RECENZJA książki „By z koniem było nam po drodze” Marzeny Niewęgłowskiej i Piotra Dzięciołowskiego.

Marzenę Niewęgłowską poznałam na Zaczarowanym Wzgórzu. Pojechałam tam na moje pierwsze szkolenie. Szkolenie poświęcone psychice koni. Było to pierwsze szkolenie z „naturala”. To szkolenie sprawiło, że chciałam pogłębiać i pogłębiać temat. Całe moje jeździectwo wywinęło się do góry nogami. Wcześniej myślałam, że jestem zaawansowanym jeźdźcem (bo jeździłam już 2 lata i galopowałam przecież!). Okazało się, że NIE WIEM NIC i jestem początkującym jeźdźcem.

To, że umiesz galopować, to, że umiesz skakać przez przeszkody, nie czyni Cię jeźdźcem zaawansowanym. Jak to????? No tak. Koń to nie rower. Techniczne opanowanie jazdy nie czyni Cię zaawansowanym jeźdźcem. Jeździec zaawansowany to jeździec, który zna psychikę koni, jego naturę, czyta sygnały końskie, liznął choćby trochę języka koni, ich systemu komunikacji, jest świadomy CO jego ciało mówi koniom. Jeździec zaawansowany to jeździec, który jest świadomy CZY i KIEDY sprawia koniowi ból, dyskomfort. Wie, CZY I KIEDY (chcący/niechcący) wywołuje u konia strach, napięcie. Wie, co zrobić, by zrelaksować SIĘ i KONIA. Wie JAK motywować konia.

Przemyśl w tym momencie jakim jesteś jeźdźcem?

Pokora to pierwszy krok do prawdziwego jeździectwa. Twoje EGO i AMBICJE to blokada w Twoim jeździectwie.

Skąd wiem? Bo sama to przeszłam 😊

Marzena Niewęgłowska jest instruktorem ALE I TRENEREM KONI. To kolejna bardzo, bardzo ważna uwaga. W stajniach roi się od instruktorów, od trenerów już nie. Musisz odróżniać trenera jazdy konnej (który uczy Cię jak jeździć konno) od trenerów koni. Musisz też odróżnić prawdziwych trenerów koni od pseudo trenerów. Ci drudzy najczęściej uczą się na własnych błędach – kosztem koni…

Tak – jeździectwo jest bardzo, bardzo trudne.

Tak – prawdziwe jeździectwo jest drogie. Bo nie opiera się tylko na uczestnictwie w jazdach konnych. Wymaga prawdziwego kształcenia się, bo koń NIE JEST TAKI JAKIM CI SIĘ WYDAJE. Skąd wiem? Bo sama to przeszłam 😊

Marzena pracowała z dzikimi końmi. Ujeździła SETKI koni, wyprowadziła kilkadziesiąt „zepsutych” (oczywiście przez innego człowieka) koni na prostą. Marzena jest współzałożycielką Szkoły Dla Prawdziwych Koniarzy (na Zaczarowanym Wzgórzu). Jest to jedyna na południu Polski szkoła, która uczy prawdziwego jeździectwa. Skąd wiem? Bo moja córka skończyła 3 lata tej szkoły (więcej o szkole przeczytasz: https://www.wzgorze.eco.pl/kafel_view.php?kafeloffer=16) i wiem co sobą reprezentuje (oczywiście potem dalej się szkoliła, ale podstawy opanowała tu).

Marzena jeździ na cordeo i trenuje jeźdźców na cordeo. Uczy jeździectwa naturalnego (natural horsemenship) – gdzie dobro konia jest na pierwszym miejscu, gdzie nauka musi iść równolegle z poszanowaniem natury i psychiki konia.

Czytając książkę „By z koniem było nam po drodze”, miej to wszystko o czym piszę powyżej w głowie. To co pisze Marzena w książce to wynik jej wieloletniej pracy z setkami koni i setkami ludzi.

Dla kogo jest ta książka? Dla początkujących jeźdźców (wróć do definicji powyżej). Sięgnij po nią OD RAZU, gdy zarazisz się jeździectwem. To bardzo smutne, że jeździec – z reguły – zaczyna sięgać po książki, jak już mu coś w tym jeździectwie zaczyna nie wychodzić. To smutne, że instruktorzy nie polecają książek, szkoleń. Wielka szkoda, że tak mało stajni kładzie nacisk na teorię o koniu i swoją działalność ogranicza wyłącznie do jazdy konnej na ujeżdżalni…

Ale idąc dalej – w tej książce znajdziesz jasne informacje na temat:

– jak zachowywać się w stajni (hmm, myślałeś, że to mało ważne? 😊)

– jak zachowywać się idąc na pastwisko (hmm, nikt Ci o tym nie mówił? 😊

– gdzie w ogóle uczyć się jazdy konnej (wiesz, że są ośrodki, które omijałabym z daleka??)

– jak wsiadać, zsiadać z konia (hmm, to ma znaczenie?)

– jak siodłać, regulować strzemiona,

– co należy robić po jeździe?

– co gdy „zachce” nam się własnego konia??

– jakie jest wyposażenie jeźdźca oraz koni?

– jakie są końskie odgłosy? Co nam mówią?

– coś na temat odchodów, puszczania bąków przez konie 😊

– zachowania konia: lizanie, pocieranie nosem o nogę, ziewanie, „tańczenie” koni.

Tego wszystkiego NIE DOWIECIE się z mojej książki, te punkty nie były tematem mojej książki (O książce. 15 letnia Julia o książce “Jazda konna? Naturalnie!…”). Możecie zatem uzupełnić wiadomości. Często jest tak, że jeździsz w różnych stajniach i każda stajnia ma swoje „zasady” i podejście. Ta książka może uporządkować Twoją wiedzę, może rozstrzygnąć wiele dylematów („To jak w końcu powinnam to robić???”). Marzena (i Piotr – redaktor internetowego wydawnictwa jeździeckiego Hej Na Koń https://hejnakon.pl/) są osobami z wiedzą i doświadczeniem. Marzena to nie instruktor, który zrobił szybki kurs, poducza się podglądając w internecie innych jeźdźców/instruktorów, a jej główne źródło wiedzy to filmiki na youtubie 🙂

Warto wspomnieć, że Marzena jest też zoofizjoterapeutką. Naprawdę zna się na tym KIEDY konia boli i dlaczego. I jak go prowadzić, by nie bolało.

Kończąc tą krótką recenzję zacytuję Alinę Palichleb, inną recenzentkę tej książki, z która bardzo się zgadzam: Marzena i Piotr (…) na wszelki wypadek powtarzają na każdym kroku, że koń jest na pierwszym miejscu, człowiek na drugim. „Autorzy zwracają uwagę, że potrzebna jest ogromna wiedza z zakresu jeździectwa i utrzymania konia. (…) Ten sport, hobby wymaga poświęcenia i żadne nowoczesne „apki” nie wyręczą nas w obowiązku edukowania się, „ta książka nie owija niczego w bawełnę”. „Koń to zwierzę czujące i szalenie wrażliwe”, „stawiając swoje pierwsze kroki w jeździectwie, przydaje się mieć dobrze ustawiony kompas moralny, który będzie czuwał nad tym, aby znaleźć dobrych instruktorów i stajnię, w której traktuje się konie z szacunkiem. W tej książce czytelnik znajdzie właśnie takie rady i ostrzeżenia”.

Moralny kompas, ETYKA jeździecka – te pojęcia są bardzo bliskie mojemu sercu. Widzę tak dużo krzywd i bólu koni wywołanych NIEŚWIADOMOŚCIĄ jeźdźców (no dobra – czasem też wywołanych z premedytacją!). To ogromny problem. Misją tego bloga, mojej książki, jest POMÓC CI być świadomym jeźdźcem – czułym na krzywdę konia.

Cieszę się, że ta wiedza dociera. Powoli się przebija, o czym świadczy np. ten liścik, który dostałam od czytelniczki w wakacje:

„(…) Będąc w Turcji natrafiliśmy na przewodnika (na przejażdżce konnej), który kopał i mocno szarpał konie za wodze…To był mój pierwszy raz w życiu na koniu, zakochałam się w koniach – tylko to kopanie i szarpanie było mocno traumatyzujące. Po powrocie zaczęłam szukać informacji o etycznej jeździe i tak trafiłam na jazdakonnanaturalnie.pl. Dziękuję za to co robisz (jeśli możemy być na Ty) trafiłam na tyle strasznych rzeczy o „tresurze” koni i przemocowej jeździe, że prawie zwątpiłam, że chcę wchodzić w tej jeździecki świat głębiej. Ale między innymi Twoja strona pokazała mi, że są ludzie, którzy jednak myślą inaczej, etycznie 😊I czuję, że konie to będzie moja wielka pasja” Agnieszka

Z serca

Ela Gródek

PS Marzena Niewęgłowska już raz pojawiła się na tej stronie. Zapraszam chętnych do lektury Koń płoszący się w terenie. Jak przygotować konia do pracy w terenie? (część I) oraz Trudności z koniem w terenie. Co zrobić gdy koń … (część II)

Rajd z Chutorem Kozaka – relacja (22-23 kwietnia 2023)

Jacka poznałam podczas wyprawy konnej na Ukrainę. Wtedy jeszcze nie miał Chutoru Kozaka. Minęło 5 lat i oto znów się spotykamy. Wiele międzyczasie się wydarzyło. Jacek zdążył stworzyć sobie raj na ziemi 😊 Wg mnie to raj. Naprawdę… Na 20 hektarach żyje sobie stado. Wśród lasów, wśród głuszy. Daleko, pod samiutką granicą z Ukrainą (30 km od Chełma). Wjeżdżasz przez bramę i znajdujesz się na terenie koni. Na tym terenie stoi drewniany domek. Jak tylko otwierasz bramę stado leci Cię przywitać. Te konie naprawdę cieszą się na widok człowieka.

Wchodzisz do domku. Konie zaglądają przez okna, próbują wejść za Tobą przez drzwi do środka. Czekają jak wyjdziesz.

Wychodzisz, a one za Tobą chodzą. Domagają się głaskania, drapania. Jeden przez drugiego.

Największym pieszczochem jest Kajtek. Kładzie głowę na Twoim ramieniu. Wącha twoją twarz, czeka na całusa.

Możesz tak w tym stadzie być i być. I tylko być. I TO JEST TEN RAJ

Po pewnym czasie jesteś już jednym z nich. Stado wraca do swojego zwykłego życia, zajęcia. Siadasz na trawie i obserwujesz stado. Kto z kim się przyjaźni, kto kogo pogania. Obserwujesz zabawy młodziaków. Ich wygłupy, ich wzajemne gry. Co i raz odzywa się Megi. Megi też co chwila podlatuje do Ciebie i domaga się głaskania. To owczarek niemiecki, duży, piękny pies. Megi pilnuje stada. Co i raz jej się coś nie podoba. Obszczekuje to tego, to tamtego konia. Konie odpowiadają albo ucieczką, albo „szczurzeniem się” w stronę psa.

Jest cisza. Cisza zagłuszana śpiewem ptaków i rechotem żab. W okolicy dużo jest podmokłych terenów. Stawów, rozlewisk. Jesteśmy blisko Doliny Bugu. Jacek rozpala ognisko. Grzejemy herbatę. Kajtek pomaga😊

Konie Jacka żyją na otwartej przestrzeni 24h/dobę. Jak wiecie, chów bezstajenny to jedyny, słuszny chów (na szczęście to nie tylko moja opinia). Jedyny zapewniający podstawowe potrzeby koni (stały ruch, bycie w stadzie), prawidłowy psychiczny i fizyczny rozwój (więcej o tym w mojej książce “Jazda konna? Naturalnie!..” O książce oraz w tu: Dlaczego chów bezstajenny?). Konie jedzą to, na co mają ochotę – trawę, siano (z paśników), gałązki iglaków, zioła rosnące na łące.

Tu konie trenowane są metodami naturalnymi i jeżdżą bez wędzideł. Są spokojne, opanowane. Są ciekawskie, chętne do nauki, poszukujące towarzystwa człowieka.

Następnego dnia zaczynamy całodzienny teren. Teren w nieznane. Tzn. wiemy tylko tyle, że chcemy dojechać do zalewu „Dębowy las”. Będziemy jechać na azymut. Ahoj przygodo!

Bierzemy kantarki i idziemy po konie pod las. Siodłamy. Siodła są wygodne, westernowe. Wyjeżdżam ja, Agnieszka, Gosia i Jacek. Kilka klaczy jest ciężarnych, dużo koni to roczniaki, dwulatki. Tylko kilka koni chodzi pod jeźdźcem. Taki jest zamysł. Koni ma wystarczyć dla Jacka i paru przybyszy. Brak tu komercji i pogodni za zyskiem.

Ja jadę na Morganie – małopolaku

Jedziemy przez łąki, przez pola, lasy. Tuż obok jest już Wołyń. Spotykamy wspaniałe sąsiadki. Pochodzą z Wołynia

Tego dnia największym wyzwaniem było przejście przez rzekę Krzywulka. Rzeka nie była ani szeroka, ani głęboka. Ale za to wejście i wyjście z rzeki było strome. To było największym wyzwaniem dla koni.

Jacek najpierw sam sprawdził dno rzeki. Aby konie miały lżej jeźdźcy zeszli z koni. Jacek przeprowadził konie a na końcu…przeniósł Agę i Gosię. Myślałam, że umrę ze śmiechu. Jacek okazał się silniejszy od koni!! 🙂

Tylko ja przejechałam w siodle. Morgan jest najsilniejszym, najwyższym i najbardziej doświadczonym, odważnym koniem. Rzeczywiście dał sobie radę bez problemu.

Czy zamoczyłyśmy buty? Ależ oczywiście!

Kończąc włóczęgę pierwszego dnia, myślałam, że drugiego dnia również na zmoczeniu butów się zakończy.

Oj myliłam się!

Okazało się, że…w planach był spływ…Spływ po rzece koniem 🙂

Płynęliście kiedyś konno przez rzekę w kwietniu? Czy ktoś się mnie pytał czy mam coś na przebranie? Czy nie zmarznę? Nie – to nie w stylu Jacka 🙂

Słupek graniczny. Tu Polska. Po drugiej stronie, za rzeką, za Bugiem – Ukraina

Piękny Buk (i Megi)

Więcej filmików w najbliższych dniach znajdziecie na Videoblog

Ważna uwaga/porada. Gdy płyniecie koniem przez rzekę (wartką, z prądem) TRZYMAJCIE SIĘ GRZYWY KONIA! Nie wodzy!. Łapanie równowagi na wodzach zaburza równowagę konia. Twoim zadaniem jest pomóc koniowi, a nie utrudnianie mu. Trzymając się grzywy “sklejacie się” z koniem i ruszacie się razem z koniem.

Czy nalało mi się w buty? Czy nalało mi się w spodnie? Tak…Dziękowałam Bogu, że stanik suchy :)))

A jak wyglądała kanapka Agnieszki wyjęta z sakw 🙂 ?

Jakie szczęście, że mój lunch był w termosie 🙂

Czas na jogę w przerwie na pasienie 🙂
Morgan chyba podglądał mnie i sam postanowił zrobić psa z głową w dół :))

A po powrocie czekał na Was ciepły prysznic i taki widok z tarasu.

Kilka rzeczy, które chciałabym Wam przekazać:

  • po raz kolejny widzę i czuję jaka wieka jest różnica między końmi trzymanymi w boksach (chów stajenny) a tymi żyjącymi 24 h/dobę na wolnej przestrzeni. Powiadam Wam – 80% psychicznych problemów znika, gdy pozwalamy koniom żyć zgodnie z ich naturalnymi potrzebami. Mówię i będę mówić o tym przy każdej okazji.
  • konie chodzące na kantarkach MOGĄ BYĆ BEZPIECZNE w terenie! Po odpowiednim przygotowaniu, wytrenowaniu konie reagują idealie na subtelne sygnały jeźdźca. Wędzidło w gębie końskiej jako gwarancja bezpieczeństwa to MIT. Jacek współpracuje z profesjonalnymi ludźmi, którzy pomagają mu wytrenować konie. Sam najpierw spędził wiele czasu na szkoleniach. Dużo czyta, dalej się uczy.. Wie jak ważna jest relacja z koniem, komunikacja.
  • część koni to “małopolaki”, część to ulubione American Quarter Horse. Zobaczyłam na własne oczy jaka to cudowna rasa.
  • jadąc do Jacka musicie być przygotowani na wszystko. Nie zapomnijcie kilku paru butów :))
  • jeśli lubisz ciszę, jeśli lubisz “niezagadywać” jazdy – to miejsce dla Ciebie. Jestem osobą towarzyską. Ale na koniu, w lasach, mam potrzebę milczenia i ciszy. Jak dobrze, ze Jacek też!
  • wyłączcie transfer – sieć ukraińska chętnie Cię złapie…
  • jak dojechać? Najlepiej samochodem. Lub pociągiem (z 2 przesiadkami z Krakowa, jedyne 7 h 🙂 do Chełma. Tam Jacek może Cię zgarnąć
  • potrzebujesz “doopiekowania”? To nie jest miejsce dla Ciebie. Tu nikt nikogo nie niańczy i nie zadaje za dużo pytań. W siodle też ogarniasz się sam. Nie ma tekstów : “Teraz galop”, “Uwaga gałąź!”. Masz mieć swój refleks i sam kontrolować sytuację. Tu nie ma jednego prowadzącego a reszta “idzie za ogonem”.
  • najlepiej będziesz się tu czuł, gdy wiesz coś o naturalu, gdy wiesz o co chodzi w tym całym kontakcie z koniem, intencją, energią przy koniach. Lub gdy chcesz się tym zarazić. Gdy nie boisz się jazdy na kantarku. Gdy kochasz być otaczany końmi i ich kontaktem 🙂

Ela Gródek

To ja – Wasz reporter 🙂

A tu filmik z tego rajdu – myślę, że oddaje atmosferę, stawiane przed nami wyzwania oraz dobry humor Kozaka 🙂

Wspinanie się ogierka

Idąc do stajni rekreacyjnej, mając do czynienia z końmi ułożonymi, szkolonymi, często mamy mylne wyobrażenie o naturze końskiej.

Wydaje nam się, że przecież to normalne, naturalne, że koń podaje nogę do czyszczenia, schyla łeb, gdy pociągniemy za kantar, usunie się w bok, gdy damy mu sygnał, stoi spokojnie, gdy czyścimy, idzie grzecznie, gdy o to prosimy itp. itd. Jednak rzeczywistość okazuje się zupełnie inna. Wystarczy poobserwować surowe konie, młode konie, źrebaki, by wyciągnąć kompletnie inne wnioski. Każdemu życzę choćby jednego dnia pracy z młodymi końmi. Tu widać naturę końską, instynkty koni jak na dłoni. To tu człowiek widzi, ile pracy wymaga koń, by stał się bezpiecznym towarzyszem człowieka. Ile zachowań trzeba wygasić, a ile nauczyć.

Ostatnio miałam okazję obserwować siłę instynktu ucieczki od źródła bólu, nacisku u młodego konia. O tym instynkcie pisałam już dokładnie w poście „Instynkt koński – nieustępowanie na nacisk” Instynkt koński – nieustępowanie na nacisk oraz w książce (O książce). W przeciwieństwie do człowieka, koń nie ucieka od źródła nacisku, ale stawia opór.

Torino ma rok i 8 miesięcy. To młody ogierek, żyjący beztrosko ze swoim stadem. Jest pewny siebie, zaczepny, ciekawski. Już dużo umie, ale dużo jeszcze nie. Wszystko to zaobserwowałam, spędzając czas z nim i ze stadem na pastwisku. Gdy pierwszy raz wzięłam Torina na ujeżdżalnię na kantarku, zauważyłam, że Torino nie ma nic przeciwko kantarkowi, o ile nie idzie za tym uwiąz. Spokojny spacer na uwięzie okazał się niemałym wyzwaniem. Torino zdecydowanie wolał mieć swobodną głowę niż ograniczoną na uwiązie. Poszarpywał głową, chcąc się uwolnić. Od razu wywnioskowałam, że instynkt napierania na źródło nacisku jest u niego jeszcze bardzo silny. Gdy kantar naciskał na jego potylicę, głowa Torina chciała naciskać na kantar. Gdy ja prosiłam o opuszczenie głowy, Torino odpowiadał naciskiem na ten ruch i „pchał” do góry, czyli – upraszczając – wyrywał głowę, chciał się odsadzić. W pewnej chwili tak się zamachnął, że zadębował. Widząc dwa kopyta w górze, puściłam uwiąz. Torino uwolnił się. Jeśli taka sytuacja powtórzyłaby się kilka razy, odruch wspinania się utrwaliłby się i „niechcący” koń mógłby stać się bardzo niebezpiecznym zwierzęciem.

Co możemy zrobić w takiej sytuacji? Usilne szarpanie się z koniem i „przeciąganie” na swoją stronę nie ma sensu. Jest niebezpieczne dla nas i niemiłe dla zwierzęcia (nie chcemy karać go za coś co leży w jego naturze). Zamiast tego możemy popracować nad wyciszeniem tego instynktu – najpierw na wolności. W boksie czy na padoku możemy naciskać własną ręką na potylicę i za każdym razem, gdy koń schyli łeb, nagrodzić go (np. kawałkiem marchewki). Potem możemy pociągać za kantar w dół i to samo – za obniżenie łba solidnie nagrodzić. W ten sposób koń nauczy się, że za nieszarpanie głową do góry należy się nagroda! A tak w ogóle, to na samym początku warto go oswoić z samym dyndającym uwiązem (koń zobaczy, że to nic takiego) oraz nauczyć chodzenia przy naszym boku „na wolności”.

Praca z młodymi końmi to wspaniała zabawa, ale też wielka odpowiedzialność. Zanim wezmę ponownie Torino na ujeżdżalnię, na uwiązie chcę mieć pewność, że dębowanie się nie powtórzy. Że przepracujemy to, co wymaga pracy – w dobrej atmosferze, w bezpiecznych warunkach.

PS I UWAGA. Przyczyny odsadzania, czy wspinania mogą być różne (często złożone). Takie zachowania mogą być konsekwencją strachu (nowa osoba, nowe wymagania), za dużej presji (koń: “muszę natychmiast się wyrwać, nie zniosę więcej”), klaustrofobii końskiej (każdy koń z NATURY to klaustrofobik. Ograniczenie wolności, możliwości ucieczki może paraliżować). Dlatego nie należy traktować tego wpisu jako wyjaśnienie wszelkich takich zachowań. Niestety…nie takie to wszystko proste. TYLKO obserwacja konkretnego konia, w konkretnych warunkach MOŻE nam powiedzieć gdzie leży problem… Bo gdzie NA PEWNO leży problem, to wie tylko sam koń 😊 Prawda Torino? 😊

PS II Ogierki w tym wieku mają tendencję do dębowania. Uczą się. No cóż…taka umiejętność przydaje się w przyszłości do walki z innymi ogierami oraz do płodzenia potomstwa.

PS III Torino będzie na dniach poddany kastracji. Ciekawe czy to znacznie wpłynie na jego zachowanie?

Ela Gródek