„Ruszająca się” hala i rozładowywanie narastającego napięcia u koni

Był piękny grudniowy dzień. Jak co tydzień pojechałam na trening jazdy konnej. Krajobraz był nieziemski – wszędzie biało. Zima w pełni. Kocham taką pogodę! Jazdę mieliśmy na hali. Nic nie zapowiadało „niespodzianki”. W drodze na halę poczułam wzmagający się wiatr. Podwiewana co i raz derka konia i rosnące jego emocje były zapowiedzią przyszłych wydarzeń.

Już przy rozstępowywaniu zaczęło być „wesoło”. Pewna część hali (ta najdalej w rogu) stała się niezmiernie straszna. Wiejący wiatr poruszał naciągniętą plandekę na dachu, zsuwał z niej śnieg, robiąc kupę hałasu. W oczach koni hala „ruszała się” i „grzmiała”. Pomyślałam „będzie się działo…”. I jak wiesz – to o czym pomyślisz przy koniu – ziści się. Niniejszym zdradzam Ci prawo numer jeden…”Nie mów (i nie myśl) przy koniu o tym czego się obawiasz, bo to się spełni”. 🙂

Konie były wyraźnie zaniepokojone i unikały najdalszej części hali jak ognia. Odmawiały przejścia. Zawracały. Najlepsza metodą było pójście za najodważniejszym koniem – Jawą. Jakoś za jej tyłkiem szło. Ale gdy tylko brakło przewodnika hala w najdalszym krańcu straszyła niemiłosiernie. Już w stępie było widać napięcie koni objawiające się nierównym tempem, zrywanie się z lekka do kłusa. Gdy nadszedł czas na kłus, zrywanie się do galopu stało się normą. A gdy doszło do galopów, pojawiły się bardziej niekontrolowane zachowania: bryki, baranki, gnanie z całej siły, wykopywanie z zadu. Naprawdę konie były nie do poznania. Na co dzień spokojne, słuchające jeźdźca, teraz jasno pokazujące swoją drugą naturę. Na szczęście wszyscy jeźdźcy byli bardzo doświadczeni. Każdy uspokajał konie, nikt nie spadł, rodeo i wykopy zostały wysiedziane😊 Nie mogłam się nadziwić tym „pokazom”.

Przy okazji tego wydarzenia powiem o dwóch kolejnych prawach rządzących w świecie koni. Drugie prawo brzmi: STADO ZARAŻA. I to bardzo…To było jak domino. Wszystko szło gładko dopóki jeden koń się nie spłoszył. Następne konie – jak w dominie – płoszyły się jeden za drugim, wpadając w galopy i bryki. Stadność to podstawa przeżycia koni. Wzajemne alarmowanie się w stadzie o niebezpieczeństwie i wspólna ucieczka, to sposób na obronę. Koń wyczuwa najmniejsze emocje innego konia (i człowieka też). Gdy jeden koń rzuca się do ucieczki, inne konie nie zadają sobie pytania „czy warto biec? Czy jest powód?”, tylko rzucają się do biegu, a potem zdają sobie pytanie „czy warto było?”. (więcej o stadności przeczytasz tu: Koń to stworzenie stadne, Instynkt „uciekam!”)

Trzecie prawo brzmi: napięcie, stres kumulują się u koni. Im wyższa energia tym większy „wybuch”, uwolnienie emocji. Gdy idziemy w stępie – na niskiej energii – koń da się łatwiej opanować. Gdy jedziemy kłusem – jeszcze nie jest źle. Ale w galopie…uuuuu. Wyższej energii towarzyszą większe emocje, większe ich uwalnianie. Mamy też do czynienia z kumulacją. Emocje u konie nie opadają szybko. OPADAJĄ BARDZO WOLNO w porównaniu np. do człowieka. Konia o wiele trudniej odstresować niż człowieka! Gdy podczas jednej lekcji wydarzy się kilka stresujących „akcji”, na następnej kolejne, emocje, stres kumuluje się i na końcu „wybuchną” ze zdwojoną siłą.

W tym dniu nie przejechałam parkuru z Sisi. Byłam bardzo z nas zadowolona, że udało nam się przeskoczyć jedną przeszkodę. I to tylko dlatego, że wyczułam, że tę akurat damy radę (inne nie wchodziły w grę). Skoki same w sobie są emocjami! Widziałam po Sisi (na której zresztą jechałam pierwszy raz), że miała dość, że skoki mogłyby wywołać już nie strach…ale panikę. Widziałam po sobie, że bryki, galopy, wykopy skumulowały się także w moich emocjach. Nie mając z Sisi żadnych relacji (jechałam na niej pierwszy raz), nie wiedząc na co ją stać, nie serwowałam ani jej ani sobie nowych emocji.

Obserwuj emocje konia. Obserwuj NARASTAJĄCE emocje. Zdawaj sobie sprawę z wymagań stawianych koniom w zmieniających się warunkach. Odpuszczaj.

Ela Gródek

PS Nie mam zdjęcia ani rzucających się do galopów koni, ani rodeo, ani wykopów z zadu 🙁 . Za to mam kilka fotek z grudnia, z tej pięknej, białej zimy, z cudownego terenu ze Stajni Nawojowa Góra.

Wspinaczka pod Zamkiem w Rudnie
DCIM102GOPROGOPR7316.JPG

Instynkt „uciekam!”

System komunikacji koni jest niesamowity. Szybkość przekazywanych informacji między osobnikami oraz natychmiastowa ich reakcja są godne podziwu. Konie żyją w stadzie. Dzięki temu mają nie jedną parę oczu, ale kilkanaście. Gdy jeden koń zauważy coś niepokojącego, od razu informuje inne. Ale jak? BEZGŁOŚNIE. Bezszelestnie. Tylko swoim ciałem, energią, mikrosygnałami. Tak, by potencjalny drapieżca nie widział tego. Inne konie – po takim ostrzeżeniu – są gotowe, w jednej sekundzie, do działania. Jeden ruch i całe stado rzuca się do ucieczki. Tu nie ma czasu na rozważania „Czy warto uciekać?”, tu chodzi o życie. Dopiero po chwili biegu (a przyjęło się, że maksymalnie po 500 metrach) koń zatrzymuje się i „sprawdza”, czy alarm był fałszywy, czy prawdziwy. Czy jego życie było narażone, czy nie.

Ten instynkt działa zawsze. I nieważne, że w Twojej stajni jest bezpiecznie. Ze przecież nie ma tam wilków ani krokodyli. Ta reakcja jest zapisana w genach koni tak mocno, że włącza się automatycznie. Dokładnie tak samo jak włączyła się moja reakcja na spadanie z konia – wysunęłam rękę i podparłam się nią, by chronić głowę. I ręka złamana. A przecież wiedziałam, że jest to beznadziejny sposób „ratowania” się z upadku… odruch, instynkt zadziałał.

Nie wiem, czy miałeś okazję obserwować tę „reakcję łańcuchową” u koni w praktyce, na przykład podczas terenu? Ja miałam. Jeden koń zerwał się w pęd i… cała reszta nas – jeźdźców – została „zabrana” przez pozostałe konie na dziki galop. Gdy jeden koń zrywa się do biegu, reszta też się zrywa. Tak działa stado. Być może ten pierwszy koń miał powód do ucieczki? Zobaczył coś, czego inne konie nie zauważyły? Zatem pędziłam na grzbiecie konia gdzieś tam w górę… jak worek ziemniaków (więcej przeczytasz tu: Pełny cwał na ścierniskach? Jak?). Na dole została tylko nasza przewodniczka. Była w stanie „przetłumaczyć” swojemu koniowi (którego z pewnością była członkiem stada), że „naprawdę nie ma zagrożenia i nie ma po co biec. Możesz zostań ze mną”.

