Teoria dominacji

“Teoria dominacji okazała się poważnym błędem, którego żałuje nawet naukowiec, który ją opisał. Głębokie nieporozumienie wynikające z błędnych badań wymknęło się spod kontroli, stając się kulturowo akceptowanym usprawiedliwieniem do pracy ze zwierzętami z użyciem siły i kar.

Według teorii dominacji zwierzęta, w tym konie, miałyby posiadać liniową hierarchię i przypisane role w stadzie. Zakładała ona istnienie przywódcy, który kontroluje zachowania innych koni groźbami, a reszta uznaje go za lidera. Pomysł, że konie mają stałą hierarchię, w której przywództwo przechodzi tylko na silniejszych osobników, jest błędny. Te fałszywe założenia sprawiły, że ludzie uwierzyli, iż mogą zostać „przywódcami stada” naśladując końskie zachowania i stosując fizyczną kontrolę oraz kary jako usprawiedliwioną metodę szkolenia, wszystko w imię „dobrego przywództwa”.

Rzecz w tym, że nauka stale się rozwija i poprawia błędy. Gdy dokładniej badamy konie w różnych sytuacjach i środowiskach oraz analizujemy różne gatunki, ich rodziny, stada, grupy itp., odkrywamy, że koncepcja dominacji jest nie tylko nieprawdziwa, ale i szkodliwa. Można ją zauważyć jedynie w skrajnie nienaturalnych środowiskach, takich jak stare, przepełnione zoo z niespokrewnionymi zwierzętami – to właśnie na takich przypadkach opierały się pierwotne badania.

Więc co tak naprawdę się dzieje? Czym jest dominacja? Czy musimy być dominujący?

Stada koni funkcjonują w sposób znacznie bardziej płynny i dynamiczny – to nie jest sztywna hierarchia. Konie podejmują decyzje w zależności od potrzeb – jeśli jakiś koń czegoś potrzebuje, zaspokaja swoją potrzebę, a inne konie zostają z nim z uwagi na więzi społeczne i bezpieczeństwo grupy. Pewny siebie koń jest bardziej skłonny podejmować decyzje oddalające go od grupy, podczas gdy niepewne, nerwowe konie mogą trzymać się centrum stada. To nie jest przywództwo ani dominacja, a po prostu pewność siebie, która zmienia się w zależności od sytuacji, zdrowia, ciąży czy stanu fizycznego. Dynamika stada stale się zmienia. To, kto podejmuje decyzję, zależy od tego, jak bardzo czegoś chce. Kto zostaje, a kto odchodzi, zależy od więzi społecznych, przyjaźni, więzi rodzinnych oraz potrzeb dostępu do zasobów.

To, co często mylnie uznawano za „dominację”, dotyczyło dostępu do zasobów. Jeśli zasób jest ograniczony, stado wie, kto ma pierwszeństwo – zazwyczaj jest to osobnik bardziej dominujący. Moja klacz, która ma problem z nadwrażliwością skóry, ma pierwszeństwo dostępu do schronienia, ale nie broni zasobów jedzenia. Może odepchnąć inne konie, żeby schronić się przed owadami, ale ktoś inny może ją wyprzedzić przy jedzeniu. Para koni może połączyć siły, aby odsunąć pojedynczego konia, który normalnie mógłby je oba przegonić. Dostęp do zasobów ustalany jest zazwyczaj za pomocą drobnych konfliktów, głównie gróźb wyrażanych mową ciała. Intensywne walki o zasoby są niezdrowe – konie muszą zachować siły i bezpieczeństwo z uwagi na drapieżniki. Ostra obrona zasobów pojawia się głównie w warunkach domowych, gdzie są one ograniczone. Jeśli siano jest dawkowane, jeden koń może zawsze mieć pierwszeństwo. Jeśli jest za mało schronienia, jeden koń może nie wpuszczać pozostałych. To nie dominacja, a obrona zasobów. To nie przywództwo, a wręcz przeciwnie – koń, który głęboko nie ufa swojemu bezpieczeństwu, agresywnie broni siebie i zasobów. Nadmiernie broniący zasobów koń jest przez inne konie zazwyczaj unikany, ignorowany i wykluczany z rytuałów pielęgnacji, co przypomina sytuację dziecka-bully’ego, które z powodu swojej niepewności atakuje innych.

Etoologia pokazuje też, że konie nie postrzegają ludzi jako koni. Nawet jeśli naśladujemy ich mowę ciała, nie uważają nas za część stada. Nie mamy udziału w ich dostępie do zasobów, bo ich z nimi nie dzielimy. Jesteśmy dla nich dostawcami. To my dostarczamy zasoby i to na nas spoczywa obowiązek zrozumienia dynamiki stada i zapewnienia koniom wystarczających zasobów w odpowiedni sposób, tak by nie było walk, niepewności czy stresu w stadzie. Naszym zadaniem nie jest konkurowanie o zasoby, które im zapewniamy – jesteśmy ich opiekunami.

Dominacja i dostęp do zasobów nie mają związku z treningiem; kluczowa jest wiedza, jak zapewnić opiekę i organizację życia stada bez tworzenia niezdrowych czy niebezpiecznych interakcji między końmi.

Szkolenie powinno być oparte na zrozumieniu zachowań i stosowaniu pozytywnych wzmocnień. Nie ma to nic wspólnego z dynamiką stada, dominacją czy silnym przywództwem, lecz z jasną komunikacją, troskliwą opieką i delikatnym treningiem zachowań.”

Przetłumaczyła: Aleksandra Najman (Ola Najman – Light Equitation)

Tekst źródłowy: http://www.EmpoweredEquines.com/ :

Dominance theory was a terrible mistake, that even the scientist who cataloged it, regrets doing. The deep level of misunderstanding that happened based on inappropriate studies just spiraled out of control into a culturally accepted excuse to train and work with animals with force and punishment.

Dominance theory was the idea that animals, horses included, have a linear dominance and set roles within the herd. The idea that there is a set leader, a decision maker, who controls the other horses’ behaviors through threats and the other horses love this horse as their leader. The idea that horses have a linear set hierarchy that determines who’s in charge and only changes if overthrown by someone stronger. These deeply flawed ideas have lead people to believe that they can be the leader horse by mimicking equine behavior, they misunderstood, justifying their use of forceful physical control and punishment to train behavior. All under the idea of being a “good leader”.

The thing is, science is constantly growing and self-correcting. As we spend more time actually studying horses in various scenarios and environments, and each species individually, their family units, their herds, packs, groups, etc… We have learned this concept of dominance is wildly inaccurate and deeply unhealthy, only seen in extreme, inappropriate environments (like old overpacked zoos with many unrelated animals, as the original studies were based on).

What’s really going on then? What is Dominance really? Do we need to be dominant?

Horse herds really work in a much more fluid and dynamic manner, it’s not a linear hierarchy. Horses make decisions based on need, if someone has a need, they satisfy that need, the other horses stay with them out of social bonds and safety in numbers. A secure, confident horse will be more likely to make decisions that lead away from the group, while insecure, nervous horses might be less likely to make decisions, sticking more closely to the center of the herd. This isn’t leadership or dominance, just confidence, in themselves and their world. This changes constantly. A confident horse may be more clingy and insecure if they have a pain problem, if they’re pregnant, or if they’re sick. This dynamic is constantly flowing. Who makes the decision, is up to how much the individual wants something. Who stays or goes in the herd is based on social bonds, friendships, familial relationships, and resource needs.

What was frequently mistaken as “dominance” was actually determined roles of priority access to resources. If a resource is limited, the herd knows who has first access, usually the bully. This varies by resource, my sweet itch mare has priority access to the shelter, while she doesn’t care about defending food resources. She may shove everyone out of her way for shelter from bugs, but someone else may shove her out of the way for food. A group of 2 might pair up to move off a single horse who would typically move either of them individually. This access to resources is determined with little squabbles, but usually is limited to just some body language threatening gestures. It would be unhealthy if the herd were to compromise each other in fights over resources, when they have the bigger threat of predators they need to remain safe for. We only see extreme linear resource guarding in domestic settings where resources are limited. If hay is fed in limited supply one horse may always get priority access. If there isn’t enough shelter, one horse may not let the others in it. This isn’t dominance, but resource guarding. This isn’t leadership, but the opposite, a horse who is deeply insecure in their resources, in their safety, violently defending themselves. If one horse resource guards excessively, most of the other horses avoid them, ignore them, don’t want to groom with them, and don’t want to risk dealing with them. They’re like a human child bully, so insecure in themselves they act out against everyone else to try to soothe their need.

Ethology has also shown that horses do not think humans are horses. Even if we mimic their body language, they do not equate us as horses. We don’t have a place in their access to resources, because we aren’t sharing their resources. We are their PROVIDERS. We are the ones giving them their resources, it’s our job to understand herd dynamics and ensure our horses have adequate resources in appropriate ways so there is no need to fighting, insecurity, or herd stress. It’s not our job to challenge our horses for access to the very resources we are giving them! We are their caretakers.

Dominance and access to resources has nothing to do with training, only knowing how to provide care and management without creating unhealthy or dangerous equine interactions.

Training should be done with a compassionate understanding of behavioral science and how to apply positive reinforcement. It has nothing to do with herd dynamics or dominance, or even strong leadership, but rather clear communication, compassionate care and gentle behavior training.

Additional resources

https://www.awla.org/…/alpha-dogs-dominance-theory…

https://www.clickertraining.com/node/2297

https://www.veterinary-practice.com/…/dominance-when-an…

https://news.asu.edu/20210805-discoveries-myth-alpha-dog

https://journal.iaabcfoundation.org/horse-dominance-1-28

https://www.thewillingequine.com/post/dominance-leadership

https://www.whole-dog-journal.com/…/debunking-the…

https://positively.com/…/ethology-why-pack-theory-is-wrong

https://www.rover.com/blog/alpha-dog-meaning/…

https://www.veterinary-practice.com/…/dominance-when-an…

Dlaczego bez wędzidła?

DLACZEGO ja jeżdżę konno bez wędzidła? DLACZEGO wybieram jazdę na kantarze lub ogłowiu bezwędzidłowym? DLACZEGO jeśli już – jeździłabym z wędzidłem skórzanym JK System?

Gdy zaczynałam jeździć konno (mając 35 lat) było dla mnie jasne i niepodważalne, że jeździ się z wędzidłem. DLA BEZPIECZEŃSTWA i “w ogóle” (to przecież jasne!). Nigdy nie przyszło mi do głowy pytanie “A dlaczego nie bez wędzidła?”.

Potem, gdy zaczęłam uczestniczyć w różnych kursach (np. JNBT – pisałam o nich w książce – O książce) zaczęłam powoli dowiadywać się, że to co uznane za “standard”, za normę, wcale takim nie jest. Że wędzidło może (i bardzo często tak jest) przyczyniać się nie tylko do bólu fizycznego konia, ale może odciskać też swoje piętno na jego psychice.

Ale do rzeczy.

Oto głowa konia.

Oto szczęka konia.

Oto miejsce, gdzie wkładamy wędzidło.

I o co chodzi? O to, że kości na której “jeździ” wędzidło są wąskie i ostro, szpiczasto zakończone.

I o to, że kość pokryta jest delikatną, unerwioną tkanką. Wędzidło nie tylko opiera się na tej tkance, ale “jeździ” po niej lub jest “wbijane”. Wędzidło również “dźga” w podniebienie (szczególne wędzidło pojedynczo łamane). Równie mocno unerwione, delikatne.

Nie. Nie dam sobie wmówić, że koń nie czuje nic, że metalowe wędzidło w niczym nie przeszkadza “jeśli ręka jeźdźca jest stabilna”. Czy moja ręka jest stabilna, gdy koń się potknie? Czy mi nie zdarza się zgubić rytm, zachwiać, gdy koń zmieni nagle trajektorię jazdy (bo coś go na przykład przestraszy)? Czy wszyscy jesteśmy tacy święci i idealni? Odpowiedź brzmi. NIE.

80% jeźdźców to młode dziewczynki uczące się jazdy konnej. Z niestabilną ręką.

Wiesz co to znaczy, że koń jest “twardy w pysku”, że człowiek ciągnie za wędzidło a koń nic? (w takim razie nic go nie boli!!) Koń twardy w pysku to koń ZNIECZULONY. Koń, któremu obumarły naczynia nerwowe i delikatne tkanki w pysku i przestał już po prostu czuć. Spróbuj młodemu koniowi wsunąć wędzidło w pysk i zobacz jak będzie się bronił – zanim człowiek zmusi go do poddania się, do “przyzwyczajenia” się. Upłynie sporo czasu.

Na szkoleniu JNBT widziałam mnóstwo filmików. Między innymi filmik pokazujący jak wędzidło działa w pysku konia. Działa jak DŹWIGNIA. Nawet z pozoru niemocne działanie ręki jeźdźca to OGROMNA siła w pysku konia. Naukowcy robili doświadczenia. Prawa fizyki. Koń czuję Twoją “delikatną” rękę ze zdwojoną siłą…

A co z naciskiem kantara, czy bezwędzidłówki na nos konia? Czy to nie boli?

Jeśli kantar, czy skóra ogłowia leży w odpowiednim miejscu – tam gdzie kość jest najszersza – zapewniam Cię, że nie.

Nie może opadać na wąską kość “zawieszoną” w powietrzu.

Jeśli o to zadbamy – koń jest super bezpieczny w naszych rękach.

Jeszcze kilka zdań co do kantarów sznurkowych.

Poniżej przedstawiam schemat nerwów na głowie konia.

Tam, gdzie układają się węzełki od kantara sznurkowego, tam jest nerw trójdzielny. Kantar DZIAŁA na ten nerw (dlatego kantar sznurkowy jest o wiele bardziej “ostry”, niż normalny kantar). Kantar zatem też MOŻE SPRAWIAĆ ból. Musisz mieć tego świadomość (jeśli jeszcze jej nie masz). To człowiek jest odpowiedzialny za to, by umieć posługiwać się umiejętnie kantarem, by umieć wyczytać co mówi koń, czy daje sygnał, że odczuwa ból. Niektóre konie są bardziej wrażliwe na pysku, inne mniej. To Twoje zadanie, by nauczyć się współodczuwać, zauważać i używać tego co masz w rękach z głową.

I jeszcze jedna uwaga na temat kantarków sznurkowych w terenie. Niestety kantary są z reguły tak mocne, że… prędzej koń się udusi, niż linka się zerwie. A my tego nie chcemy!!! Jeśli koń, z jakiegoś powodu, zahaczy się w lesie o gałąź, wpadnie w panikę, to my chcemy, by linka się zerwała. Chcemy, by koń był cały, linka nie musi!. Polecam zatem takie coś:

Zakładamy to, przeplatamy przez linkę:

Więcej zdjęć tu: https://www.naturalhorseworldstore.com/break-away-for-halter-rope-bitless-bridle

Dzięki temu patentowi nasz koń jest bezpieczny – czarny kawałek skórki zerwie się, koń wyjdzie z “akcji” bez szwanku.

Dlaczego jazda na wędzidle jest ciągle tak popularna?

Nie wiem. Napiszę tylko to co sądzę, co mi przychodzi do głowy: “Bo tak się zawsze robiło”, “bo tak robił nasz dziadek, pradziadek”, bo człowiek idzie na skróty, bo – wg mnie – człowiek jest ignorantem i egocentrykiem 🙁 Bo często człowiekowi łatwiej, lepiej, podporządkować sobie konia siłą, presją, bólem (złamać go) niż nauczyć się ich języka i dogadać się.

Nie jest prosto zdobyć zaufanie koni. Trzeba się trochę postarać. Wymaga to wiedzy, nauki i SAMOŚWIADOMOŚCI. A to już za dużo dla przeciętnego jeźdźca 🙁

Czy wsiadam na każdego konia bez wędzidła i jadę w las? Nie – jeśli wiem, że koń całe życie chodził na wędzidle. Co robię? Jak go przygotowuję? Przeczytacie tu Praca z Murphym – część III.

Są stajnie, które udowodniły, że konie mogą i chodzą bezpiecznie w terenie, na ujeżdżalni, WSZĘDZIE, bez wędzidła. W tych stajniach biorę konia i jadę! Są to np: Zaczarowane Wzgórze, Chutor Kozaka, Agroturystyka Stajnia Izery (wpisując w lupkę te stajnie znajdziecie wiele wpisów z moich wypraw z nimi).

Ja zatem nie muszę Ci tego udowadniać, że “można”, że się da. Są to stajnie REKREACYJNE. Każdy może przyjść i jeździć.

Zaczarowane Wzgórze
Chutor Kozaka
Agroturystyka Stajnia Izery

Czy skakać można bez wędzidła? Tak. Co tydzień skaczę z Jawą i mamy się CUDNIE (koń sportowy, rekreacyjny). To, że koń nie dostanie ode mnie po zębach, że mam pewność, że nie zadam mu ani trochę bólu, jest tak uwalniające! Tak bardzo działa to relaksująco na mnie, i na moją psychikę 🙂 Dodaje mi to takiej pewności siebie, że jazda jest luźniejsza i lepsza 🙂

Ranczo Pcim

Jest jeszcze jedna ważna kwestia, którą należy poruszyć przy okazji wędzidła. Jak opisywałam we wpisie Praca z Murphym – część I i jak wyżej wspomniana Ivet bardzo często pokazuje, wiele koni jest NIEREAKTYWNYCH. Czyli mają problem z podążaniem do przodu. Są poblokowane w łopatkach. Przyczyny są różne. ALE jedną z nich są wędzidła. Koń chcąc uniknąć bólu w pysku, bojąc się “dostać po zębach” (a tak naprawdę po delikatnej tkance) boi się pewnego, dynamicznego ruchu do przodu. Jeźdźcy TYLE RAZY dali mu “po hamulcach”, że woli ruch wolny i wycofany. Czasem – przy zmianie chodu – jest to ruch “rwany”, “niepłynny”. Koń spina się przy wszelkich zmianach rytmu, przejściach (bo unika momentów szarpnięcia). To spięcie odbija się na jego szyi, kręgosłupie i na jego psychice. Ale to temat na odrębny wpis…

Jeśli masz wątpliwości, czy mówię prawdę proszę wejdź na https://www.facebook.com/featherlighthorsemanship i pooglądaj trochę filmików. Polecam Ci też mój wpis i kursy Ivet (Online kursy z Ivet z Feather Light Horsemanship – część I „Problem Solving”). Znajdziesz tam mnóstwo materiałów potwierdzających, że jazda bez wędzidła daje TYLE DOBREGO. I daje Ci pewność, że koń nie czuje w pysku bólu.

Zapraszam też do Wrocławia na Mistrzostwa w Jeździe Bez Ogłowia (nie tylko wędzidła!!!) 6-8 września 2024. Informacje na https://www.facebook.com/wroclawbezoglowia

Warto posłuchać i pooglądać 🙂

PS Są stajnie, gdzie jeżdżę z wędzidłem (nie moja stajnia, nie mój wybór). Ale są to stajnie, gdzie wiem, że… te wędzidła nie są potrzebne, gdzie mam poczucie, że mogłabym je zdjąć, że moja ręka – dzięki Bogu – wcale nie jest potrzebna. Że nie muszę działać wędzidłem. To stajnie, gdzie konie reagują na dosiad, głos, energię jeźdźca, gdzie powtarza się głośnio “luźno wodze!”.

Jest coraz więcej stajni gdzie promuje się jazdę bez wędzideł, lub jazdę z wędzidłami skórzanymi (tak – są konie, które lepiej, żeby jeździły na wędzidłach). I wierzę, że za chwilę będą większością 🙂

Ela Gródek

Murphy i ja

Praca z Murphym – część III

Dzisiaj część III postu „Praca z Murphym”. W tych trzech postach opisuję Ci po kolei KROKI pracy z nowym koniem, z koniem, którego nie znałam – od momentu poznania, przez pracę na ujeżdżalni, pracę z ziemi, na wolności,  kończąc na wyjazdach w teren.

Dla przypomnienia – w części I (Praca z Murphym – część I) pisałam o

  • Zachowaniu w boksie i KOREKCIE tego zachowania.
  • Pracy na uwiązie (lekkie podążanie za impulsami na uwiązie, reagowanie na sygnały).

Zauważ, że NAJMNIEJSZA RZECZ przy koniu jest ważna! Ważne jest to jak koń się zachowuje w boksie i jak za Tobą, przy Tobie idzie! Już takie zwykłe, proste zachowania mówią nam niesamowicie dużo o koniu i już TU zaczyna się praca z koniem 😊

W części II (Praca z Murphym – część II) pisałam o kolejnych krokach (KOLEJNOŚĆ ma znaczenie)

  • Pracy na ujeżdżalni na kantarku
  • Pracy na wolności (roundpen)
  • Ponownej pracy na kantarku
  • Wyjścia w teren z koniem w ręku (nie w siodle)

Między czasie, spotykając się z Murphym wplatałam habituację (co to jest patrz tu: Gdy nie ma w domu dzieci to… habituacja)

Mając za sobą powyższe kroki przyszedł czas na kolejny etap – praca w siodle i wyjście w teren (w siodle).

Murphy jest koniem, który od lat pracuje w rekreacji. Na ujeżdżalni jest spokojny, opanowany. Gdy wsiadłam na niego pierwszy raz byłam mile zaskoczona, że tak pięknie daje się prowadzić. Jak wiecie z poprzednich części wpisu, Murphy nie reagował chętnie na sygnały z ziemi. Spodziewałam się zatem „ospałego” konia pod siodłem. Konia, którego trzeba trochę „ponamawiać” na przejście do kłusa, galopu, zmiany kierunków itp😊 A tu niespodzianka. Murphy pracuje chętnie, z odpowiednią dynamiką, czyta sygnały, prośby zmiany tempa jazdy, zmiany chodów. Murphy w rekreacji chodzi na wędzidle. Ja od samego początku naszej współpracy pracowałam z nim tylko na kantarku. Po przepracowaniu ćwiczeń na kantarku z ziemi, gdy miałam już pewność, że Murphy czyta moje sygnały przekazywane za pomocą kantara i uwiązu, przyszedł czas na pracę w siodle. NIGDY nie wsiadam na nieznajomego konia na kantarku bez uprzedniego przygotowania go do tego z ziemi. Zanim wsiądę w siodło muszę mieć pewność, że koń wykonuje moje wszystkie prośby z ziemi!

Jazda na koniu na wędzidle MOŻE być inna, niż ta sama jazda na kantarku😊 Zmieniając wędzidło na kantar muszę mieć pewność, że koń odczyta wszystkie moje sygnały i jazda będzie w 100% bezpieczna. Dobre przygotowanie z ziemi gwarantuje (i zagwarantowało z Murphym) brak niespodzianek w siodle. Murphy czytał bezbłędnie sygnały. Lekko, swobodnie zatrzymywał się na każde moje polecenia (i nacisk wędzidła na szczęce naprawdę nie był mu potrzebny 😊) cofał się, zmieniał kierunki.

Dopiero mając tak przygotowanego konia mogłam wyruszyć w teren 😊 Wiedziałam już JAKI to jest koń (po pracy na wolności, po habituacji) i co mogę się po nim spodziewać. Jak reaguje na różne bodźce, jak reaguje na bodźce NIEZNANE (folia, parasolka, płachta), jak czuje się w lesie i czego się tam boi, a czego nie? Wypracowaliśmy relację, kontakt, zaufanie (praca na wolności, habituacja, praca z ziemi). Upewniłam się, że Murphy czyta, rozumie sygnały, które przekazuję mu przez kantarek, czyta moją energią, język ciała, głos. Można było jechać w teren na kantarze! Murphy był gotowy.

Wybierając się pierwszy raz z nieznanym koniem w teren w siodle (jak wiecie najpierw tę samą trasę pokonujemy z koniem z ręki) zadbaj o dobry dzień. Dzień w którym wiesz, że nie było niepotrzebnych, niemiłych ekscytacji. Ważne, by koń był zrelaksowany, spokojny. Piszę o tym, bo biorąc Murphego po 2 godzinach pracy w rekreacji byłabym raczej nierozsądna.  Emocje koni NIE OPADAJĄ tak szybko jak emocje ludzi. Oraz NAWARSTWIAJĄ się. Jeśli podczas jazd rekreacyjnych Murphy akurat miałby powód do stresu, a ja nałożyłabym jeszcze kolejne obciążenie, mogłoby być, w najlepszy razie, „niespokojnie”. Zadbaj o to byś TY był rozluźniony i zadbaj o to, by koń wyruszał w teren rozluźniony. Warto przed taką jazdą wykonać na ujeżdżalni ćwiczenia rozluźniające dla konia (praca na kołach, generalnie praca polegająca na wygięciu konia w „banana”. O rozluźnieniu i takiej pracy z koniem na pewno napiszę oddzielny post😊)

Pierwszy teren niech będzie w stępie, ale z przeszkodami. Skup się na OBSERWACJI konia i SIEBIE. Zauważ jak oddychasz? Poczuj swój każdy mięsień, zobacz gdzie spinasz mięśnie. Rozluźnij je. I nie chodzi tylko o uda, łydki ale i o Twoje ręce, dłonie, szczękę, pośladki! Jak mówi i przypomina ciągle Natalia Jasicka-Krugiołka, Twój dosiad musi być PRZEPUSZCZALNY! Bez blokad.

Jadąc w las z Murphym robiłam różne ćwiczenia. Powtarzałam WSZYSTKO to co ćwiczyliśmy na ujeżdżalni. Prosiłam o ugięcie łba, cofanie, zawracanie. Przechodziliśmy przez „drągi”, czyli zwalone pnie, gałęzie, schodziliśmy z górki, wchodziliśmy pod górę, robiliśmy slalom wśród drzew.

I oczywiście nie zapomniałam o nagrodzie! Czyli krótkim postoju na podskubanie trawy😊

Dopiero gdy czujemy całym swoim ciałem, że koń rozluźnia się w terenie, że komunikacja z koniem jest bez zarzutów, gdy czujemy zaufanie, przechodzimy do krótkich zakłusowań i zebranych galopów.

A potem przyjdzie czas na wisienkę na torcie: szybkie, wydłużające, terapeutyczne cwały po łąkach. To jeszcze przed nami😊

PS  O terapeutycznych galopach, które polecam KAŻDEMU koniowi przeczytasz tu Terapeutyczny galop

Z serca

Ela Gródek

Praca z Murphym – część II

W Praca z Murphym – część I pisałam w jakich okolicznościach poznałam Murphy’ego i jak wyglądał nasz pierwszy kontakt, pierwsza praca.

Dzisiaj ciąg dalszy: odkrywanie co to za koń? Praca z ziemi, praca na kantarze.

Gdy wzięłam pierwszych raz Murphy’ego na ujeżdżalnię, na kantarku Murphy zdawał się „leniwy”. Ja proszę: „Idź na przód”, Murphy: człap, człap. Ja „Może trochę szybciej?”, Murphy: człap, człap. Ani pomyśli o zwiększeniu tempa, przejściu do kłusa… Ja proszę: „Cofnij się”, Murphy stoi jak wryty i ani myśli o ruchu choćby na centymetr do tyłu. Oczywiście człowiek w takich sytuacjach używając uwiązu (chamsko ciągnąć…) oraz bacika, jest w stanie „zdyscyplinować” konia. Ale mi nie o to chodziło. Jak pisałam w części I, KAŻDY koń powinien lekko reagować na delikatne sygnały człowieka. Koń NIEREAKTYWNY jest to tak samo koń z problemem jak koń NADREAKTYWNY.

Postanowiłam popracować z Murphym na wolności. Zobaczyć kim on naprawdę jest? Jak reaguje? Czy będzie szukał kontaktu? Nawiązywał go? Czy w takich okolicznościach dalej będzie „leniwy” czy…? Jak zareaguje, gdy będzie miał kompletną swobodę ruchu? Roundpen (okrągła, mała ujeżdżalnia) to idealne miejsce do takiej pracy.

Murphy za każdym razem, gdy wchodzi do roundpena tarza się. To fajny znak. To znaczy, że w miarę czuje się tu swobodnie, bezpiecznie. Puściłam go wolno. Po chwili poprosiłam o RUCH DO PRZODU. Na niskiej energii. Jedną ręką i wzrokiem, całą postawą ciała wskazywałam kierunek (ułożenie stóp też ma znaczenie!), druga ręka dodawała energii na zad. Murphy nie rozumiał ☹. Dodałam energii (machnięcia ręką przy zadzie), dodałam sygnał głosowy (cmokanie, świsty). Murphy ruszył się, ale „leniwie”. Dopiero zdecydowanie wysoka energia, świst bacika, mój zdecydowany głos wprawiły go w ruch. Nie odpuszczając poprosiłam o więcej. Murphy jakby pytał: „Ale naprawę mi można?”, „ Mam tak swobodnie, tak szybko? Nieskrępowanie?”. Widziałam to wahanie, widziałam to niedowierzanie. Dopiero kolejne „nieodpuszczanie” prośby z mojej strony spowodowało, że Murphy uwolnił się. I to w jakim stylu! W piękny klasyczny sposób zrobił baranka, strzelił z zadu i pobiegł. Jak ja się ucieszyłam! Widząc tę uwolnioną energię, widząc ten piękny ruch do przodu, widząc pełną reakcję na moją prośbę, pochwaliłam go głosem, pochwaliłam całą sobą. Zrozumiał, że to właśnie o to chodzi! Zaprosiłam go do środka roundpena, do mnie. Przybiegł z ochotą, wygłaskałam, pochwaliłam i poprosiłam o pójście za mną. Nawiązał się kontakt, ta nić porozumienia 😊Chęć słuchania, dialogu, rozmowy.

Po kilku minutach ponowna prośba z mojej strony: ruch do przodu – w drugim kierunku.

Co daje praca na wolności? Praca na wolności wyraźnie pokazuje KIM JEST KOŃ i jaki ma stosunek do człowieka, i czy chce z nim rozmawiać. Aby móc to wykorzystać, oczywiście człowiek musi sam się nauczyć języka koni, musi umieć wysyłać sygnały i czytać końskie odpowiedzi. Jak to zrobić? Odsyłam Was do kursu online Feather Light Horsemanship (https://featherlightacademy.com/). Ivet krok po kroku uczy w filmikach co każdy gest człowieka oznacza i co odpowiada koń. Pisałam o tym w książce ( O książce) ale filmiki to filmiki. Materiały przygotowane przez Ivet są idealne, nie pozostawiają nic do domysłu. (część „Liberty” oraz „Groundwork”. Więcej czytaj tu: Online kursy z Ivet z Feather Light Horsemanship – część I „Problem Solving”)

Murphy pokazał mi, że nie do końca zależy mu na rozmowie ze mną. Może nie ufał, że z tej rozmowy coś wyjdzie? Że ten człowiek NAPRAWDĘ będzie mówił do rzeczy? Dla mnie ważne były jego reakcje. Ważne było to czy się otworzy i jak? I czy złapię z nim kontakt, czy będzie chciał ze mną zostać, iść za mną? Czy będzie chciał ten kontakt utrzymać?

Murphy – jak to mówi Ivet – był poblokowany (konkretnie mówi: poblokowany w łopatkach). Być może tyle razy człowiek go „zwalniał”, ograniczał w ruchu do przodu, tyle razy Murphy był niepewny, czy można mu być „spontanicznym” koniem, czy ten energiczny ruch do przodu jest pożądany?. Ivet w swojej części kursu „Rozwiązywanie Problemów” pokazuje pracę z końmi poblokowanymi w łopatkach. To RÓWNIE CZĘSTE PRZYPADKI jak konie ponoszące, nadpobudliwe.

Taką pracę na wolności, przeradzającą się potem w czystą zabawę z koniem (kocham to !!!!) w roundpenie powtarzamy do uzyskania pełnej swobody konia, pełnej z nim komunikacji, do momentu gdy zacznie reagować na naszą najmniejszą prośbę (na najniższej energii) ruchu do przodu, zmiany kierunku, zmiany tempa ruchu.

Praca na wolności otwiera drogę do dalszej komunikacji. Koń nabiera pewności, że my umiemy rozmawiać z nim w jego języku, nabiera zaufania.

Z takim kredytem zaufania zaczęłam pracę z ziemi z Murphym na kantarku. Murphy nie wiedział co to znaczy „oddaj łeb”, „ugnij łeb”, czy „cofnij się”, „odangażuj zad”. Są to najważniejsze ćwiczenia, które każdy koń powinien umieć, by jazda na nim była bezpieczna. Koń nie umie uciekać z ugiętym w bok łbem. Koń nie umie biec ze skrzyżowanymi nogami. Jadąc w teren chcemy mieć pewność, że umiemy „wyłączyć silnik” konia, zatrzymać go prosząc o ugięcie łba, odangażowanie zadu.

Ugięcie łba

Koń, który ma problem z cofaniem, nie jest koniem bezpiecznym!

Zanim wybiorę się z jakimkolwiek koniem w teren muszę mieć pewność, że koń umie te podstawy.

Sukcesywnie, z konsekwencją wymagałam od Murphy opanowania idealnego, lekkiego cofania (tu jeszcze nad lekkością trzeba popracować 😊), oddawania łba, odangażowania zadu.

Mając to opanowane, mając kontakt, jakieś już relacje z Murphym, wiedząc co mogę się po nim spodziewać 😊, mogłam wziąć go na pierwszy spacer do lasu.

W tym momencie pewnie pomyślisz: „Czy to (te umiejętności) są naprawdę konieczne, by jechać z koniem w teren?”. „Oczywiście, że nie” – odpowiem. Można wszystko. Można na przykład galopować na piątej lekcji jazdy konnej nie mając opanowanego dosiadu. Wszystko można. Tylko czy to jest bezpieczne? I dobre dla nas? Dla konia? Oczywiście 20 razy możesz iść i nic się nie stanie. Ale, gdy za którymś razem coś się wydarzy i koń się spłoszy, to czy wiesz jak reagować? Mając wytrenowanego konia i wiedząc co w takiej chwili od niego wymagać, masz gwarancję bezpieczeństwa – dla siebie i dla konia.

I UWAGA: WSZYSTKO CO SIĘ DZIEJE Z ZIEMII, ZADZIEJE SIĘ TEŻ Z SIODŁA. Jeśli koń prowadzony przez mnie z ręki w terenie reaguje na moje polecenia – oddaje łeb, odsuwa zad, idzie chętnie do przodu, zatrzymuje się gdy proszę, cofa  to można zaczynać pracę z siodła. Jeśli nie współpracuje z ziemi, nie wsiadam w siodło.

cdn… czyli praca w siodle 🙂

Ela Gródek

Część III już za miesiąc😊 Praca z Murphym – część III

PS UWAGA. Nie ma wyłączności na jedyną, słuszną pracę z końmi, na jedyne słuszne podejście. Dziele się z Wami tym CO MI SIĘ SPRAWDZA. Obserwuję wielu Wielkich Koniarzy od lat. Próbuję. Wysuwam wnioski i dzielę się tym z Wami.

Chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Inna metodą, która też się sprawdza? Pisz w komentarzu!

Trudności z koniem w terenie. Co zrobić gdy koń … (część II)

Zapraszam do przeczytania części II styczniowego wpisu Marzeny Niewęgłowskiej (gościnnie na blogu) Koń płoszący się w terenie. Jak przygotować konia do pracy w terenie? (część I)

“Trudno jest jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie “Co zrobić, gdy koń…”, mając znikome informacje typu: na ujeżdżalni jest ok, a w terenie mój koń bryka i pędzi, jest nie do opanowania itp. Żebym mogła odpowiedzieć na to pytanie i temu podobne, musiałabym lepiej poznać zarówno konia, jak i jego jeźdźca, (właściciela), poszukać problemu, żeby trafniej określić przyczynę i znaleźć trafniejsze wskazówki i w konsekwencji rozwiązać problem. Jedno jest pewne KOŃ ROBI TO CO ROBI, BO MA  POWÓD. A powodów może być mnóstwo. Tak samo nie ma złotego środka typu ZRÓB TO I TO i będzie super.

Przede wszystkim trzeba znaleźć i wyeliminować przyczynę. Najpierw zaczęłabym od konia, bo to przecież żywe stworzenie i tak jak każda istota, odczuwa ból, może być chory, może źle się czuć, może mieć lepszy bądź gorszy dzień, może być smutny, osowiały bądź radosny, szczęśliwy. Na początku sprawdziłabym stan zdrowia, pleców, kopyt. Sprawdziłabym w ruchu, we wszystkich chodach, na obie strony luzem i pod jeźdźcem. Warto korzystać z usług końskiego fizjoterapeuty, który jest w stanie zniwelować różne napięcia w ciele konia. Podpowie też jakie ćwiczenia warto wprowadzić, które usprawnią zwierzaka, wskaże na co zwrócić szczególną uwagę. Dobry kowal jest na wagę złota. Nie darmo się mówi, że bez kopyt nie ma konia. Sprawdziłabym sprzęt, zarówno siodło (stan techniczny i dopasowanie), ogłowie, popręg, stan czapraka.

Następnie jeździec: spójrzmy prawdzie w oczy i zastanówmy się, czy sami nie projektujemy sobie w głowie scenariuszy tego co się może w terenie wydarzyć? Nasz strach przenosi się na zwierzę i efektem może być taka właśnie reakcja. Kolejna sprawa to dosiad – temat dość drażliwy dla jeźdźców, bo przecież jeśli jeździ się konno x lat to wszystko jest super! Niestety często popadamy w rutynę i ten nasz kiedyś super dosiad, dziś może być trochę krzywy, pochylony itp. Sami tego nie widzimy, ale trener czy instruktor zauważy. Przydałoby się od czasu do czasu dokonać korekty. Nie jest to żadna obelga, by wziąć kilka lekcji dosiadowych od czasu do czasu. Sami instruktorzy, czy trenerzy, właśnie by nie popaść w rutynę, tak robią! Ciągle się gdzieś doszkalają w dosiadzie i pracują nad swoimi krzywiznami. Warto też, oprócz jazd, popracować z koniem z ziemi, by podtrzymać czy wzmocnić relacje, wyostrzyć naszą uważność na to co koń nam stara się przekazać, na jego reakcje w różnych sytuacjach i reagować na nie, sprawdzić timing.

Przed wyjazdem w teren, trzeba konia przygotować bez względu na to, czy ma on lat 4 czy 14 lat. Tak jak pisałam w części I relacje i habituacja są podstawą, by nasz koń stał się bombo-odporny, bezpieczny. Tak więc trzeba ćwiczyć, pracować nad tym. Jeśli nie mamy wystarczającej wiedzy, pomysłu czy odwagi, jak to zrobić, zwróćmy się o pomoc. Są trenerzy, którzy mogą pomóc przyjeżdżając indywidualnie i pracując z naszą parą. Można też wybrać się z koniem, lub choćby jako słuchacz, na którąś z klinik organizowanych przez różne stajnie w Polsce. Na przykład do Polski przyjeżdża Joe Turner, Rocky Mountain Horseman z USA i prowadzi kliniki w różnych stajniach pt. ,,Koń Bomboodporny”. Można pojechać z koniem na obóz dla dorosłych np. na ,,Zaczarowane Wzgórze”, gdzie zajmiemy się parą koń-jeździec indywidualnie (wg potrzeb). Często rozwiązujemy tam problemy jeźdźców z końmi i problemy koni z jeźdźcami. Można dać konia w trening zaufanemu trenerowi z określeniem czego oczekujemy – ważne by i nas nauczył jak prowadzić konia. 

Koń może ponosić w terenie też z powodu braku równowagi, którą my sami będąc na grzbiecie możemy zwierzęciu dodatkowo zaburzać. Wtedy oprócz poprawy naszego dosiadu i równowagi, początkowe galopy w terenie robimy pod górę.

Jeśli koń jest wystany, to przed takim wyjazdem w teren warto zrobić koniowi ,,mocniejszy trening” na ujeżdżalni, potem coraz lżejsze treningi przed terenem, aż dojdziemy do bezpośredniego wyjazdu w teren. Koń w terenie podczas galopu ma możliwość rozciągnięcia mięśni i rozluźnienia się, dlatego też stara się zrobić to poprzez wyciągnięty galop, czasem przez bryknięcie, co też wbrew pozorom przynosi koniowi rozluźnienie i ulgę jego mięśniom. Ja osobiście korzystam ze swojego doświadczenia, intuicji i timingu i gdy czuję, że koń zaczyna się nakręcać to niezależnie od tego co robi zastęp, robię z koniem ciasne wolty, wręcz okręcam go w kółko, w jedną i w drugą stronę, i jak się wyciszy to dokłusowuję SPOKOJNIE do reszty. Jeśli w trakcie kłusa znowu koń mi się napina, to znowu robię ciasne wolty i tak do skutku, aż osiągnę efekt:  gdy ja zwolnię, a grupa odjedzie, koń dalej jest spokojny i zrelaksowany… Warunkiem jednak są zbudowane mocne relacje. Można też w razie ,,W” zejść z konia i prowadzić go w ręku, ale musimy wiedzieć, że najbezpieczniejsi jesteśmy na końskim grzbiecie. Koń wystraszony, zdenerwowany może być nieprzewidywalny, a przez to z ziemi niebezpieczny i gdy zsiądziemy z niego w obliczu strachu może próbować się wyrywać, stawać dęba, wierzgać itp. Więc apeluje o rozsądek i przemyślenie/ przeanalizowanie tego co ważne, dobre i bezpieczne dla nas i dla naszego podopiecznego. Jazda konna ma być przyjemnością, zarówno dla jeźdźca jak i dla konia, a nie walką o przetrwanie, czy siłowaniem się kto mocniejszy

Marzena Niewęgłowska