Rozluźnienie konia jako klucz do rozwiązywania problemów

ROZLUŹNIENIE

Wagę rozluźnienia poznałam tak naprawdę (poczułam tak bardzo wyraźnie) dzięki Ivet Brokesch podczas udziału w jej 3 miesięcznym kursie online (link do wpisu tu: Online kursy z Ivet z Feather Light Horsemanship – część I „Problem Solving” ) Wreszcie to do mnie dotarło: ROZLUŹNIENIE to KLUCZ do rozwiązania wielu, wielu problemów behawioralnych koni.

Już tłumaczę 😊

Zadajmy sobie pytanie? CO KOŃ MA Z TEGO, ŻE Z NAMI JEST? Co koń ma z tego, że robi to co chcemy? W metodzie klikerowej jest to smaczek, to jest nagroda. Koń dostaje wymierną nagrodę za pożądane zachowanie. Lorenzo jako nagrodę daje WOLNY CZAS (więcej tu: Rozważania z leżaka o Lorenzo ), jak to mówi „największą nagrodą dla konia jest święty spokój”. Co jeszcze „dają” inni trenerzy? Obserwując od dłuższego czasu np. Ivet która, jako trener, wyprowadza wydawałoby się beznadziejne przypadki koni na prostą (znarowione, niebezpieczne), wielokrotnie zastanawiałam się „Jak ona to robi? Co oferuje koniom w zamian?”.

CO ONA DAJE? Co sprawia, że koń naprawdę chce być przy jej boku i „popisywać” się najbardziej skomplikowanym sztuczkami EVER?

Biorąc udział w kursie Ivet otrzymałam odpowiedź. Ivet daje ROZLUŹNIENIE. Nie ukrywa, że koniom musimy zaoferować coś w zamian. Musi być jakieś, jak to określa, „added value”, wartość dodana, by koń miał motywację do pracy z nami, chciał dla nas coś robić. W przypadku Ivet wartością dodaną (oprócz oczywiście świętego spokoju 😊) jest ROZLUŹNIENIE. NIGDY bym na to nie wpadła! Oczywiście nie ruszymy bez:

– relacji z koniem,

– idealnej komunikacji z koniem (znajomość języka koni), wyraźnego wysyłania komunikatów, czytania sygnałów,

– naszej wewnętrznej harmonii, pewności siebie, spokoju,

– spójności !!!

– żelaznej konsekwencji,

– zaufania itp itd,

ale gdy chcemy osiągnąć to co osiąga Ivet – musimy do tego dodać jeszcze coś.

I UWAGA! Kropki zaczęły mi się łączyć! Przez lata obserwowałam różnych trenerów i wszyscy oni również stosują rozluźnienie konia jako podstawę swojej pracy (tylko może za mało to podkreślają?). Np. praca Monolo Mandez  (wpis o nim tu: Szkolenie z Manolo Mandez – część I) – chody boczne, praca na kołach, dobre lonżowani, czy Equi Kinetic, Straigness Training, Dual- Activierung. Można by mnożyć różnych trenerów i „szkoły”.

Idąc dalej za Ivet. Koń spięty (i nie mówimy tu o spięciu spowodowanym bólem, kontuzją – to oddzielny temat) to koń „na czuwaniu”, gotowy na to, by w każdym momencie rzucić się do ucieczki, obrony. Gotowość, uważność, obrona, leży u podstaw przetrwania tych zwierząt, to ich instynkt. Ivet przez rozluźnienie chce zmienić ten, jak mówi, MINDSET konia, czyli jego stan umysłu. To co robi Ivet to wytrącanie konia z myślenia „muszę być gotowy do ucieczki, muszę być przygotowany”, bo to oznacza napięcie, sztywność a w efekcie złe samopoczucie konia, zła praca, zły trening. Jak objawia się sztywność, napięcie konia – wszyscy wiemy. Podkreślę tylko, że koń PROSTY to koń gotowy do ucieczki (koń zgięty, ugięty nie da rady biec!).

Zatem to co Ivet ćwiczy i robi z końmi to ciągłe WYGINANIE je w banana😊. Koń wygięty w banana nie jest gotowy do ucieczki. Ivet wykonuje różne ćwiczenia (podobnie jak wiele innych wyżej wymienionych trenerów), by koń się pozginał (ugięcia łba, praca na kołach, chody boczne, „united circles” etc), by przez ciało wytrącić go z tego stanu umysłu „gotowości”, „napięcia”. Jak podkreśla, koń w efekcie takiej pracy zaczyna NAPRAWDĘ dobrze się czuć. Zaczyna poznawać jak fajnie się rozluźnić, jak fajnie jest przy tym człowieku!

To tak jak z jogą – myślę. Joga daje rozluźnienie w ciele a przez to również dosłownie „rozluźnienie”, odprężenie psychiczne, relax (mimo wysiłku – wiem, bo ćwiczę)!

Przy okazji taka praca to oczywiście gimnastyka dla koni. Giętki, porozciągany koń to koń bez bólu, napięć, w dobrej formie. To koń szczęśliwy. Jak mówi Manolo: „Jeśli u konia, w wyniku złego treningu, pojawia się problem z szyją, grzbietem, czy nogą, to zawsze potem pojawi się problem z GŁOWĄ, z psychiką”. To genialne zdanie. Jakże prawdziwe. Dobry trening daje koniom rozluźnienie. A przez rozluźnienie fizyczne docieramy do psychiki, bo oferujemy koniowi coś więcej – dobre samopoczucie, dobry mindset.

Jak jeszcze dodaje Manolo, między innymi rozluźnienie umożliwia koniowi pracę W DOBRYM USTAWIENIU, w zdrowej dla niego sylwetce (good posture!). A zdrowa sylwetka, dobre ustawienie konia gwarantuje bezbolesne, komfortowe niesienie jeźdźca na swoim grzbiecie. I koło się zamyka.

Nie sposób ująć tematu w jednym wpisie. Mam nadzieję, że choćby trochę „sprzedałam” Wam ideę 😊

Macie jeszcze inne spostrzeżenia? Piszcie w komentarzach.

Jak rozluźnić konia? Nie ma potrzeby, bym kopiowała Ivet nagrywając filmiki lub opisując jej pracę – poobserwujcie ją sami na Facebooku i Instagramie pod „Feather Light Horsemanship”. Polecam jej kursy z tysiącami filmików na https://featherlightacademy.com/, gdzie wszystko możecie obejrzeć po kilka razy i naprawdę zobaczyć ŻE TO DZIAŁA!😊

Gdy poznałam Murphiego nie chciał on nawet o 10% uchylić łba, zgiąć ciało w najmniej wygiętego banana😊 Robimy postępy 😊 Jestem dumna z niego!

Ela Gródek

PS A to moje rozluźnienie 🙂 Zdecydowanie dobrze robi na głowię 🙂

Praca z Murphym – część III

Dzisiaj część III postu „Praca z Murphym”. W tych trzech postach opisuję Ci po kolei KROKI pracy z nowym koniem, z koniem, którego nie znałam – od momentu poznania, przez pracę na ujeżdżalni, pracę z ziemi, na wolności,  kończąc na wyjazdach w teren.

Dla przypomnienia – w części I (Praca z Murphym – część I) pisałam o

  • Zachowaniu w boksie i KOREKCIE tego zachowania.
  • Pracy na uwiązie (lekkie podążanie za impulsami na uwiązie, reagowanie na sygnały).

Zauważ, że NAJMNIEJSZA RZECZ przy koniu jest ważna! Ważne jest to jak koń się zachowuje w boksie i jak za Tobą, przy Tobie idzie! Już takie zwykłe, proste zachowania mówią nam niesamowicie dużo o koniu i już TU zaczyna się praca z koniem 😊

W części II (Praca z Murphym – część II) pisałam o kolejnych krokach (KOLEJNOŚĆ ma znaczenie)

  • Pracy na ujeżdżalni na kantarku
  • Pracy na wolności (roundpen)
  • Ponownej pracy na kantarku
  • Wyjścia w teren z koniem w ręku (nie w siodle)

Między czasie, spotykając się z Murphym wplatałam habituację (co to jest patrz tu: Gdy nie ma w domu dzieci to… habituacja)

Mając za sobą powyższe kroki przyszedł czas na kolejny etap – praca w siodle i wyjście w teren (w siodle).

Murphy jest koniem, który od lat pracuje w rekreacji. Na ujeżdżalni jest spokojny, opanowany. Gdy wsiadłam na niego pierwszy raz byłam mile zaskoczona, że tak pięknie daje się prowadzić. Jak wiecie z poprzednich części wpisu, Murphy nie reagował chętnie na sygnały z ziemi. Spodziewałam się zatem „ospałego” konia pod siodłem. Konia, którego trzeba trochę „ponamawiać” na przejście do kłusa, galopu, zmiany kierunków itp😊 A tu niespodzianka. Murphy pracuje chętnie, z odpowiednią dynamiką, czyta sygnały, prośby zmiany tempa jazdy, zmiany chodów. Murphy w rekreacji chodzi na wędzidle. Ja od samego początku naszej współpracy pracowałam z nim tylko na kantarku. Po przepracowaniu ćwiczeń na kantarku z ziemi, gdy miałam już pewność, że Murphy czyta moje sygnały przekazywane za pomocą kantara i uwiązu, przyszedł czas na pracę w siodle. NIGDY nie wsiadam na nieznajomego konia na kantarku bez uprzedniego przygotowania go do tego z ziemi. Zanim wsiądę w siodło muszę mieć pewność, że koń wykonuje moje wszystkie prośby z ziemi!

Jazda na koniu na wędzidle MOŻE być inna, niż ta sama jazda na kantarku😊 Zmieniając wędzidło na kantar muszę mieć pewność, że koń odczyta wszystkie moje sygnały i jazda będzie w 100% bezpieczna. Dobre przygotowanie z ziemi gwarantuje (i zagwarantowało z Murphym) brak niespodzianek w siodle. Murphy czytał bezbłędnie sygnały. Lekko, swobodnie zatrzymywał się na każde moje polecenia (i nacisk wędzidła na szczęce naprawdę nie był mu potrzebny 😊) cofał się, zmieniał kierunki.

Dopiero mając tak przygotowanego konia mogłam wyruszyć w teren 😊 Wiedziałam już JAKI to jest koń (po pracy na wolności, po habituacji) i co mogę się po nim spodziewać. Jak reaguje na różne bodźce, jak reaguje na bodźce NIEZNANE (folia, parasolka, płachta), jak czuje się w lesie i czego się tam boi, a czego nie? Wypracowaliśmy relację, kontakt, zaufanie (praca na wolności, habituacja, praca z ziemi). Upewniłam się, że Murphy czyta, rozumie sygnały, które przekazuję mu przez kantarek, czyta moją energią, język ciała, głos. Można było jechać w teren na kantarze! Murphy był gotowy.

Wybierając się pierwszy raz z nieznanym koniem w teren w siodle (jak wiecie najpierw tę samą trasę pokonujemy z koniem z ręki) zadbaj o dobry dzień. Dzień w którym wiesz, że nie było niepotrzebnych, niemiłych ekscytacji. Ważne, by koń był zrelaksowany, spokojny. Piszę o tym, bo biorąc Murphego po 2 godzinach pracy w rekreacji byłabym raczej nierozsądna.  Emocje koni NIE OPADAJĄ tak szybko jak emocje ludzi. Oraz NAWARSTWIAJĄ się. Jeśli podczas jazd rekreacyjnych Murphy akurat miałby powód do stresu, a ja nałożyłabym jeszcze kolejne obciążenie, mogłoby być, w najlepszy razie, „niespokojnie”. Zadbaj o to byś TY był rozluźniony i zadbaj o to, by koń wyruszał w teren rozluźniony. Warto przed taką jazdą wykonać na ujeżdżalni ćwiczenia rozluźniające dla konia (praca na kołach, generalnie praca polegająca na wygięciu konia w „banana”. O rozluźnieniu i takiej pracy z koniem na pewno napiszę oddzielny post😊)

Pierwszy teren niech będzie w stępie, ale z przeszkodami. Skup się na OBSERWACJI konia i SIEBIE. Zauważ jak oddychasz? Poczuj swój każdy mięsień, zobacz gdzie spinasz mięśnie. Rozluźnij je. I nie chodzi tylko o uda, łydki ale i o Twoje ręce, dłonie, szczękę, pośladki! Jak mówi i przypomina ciągle Natalia Jasicka-Krugiołka, Twój dosiad musi być PRZEPUSZCZALNY! Bez blokad.

Jadąc w las z Murphym robiłam różne ćwiczenia. Powtarzałam WSZYSTKO to co ćwiczyliśmy na ujeżdżalni. Prosiłam o ugięcie łba, cofanie, zawracanie. Przechodziliśmy przez „drągi”, czyli zwalone pnie, gałęzie, schodziliśmy z górki, wchodziliśmy pod górę, robiliśmy slalom wśród drzew.

I oczywiście nie zapomniałam o nagrodzie! Czyli krótkim postoju na podskubanie trawy😊

Dopiero gdy czujemy całym swoim ciałem, że koń rozluźnia się w terenie, że komunikacja z koniem jest bez zarzutów, gdy czujemy zaufanie, przechodzimy do krótkich zakłusowań i zebranych galopów.

A potem przyjdzie czas na wisienkę na torcie: szybkie, wydłużające, terapeutyczne cwały po łąkach. To jeszcze przed nami😊

PS  O terapeutycznych galopach, które polecam KAŻDEMU koniowi przeczytasz tu Terapeutyczny galop

Z serca

Ela Gródek

Praca z Murphym – część II

W Praca z Murphym – część I pisałam w jakich okolicznościach poznałam Murphy’ego i jak wyglądał nasz pierwszy kontakt, pierwsza praca.

Dzisiaj ciąg dalszy: odkrywanie co to za koń? Praca z ziemi, praca na kantarze.

Gdy wzięłam pierwszych raz Murphy’ego na ujeżdżalnię, na kantarku Murphy zdawał się „leniwy”. Ja proszę: „Idź na przód”, Murphy: człap, człap. Ja „Może trochę szybciej?”, Murphy: człap, człap. Ani pomyśli o zwiększeniu tempa, przejściu do kłusa… Ja proszę: „Cofnij się”, Murphy stoi jak wryty i ani myśli o ruchu choćby na centymetr do tyłu. Oczywiście człowiek w takich sytuacjach używając uwiązu (chamsko ciągnąć…) oraz bacika, jest w stanie „zdyscyplinować” konia. Ale mi nie o to chodziło. Jak pisałam w części I, KAŻDY koń powinien lekko reagować na delikatne sygnały człowieka. Koń NIEREAKTYWNY jest to tak samo koń z problemem jak koń NADREAKTYWNY.

Postanowiłam popracować z Murphym na wolności. Zobaczyć kim on naprawdę jest? Jak reaguje? Czy będzie szukał kontaktu? Nawiązywał go? Czy w takich okolicznościach dalej będzie „leniwy” czy…? Jak zareaguje, gdy będzie miał kompletną swobodę ruchu? Roundpen (okrągła, mała ujeżdżalnia) to idealne miejsce do takiej pracy.

Murphy za każdym razem, gdy wchodzi do roundpena tarza się. To fajny znak. To znaczy, że w miarę czuje się tu swobodnie, bezpiecznie. Puściłam go wolno. Po chwili poprosiłam o RUCH DO PRZODU. Na niskiej energii. Jedną ręką i wzrokiem, całą postawą ciała wskazywałam kierunek (ułożenie stóp też ma znaczenie!), druga ręka dodawała energii na zad. Murphy nie rozumiał ☹. Dodałam energii (machnięcia ręką przy zadzie), dodałam sygnał głosowy (cmokanie, świsty). Murphy ruszył się, ale „leniwie”. Dopiero zdecydowanie wysoka energia, świst bacika, mój zdecydowany głos wprawiły go w ruch. Nie odpuszczając poprosiłam o więcej. Murphy jakby pytał: „Ale naprawę mi można?”, „ Mam tak swobodnie, tak szybko? Nieskrępowanie?”. Widziałam to wahanie, widziałam to niedowierzanie. Dopiero kolejne „nieodpuszczanie” prośby z mojej strony spowodowało, że Murphy uwolnił się. I to w jakim stylu! W piękny klasyczny sposób zrobił baranka, strzelił z zadu i pobiegł. Jak ja się ucieszyłam! Widząc tę uwolnioną energię, widząc ten piękny ruch do przodu, widząc pełną reakcję na moją prośbę, pochwaliłam go głosem, pochwaliłam całą sobą. Zrozumiał, że to właśnie o to chodzi! Zaprosiłam go do środka roundpena, do mnie. Przybiegł z ochotą, wygłaskałam, pochwaliłam i poprosiłam o pójście za mną. Nawiązał się kontakt, ta nić porozumienia 😊Chęć słuchania, dialogu, rozmowy.

Po kilku minutach ponowna prośba z mojej strony: ruch do przodu – w drugim kierunku.

Co daje praca na wolności? Praca na wolności wyraźnie pokazuje KIM JEST KOŃ i jaki ma stosunek do człowieka, i czy chce z nim rozmawiać. Aby móc to wykorzystać, oczywiście człowiek musi sam się nauczyć języka koni, musi umieć wysyłać sygnały i czytać końskie odpowiedzi. Jak to zrobić? Odsyłam Was do kursu online Feather Light Horsemanship (https://featherlightacademy.com/). Ivet krok po kroku uczy w filmikach co każdy gest człowieka oznacza i co odpowiada koń. Pisałam o tym w książce ( O książce) ale filmiki to filmiki. Materiały przygotowane przez Ivet są idealne, nie pozostawiają nic do domysłu. (część „Liberty” oraz „Groundwork”. Więcej czytaj tu: Online kursy z Ivet z Feather Light Horsemanship – część I „Problem Solving”)

Murphy pokazał mi, że nie do końca zależy mu na rozmowie ze mną. Może nie ufał, że z tej rozmowy coś wyjdzie? Że ten człowiek NAPRAWDĘ będzie mówił do rzeczy? Dla mnie ważne były jego reakcje. Ważne było to czy się otworzy i jak? I czy złapię z nim kontakt, czy będzie chciał ze mną zostać, iść za mną? Czy będzie chciał ten kontakt utrzymać?

Murphy – jak to mówi Ivet – był poblokowany (konkretnie mówi: poblokowany w łopatkach). Być może tyle razy człowiek go „zwalniał”, ograniczał w ruchu do przodu, tyle razy Murphy był niepewny, czy można mu być „spontanicznym” koniem, czy ten energiczny ruch do przodu jest pożądany?. Ivet w swojej części kursu „Rozwiązywanie Problemów” pokazuje pracę z końmi poblokowanymi w łopatkach. To RÓWNIE CZĘSTE PRZYPADKI jak konie ponoszące, nadpobudliwe.

Taką pracę na wolności, przeradzającą się potem w czystą zabawę z koniem (kocham to !!!!) w roundpenie powtarzamy do uzyskania pełnej swobody konia, pełnej z nim komunikacji, do momentu gdy zacznie reagować na naszą najmniejszą prośbę (na najniższej energii) ruchu do przodu, zmiany kierunku, zmiany tempa ruchu.

Praca na wolności otwiera drogę do dalszej komunikacji. Koń nabiera pewności, że my umiemy rozmawiać z nim w jego języku, nabiera zaufania.

Z takim kredytem zaufania zaczęłam pracę z ziemi z Murphym na kantarku. Murphy nie wiedział co to znaczy „oddaj łeb”, „ugnij łeb”, czy „cofnij się”, „odangażuj zad”. Są to najważniejsze ćwiczenia, które każdy koń powinien umieć, by jazda na nim była bezpieczna. Koń nie umie uciekać z ugiętym w bok łbem. Koń nie umie biec ze skrzyżowanymi nogami. Jadąc w teren chcemy mieć pewność, że umiemy „wyłączyć silnik” konia, zatrzymać go prosząc o ugięcie łba, odangażowanie zadu.

Ugięcie łba

Koń, który ma problem z cofaniem, nie jest koniem bezpiecznym!

Zanim wybiorę się z jakimkolwiek koniem w teren muszę mieć pewność, że koń umie te podstawy.

Sukcesywnie, z konsekwencją wymagałam od Murphy opanowania idealnego, lekkiego cofania (tu jeszcze nad lekkością trzeba popracować 😊), oddawania łba, odangażowania zadu.

Mając to opanowane, mając kontakt, jakieś już relacje z Murphym, wiedząc co mogę się po nim spodziewać 😊, mogłam wziąć go na pierwszy spacer do lasu.

W tym momencie pewnie pomyślisz: „Czy to (te umiejętności) są naprawdę konieczne, by jechać z koniem w teren?”. „Oczywiście, że nie” – odpowiem. Można wszystko. Można na przykład galopować na piątej lekcji jazdy konnej nie mając opanowanego dosiadu. Wszystko można. Tylko czy to jest bezpieczne? I dobre dla nas? Dla konia? Oczywiście 20 razy możesz iść i nic się nie stanie. Ale, gdy za którymś razem coś się wydarzy i koń się spłoszy, to czy wiesz jak reagować? Mając wytrenowanego konia i wiedząc co w takiej chwili od niego wymagać, masz gwarancję bezpieczeństwa – dla siebie i dla konia.

I UWAGA: WSZYSTKO CO SIĘ DZIEJE Z ZIEMII, ZADZIEJE SIĘ TEŻ Z SIODŁA. Jeśli koń prowadzony przez mnie z ręki w terenie reaguje na moje polecenia – oddaje łeb, odsuwa zad, idzie chętnie do przodu, zatrzymuje się gdy proszę, cofa  to można zaczynać pracę z siodła. Jeśli nie współpracuje z ziemi, nie wsiadam w siodło.

cdn… czyli praca w siodle 🙂

Ela Gródek

Część III już za miesiąc😊

PS UWAGA. Nie ma wyłączności na jedyną, słuszną pracę z końmi, na jedyne słuszne podejście. Dziele się z Wami tym CO MI SIĘ SPRAWDZA. Obserwuję wielu Wielkich Koniarzy od lat. Próbuję. Wysuwam wnioski i dzielę się tym z Wami.

Chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Inna metodą, która też się sprawdza? Pisz w komentarzu!

Relacje z koniem – jak je tworzyć?

Ci z nas, którzy interesują się psychiką koni, podejściem do koni bez użycia siły, przemocy, z poszanowaniem ich natury, Ci z nas którzy interesują się naturalem, prędzej czy później, dojdą do jednego wniosku. NIE MA TRENINGU KONIA, NIE MA POROZUMIENIA Z KONIEM (koń nie będzie się nas „słuchał”) BEZ RELACJI.

Okazuje się, że wszyscy trenerzy, wszyscy Koniarze, pracujący z końmi na wolności, bez presji, zaczynają od tłuczenia Ci do głowy jednego: konieczności nawiązania RELACJI z koniem.

Nie ważne jaki temat Cię interesuje – wszyscy radzą na początku to samo – najpierw RELACJE. Potem cała reszta. Masz problem? Przyjrzyj się swoim relacjom!

I tak sobie pomyślałam, że każdy o tych relacja mówi, a rzadko kto uczy i tłumaczy początkującym jeźdźcom JAK TO ZROBIĆ? Jak nauczyć się nawiązywać relacje z koniem. Wiecie dlaczego? Bo to jest bardzo trudne i bardzo indywidualne.

Obserwując koński świat od dobrych paru lat, obserwując jeźdźców, ucząc się, patrząc na własny rozwój, dochodzę do następujących wniosków:

Nie nawiążemy relacji z koniem jeśli (i jest to punkt numer 1) w pełni mu nie zaufamy, jeśli nie przestaniemy się go bać, jego reakcji, zachowań.

Jeśli nie zachowujemy postawy pełnej spokoju, harmonii, wyrozumiałości, spójności i konsekwencji, koń nam nie zaufa. Aby koń chciał nawiązać z nami relacje, musi widzieć, czuć, wiedzieć, że w 100% nic mu nie grozi z naszej strony, że może zaufać. Koń – jako zwierzę uciekające – nie daje kredytu zaufania. Mało tego, koń musi wiedzieć, że przy nas będzie mu lepiej, że rozwiążemy niejedną sytuację za niego, że może na nas liczyć…

Abyśmy MY mogli zaufać koniowi, musimy przekonać się, że nie ma czego się bać. Wiem jak to jest na początku: „ten koń bryka:, „ten gryzie”, „ten kuli uszy”, „ten może mnie kopnie?”. JAK TU SIĘ NIE BAĆ??  Niestety jest to zamknięte koło. Jeśli my podchodzimy do konia z dystansem, on patrzy na nas z dystansem. Czuje, że z jakiegoś powodu, ta istota (my), gdzieś tam w głębi, podszyta jest strachem… Zatem koń nabierze podejrzeń w stosunku do nas (bo dlaczego się boi? Jakie ma intencje?) i chętnie nas trochę „ustawi”, czy to skulonymi uszami, czy zębiskami, zyska przewagę (w razie czego). Jak przestać obawiać się koni? Nie ma innej rady. Musimy łazić do stajni, obcować z końmi – różnymi końmi, w różnych stajniach – i uczyć się o ich psychice, naturze, zachowaniach. Musimy nauczyć się jak przerwać to błędne koło wzajemnego lęku, nieufności, oswoić się. MUSIMY MU ZAUFAĆ. To my pierwsi musimy dać koniowi kredyt zaufania. Kredyt zaufania oparty na udowodnionych faktach, że koń to ostatnie stworzenie, które chce jakiegokolwiek konfliktu z nami, jakiejś bójki, wzajemnej walki. Pamiętaj – wszystkie niepożądane zachowania koni wynikają z jego strachu, z samoobrony, z przeszłości, traumy (najczęściej wywołanej przez człowieka!!). KOŃ Z URODZENIA I ZAŁOŻENIA jest stworzeniem przyjaznym, który UNIKA JAK OGNIA wszelkich agresywnych zachowań. (oglądam mnóstwo filmików z końmi, mnóstwo czytam i potwierdzam to w 100%)

Niestety koń ma jedną „wadę”. Widzi każdą niespójność, każdą próbę naciągnięcia rzeczywistości. Koń nie kupi tego, że się uśmiechasz, że jesteś „rozluźniona”, jeśli wewnątrz Ciebie kołata serce. Koń słyszy wszystko (nie bez przyczyny mówi się o umiejętnościach telepatycznych koni), wyczuje wszystko. Nie da się oszukać i naciągnąć. Możemy starać się zachowywać tak, jakbyśmy się nie bali, ale jeśli wewnątrz nas jest choćby cień obawy i dystansu – koń o tym się dowie…i nie zaufa. Nie ma drogi na skróty. Musisz naprawdę w głębi serca zaufać koniom.

Obserwując Wielkich Koniarzy zauważam jedno. NAWET jak pracują z koniem trudnym, brykającym, wyrywającym się, dębującym (z pozoru bardzo niebezpiecznym), są SPOKOJNI i naprawdę widać, że to co wyprawia koń, nie robi na nich najmniejszego wrażenia. NIE BOJĄ się. Wiedzą, że ich spokój, spokojne serce, oddech, wyciszy to biedne stworzenie i będą mogli mu pomóc. I tak się dzieje…

Ok. I co dalej? Załóżmy, że przestajemy wreszcie reagować potem, wzrostem ciśnienia we krwi, biciem serca na „niemiłe” zachowania konia, że ufamy i zachowujemy pełny luz i spokój. Wtedy możemy przejść do punktu numer 2 w nauce nawiązywaniu relacji z koniem.

Numer 2 to nauka uświadamianie sobie naszych wszystkich niewerbalnych zachowań. Poznanie języka naszego ciała, naszych emocji, myśli, oraz numer 3 – poznanie języka koni. Nie ma możliwości nawiązania relacji z koniem, jeśli nie zaczniemy mówić końskim językiem. Gdzie się tego nauczyć? Jak to zrobić? Wiele pisałam o tym mojej książce ” Jazda konna? Naturalnie! Co ten koń sobie myśli? (więcej tu: O książce ) oraz na tym blogu ( Spis treści BLOG). Są też kursy, inne książki. To konkretna wiedza, którą możemy opanować, przyswoić i używać w praktyce.

Ważna jest też nasza intencja (punkt numer 4). Koń MUSI czuć za każdym razem, że chcemy mu pomóc. Nie chcemy go nic innego – tylko chcemy mu pomóc.

Wtedy następuje SPÓJNOŚĆ – naszej duszy, ciała, myśli, intencji i… działania 😊I to koń kupi

Ela Gródek

PS Wpisując w „lupkę” na blogu „relacje”, „język koni”, „komunikacja z konie”, „emocje” itp., znajdziecie kilka wpisów które mogą Wam rozszerzyć temat: Emocje i pewność siebie a nauka skakania…

Pełne zaufanie 🙂

Na zdjęciach ja i Tommy ze Stajni Śmiałka.

Praca z nieznanym koniem? Jak zacząć?

W marcu, razem z córką – Julią, byłam odwiedzić przyjaciół. Na mojej stronie na facebooku (dodając poniższe zdjęcia) napisałam: To MAŁA JULECZKA w wieku około 3 lat i DUŻA JULIA 14 lat później. W tym samym miejscu, z wizytą u przyjaciół Agnes i Erika. Z Agnes mamy taką teorię, że to tu zaczęła się pasja Julii do koni (w którą później wciągnęła Matkę – Elę). Nigdy wcześniej, i nigdy później nie miała styczności z końmi a ciągle o nich mówiła i kazała zapisać się na jazdę konną…Zobaczcie tę dumną, zadziorną minę Julki w tym wykwintnym towarzystwie kucyka i psa – Luny. Agnes! Dziękujemy na wspaniałe spotkanie, za wzruszające wspomnienia.”

Kucyk szetlandzki i pies Luna odeszli. Na ich miejscu pojawiła się Bubble i Drent – równie cudnie reprezentowali „rodzinę”. Tak wiele zależy od tego kogo spotkamy na swojej drodze. Gdyby nie Agnes, gdyby nie Julia…nie byłoby mojej miłości do koni i książki „Jazda konna? Naturalnie!”

Gdy poznałam Agnes i Erika nie wiedziałam kompletnie nic o koniach. Dlatego bałam się ich (tak podskórnie). Nie widziałam jak się przy nich zachować, jakie zachowania są bezpieczne, jakie nie. Czy ten koń może mnie kopnąć? To samo z psem. Czy Luna aby na pewno mnie nie ugryzie? Czy mogę ją głaskać bez „żadnych zasad”, czy jak pogłaszczę w nieodpowiedni sposób, to zwierzę może jednak ugryźć? Jak dobrze, że w pewnym momencie mojego życia zwierzęta na stałe dołączyły do codzienności. Teraz są nieodłączną jego częścią. Codziennie jestem wdzięczna za ich obecność. Bliskość zwierząt nie wywołuje już we mnie uczucia strachu, ale…MOC endorfin, szczęścia, miłości. Miłość do jednego zwierzęcia przenosi się na inne (przynajmniej u mnie idzie to lawinowo! 🙂 ). Cieszę się, że moim dzieciom, już od samego początku, mogę pokazywać jak zwierzęta cudnie dopełniają nasze życie… To tak tytułem wstępu 🙂 Tematem postu jest: praca z nieznanym koniem. Nie zakładaj, że Tobie taka „okazja” nigdy się nie zdarzy. Możesz nawet taką okazję sprowokować. Rozejrzyj się choćby we własnej stajni. Może jakiś koń potrzebuje więcej ruchu i kontaktu z człowiekiem😊 Co można zaproponować koniom i sobie na początku „znajomości”? Jak zacząć pracę z nowym koniem. Dróg jest wiele. Przedstawiam jedną z nich. Musisz pamiętać, że nowa osoba to „nowość” dla koni i może być źródłem stresu, a jazda w siodle, czy od razu wymagający trening, zbyt wielką presją (szczególnie dla koni, które mają do czynienia tylko z właścicielem, jednym jeźdźcem). Zaczęłyśmy od kontaktu na wolności. Trova z kucykiem Bubble chodzą sobie w ciągu dnia na round penie, w okolicach stajni i małym wycinku pastwiska. Od późnej wiosny, kiedy to trawa jest już na tyle duża i „silna”, że nie grozi jej zadeptanie, rozkopanie i pewna śmierć pod kopytami, konie mają również dostęp do łąk. Kontakt na wolności zaczęłyśmy na round penie – w miejscu im znanym i bezpiecznym (im mniej nowych bodźców, tym lepiej). To fajne obserwować i sprawdzać swoją komunikacji z nowym koniem. „Ustąp zad”, „Cofnij się”, „Chodź ze mną”, „Przesuń się w tą stronę”, „Stańmy razem”. Na wolności, na kantarku można bardzo delikatnie prosić o konkretne rzeczy obserwując reakcję koni i trenować wspólną komunikację.
Potem wzięłyśmy konie na kantarkach na łąkę gdzie mogły się popaść w naszym towarzystwie (pamiętajcie, że konie nie mogą zbyt długo jeść młodej, pełnej cukru wiosennej trawy! Na początek 15 minut, nie więcej).
Siedziałyśmy też z nimi w round penie nic nie robiąc. A raczej obserwując ich własne relacje. Te relacje były szczególnie widoczne przy sianie 🙂 Łatwo było zgadnąć kto tu rządzi. Trova przeganiała od czasu do czasu kucyka. Taki „zapoznawczy” dzień jest bardzo ważny. Nie tylko dla nas – ale przede wszystkim dla koni. ONE TEŻ MAJĄ PRAWO oswoić się z nami i zobaczyć kim jest ten nowy człowiek/ci nowi ludzie. Konie są różne! Dla jednego nowa osoba to nic takiego, ale dla innego źródło niepokoju i stresu.
Drugiego dnia była praca z ziemi. Julia zaproponowała 22 letniej Trova’e, koniowi już nie młodemu, pracę na kołach z drążkami. Praca na kołach, w odpowiednim rytmie, z przerwami (interwałowa), to ważny element treningu konia. Generalnie taka praca mocno wzmacnia mięśnie wewnętrzne konia (szczególnie brzucha i grzbietu – jeśli koń idzie w odpowiednim ustawieniu – głowa nisko, grzbiet zaokrąglony), rozciąganie konia (elastyczność), skupienie się konia. O zaletach takiej pracy możecie doczytać na innych stronach np https://www.straightnesstrainingacademy.com/, czy https://paulinaferdek.pl/metoda/dual-aktivierung/ . Julia inspirowała się właśnie tymi treningami i wykorzystywała ich niektóre elementy). Taki trening jest bardzo prosty do przeprowadzenia. Prowadzisz konia po drążkach, skręcasz (w różne strony) i znów prowadzisz po drążkach, zakręcasz i tak tworzysz znak koniczynki na ujeżdżalni. Koń prostuje się i wygina, prostuje się i wygina. Musi podnosić nogi, musi skupiać się, by nie wdepnąć w drążek i POROZUMIEWYWAĆ SIĘ z człowiekiem, obserwować go (gdzie teraz idziemy?) Z Julką zawsze mówimy, że to taka joga dla koni 😊 Trzeci dzień to był dzień w siodle. Trova była na to gotowa. Trova do dyspozycji ma round pen. Do jazdy na wprost (również bardzo ważnej) ma lasy, tereny. Szczęściara 😊 Julka najpierw „rozgrzała” Trova’ę stępując i również wykorzystując drążki. Zmieniając kierunki przechodziła stopniowo od stępa do kłusa.
Na końcu poprosiła o galop. Czuła, że może o to poprosić. Koń był spokojny, zrelaksowany, chętny do pracy. Pamiętaj – czas spędzony z ziemi zawsze zaprocentuje w siodle 😊 Pamiętam słowa trenera na moich pierwszych szkoleniach jeździeckich (Z JNBT)”To co dzieje się na ziemi, będzie się działo i w siodle” To co koń Ci pokazuje na ziemi, pokaże i w siodle. Czujesz się pewnie i bezpiecznie pracując z ziemi? To wsiadaj na grzbiet konia. Koń nie słucha, nie reaguje, „nie rozumie” Cię, nie słucha z ziemi? Poczekaj. Najpierw „dogadaj się” z nim z ziemi. To stara – dla mnie święta – zasada. Polecam! Ela Gródek