Ostatnio miałam okazję zaobserwować ten instynkt ponownie 😊 Byłam w lesie z Larmandem, a za mną Julia (córka) z Ariką. W pewnym momencie rozdzieliłyśmy się. Ja zaczęłam już wracać do stajni. Julia z Ariką spacerowały jeszcze „z ręki” po lasku. W pewnym momencie słyszę za sobą ostrzeżenie Julii: „Uwaga! Koń biegnie”. Obejrzałam się za siebie i zobaczyłam Arikę biegnącą w naszą stronę. Dyndający uwiąż między nogami konia zrobił swoje. Arika w pełnym popłochu biegła do stajni. Powiedziałam do Larmanda: „Spokojnie, spokojnie, nic się nie dzieje”, wzięłam oddech i czekałam. Arika lekko przyhamowała przy zadzie Larmanda, by nie wlecieć w niego, wyprzedziła nas i pełnym galopem poleciała dalej. Larmand, oczywiście, odebrał sygnał i chciał rzucić się za nią pędem. Ugięłam mu łeb, poprosiłam o odangażowanie zadu (noga za popręg). Wykonaliśmy kółko wokół własnej osi. Poprosiłam o cofnięcie. I jeszcze raz, i jeszcze… aż do wyciszenia. Łeb Larmanda ustawiłam tyłem do stajni, blisko pastucha. I znów cofnięcie. Larmand kojarzy cofnięcia z czymś miłym (ćwiczymy to od samego początku naszych spotkań. Za każde cofnięcie Larmand jest szczodrze nagradzany). W całym tym procesie starałam się jak najmniej używać wodzy – wykorzystywałam je do ugięć łba, a nie do „zaciśnięcia” ich na pysku. Wędzidło, zaciągnięte wodze wywołują tylko większą panikę u konia i są bardzo bolesne (dużo o tym, jak działa wędzidło, pisałam tu: Koń pędzi? Popuść wodze! )

Gdy tylko Larmand uspokoił się, przestał dreptać, kręcić się, gdy ustaliśmy kilka sekund bez ruchu, zeszłam z niego. ZEJŚCIE Z KONIA TO NAJWIĘKSZA DLA NIEGO NAGRODA. To zdjęcie presji, to danie „wolnego”. Larmand za to, że się uspokoił, został ze mną, został szczodrze nagrodzony. Wygłaskałam go z ziemi, pogadałam z nim jeszcze chwilkę i na niższych emocjach poszliśmy do stajni.

Emocje konia opadają bardzo powoli. Nie tak jak u ludzi. Jeździec dawno już nie pamięta, że coś się wydarzyło, a koń dalej ma we krwi wysoki poziom hormonu odpowiadającego za „UCIEKAĆ”. Trzeba mieć to w świadomości. Po zdarzeniu pełnym paniki trzeba dołożyć starań, by reszta czasu spędzona z koniem odbywała się już na niskiej energii. By koń ponownie nie „odpalił” – wg nas z błahego powodu. Trzeba pamiętać, że hormony działają dalej, „nastrój” z poprzedniego wydarzenia dalej jest obecny.

Czułam się, jakbym zdobyła srebrną odznakę. Wszystko to, czego uczyłam się w teorii, zdałam w praktyce. Byłam szczęśliwa, że dogadałam się z Larmandem. Koń to niesamowicie silne zwierzę. Gdyby Larmand nie chciał ze mną gadać, wylądowałabym z nim pod stajnią – pewnie w mało bezpieczny sposób 😊 Nauka jazdy konnej i psychologii konia jest trudna. Łączy się ściśle i nierozerwalnie z psychiką jeźdźca. Gdyby mało było we mnie spokoju, opanowania, gdybym nie była sama psychicznie przygotowana na tę sytuację, stałoby się to, co kilka lat wcześniej: byłabym tylko workiem ziemniaków pędzącym na grzbiecie Larmanda tam, gdzie Larmand chce 😊

PS Polecam Wam książkę „Od człowieka do koniarza” Rick’a Lamb’a – jest tam między innymi opis takiej sceny: obok Ricka siedzącego na koniu, wybuchają petardy. Potem następuje opis co robi Rick, jak sobie radzi, co czuje, co myśli. Gdy to czytałam myślałam: „O cholera! Ja bym chyba umarła ze strachu…”. Ale dzięki Bogu jeszcze żyję i mam się dobrze😊