Kucyk Wacław i Julia

Wacław – kucyk, z którym Julia ćwiczyła od ponad roku, urozmaicając mu czas, znalazł nowego właściciela i… odjechał. Wacław „współtworzył” przystajenne mini zoo. Wcześniej pracował w rekreacji, ale nie spełniał się w tej roli. Nie znałyśmy „tamtego” Wacława. Słyszałyśmy tylko, że potrafił być „niegrzeczny”. Stop! Raz miałyśmy okazję zobaczyć Wacława w akcji.  Ala wzięła Wacława na przechadzkę po ujeżdżalni. Wacław po 3 minutach odwrócić się na pięcie i…zwiał z ujeżdżalni przeskakując „zamykającą” ujeżdżalnie linkę. Podczas lonżowania potrafił strzelać z zadu do lonżującego. Na ujeżdżalni „wywoził” biednych adeptów i zrzucał… dość często.

Kiedy Julia powiedziała mi, że chciałaby ćwiczyć z Wacławem, wiedziałam, że będzie to wyzwanie. Wyzwanie dla Wacława i dla Julii. Wyzwanie, które mogło się nie udać. Wiedziałam, że Julia musi zmienić dużo w tym jak Wacław postrzega człowieka. Ta relacja człowiek-koń była do naprawy. Tak jak żaden jeździec nie powinien próbować „naprawić” konia batem, tak żaden koń nie powinien kopać w stronę człowieka. Jeśli tak się dzieje, to znaczy, że coś tu trzeba odpracować…z obu stron.

Dla Julii, czas z Wacławem, to był wspaniały czas. Czas ogromnej nauki – od niego, od Wacława. Czas nauki wrażliwości, wyczucia, „timingu” (reagowania na czas), relacji, ale i pewności siebie, stawiania granic. Julia zaczęła pracę z Wacławem od pracy z ziemi na kantarku, a skończyła na wyjazdach w teren na oklep. Okrągły rok… Długo? Nie. Przy koniach czas staje, przy koniach czas się nie liczy.Przy koniach czas procentuje.

Dla mnie – dla Mamy – było to bardzo ważne, by ta obopólna nauka, była bezpieczna. Było to możliwe, bo Julia dała Wacławowi ( „problematycznemu” zwierzęciu) dużo czasu, nie czekała na szybkie efekty,  satysfakcjonowały ją małe postępy.

Cieszyłyśmy się z każdego kroczka, z każdego małego sukcesu! Wspólnie. O tak! Wacław próbował „odpuścić” sobie lonże i zwiać, próbował kopać w stronę Julii, próbował wyrywać się i pójść własną drogą. Początki nie były różowe.

Julia nie używała bacika. Jeśli używała, to tylko by pokazać kierunek, pomóc w wyrażeniu o co jej chodzi. Pamiętam, jak pierwszy raz wzięłam Wacława na lonżę. Wzięłam carrot-sticka (długi bacik). Na sam jego widok Wacław zaczął biec szybkim kłusem, takim wręcz panicznym, a w oczach pojawiły się białka. Od tego momentu widziałam, że bacik kojarzy się Wacławowi ze zbyt silną presją. Jeśli Julia chciała odbudować pozytywną relację człowiek-koń musiała zrezygnować z bata lub pomalutku odczarować go. Nadać mu nowe znaczenie (wskazujące). Julia za to stosowała wiele, wiele pochwał, nagród na każdym kroku (pochwały były słowne :”Super”, „Tak”!!, „dotykowe” – głaskanie. Pochwałą było też zdjęcie presji – zakończenie zadania, nie wymaganie nowej rzeczy, puszczenie wolno).

Bez Szkoły Dla Prawdziwych Koniarzy na Zaczarowanym Wzgórzu, gdzie Julia uczy się już trzeci rok, ta przygoda nie byłaby możliwa. Julia nie byłaby gotowa na tą przygodę.

Lubiłam patrzeć na Julię i Wacława. Tak bardzo mnie cieszyło, że Julia odnajduje pasje nie tylko w skokach na metrowych przeszkodach, ale i w byciu z koniem, pracy z nim, czasami u podstaw.

Wacław – bardzo Ci dziękujemy! Niech Ci się wiedzie!

A teraz kilka zdjęć i filmików – na pamiątkę 🙂

Julia wiele miesięcy pracowała z ziemi. Na lonży i na wolności – w hali. Aby Wacław nie myślał o ucieczce 🙂 Wiecie – konie są bardzo mądre! Raz, drugi ucieknie, nie ma konsekwencji, nowa „umiejętność” zostaje utrwalona i można cieszyć się wolnością!

Praca na hali miała za zadanie przekonać Wacława do człowieka. Z człowiekiem może być miło, fajnie!

 

Potem przyszedł czas na jazdę pod jeźdźcem. Powooooli, spokojnie. Po kilka kroków. Pamiętając, że Wacław naprawdę długo nie miał nikogo na grzbiecie. A jak miał to może nie do końca mu się to dobrze kojarzyło?

Przyszedł czas na wędzidło i siodło.

I pierwszy galop. Ojjjj to były już większe emocje! Ale zaczynając od kilku kroczków, chwaląc szczodrze, wynagradzając, Wacław doszedł do wniosku, że nie ma po co się buntować 🙂

Na cordeo?  Dlaczego nie?

A potem przyszedł czas na pierwszy teren – z ręki, z ziemi. Jak Wacław będzie reagował? Czy będzie się płoszył? Wyrywał do stajni?

A potem teren na wędzidle i w siodle,

a potem na oklep.

A potem na oklep i ze skokami.

A potem miało być na kantarku, na cordeo…Ale historia się urwała.

Ale nie skoczyła. Wacław będzie miał spokojne życie – a my zawsze możemy go odwiedzić 🙂

PS Pamiętajcie – nie ma zły koni, niegrzecznych, wrednych koni. Są tylko konie z którymi człowiek się nie dogadał, którym nie dał wystarczająco czasu.

Dziękujemy Stajni Na Zielone za zaufanie

Ela Gródek

*uzupełnienie z dnia 16 czerwca 2020

Po moim wpisie o Wacławie (przypis autorki:  patrz wpis powyżej), kilka osób zadało mi pytanie: czy Wacław mógłby wrócić do rekreacji? Zacznijmy od tego, że Wacław czasem miał ataki kaszlu na ujeżdżalni (reakcja na pył, kurz) co dyskwalifikowało go jako kandydata do regularnych, codziennych, jazd w rekreacji (Julia bywała u Wacława raz w tygodniu i mogła dostosować ćwiczenia do formy kucyka).

Ale załóżmy, że Wacław byłby w pełni sił.

To ja postawię, w tym momencie, inne, bardziej generalne pytanie. Czy wszystkie konie nadają się do rekreacji, sportu?

Nie, nie wszystkie. Niektóre konie nie mają odpowiedniej psychiki, by znosić wszystko to, co człowiek (ucząc się jeździć) wyprawia. Tak! To sama prawda! Ty i ja – stawiając pierwsze kroki w jeździectwie (i może wiele kolejnych) robiliśmy straszny zamęt w głowie konia. Wysyłaliśmy tysiąc sprzecznych komunikatów i oczekiwaliśmy jednego – znanego tylko nam – rezultatu 🙂

Mówi się w jeździectwie „o koniu jednego jeźdźca”. Wg mnie Wacław był właśnie takim koniem. Ale to też temat na oddzielny wpis. Na pewno interesuje Was, czy koń rodzi się „koniem jednego jeźdźca”, czy się nim staje?

Szacunek dla tych stajni, które sprzedają takiego konia „jednemu jeźdźcowi” (znam wiele takich stajni) lub fundują dożywotnią emeryturę.

Teraz Wacław odpoczywa na takiej właśnie emeryturze …i mam nadzieję, ma same dobre wspomnienia z pracy z człowiekiem 🙂

PS A jak sprawdzić czy koń lubi z nami być? Czy udało nam się nawiązać z nim pozytywną relację? Najprościej? Iść po niego na padok i poczekać. Jeśli odwróci się do nas zadkiem i odejdzie żwawo, to znaczy, że musimy jeszcze trochę popracować 🙂 Myślę, że ten wątek rozwinę w kolejnym wpisie, bo chciałabym Wam jeszcze o czymś opowiedzieć.