy zdawał się „leniwy”. Ja proszę: „Idź na przód”, Murphy: człap, człap. Ja „Może trochę szybciej?”, Murphy: człap, człap. Ani pomyśli o zwiększeniu tempa, przejściu do kłusa… Ja proszę: „Cofnij się”, Murphy stoi jak wryty i ani myśli o ruchu choćby na centymetr do tyłu. Oczywiście człowiek w takich sytuacjach używając uwiązu (chamsko ciągnąć…) oraz bacika, jest w stanie „zdyscyplinować” konia. Ale mi nie o to chodziło. Jak pisałam w części I, KAŻDY koń powinien lekko reagować na delikatne sygnały człowieka. Koń NIEREAKTYWNY jest to tak samo koń z problemem jak koń NADREAKTYWNY.

Postanowiłam popracować z Murphym na wolności. Zobaczyć kim on naprawdę jest? Jak reaguje? Czy będzie szukał kontaktu? Nawiązywał go? Czy w takich okolicznościach dalej będzie „leniwy” czy…? Jak zareaguje, gdy będzie miał kompletną swobodę ruchu? Roundpen (okrągła, mała ujeżdżalnia) to idealne miejsce do takiej pracy.

Murphy za każdym razem, gdy wchodzi do roundpena tarza się. To fajny znak. To znaczy, że w miarę czuje się tu swobodnie, bezpiecznie. Puściłam go wolno. Po chwili poprosiłam o RUCH DO PRZODU. Na niskiej energii. Jedną ręką i wzrokiem, całą postawą ciała wskazywałam kierunek (ułożenie stóp też ma znaczenie!), druga ręka dodawała energii na zad. Murphy nie rozumiał ☹. Dodałam energii (machnięcia ręką przy zadzie), dodałam sygnał głosowy (cmokanie, świsty). Murphy ruszył się, ale „leniwie”. Dopiero zdecydowanie wysoka energia, świst bacika, mój zdecydowany głos wprawiły go w ruch. Nie odpuszczając poprosiłam o więcej. Murphy jakby pytał: „Ale naprawę mi można?”, „ Mam tak swobodnie, tak szybko? Nieskrępowanie?”. Widziałam to wahanie, widziałam to niedowierzanie. Dopiero kolejne „nieodpuszczanie” prośby z mojej strony spowodowało, że Murphy uwolnił się. I to w jakim stylu! W piękny klasyczny sposób zrobił baranka, strzelił z zadu i pobiegł. Jak ja się ucieszyłam! Widząc tę uwolnioną energię, widząc ten piękny ruch do przodu, widząc pełną reakcję na moją prośbę, pochwaliłam go głosem, pochwaliłam całą sobą. Zrozumiał, że to właśnie o to chodzi! Zaprosiłam go do środka roundpena, do mnie. Przybiegł z ochotą, wygłaskałam, pochwaliłam i poprosiłam o pójście za mną. Nawiązał się kontakt, ta nić porozumienia 😊Chęć słuchania, dialogu, rozmowy.

Po kilku minutach ponowna prośba z mojej strony: ruch do przodu – w drugim kierunku.

Co daje praca na wolności? Praca na wolności wyraźnie pokazuje KIM JEST KOŃ i jaki ma stosunek do człowieka, i czy chce z nim rozmawiać. Aby móc to wykorzystać, oczywiście człowiek musi sam się nauczyć języka koni, musi umieć wysyłać sygnały i czytać końskie odpowiedzi. Jak to zrobić? Odsyłam Was do kursu online Feather Light Horsemanship (https://featherlightacademy.com/). Ivet krok po kroku uczy w filmikach co każdy gest człowieka oznacza i co odpowiada koń. Pisałam o tym w książce ( O książce) ale filmiki to filmiki. Materiały przygotowane przez Ivet są idealne, nie pozostawiają nic do domysłu. (część „Liberty” oraz „Groundwork”. Więcej czytaj tu: Online kursy z Ivet z Feather Light Horsemanship – część I „Problem Solving”)

Murphy pokazał mi, że nie do końca zależy mu na rozmowie ze mną. Może nie ufał, że z tej rozmowy coś wyjdzie? Że ten człowiek NAPRAWDĘ będzie mówił do rzeczy? Dla mnie ważne były jego reakcje. Ważne było to czy się otworzy i jak? I czy złapię z nim kontakt, czy będzie chciał ze mną zostać, iść za mną? Czy będzie chciał ten kontakt utrzymać?

Murphy – jak to mówi Ivet – był poblokowany (konkretnie mówi: poblokowany w łopatkach). Być może tyle razy człowiek go „zwalniał”, ograniczał w ruchu do przodu, tyle razy Murphy był niepewny, czy można mu być „spontanicznym” koniem, czy ten energiczny ruch do przodu jest pożądany?. Ivet w swojej części kursu „Rozwiązywanie Problemów” pokazuje pracę z końmi poblokowanymi w łopatkach. To RÓWNIE CZĘSTE PRZYPADKI jak konie ponoszące, nadpobudliwe.

Taką pracę na wolności, przeradzającą się potem w czystą zabawę z koniem (kocham to !!!!) w roundpenie powtarzamy do uzyskania pełnej swobody konia, pełnej z nim komunikacji, do momentu gdy zacznie reagować na naszą najmniejszą prośbę (na najniższej energii) ruchu do przodu, zmiany kierunku, zmiany tempa ruchu.

Praca na wolności otwiera drogę do dalszej komunikacji. Koń nabiera pewności, że my umiemy rozmawiać z nim w jego języku, nabiera zaufania.

Z takim kredytem zaufania zaczęłam pracę z ziemi z Murphym na kantarku. Murphy nie wiedział co to znaczy „oddaj łeb”, „ugnij łeb”, czy „cofnij się”, „odangażuj zad”. Są to najważniejsze ćwiczenia, które każdy koń powinien umieć, by jazda na nim była bezpieczna. Koń nie umie uciekać z ugiętym w bok łbem. Koń nie umie biec ze skrzyżowanymi nogami. Jadąc w teren chcemy mieć pewność, że umiemy „wyłączyć silnik” konia, zatrzymać go prosząc o ugięcie łba, odangażowanie zadu.

Ugięcie łba

Koń, który ma problem z cofaniem, nie jest koniem bezpiecznym!

Zanim wybiorę się z jakimkolwiek koniem w teren muszę mieć pewność, że koń umie te podstawy.

Sukcesywnie, z konsekwencją wymagałam od Murphy opanowania idealnego, lekkiego cofania (tu jeszcze nad lekkością trzeba popracować 😊), oddawania łba, odangażowania zadu.

Mając to opanowane, mając kontakt, jakieś już relacje z Murphym, wiedząc co mogę się po nim spodziewać 😊, mogłam wziąć go na pierwszy spacer do lasu.

W tym momencie pewnie pomyślisz: „Czy to (te umiejętności) są naprawdę konieczne, by jechać z koniem w teren?”. „Oczywiście, że nie” – odpowiem. Można wszystko. Można na przykład galopować na piątej lekcji jazdy konnej nie mając opanowanego dosiadu. Wszystko można. Tylko czy to jest bezpieczne? I dobre dla nas? Dla konia? Oczywiście 20 razy możesz iść i nic się nie stanie. Ale, gdy za którymś razem coś się wydarzy i koń się spłoszy, to czy wiesz jak reagować? Mając wytrenowanego konia i wiedząc co w takiej chwili od niego wymagać, masz gwarancję bezpieczeństwa – dla siebie i dla konia.

I UWAGA: WSZYSTKO CO SIĘ DZIEJE Z ZIEMII, ZADZIEJE SIĘ TEŻ Z SIODŁA. Jeśli koń prowadzony przez mnie z ręki w terenie reaguje na moje polecenia – oddaje łeb, odsuwa zad, idzie chętnie do przodu, zatrzymuje się gdy proszę, cofa  to można zaczynać pracę z siodła. Jeśli nie współpracuje z ziemi, nie wsiadam w siodło.

cdn… czyli praca w siodle 🙂

Ela Gródek

Część III już za miesiąc😊

PS UWAGA. Nie ma wyłączności na jedyną, słuszną pracę z końmi, na jedyne słuszne podejście. Dziele się z Wami tym CO MI SIĘ SPRAWDZA. Obserwuję wielu Wielkich Koniarzy od lat. Próbuję. Wysuwam wnioski i dzielę się tym z Wami.

Chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Inna metodą, która też się sprawdza? Pisz w komentarzu!

Rajd z Chutorem Kozaka – relacja (22-23 kwietnia 2023)

Jacka poznałam podczas wyprawy konnej na Ukrainę. Wtedy jeszcze nie miał Chutoru Kozaka. Minęło 5 lat i oto znów się spotykamy. Wiele międzyczasie się wydarzyło. Jacek zdążył stworzyć sobie raj na ziemi 😊 Wg mnie to raj. Naprawdę… Na 20 hektarach żyje sobie stado. Wśród lasów, wśród głuszy. Daleko, pod samiutką granicą z Ukrainą (30 km od Chełma). Wjeżdżasz przez bramę i znajdujesz się na terenie koni. Na tym terenie stoi drewniany domek. Jak tylko otwierasz bramę stado leci Cię przywitać. Te konie naprawdę cieszą się na widok człowieka.

Wchodzisz do domku. Konie zaglądają przez okna, próbują wejść za Tobą przez drzwi do środka. Czekają jak wyjdziesz.

Wychodzisz, a one za Tobą chodzą. Domagają się głaskania, drapania. Jeden przez drugiego.

Największym pieszczochem jest Kajtek. Kładzie głowę na Twoim ramieniu. Wącha twoją twarz, czeka na całusa.

Możesz tak w tym stadzie być i być. I tylko być. I TO JEST TEN RAJ

Po pewnym czasie jesteś już jednym z nich. Stado wraca do swojego zwykłego życia, zajęcia. Siadasz na trawie i obserwujesz stado. Kto z kim się przyjaźni, kto kogo pogania. Obserwujesz zabawy młodziaków. Ich wygłupy, ich wzajemne gry. Co i raz odzywa się Megi. Megi też co chwila podlatuje do Ciebie i domaga się głaskania. To owczarek niemiecki, duży, piękny pies. Megi pilnuje stada. Co i raz jej się coś nie podoba. Obszczekuje to tego, to tamtego konia. Konie odpowiadają albo ucieczką, albo „szczurzeniem się” w stronę psa.

Jest cisza. Cisza zagłuszana śpiewem ptaków i rechotem żab. W okolicy dużo jest podmokłych terenów. Stawów, rozlewisk. Jesteśmy blisko Doliny Bugu. Jacek rozpala ognisko. Grzejemy herbatę. Kajtek pomaga😊

Konie Jacka żyją na otwartej przestrzeni 24h/dobę. Jak wiecie, chów bezstajenny to jedyny, słuszny chów (na szczęście to nie tylko moja opinia). Jedyny zapewniający podstawowe potrzeby koni (stały ruch, bycie w stadzie), prawidłowy psychiczny i fizyczny rozwój (więcej o tym w mojej książce „Jazda konna? Naturalnie!..” O książce oraz w tu: Dlaczego chów bezstajenny?). Konie jedzą to, na co mają ochotę – trawę, siano (z paśników), gałązki iglaków, zioła rosnące na łące.

Tu konie trenowane są metodami naturalnymi i jeżdżą bez wędzideł. Są spokojne, opanowane. Są ciekawskie, chętne do nauki, poszukujące towarzystwa człowieka.

Następnego dnia zaczynamy całodzienny teren. Teren w nieznane. Tzn. wiemy tylko tyle, że chcemy dojechać do zalewu „Dębowy las”. Będziemy jechać na azymut. Ahoj przygodo!

Bierzemy kantarki i idziemy po konie pod las. Siodłamy. Siodła są wygodne, westernowe. Wyjeżdżam ja, Agnieszka, Gosia i Jacek. Kilka klaczy jest ciężarnych, dużo koni to roczniaki, dwulatki. Tylko kilka koni chodzi pod jeźdźcem. Taki jest zamysł. Koni ma wystarczyć dla Jacka i paru przybyszy. Brak tu komercji i pogodni za zyskiem.

Ja jadę na Morganie – małopolaku

Jedziemy przez łąki, przez pola, lasy. Tuż obok jest już Wołyń. Spotykamy wspaniałe sąsiadki. Pochodzą z Wołynia

Tego dnia największym wyzwaniem było przejście przez rzekę Krzywulka. Rzeka nie była ani szeroka, ani głęboka. Ale za to wejście i wyjście z rzeki było strome. To było największym wyzwaniem dla koni.

Jacek najpierw sam sprawdził dno rzeki. Aby konie miały lżej jeźdźcy zeszli z koni. Jacek przeprowadził konie a na końcu…przeniósł Agę i Gosię. Myślałam, że umrę ze śmiechu. Jacek okazał się silniejszy od koni!! 🙂

Tylko ja przejechałam w siodle. Morgan jest najsilniejszym, najwyższym i najbardziej doświadczonym, odważnym koniem. Rzeczywiście dał sobie radę bez problemu.

Czy zamoczyłyśmy buty? Ależ oczywiście!

Kończąc włóczęgę pierwszego dnia, myślałam, że drugiego dnia również na zmoczeniu butów się zakończy.

Oj myliłam się!

Okazało się, że…w planach był spływ…Spływ po rzece koniem 🙂

Płynęliście kiedyś konno przez rzekę w kwietniu? Czy ktoś się mnie pytał czy mam coś na przebranie? Czy nie zmarznę? Nie – to nie w stylu Jacka 🙂

Słupek graniczny. Tu Polska. Po drugiej stronie, za rzeką, za Bugiem – Ukraina

Piękny Buk (i Megi)

Więcej filmików w najbliższych dniach znajdziecie na Videoblog

Ważna uwaga/porada. Gdy płyniecie koniem przez rzekę (wartką, z prądem) TRZYMAJCIE SIĘ GRZYWY KONIA! Nie wodzy!. Łapanie równowagi na wodzach zaburza równowagę konia. Twoim zadaniem jest pomóc koniowi, a nie utrudnianie mu. Trzymając się grzywy „sklejacie się” z koniem i ruszacie się razem z koniem.

Czy nalało mi się w buty? Czy nalało mi się w spodnie? Tak…Dziękowałam Bogu, że stanik suchy :)))

A jak wyglądała kanapka Agnieszki wyjęta z sakw 🙂 ?

Jakie szczęście, że mój lunch był w termosie 🙂

Czas na jogę w przerwie na pasienie 🙂
Morgan chyba podglądał mnie i sam postanowił zrobić psa z głową w dół :))

A po powrocie czekał na Was ciepły prysznic i taki widok z tarasu.

Kilka rzeczy, które chciałabym Wam przekazać:

  • po raz kolejny widzę i czuję jaka wieka jest różnica między końmi trzymanymi w boksach (chów stajenny) a tymi żyjącymi 24 h/dobę na wolnej przestrzeni. Powiadam Wam – 80% psychicznych problemów znika, gdy pozwalamy koniom żyć zgodnie z ich naturalnymi potrzebami. Mówię i będę mówić o tym przy każdej okazji.
  • konie chodzące na kantarkach MOGĄ BYĆ BEZPIECZNE w terenie! Po odpowiednim przygotowaniu, wytrenowaniu konie reagują idealie na subtelne sygnały jeźdźca. Wędzidło w gębie końskiej jako gwarancja bezpieczeństwa to MIT. Jacek współpracuje z profesjonalnymi ludźmi, którzy pomagają mu wytrenować konie. Sam najpierw spędził wiele czasu na szkoleniach. Dużo czyta, dalej się uczy.. Wie jak ważna jest relacja z koniem, komunikacja.
  • część koni to „małopolaki”, część to ulubione American Quarter Horse. Zobaczyłam na własne oczy jaka to cudowna rasa.
  • jadąc do Jacka musicie być przygotowani na wszystko. Nie zapomnijcie kilku paru butów :))
  • jeśli lubisz ciszę, jeśli lubisz „niezagadywać” jazdy – to miejsce dla Ciebie. Jestem osobą towarzyską. Ale na koniu, w lasach, mam potrzebę milczenia i ciszy. Jak dobrze, ze Jacek też!
  • wyłączcie transfer – sieć ukraińska chętnie Cię złapie…
  • jak dojechać? Najlepiej samochodem. Lub pociągiem (z 2 przesiadkami z Krakowa, jedyne 7 h 🙂 do Chełma. Tam Jacek może Cię zgarnąć
  • potrzebujesz „doopiekowania”? To nie jest miejsce dla Ciebie. Tu nikt nikogo nie niańczy i nie zadaje za dużo pytań. W siodle też ogarniasz się sam. Nie ma tekstów : „Teraz galop”, „Uwaga gałąź!”. Masz mieć swój refleks i sam kontrolować sytuację. Tu nie ma jednego prowadzącego a reszta „idzie za ogonem”.
  • najlepiej będziesz się tu czuł, gdy wiesz coś o naturalu, gdy wiesz o co chodzi w tym całym kontakcie z koniem, intencją, energią przy koniach. Lub gdy chcesz się tym zarazić. Gdy nie boisz się jazdy na kantarku. Gdy kochasz być otaczany końmi i ich kontaktem 🙂

Ela Gródek

To ja – Wasz reporter 🙂

A tu filmik z tego rajdu – myślę, że oddaje atmosferę, stawiane przed nami wyzwania oraz dobry humor Kozaka 🙂

Praca z nieznanym koniem? Jak zacząć?

W marcu, razem z córką – Julią, byłam odwiedzić przyjaciół. Na mojej stronie na facebooku (dodając poniższe zdjęcia) napisałam: To MAŁA JULECZKA w wieku około 3 lat i DUŻA JULIA 14 lat później. W tym samym miejscu, z wizytą u przyjaciół Agnes i Erika. Z Agnes mamy taką teorię, że to tu zaczęła się pasja Julii do koni (w którą później wciągnęła Matkę – Elę). Nigdy wcześniej, i nigdy później nie miała styczności z końmi a ciągle o nich mówiła i kazała zapisać się na jazdę konną…Zobaczcie tę dumną, zadziorną minę Julki w tym wykwintnym towarzystwie kucyka i psa – Luny. Agnes! Dziękujemy na wspaniałe spotkanie, za wzruszające wspomnienia.”

Kucyk szetlandzki i pies Luna odeszli. Na ich miejscu pojawiła się Bubble i Drent – równie cudnie reprezentowali „rodzinę”. Tak wiele zależy od tego kogo spotkamy na swojej drodze. Gdyby nie Agnes, gdyby nie Julia…nie byłoby mojej miłości do koni i książki „Jazda konna? Naturalnie!”

Gdy poznałam Agnes i Erika nie wiedziałam kompletnie nic o koniach. Dlatego bałam się ich (tak podskórnie). Nie widziałam jak się przy nich zachować, jakie zachowania są bezpieczne, jakie nie. Czy ten koń może mnie kopnąć? To samo z psem. Czy Luna aby na pewno mnie nie ugryzie? Czy mogę ją głaskać bez „żadnych zasad”, czy jak pogłaszczę w nieodpowiedni sposób, to zwierzę może jednak ugryźć? Jak dobrze, że w pewnym momencie mojego życia zwierzęta na stałe dołączyły do codzienności. Teraz są nieodłączną jego częścią. Codziennie jestem wdzięczna za ich obecność. Bliskość zwierząt nie wywołuje już we mnie uczucia strachu, ale…MOC endorfin, szczęścia, miłości. Miłość do jednego zwierzęcia przenosi się na inne (przynajmniej u mnie idzie to lawinowo! 🙂 ). Cieszę się, że moim dzieciom, już od samego początku, mogę pokazywać jak zwierzęta cudnie dopełniają nasze życie… To tak tytułem wstępu 🙂 Tematem postu jest: praca z nieznanym koniem. Nie zakładaj, że Tobie taka „okazja” nigdy się nie zdarzy. Możesz nawet taką okazję sprowokować. Rozejrzyj się choćby we własnej stajni. Może jakiś koń potrzebuje więcej ruchu i kontaktu z człowiekiem😊 Co można zaproponować koniom i sobie na początku „znajomości”? Jak zacząć pracę z nowym koniem. Dróg jest wiele. Przedstawiam jedną z nich. Musisz pamiętać, że nowa osoba to „nowość” dla koni i może być źródłem stresu, a jazda w siodle, czy od razu wymagający trening, zbyt wielką presją (szczególnie dla koni, które mają do czynienia tylko z właścicielem, jednym jeźdźcem). Zaczęłyśmy od kontaktu na wolności. Trova z kucykiem Bubble chodzą sobie w ciągu dnia na round penie, w okolicach stajni i małym wycinku pastwiska. Od późnej wiosny, kiedy to trawa jest już na tyle duża i „silna”, że nie grozi jej zadeptanie, rozkopanie i pewna śmierć pod kopytami, konie mają również dostęp do łąk. Kontakt na wolności zaczęłyśmy na round penie – w miejscu im znanym i bezpiecznym (im mniej nowych bodźców, tym lepiej). To fajne obserwować i sprawdzać swoją komunikacji z nowym koniem. „Ustąp zad”, „Cofnij się”, „Chodź ze mną”, „Przesuń się w tą stronę”, „Stańmy razem”. Na wolności, na kantarku można bardzo delikatnie prosić o konkretne rzeczy obserwując reakcję koni i trenować wspólną komunikację.
Potem wzięłyśmy konie na kantarkach na łąkę gdzie mogły się popaść w naszym towarzystwie (pamiętajcie, że konie nie mogą zbyt długo jeść młodej, pełnej cukru wiosennej trawy! Na początek 15 minut, nie więcej).
Siedziałyśmy też z nimi w round penie nic nie robiąc. A raczej obserwując ich własne relacje. Te relacje były szczególnie widoczne przy sianie 🙂 Łatwo było zgadnąć kto tu rządzi. Trova przeganiała od czasu do czasu kucyka. Taki „zapoznawczy” dzień jest bardzo ważny. Nie tylko dla nas – ale przede wszystkim dla koni. ONE TEŻ MAJĄ PRAWO oswoić się z nami i zobaczyć kim jest ten nowy człowiek/ci nowi ludzie. Konie są różne! Dla jednego nowa osoba to nic takiego, ale dla innego źródło niepokoju i stresu.
Drugiego dnia była praca z ziemi. Julia zaproponowała 22 letniej Trova’e, koniowi już nie młodemu, pracę na kołach z drążkami. Praca na kołach, w odpowiednim rytmie, z przerwami (interwałowa), to ważny element treningu konia. Generalnie taka praca mocno wzmacnia mięśnie wewnętrzne konia (szczególnie brzucha i grzbietu – jeśli koń idzie w odpowiednim ustawieniu – głowa nisko, grzbiet zaokrąglony), rozciąganie konia (elastyczność), skupienie się konia. O zaletach takiej pracy możecie doczytać na innych stronach np https://www.straightnesstrainingacademy.com/, czy https://paulinaferdek.pl/metoda/dual-aktivierung/ . Julia inspirowała się właśnie tymi treningami i wykorzystywała ich niektóre elementy). Taki trening jest bardzo prosty do przeprowadzenia. Prowadzisz konia po drążkach, skręcasz (w różne strony) i znów prowadzisz po drążkach, zakręcasz i tak tworzysz znak koniczynki na ujeżdżalni. Koń prostuje się i wygina, prostuje się i wygina. Musi podnosić nogi, musi skupiać się, by nie wdepnąć w drążek i POROZUMIEWYWAĆ SIĘ z człowiekiem, obserwować go (gdzie teraz idziemy?) Z Julką zawsze mówimy, że to taka joga dla koni 😊 Trzeci dzień to był dzień w siodle. Trova była na to gotowa. Trova do dyspozycji ma round pen. Do jazdy na wprost (również bardzo ważnej) ma lasy, tereny. Szczęściara 😊 Julka najpierw „rozgrzała” Trova’ę stępując i również wykorzystując drążki. Zmieniając kierunki przechodziła stopniowo od stępa do kłusa.
Na końcu poprosiła o galop. Czuła, że może o to poprosić. Koń był spokojny, zrelaksowany, chętny do pracy. Pamiętaj – czas spędzony z ziemi zawsze zaprocentuje w siodle 😊 Pamiętam słowa trenera na moich pierwszych szkoleniach jeździeckich (Z JNBT)”To co dzieje się na ziemi, będzie się działo i w siodle” To co koń Ci pokazuje na ziemi, pokaże i w siodle. Czujesz się pewnie i bezpiecznie pracując z ziemi? To wsiadaj na grzbiet konia. Koń nie słucha, nie reaguje, „nie rozumie” Cię, nie słucha z ziemi? Poczekaj. Najpierw „dogadaj się” z nim z ziemi. To stara – dla mnie święta – zasada. Polecam! Ela Gródek