Ostatnio, zaraz po pracy, zaplanowałam wyjazd do stajni, by trochę popracować z koniem z ziemi. Na szczęście mam zaprzyjaźnioną stajnię i mam taką możliwość. Fajnie, że menedżer stajni też jest zdania, że lepiej jak koń pobiega ze mną na ujeżdżalni niż ma siedzieć w boksie i dumać… Jak wiemy z takiego dumania, a raczej z nudy, nic dobrego nie wynika.. To właśnie zbyt długie przebywanie konia w boksie jest częstą przyczyną narowów (tzn złych zachowań koni).
Ale wracając do tematu. W pracy miałam dzień pełny emocji..raczej tych niepozytywnych. Musiałam szybko rozwiązać wiele spraw. Wykonałam mnóstwo telefonów, wysłałam mnóstwo emaili…”Uff – udało się zrobić wszystko na czas!”. Szybko zamknęłam komputer. W pośpiechu zjadłam, a raczej wlałam w siebie zupę i wio do stajni. Wiedziałam, że moje ciało dalej jeszcze „nie wyszło z pracy”. Cały czas byłam „nabuzowana”. Zanim zatem weszłam do boksu posiedziałam przed stajnią. Oddychałam głęboko..wdech..wydech..wdech..wydech. Czekałam jak moje ciało wyciszy się, jak zejdzie adrenalina..jak poczuję rozluźnienie w mięśniach. Wiedziałam, że wchodzenie w takim stanie odbije się na naszej “lekcji”. Moje spięcie udzieliłoby się koniowi. Na 100%!!! A potem jego spięcie udzieliłoby się mi .. i tak koło by się zamknęło.
Zatem wyciszyłam się..powolutku weszłam do boksu. Ciepło bijące od konia, dotyk mięciutkiej sierści, witający mnie pysk ostatecznie wygnały napięcie całego dnia. Uśmiechnęłam się do siebie w pełnym szczęściu 🙂
Konie nauczyły mnie świadomości moich emocji, zauważania tego czy jestem spięta, nerwowa, podrażniona czy szczęśliwa i zrelaksowana. Ta wiedza oraz wiedza jak opanowywać własne emocje bardzo przydaje się także w życiu codziennym…:)