Koń jaki jest każdy widzi. Czy na pewno?

Pamiętam, jak na mój wieczorek autorski przyszedł przyjaciel i powiedział, trzymając w rękach świeżo wydaną książkę: „Nie wiedziałem, że o koniu można tyle napisać! Koń to koń! Każdy widzi, jaki jest!”.

Okazuje się, że można napisać książkę o naturze końskiej, 41 wpisów na blogu (w jednym tylko roku) i dalej mieć poczucie, że jest się dopiero na początku zgłębiania wiedzy o koniach i jeździectwie 🙂

Gdy zaczynałam z córkami jeździć konno, przez pierwsze lata myślałam tak jak mój kolega: „Koń, jaki jest, każdy widzi! Nad czym tu się zastanawiać!”. Mocno się pomyliłam. Świat człowieka jest kompletnie inny niż świat koni. Nasze oczy nie widzą tego, co widzą końskie oczy, nasze uszy nie słyszą tego, co słyszą konie. Nasza skóra nie czuje tego, co czuje skóra konia. Ilu początkujących jeźdźców o tym wie? Mnie nikt o tym nie mówił, gdy zaczynałam naukę jazdy konnej… A Tobie?

Badacze koni pomagają nam coraz lepiej wyobrazić sobie świat koni. Jak one postrzegają nas? Jak otoczenie? Co je motywuje? Możemy coraz lepiej rozumieć konie, ale – moim zdaniem – pod jednym warunkiem: gdy nauczymy się „wychodzić” z naszej ludzkiej skóry i próbować patrzeć na świat końskimi oczami. Musimy do tego włączyć nasze zmysły i empatię na najwyższe obroty. Nie da rady zrozumieć koni przez pryzmat naszej ludzkiej natury. To, co naturalne dla nas, nie jest naturalne dla koni. To, co naturalne dla koni, nie jest naturalne dla nas.

Bardzo podoba mi się określenie Temple Grandin: by lepiej wyobrazić sobie, jak widzą i czują konie, musisz zacząć myśleć obrazami. Konie to „rozdrabniacze”, człowiek to „scalacz”. Człowiek ma w głowie „filtr”, który kasuje mnóstwo „niepotrzebnych” informacji, dochodzących do nas z zewnątrz. Mózg konia działa inaczej – jego mózg, zmysły, odbierają o wiele więcej obrazów, bodźców z zewnątrz. Stąd problem koni z koncentracją, z „rozpraszaniem” się. Koń, by przeżyć, potrzebował całkowicie innych „umiejętności” niż człowiek. Matka natura stworzyła go w całkiem inny sposób. Koń jest zupełnie inny niż my, ludzie. A my tak często patrzymy na nie z tej naszej ludzkiej perspektywy i frustrujemy się, gdy „zachowują się głupio” 🙂

Musimy stać się trochę koniem, by zrozumieć go i dogadać się z nim. Nie jest to łatwe. Ba! Jest to bardzo trudne! Jeździectwo to najtrudniejszy ze sportów (nie lubię określać jazdy konnej jako sportu, ale niech już będzie), jaki kiedykolwiek w życiu uprawiałam. Tu człowiek nie da rady się „wyuczyć”, nabrać doświadczenia w krótkim czasie. Tu nie ma jednej słusznej teorii! Im głębiej grzebiesz, tym więcej możliwości widzisz. Nie ma drogi na skróty. Trzeba wiele pokory w sobie – tego się nauczyłam.

Jak już wielokrotnie pisałam, pogłębiam wiedzę o koniach, interesuję się psychologią koni, bo chcę być dla nich coraz lepsza, chcę wiedzieć, jak postępować, by nie krzywdzić ich nieświadomie, chcę lepiej jeździć. Ale w tym moim pogłębianiu wiedzy jest też element „prywaty”, mojego własnego interesu, egoizmu 🙂 Mianowicie: moje i moich córek bezpieczeństwo. Wiem już, że siedząc na koniu i myśląc po ludzku, mam o wiele mniejszą szansę na bezpieczną jazdę. Wiem też, że moja znajomość natury końskiej zwiększa kilkakrotnie szansę na bezpieczną jazdę. Wiele piszę o tym w książce i wiele razy jeszcze będę pisać o tym na blogu. Koń to bezpieczne zwierzę, pod warunkiem, że nasze zachowanie idzie jak najbardziej w parze z jego naturą, motywacją, potrzebą.

Wśród przyjaciół i rodziny jestem uznawana za „luzacką” matkę, która pozwala dzieciom na wiele i nie zamartwia się na zapas. Ale jeśli chodzi o jazdę konną, jestem jak kwoka – przewrażliwiona na punkcie swoich piskląt.

Ostatnio byłam w terenie. Warunki były nieciekawe – mokro (a zatem ślisko). I wyszło ze mnie „matczenie”. Instruktor śmiał się ze mnie, że powtarzam jego słowa, przerywam mu, tłumaczę córkom to, co już wytłumaczył 🙂 Jakbym nie wierzyła, że jego słowa i uwagi dochodzą, docierają do nich. Jakbym chciała zwiększyć szansę na wysłuchanie jego uwag i ostrzeżeń przez Julę i Alę. Ech. Tak to jest być mamą 🙂 . Bezpieczeństwo dzieci najważniejsze! I chyba to nigdy się nie zmieni.

Zdjęcie – niesamowita Ewa Janicka

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *