Wyprawa konna do Maroka na Saharę (11-23 stycznia 2024)

O Saharze marzyłam od 2021. Od powrotu z wyjazdu do Maroka, znad Atlantyku (relacja tu: Wyprawa konna do Maroka – relacja (24-31 października 2021). Tak bardzo spodobało mi się Maroko i organizacja rajdów przez „Marok a Cheval”, że wiedziałam, że chcę więcej. Mało tego. Wiedziałam, że jest to marzenie córki Julii. Gdy Julia kończyła 18 lat nie miałam wątpliwości jaki dać jej prezent – wyprawę konną do Maroka.

Jak się rajduje na Saharze? Jak się jeździ konno? Na filmiki zapraszam do Videoblog

A tu wrzucam Wam trochę zdjęć zdradzających jak się żyło na pustyni.

Zaczęło się od podróży tanimi liniami z przesiadkami (bezpośrednie loty są z Warszawy). Musiałyśmy za każdym razem udowadniać, mając przy tym niebywały ubaw, że nasz bagaż spełnia wszelkie wytyczne.(spakowałyśmy się w 2 małe podręczne plecaczki oraz jedną podręczną walizkę (do 10 kg), która, de fakto, zawierała tylko 2 grube śpiwory, matę do jogi i kilka majtek 🙂 ). Generalnie szukając lotów korzystam z wyszukiwarki www.kayak.pl. Tu sprawdzicie wszelkie opcje. My leciałyśmy przez Londyn – tylko dlatego, by odwiedzić „końską” przyjaciółkę”. Wracałyśmy przez Alicante – bo kochamy Hiszpanię :). No i naprawdę było tanio (koszt dla 2 osób tam i z powrotem 1200 zł)

I zaczęłyśmy od wspólnej ogromnej radości – radości z bycia razem, ze wspólnej wyprawy. Julia w tym roku wyprowadziła się na studia. Cieszymy się z każdego dnia spędzonego razem bez obowiązków i pośpiechu.

Pierwszą noc spaliśmy – razem z 10 osobową grupą – w riadzie, w medynie, w Marakeszu (do Marakeszu miał dolecieć każdy uczestnik na własną rękę). Ten kto był w Marakeszu wie jaką niezwykłą atrakcją jest spanie w tradycyjnym riadzie, w sercu starego Marakeszu.

Pierwsza kolacja z grupą

Drugiego dnia zaczęła się długa, ośmiogodzinna (z przerwami) podróż za Zagorę, na pustynię. O 9.00 rano podjechał po nas bus. Koło 13.00 była pierwsza przerwa – na lunch.

Wieczorem dotarliśmy do pierwszego (stacjonarnego) kampu. I tu już rozpoczęła się nasza wielka przygoda – podróż konno przez 6 dni, przez pustynię, przez Park Narodowy Iriki. Tu zaczęło się życie bez murów, życie w namiotach, jedzenie na świeżym powietrzu, czarne noce (lub jasne – ale tylko od gwiazd). I tu zaczęła się bliskość ze zwierzętami, z naturą.

Rajdowe dzielne i przekochane psy – Bella i Hatchi

Następego dnia Magdę i Brahim (organizatorzy) rozdzielili konie. Ja dostałam karego Sultana, Julia kasztana – Alibabę.

A potem zamieniłyśmy się i Julia jechała na Sultanie, a ja na Alibabie.

Nasze bagaże codziennie były przewożone przez jeepy w inne miejsce na pustynię.

Załoga rozbijała dla nas namioty. Gdy docieraliśmy na miejsce wszystko było gotowe.

Jedliśmy codziennie jak króle i królowe. To dzięki Houssainowi, który wg mnie (i nikt mnie nie przekona, że nie mam racji!!) jest najlepszym kucharzem w Maroku 🙂

Husajn codziennie przygotowywał nam świeże śniadania, luncze i kolacje (luncze dowożone jeepami). No tak…była to wyprawa all inclusive. Nie da się tego ukryć!

Ups – wszystko zjedzone 🙂

Przy takim stole aż chciało się siadać!

Prysznic? Oto on! Dostawaliśmy w wiadrze ciepłą wodę – i wchodziło się „pod prysznic”.

Mycie rąk przed posiłkiem 🙂

Życie towarzyskie kwitło! Co wieczór były inne opowieści, dzieleniem się swoimi końskimi (i nie tylko) przygodami, doświadczeniami. Były osoby i ze stolicy i spod Gdańska, Krakowa, czy okolic Krynicy Górskiej. Byli lekarze, weterynarze, prawnicy, sportowcy, biznesmeni (i -menki), handlowcy, studenci. Były osoby w wieku 18 lat, 29 lat, 35, 40, 46 i 73. Konie łączą. Wspólna włóczęga łączy. Nic innego nie ma znaczenia. Wszyscy będziemy pamiętać czas spędzony razem!

Pustynia ma różne oblicza. Pustynia to wyschnięte, płaskie, idealne do galopów, jeziora. Pustynia to ubita gleba z licznymi kamieniami oraz pustynia to piasek i wydmy.

Trzeciego dnia mieszkaliśmy w kampie stancjonarnym. Spędziliśmy tu 2 noce mogąc jednego dnia cieszyć się tylko piaskiem, słońcem, wydmami.

Tu Magda i Brahim przygotowali dla nas specjalne atrakcje – przejażdżka na wielbłądach oraz sesja z końmi.

Przedstawiam Wam najpiękniejszego konia jakiego kiedykolwiek w życiu, na żywo, widziałam – ogier ADBIR (Książe Gołąb)

Oraz przedstawiam Akhbara – młodego, dzielnego wierzchowca.

I Barakata – jednego z najszybszych.

Chętni mogli galopować – bez siodła, lub bez siodła i bez kantara.

Niezapomniane wrażenia!

Na pustyni można było też się zagubić, pobiegać z Eliasem (syn Magdy i Brahima), postać na głowie z córką…

…postaczać się z wydm, poleżeć w słońcu, pozjeżdżać na sundboardzie lub nakręcić reklamę czeskiej wersji książki „Jazda konna? Naturalnie! Co ten koń sobie myśli?” z Martinem 🙂 O książce

Sahara jest niesamowita. W czasie dnia – w styczniu – temperatura oscylowała między 23-26 stopni. W nocy między 0 a 7 (my mieliśmy szczęście i w nocy było koło 7 stopni).

Wspaniale było spędzać wieczory przy ognisku, przy bębnach, śpiewach, lub patrząc w gwiazdy robiąc NIC

I jeszcze kilka zdjęć z włóczęgi.

Ostatnią noc spaliśmy w hotelu z duszą. Pełną obrazów właściciela – miejsce pełne sztuki. Wspaniała miejscówka – z takim widokiem:

A tego pełnego szczęścia nie dałoby się przeżyć gdyby nie świetna organizacja całej załogi Maroc a Cheval i świetnych uczestników!

Od lewej – Omar, Mohamed, Ali i kucharz Houssain
Od lewej Julka i Brahim

Załoga i uczestnicy razem

Jaka jest cena takiej wyprawy? Co jeszcze działo się przedostatniego dnia?

Pełny opis znajdziecie tu https://www.marocacheval.com/park-iriki

Chcesz wiedzieć więcej o koniach berberyjskich na których jeździliśmy (uwielbiam je!!! )? Zapraszam tu :Konie arabsko-berberyjskie w Maroko)

Ela Gródek

Wyprawa konna do Maroka nad Atlantyk – relacja (24-31 października 2021)

Tak już się jakoś utarło, że w październiku wyruszam na wyprawy konne gdzieś dalej w Świat – rok temu byłam na Ukrainie Część I – fotorelacja z rajdu konnego na Ukrainę, Bukowina Północna (17-24 października 2020) dwa lata temu w Gruzji Wyprawa konna do Gruzji, Waszlowanii – relacja (21-25 października 2019) a w tym roku przyszedł czas na Maroko. Wszystko w październiku i to prawie w tych samych datach. To znaczy, że to dobry czas…

Zatem od 24 października do 31 października miałam przyjemność wziąć udział w rajdzie gwiaździstym nad Atlantykiem (okolice Essaouiry) z organizatorem Maroc a cheval. Co to znaczy gwiaździsty? To znaczy, że spaliśmy w jednym miejscu i codziennie wyruszaliśmy w innym kierunku świata. Zawsze, zawsze marzyły mi się cwały po plaży. Przyszedł moment, gdy wiedziałam, że jestem już gotowa na taką przygodę. Wybór organizatora był dość spontaniczny. Ofertę zobaczyłam w środku kolejnej fali pandemii w lutym 2021. Cieszyłam się, że ktoś, coś, gdzieś jeszcze organizuje! Miałam już dość pandemii. Chciałam wyjechać, chciałam wolności, chciałam czasu z końmi. Wyjazd miał być w marcu. W marcu loty odwołali. Wyprawę przełożyliśmy na październik. Widocznie ten październik ma coś w sobie 🙂 Na wyprawę musiałam poczekać do jesieni.

Wybór organizatora Maroc a cheval był spontaniczny, ale trafiony! Po pierwsze – Magda (współwłaścicielka) niesamowicie pomaga w zakupie biletu, wyszukaniu optymalnego połączenia. ONA NAPRAWDĘ ZNA KAŻDĄ OPCJĘ. Okazuje się, że do Maroka można bardzo tanio dolecieć. Maroc a cheval zapewnia odbiór z różnych lotnisk (Agadir, Marrakesz) i zapewnia transfer. Kupienie biletów tam i z powrotem za 500 zł wcale nie jest czymś wyjątkowym. My zapłaciliśmy jedyne 350 zł na głowę… (byłam z dwójką przyjaciół). Magda poleciła mi wyszukiwarkę www.kayak.pl. Bilety radzę kupować bezpośrednio na stronie linii lotniczych (o wiele prościej przebukować w razie zmian).

Po drugie – warunki w jakich przebywaliśmy przerosły o stokroć moje oczekiwania (rezerwując tą wyprawę kompletnie nie zwracałam uwagi, gdzie będziemy spać. Nie dopytywałam).

Willa z basenem 🙂 Z zachodem słońca.

Co prawda woda w basenie zimna (noce są pod koniec października już chłodniejsze, a dni nieupalne – około 25 stopni) więc nie ukrywam, że nie pływałam w nim dla przyjemności (ha, ha, ha!) ale przydał się „ku zdrowotności”. Co rano wskakiwałam do basenu, by hartować ciało (i duszę 🙂 ) i wspomagać układ odpornościowy. Potem gorący prysznic i można siadać do marokańskiego śniadania.

Pokoje w willi były bardzo komfortowe – z prywatnymi łazienkami. Samo miejsce ciche, zadbane, z zielenią, no i z tarasem wychodzącym na zachód słońca! Nie ma nic wspanialszego niż posiedzieć na tarasie, w słońcu, po całym dniu na koniu. Dla mnie jest to jeden z największych luksusów. Nic mi więcej do szczęścia nie potrzeba.

Generalnie uważam, że byliśmy (grupa liczyła 12 osób) rozpieszczani do granic możliwości. Po powrocie z koni czekała na nas marokańska herbata i przekąski.

A wieczorem uczta zgotowana przez kucharza Husajna.

Jestem absolutną wielbicielką Husajna. Wszystko smakowało tak wyśmienicie i było tak pięknie podane, że oczy mówiły „mogę więcej zjeść, mogę więcej!” 🙂 Husajn gotuje naprawdę z serca – i to czuć i widać!

A jak wyglądał nasz dzień? Śniadanie było o 9.00 (to było wspaniałe, bo miałam z rana czas tylko dla siebie). Oczywiście nie muszę dodawać, że było PYSZNE (jak to u Husajna) – ale może nie wszystko będę Wam zdradzać 🙂

Po śniadaniu jechaliśmy do stajni.

W stajni wyglądały już na nas głowy koni (zdjęcie akurat zrobiłam wieczorem, ale rano wyglądało to podobnie)

Od 10.30 wyruszaliśmy w drogę. W połowie dnia zatrzymywaliśmy się na odpoczynek, lunch pod gołym niebem. Lunch woziliśmy w sakwach i nie muszę dodawać, że był pyszny i bardzo urozmaicony (sałatki, jajka, ryby, surówki). Raz też lunch „przyjechał” samochodem i był „na ciepło”.

Czasem jedliśmy i odpoczywaliśmy pod drzewami arganowców…

…a czasem na plaży z widokiem na bezkresny ocean.

Odpoczywaliśmy my, odpoczywały konie…

…i towarzyszący nam KAŻDEGO dnia pies Tischka 🙂

Po odpoczynku druga część rajdu i koło 17.00 byliśmy z powrotem w stajni.

Trasy każdego dnia były inne. Każda wyjątkowa. Każda zapierająca dech w piersi.

Pierwszego dnia jechaliśmy przez las tamaryszkowy, sady arganowe, by zatrzymać się w sklepie, spółdzielni, gdzie wytwarza się produkty z owoców drzewa arganowego (argania żelazodrzew, drzewo arganowe[4] (Argania spinosa (L.) Skeels) – gatunek drzewa z monotypowego rodzaju Argania z rodziny sączyńcowatych. Endemit występujący wyłącznie w regionie Sus w południowym Maroku, pomiędzy As-Sawirą, a Agadirem na terenach obejmujących 700-800 tys. hektarów. Ocenia się, że na terenie tym występuje około 21 milionów drzew arganowych, odgrywających ważną rolę w funkcjonowaniu tego środowiska. Źródło: Wikipedia)

W tym okresie – październik – wszystkie drzewa arganowe wyglądały jeszcze jakby uschły:

Ale podobno już w listopadzie, kiedy to robi się deszczowo, wszystko się zazielenia i drzewa arganowe wyglądają tak:

Z nasion argonowców wywarza się wiele kosmetyków (mydła, olejki, kremy) i PRZEPYSZNE AMLOU (zjadaliśmy tego tonę na śniadanie! To mielone migdały, czy orzeszki połączone z olejem arganowym w pastę. WSZYSCY kupiliśmy AMLOU na wynos do Polski 🙂 )

Koleżanka Gosia „wyciskająca” nasiona arganowców.

Że tak powiem…z tej kupy robi się cudne mydła i kosmetyki.

Rozpisałam się trochę o arganowcach, ale uważam, że należy im się dużo uwagi. Rosną tylko w tym regionie świata i są naprawdę wyjątkowe.

Innego dnia dojechaliśmy do pięknej, małej oazy.

Co jeszcze widzieliśmy? Co mijaliśmy? Podziwialiśmy? Niech zdjęcia mówią same za siebie.

Wędrowaliśmy w różnych kierunkach, ale (ku naszej wielkiej radości) codziennie w jakimś punkcie dnia lądowaliśmy na plażach Atlantyku. Wielkich, szerokich, PUSTYCH, z niespokojnym oceanem.

I na tych plażach cwałowaliśmy ile sił w kopytach! To było naprawdę niesamowite. Przy pierwszym galopie po prostu popłakałam się z emocji, z wrażenia, a przy kolejnych śmiałam się ze szczęścia. Kocham oddać wodze i pozwolić koniowi wyciągnąć się w galopie, cwale. Jechaliśmy „ławą”, konie ścigały się. Miejsca było na tyle, by wszystko było bezpieczne.

W tym miejscu warto dodać, że dobór koni u Brahima nie jest przypadkowy. Pierwszego dnia każdy z nas określił się na co jest gotowy. Brahim i Magda mają różne konie: i szybsze, i wolniejsze, i spokojniejsze i z wyższym temperamentem, i z mniejszym i większym rajdowym doświadczeniem, zatem i dla mniej i bardziej doświadczonych jeźdźców. Oczywiście jadąc na taki rajd powinniśmy naprawdę dobrze czuć się w siodle (i fizycznie i psychicznie!). Nie polecam wypraw konnych początkującym jeźdźcom. Jeździec musi być spokojny i nie bać się prędkości, wyścigów. Musi być pewny siebie. Musi wiedzieć jak zareagować w razie nieprzewidzianej sytuacji. Nasze emocje przenoszą się na konie. KOŃ NAPRAWDĘ WSZYSTKO WIDZI I CZUJE. Jeśli taka wyprawa ma być przyjemnością i dla konia i dla jeźdźca, jeździec musi mieć dobre podstawy, dobry dosiad i głowę gotową do takich cwałów, galopów. Początkującym jeźdźcom polecam najpierw krótsze tereny, potem całodzienne rajdy, gdzieś w sprawdzonym miejscu w Polce, z cwałami na ścierniskach. Jeśli tam będziesz czuł się bezpieczne, spokojnie – jesteś gotowy na Maroko. Poprzeczkę powinniśmy podnosić sobie powoli i z pełną świadomością. I żeby było jasne. Owszem, niejeden początkujący, czy średniozaawansowany jeździec, poradził sobie na tego typu wyprawie. Ale czy o „poradził sobie” nam chodzi? Czy o dziką radość i spokój w sercu?

Poniżej zdjęcia plaż. Obłęd prawda? 🙂

Ja i mój Prince i bezkres

W takich miejscach joga ma wyjątkowy wymiar.

Chcecie jeszcze??? Sorry – musicie pojechać i sami to zobaczyć.

O samych koniach (cudnych!) napisałam oddzielny post: Konie arabsko-berberyjskie w Maroko. W poście jest też filmik jak się galopowało po tych WIELKICH< DŁUGICH<PUSTYCH<OBŁĘDNYCH PLAŻACH.

Ostatniego dnia był czas na pławienie koni oraz na teren przy zachodzie słońca. Zdjęcia z pławienia (i przy okazji krótkiej sesji zdjęciowej) znajdziecie również w powyższym linku-poście. A zachód słońca? Piękny był 🙂

Organizatorem całego tego zamieszania byli Magda i Brahim z Maroc a cheval.

Bardzo polecam. Szczegóły: zdjęcia koni, trasy, terminy, ceny, znajdziecie tu https://marocacheval.com/

A ja i nasza skromna ekipa (dziękuję Wam Kochani za cudny, wspólny czas i użyczenie niektórych zdjęć!) żegnamy Was.

PS Dodam tylko, że podczas tego rajdu miały miejsce jeszcze 2 atrakcje: wizyta w pięknym mieście Essaouira (As-Suwajra) wpisanym na listę światowego dziedzictwa UNESCO oraz wizyta w Hammam. To byłby świetny materiał na blog podróżniczy. Niezapomniane wrażenia!

PS II Pozwolę sobie w tym miejscu na ważną uwagę i prośbę.

Niestety Maroka, jak i wielu przecudownych zakątków świata, nie omijają skutki działalności i obecności człowieka. Plaże są generalnie czyste. Ale ocean wypluwa to tu to tam…plastik, który wraz z roślinnością „wtapia się” w krajobraz. Serce boli. Proszę, używajcie jak najmniej jednorazowego plastiku, zbierajcie zakrętki, unikajcie foliówek jak ognia. W Maroku, podobnie jak w wielu innych afrykańskich państwach, jest zakaz używania jednorazowych toreb foliowych. My w Polsce – takim „świadomym” państwie – dalej rozdajemy je na każdym rogu. Nie miejcie wątpliwości, że Ziemia jest okrągła, że wszystko wpada i miesza się w naszych wspólnych oceanach. ZIEMIA nie wie co to granice…Świat można ratować małymi kroczkami – moimi i Twoimi.

Ela Gródek

Chciałbyś coś jeszcze wiedzieć? Zostaw komentarz – odpiszę.

FILMIK Z WYPRAWY OBEJRZYSZ TU (więcej galopów, cwałów i piękna marokańskiego wybrzeża) Videoblog