Rajd z komarami w plażową pogodę :) Porady rajdowe

Tak – trochę się obawiałam tego rajdu. Jak to będzie w 30 stopniach? Jak konie dadzą radę? A co z komarami? Nocleg miał być tym razem pod chmurką, a nie w agroturystyce, gdzie można po prostu zatrzasnąć za sobą drzwi, zostawiając komary na zewnątrz 🙂

Muszę jednak  powiedzieć, że było lepiej niż się spodziewałam.

Ale od początku.

Jak każdy rajd, wszystko zaczyna się od pakowania i „troczenia”. A to nie łatwe zadanie. Namiot, karimaty, śpiwory, jedzenie – wszystko trzeba umieścić na koniu tak, by podczas kłusów, czy galopów nie obiły konia oraz byśmy nic nie zgubili 🙂

Jak wyglądał nasz koń? Ano tak:

Dwie karimaty (dmuchane – po złożeniu wyglądają jak dwie malutkie rolki, po nadmuchaniu są bardzo wygodne https://www.decathlon.pl/materac-trek-700-xl–id_8493806.html), dwa śpiwory weszły do torby, którą umieściłam za siodłem, na niej położyłam (za radą Andrzeja – naszego przewodnika) namiot dwuosobowy. Namiot i torba były spięte razem i „otulały” siodło – nabrały kształtu banana. Świetnie przylegały do siodła przez co nie zsuwały się, ani w jedną, ani w drugą stronę. Śpiwory i karimaty były mięciutkie więc nie było żadnej obawy, że obiją grzbiet konia. Po bokach oczywiście sakwy (WAŻNE! Pas łączący sakwy musi być włożony między siodło a gąbkę – gąbka oddziela pas od grzbietu konia). UWAGA! Te sakwy były NAJLEPSZE jakie kiedykolwiek miałam (o wiele lepsze niż te opisywanie w Rajd konny – część II Porady rajdowe ) Mają z przodu kieszonkę na wodę. Nie trzeba było, za każdym razem sięgając po wodę, rozpinać sakw. A pić się chciało….Są też idealnej wielkości – większe od tych na poprzednim rajdzie. Idealny rozmiar.

„Troczenie” – co to jest. To sztuka przymocowania „banana” do siodła, sakw, tak by całość nie „latała” podczas jazdy, by nic się nie zerwało, przesunęło, by grzbiet, boki konia były bezpieczne, by ciężar był równo rozłożony.

Poniżej obrazek troka w akcji oraz idealnych sakw 🙂

Jak układamy w sakwach i dlaczego pisałam już w poprzednich poradach ( Rajd konny; część II Porady rajdowe )

Na pewno Was ciekawi, czy da się galopować z takimi tobołkami? Da się – i to całkiem fajnie! Oczywiście wszystko zależy. Jeśli koń jest drobny (jak wiele hucułów) a jeździec dość ciężki, to na pewno nie jest to dobre dla konia. Ale jeśli na koniu siedzi Julka (40 kg) to jak najbardziej! Cały ten ładunek to były wszystkie nasz rzeczy na 2 dni. Mój koń nie miał żadnych obciążeń. W pierwszym dniu głównie kłusowaliśmy ze względu na wysoką temperaturę, ale w drugiem dniu, kiedy to niebo przykryły chmury i zrobiło się chłodniej były i galopy 🙂

Co jeszcze zabierałyśmy? Długie liny. Liny posłużyły do przywiązania koni w nocy do drzew. Na długich linach konie mogły swobodnie chodzić i skubać trawę całą noc.

No to w drogę!

30 stopni a my w drodze na koniu. Szczerze? Ja nie czułam tych 30 stopni. Trasa była urozmaicona. Między innymi szliśmy przez lasy, gdzie panował przyjemny chłodek. Zawsze to powtarzam: „Gorąco Ci, bo jest 30 stopni? Idź do lasu i nie marudź!” Trasa była świetnie dobrana do panującej aury. Po drodze mijaliśmy strumyk, rzekę, jeziorko, gdzie konie mogły schłodzić się, napić się. W jeziorku nawet urządziliśmy prawdziwą kąpiel sobie i koniom 🙂

A komary? Zapobiegawczo opryskałyśmy się szczodrze Brossem. Bross działał dopóki nie zatrzymaliśmy się gdzieś po środku lasu. Tam rzeczywiście nawet Bross nie pomagał. Trzeba było być cały czas w ruchu (stęp wystarczał). Mieliśmy wybór – albo popas w pełnym słońcu, albo w towarzystwie komarów. Wybieraliśmy pełne słońce. A wieczorem na ratunek przyszedł dym z ogniska.

I tu warto zatrzymać się na chwilę. Wieczorne ognisko to super sprawa. Tym lepiej, jeśli służy nie tylko do antykomarowego dymienia, ale też do pichcenia małego co nieco! Andrzej – nasz przewodnik – uwarzył przepyszną, gęstą zupę. Generalnie uwielbiam jak mężczyźni gotują 🙂 Ale ta zupa naprawdę była przepyszna! Mówię Wam zupa gotowana nad ogniskiem na trójnogu to jest to!

No i sam klimat ogniska, rozmów przy nim, bycie razem. Przy ognisku czas się zatrzymuje. Liczy się tylko tu i teraz. Spokój, cisza przeplatane końskimi historyjkami, śmiechem rajdowiczów. Polecam!

Ale zanim rozpaliliśmy ognisko najpierw zajęliśmy się końmi i rozbiciem obozu. Konie na długich linach przywiązaliśmy do drzew, na tyle daleko jeden od drugiego, by nie wchodziły sobie w drogę i nie poplątały sobie lin nawzajem, bo wtedy czekałaby nas nocna pobudka 🙂

Potem układanie sprzętu, rozbijanie namiotów

I tu sekret przespanej nocy! Akurat w tą noc – pełną komarów – bardziej sprawdził się namiot niż hamak, czy spanie na ziemi. Weszłyśmy z Julką do namiotu, zasunęłyśmy suwak i  słuchałyśmy brzęczenia komarów z pełną satysfakcją. Oj komary były na nas złe! Taką ucztę szykowały a tu nici 🙂 Raz tylko zrobiłam błąd przykładając duży palec do ściany namiotu. Komar nie omieszkał wbić się w mojego palca przez materiał… Swędziało!

A przy ognisku cały czas towarzyszył nam „Gruby” (nie wiem skąd ta ksywa to niezwykły koń! Calutki wieczór kręcił się przy nas, przy ognisku. Nie odstępował nas na krok! Zaglądał do gara, „kadził” się w dymie, raz z jednej, raz z drugiej strony. Podobno tak ma. To nie przypadek. Uwielbia ogniska (i towarzystwo ludzi) Raz nawet spalił sobie „wąsy” Gruby nie był uwiązany. Mógł iść gdzie chce. Ale nie! Gruby wędził się z nami. Może mu też dym na komary pomagał?
Wspaniały hucułek!

A o poranku? Wspaniały widok – na konie, na łąki, na las 🙂

A po powrocie – jak to w Stadninie Koni Huculskich w Nielepicach – czekała na nas wspaniała kolacja, na ciepło, zrobiona przez Panią Basię.

Pani Basi jestem wdzięczna jeszcze za jedno. Wiecie co mi poleciła na swędzącą skórę Julki po ugryzieniach komarów? AMOL! Żaden specjał z apteki nie działa tak jak Amol!

Rajd, rajd i po rajdzie. 2 dni wśród przyrody, z końmi. Dajcie się wciągnąć 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *