Relacja ze szkolenia z bezpiecznego spadania z konia

Relacja ze „Spadokoniarzy”, czyli ze „Szkolenia z bezpiecznego spadania z konia”, mającego miejsce w stajni „Na Zielonej” w Konarach, a prowadzonego przez HorseKiDo, ma za zadanie zdradzić Ci trochę szczegółów na temat formy szkolenia, a także doprecyzować temat i zakres szkolenia. Byłam, wraz z córkami, nie tylko organizatorem* tego szkolenia ale również po prostu uczestnikiem.

Już dawno, dawno temu czułam, że chcę wziąć udział w takim szkoleniu. Ale – było za daleko, było za drogo, było nie w tym terminie. Odpuściłam temat. Aż do momentu, gdy spadłam z konia (a raczej w bardzo spokojny sposób zsunęłam się z niego) i złamałam „kość promieniową u nasady” (nadgarstek). Zsuwając się z konia wysunęłam rękę, myśląc, że podeprę się i tyle. A tu niespodzianka – kość pękła. Operacja (drutowanie kości), 8 tygodni w szynie, a potem 2 miesiące rehabilitacji, by w miarę dojść do sprawności, upewniły mnie, że trzeba wrócić do tematu szkolenia ze spadania z konia.

Gdybym tak niespodziewanie, w pełnym galopie, wyleciała z siodła (bo koń się potknął) z kosmiczną prędkością, zawisła na gałęzi, uderzyła w skałę itp., itd. i rozwaliła rękę, to uznałabym to za pech i uznałabym własną bezradność wobec takich przeciwności losu. Ale nie… po wypadku miałam pewność, że mogłam zrobić coś inaczej! Że miałam czas, by zareagować inaczej i wyjść zwycięsko z tego upadku. JA NAPRAWDĘ MIAŁAM CZAS, BY INACZEJ UŁOŻYĆ CIAŁO. I powiem Ci, że wiele razy spadałam z konia, i wiele razy miałam poczucie, że dzieje się to wolno, że mogę tam dodać te dwa grosze od siebie…

Zanim przejdę do rzeczy – jedna ważna uwaga! Ten wpis nie ma za zadanie przekonywać nikogo do uczestnictwa w takich szkoleniach. Moim zdaniem albo poczujesz taką potrzebę albo nie. Jeśli poczujesz to idź jak w dym, jeśli nie, zostań w domu.

Dużo było teorii na tym szkoleniu (okraszanej licznymi dygresjami 🙂 Darek chciał nam opowiedzieć naprawdę wszystko z nawiązką 🙂 ) Teorii, która non stop przeplatała się z różnymi ćwiczeniami fizycznymi. W tym wpisie bardziej się skupię na kwestii „fizycznej” szkolenia.

Na początku Darek z HorseKiDo zwrócił uwagę na ogólne rozgrzanie jeźdźca, na rozruszanie stawów, rozciągnięcie ciała. Ćwiczyliśmy tzw. „podstawówkę”, czyli zestaw ćwiczeń, które miały za zadanie rozgrzać, rozruszać wszystkie nasze stawy. Ćwiczyliśmy też rozciąganie ciała. Już choćby 10-minutowe, ale CODZIENNE, rozciąganie, ma zbawienny wpływ na nasze ciało, naszą sprawność.

A nie ukrywajmy – bezpieczne spadanie jest w 100% skorelowane z naszą kondycją fizyczną. Ja poczułam to już dawno temu. Dlatego też, jak pisałam we wpisie joga a jeździectwo, poświęcam na jeździectwo tyle samo czasu co na ćwiczenia własnego ciała. I tego samego wymagam od moich jeżdżących córek. Niewyćwiczone, sztywne ciało na koniu to wielkie prawdopodobieństwo kontuzji (i naprawdę nie trzeba do tego niebezpiecznych sytuacji). Poza tym odkryłam na własnej skórze, że im bardzie sprawna, wysportowana jestem, tym po prostu lepiej jeżdżę.

Po solidnych ćwiczeniach przygotowujących ciało przyszła kolej na ODDECHY. Darek przykładał do oddechu wielką wagę. Nie bez przyczyny. Oddechem możemy regulować ciało i umysł. Przez oddech pozbywamy się blokad w ciele, napięć, stresu. Przez oddech łapiemy rytm i ŚWIADOMOŚĆ WŁASNEGO CIAŁA. Stajemy się bardziej uważni, obserwujemy to co się w nas dzieje. To przy koniach podstawa…Ale to temat na oddzielny post 🙂

Pies Balios też nam pomagał oddychać z przepony, nie z klatki piersiowej 🙂

Potem praca z piłkami. RÓWNOWAGA, BALANS. Wiemy, że to podstawa jeździectwa, że to podstawa bezpieczeństwa, a kto z nas rozwija tę umiejętność „z ziemi”. Ponownie Darek dał nam sporo rad i przydatnych ćwiczeń. Oj, było to męczące. Ostatnimi czasy moją piłką bawił się Larmand (koń). Postanowiłam, że po szkoleniu, piłka wraca do domu i będziemy się nią bawić MY (Jula, Ela, Ala i Olga) (a jak się nią bawił Larmand obejrzyjcie na filmiku w Videoblog).

Po ćwiczeniach z oddechem, z rozluźnieniem, z balansem (piłką), przyszła kolej na ćwiczenia na matach. I wyszło szydło z worka! Wszyscy zapomnieli jak robiło się zwykłe fikołki 🙂 W szkoleniu brała udział młodzież. Nawet oni ( w sumie one) musieli sobie przypomnieć jak to się robi! Niestety – pozwolę sobie na małą dygresję – w szkole moje dzieci miały zaledwie kilka lekcji przez całą podstawówkę, gdzie ćwiczyły fikołki, przewroty! Szkoda! Apeluję – fikołki to niezmiernie ważna umiejętność!

Ale Darek nie uczył nas zwykłych fikołków. Uczył nas jak przeturlać ciało, by nadgarstki, łokcie, bark, głowa na tym nie ucierpiały. Jak wpaść w ten kulisty, piękny ruch, dzięki któremu przekierujemy siłę wyrzutu na zewnątrz, a nie stłumimy ją na łokciu, nadgarstku, barku. ŁAŁ! To naprawdę nie było łatwe! Powtarzaliśmy te przewroty kilkadziesiąt razy, a i tak wydawały się „kwadratowe”. Ale to normalne. Na początku myśleliśmy o tym jak ułożyć głowę, bark, ręce, dłonie. „Kulistość” przychodzi wtedy, gdy człowiek zaczyna wykonywać ten ruch automatycznie, odruchowo. Wtedy siup! Przewrót i stoimy znów na nogach!

Ćwiczyliśmy też w kaskach i kamizelkach, by w pełni zidentyfikować się z sytuacją 🙂
Odpowiednie ułożenie barku i głowy to podstawa
I znów jesteśmy na nogach!

Jak Darek wielokrotnie powtarzał – on dawał nam narzędzia, ale to my musimy dalej z tym popracować.

Przewroty w przód, przewroty w tył. Przez lewe ramię, przez prawe. Pady w przód, pady w tył. Pady były genialne. Czasem przecież lecimy centralnie na plecy… lub buzię. Co możemy zrobić??? Zastosować pady. Twoje napięte ręce wraz z otwartymi, napiętymi dłońmi mają za zadanie zamortyzować upadek. Super sprawa! Ćwiczyliśmy ciesząc się efektami jak dzieci!

Lecę i…
Amortyzuję upadek dłońmi, przedramieniami


A potem to samo, tylko z niego większej wysokości – nie z kucek, nie z przysiadu, nie z ugiętych nóg, tylko z małego rozpędu z pełnej wysokości. Ponieważ trudność ćwiczeń była stopniowana, żaden z uczestników nie miał problemu z ich wykonaniem. Ale jeśli, oglądając zdjęcia, myślisz: „to niebezpieczne!”, „ja bym się bała” to znaczy, że TY i TWOJE CIAŁO nie są na to jeszcze gotowe (a często to po prostu Twój umysł nie jest gotowy).

Przez półtora dnia mieliśmy różne ćwiczenia z ziemi i dopiero w ostatnich 2 godzinach szkolenia, wsiedliśmy na konia. Najpierw było ćwiczenie na zaufanie 🙂 Nie zdradzę szczegółów. Potem ćwiczenie w stępie: przełożyć nogę nad głową konia, zeskoczyć z konia i wykonać przewrót w przód. Proste! A jednak okazało się, że wielu uczestników miało obawy z zeskokiem z konia (gdy ten był w ruchu) i wykonaniem przewrotu. Przez lata uczą nas wsiadać i zsiadać w stój, i to przenosząc nogę do tyłu, nie do przodu. Jak się okazuje – proste złamanie schematu wywołuje niepewność i zwykłą obawę. To ćwiczenie więc miało WIELKI SENS. W tym temacie ja z moimi córami, byłam mocno do przodu, bo ten sposób zsiadania z konia praktykuję już od pewnego czasu. Gdy schodziłam z konia w standardowy sposób, moja kamizelka ochronna zahaczała się o strzemię, więc zaczęłam zsiadać właśnie przekładając nogę nad głową konia i zeskakując z niego. Poza tym miałyśmy duże szczęście, bo trafiłyśmy w naszym życiu do stajni, na szkolenia, gdzie nie raz miałyśmy okazję „powygłupiać” się na końskim grzbiecie 🙂 Tam już dawno przełamywałyśmy te „strachy”, strach przed zeskokiem, zejściem z konia, gdy ten jest w ruchu itp. Jak wiecie, jestem fanką woltyżerki, jazdy na oklep, jazdy bez strzemion, młynków, „pozycji „na Indianina” itp 🙂 Zarówno w Ranczo Pcim jak i w Akademii A.A Susłowcy miałyśmy okazję zeskakiwać z koni, robić „cyrki” na grzbietach koni, jeździć na oklep (to praktykowałam też często z Larmandem a Jula z Ariką). Zresztą więcej na Dosiad – nauka na całe życie 🙂 Myślę, że gdyby nauka jazdy konnej zaczynała się właśnie od tego, nie trzeba by było szkoleń z „Bezpiecznego spadania z konia”. Ale o tym też już się kiedyś wypowiadałam (Mam pomysł! Nauka spadania i woltyżerka dla początkujących oraz Rozważania z leżaka o Lorenzo)

Czy jest sens zeskakiwać z konia i potem „sztucznie” wykonywać przewrót? Jest! I to głęboki. Chodzi o wyćwiczenie pewnego odruchu, odruchu przekierowania siły wyrzutu w przewrót. Zapamiętania tego schematu.

I na koniec, po stępie przyszedł czas na kłus. To samo ćwiczenie tylko, że w kłusie. Daliśmy radę 🙂 A teraz wyobraź sobie galop. Spadasz i siła od razu pcha Cię do przodu. Zamiast wyciągać nadgarstki, ręce, by zahamować, zamiast lądować na łokciu, barku, masz złożyć swoje ciało i się przeturlać. To mieliśmy starać się sobie wdrukować podczas tego krótkiego szkolenia.

„Ale proszę Pani! Z reguły to się spada do przodu, na głowę, a nie na nogi!” Cóż – widząc nasze niezgrabne spadania na nogi i fikołki, myślę, że HorseKiDo wiedziało jak ustawić program, by wszyscy wyszli z tego cało 🙂

Generalnie – jeśli lecisz z konia do przodu głową, to łap się brachu wszystkiego: grzywy konia, łba konia, siodła. Rób wszystko, by wyhamować, by ostatecznie zdążyć przerzucić nogi i nie wylądować na głowie, lub wrócić w siodło (mi się to ostatnio udaje!!).

Nie – to szkolenie nie rozwiąże wszystkich naszych problemów. Nie zniweluje wszystkich naszych upadków. Ale nawet jeśli miałoby pomóc wyratować nas choćby z 30-50% z nich to uważam, że i tak super.

A w takich okolicznościach jedliśmy obiad 🙂 Obok stajni „Na Zielonej” jest „Zielona Farma” https://zielona-farma.com.pl/ z domkami do wynajęcia (tu mieszkali nasi uczestnicy).

Obiad z widokiem pasących się koni

Jeszcze raz widok z domków w Zielonej Farmie
HorseKiDo i Jazda konna naturalnie 🙂

PS Jeśli chciałabym pogłębić umiejętności spadania z konia to zapisałabym się na zajęcia z judo, aikido czy inne sztuki walki. Przewroty, pady to podstawy na tych zajęciach! Ale obiecałam sobie ćwiczyć, powtarzać w domu na macie!

PS To jest moja relacja, moje odczucie i mój osobisty odbiór. Piszę o tym co czuję i jak czuję. Każdy z nas odbiera świat przez pryzmat swoich doświadczeń. Pamiętaj 🙂

*do roli organizatora należało: ściągnięcie HorseKido w wyznaczonym terminie w nasze strony, pozbieranie zainteresowanych, dogranie miejsca, menu, zadbanie o dobrą kawę i wspaniałą, otwartą atmosferę 🙂

Ela Gródek

Jak bezpiecznie zacząć szkolenie koni metodą klikerową? (część II)

Jeśli nie czytałeś części pierwszej – znajdziesz ją tu: Trening konia – pozytywne wzmocnienie, metoda klikerowa

„CO POTRZEBUJESZ? Oczywiście konia i smaczki 🙂 Jakie? Takie jakie Twój koń lubi, ale UWAGA – nie takie za które da się pokroić. Nie chcemy wzbudzać nadmiernej ekscytacji. Jak już poznasz reakcje Twojego konia na różne rodzaje smaczków, będziesz mógł dobierać rodzaj smaczka do rodzaju zadania, w zależności czy chcesz konia raczej wyciszyć spokojnym żuciem, czy pobudzić do większego zaangażowania lub wysiłku czymś małym a atrakcyjnym. Na początek mogą być maleńkie kawałki marchewki (rozmiar jak na foto), czy granulowana pasza, którą koń lubi. I ważna sprawa. Koń nie może być głodny! Nie chodzi o to, żeby koń wykonywał ćwiczenia, aby zdobyć jedzenie. On ma się raczej wkręcić w zabawę, której jedzenie jest częścią. Smaczki wygodnie jest trzymać w saszetce/nerce, z kieszeni trudniej jest sprawnie i na czas wyciągać (tak zwany „timing” jest tu kluczowy!). Kliker się przyda, ale nie jest konieczny, możesz zastąpić innym dźwiękiem, np. wydać „klikający” dźwięk językiem.

CZEGO UCZYĆ? Ważne jest jakie zachowanie będzie pierwszym nauczonym przez nas z nagrodami. Bo koń to na pewno polubi i będzie chciał do tego wracać. Dlatego np. dębowanie nie jest najpraktyczniejszym wyborem na pierwszy raz 😊 Polecam przede wszystkim skupić się na… staniu spokojnie! Powiesz, wielka mi sztuka… a jednak. Jeśli koń polubi stanie koło Ciebie spokojnie, z głową przed siebie, w dobrej równowadze, rozluźniony, to jest solidny fundament, który przyda Ci się w niezliczonej ilości sytuacji. Ja na przykład lubię jak koń ma takie spokojne stanie w „ustawieniach fabrycznych” – chcę żeby myślał: nie wiem co zrobić? No to stanę spokojnie koło człowieka, a dobre rzeczy same do mnie przyjdą. Lepsze niż grzebanie nogą, dreptanie w miejscu czy… szukanie smaczków po kieszeniach, prawda? Procentuje też przy czyszczeniu, wizytach weterynarza, itp. itd. Jak już nabierzesz wprawy i wyczucia możesz w ten sposób nauczyć wszystkiego, od dawania nóg, przez spokojne stanie przy wsiadaniu, po skomplikowane elementy ujeżdżenia czy techniki skoków.

JAK UCZYĆ? W tej metodzie skupiamy się na tym co koń robi dobrze, a nie na błędach. Unikamy korygowania niewłaściwych zachowań. Staramy się tak zaplanować ćwiczenie, żeby możliwość złego zachowania była możliwie minimalna.  Klikamy i nagradzamy najmniejsze kroczki, które przybliżą nas do wytyczonego celu. Nie czekamy, że koń zrobi coś idealnie żeby dopiero wtedy nagrodzić. Na przykład chcesz żeby stał koło Ciebie z głową przed siebie. Ignorujesz więc próby obszukiwania kieszeni i pożarcia saszetki ze smaczkami. Możesz się delikatnie odwrócić, żeby mu zablokować ciałem taką możliwość i kątem oka wyczekujesz momentu kiedy minimalnie odsunie głowę od Ciebie. Wtedy natychmiast klikasz i podajesz nagrodę. I znowu czekasz. Odsunął – klik, smaczek. Możesz mu trochę pomóc w zrozumieniu oczekiwań podając smaczka na wyciągniętej ręce z dala od swojego ciała. Wręczasz mu tam gdzie chcesz żeby trzymał głowę. Niech on tam sięgnie do smaczka, niech mu się skojarzy, że to tam dzieją się fajne rzeczy, a nie przy kieszeniach 🙂 Jeśli będziesz konsekwentny w ignorowaniu/klikaniu koń, szybko zorientuje się jakie zachowanie mu się opłaca i będzie trzymał głowę na wprost coraz dłużej, wręcz demonstracyjnie popisując się „widzisz? widzisz jak pięknie trzymam?”. I to jest właśnie fajne! Nagradzane konie starają się odgadywać nasze myśli, a nie czekają biernie na polecenia. Jednak drugim aspektem tego ćwiczenia jest przyglądanie się emocjom konia. Nie chcemy nadmiernej ekscytacji, nagradzamy spokojne rozluźnienie a nie rozedrgane oczekiwanie nagrody – uważaj kiedy klikasz, bo to co nagradzasz, otrzymasz potem zwielokrotnione.

JAK DŁUGO? Im krótsze sesje tym lepiej, lepsze kilka 3-5 minutowych sesji w ciągu dnia. niż jedna dłuższa. Koń potrzebuje przerwy, żeby sobie nowe umiejętności poukładać, „przemyśleć”.

ILE SMACZKÓW? Na pewno z początku będzie Ci się wydawać, że dajesz za często, za dużo. Ale tak ma być na etapie przyswajania nowych umiejętności. Kiedy dane zachowanie będzie już ukształtowane, stopniowo zmniejszy się częstotliwość nagradzania. Np. oczywiście nie nagradzam teraz każdego fajnego zagalopowania, czy każdego podniesienia nogi. Ale od czasu do czasu coś dam, żeby podtrzymać motywację.

Nauka wchodzenia do przyczepy

I jeszcze jeden ważny element – ZAMIAST

Zbyt często nasze oczekiwania są związane ze słowem „NIE” – nie wpychaj się na mnie, nie wyprzedzaj kiedy prowadzę, nie brykaj, nie podgryzaj, nie szarp za rękaw, nie wyrywaj nogi przy czyszczeniu. 

Zanim zabierzesz się za to „NIE”, upewnij się ze koń nie robi tych rzeczy z bólu czy strachu – np. wyrywa nogę bo boli go kopyto, bryka bo bolą go plecy, popręg obtarł, wpycha się bo wystraszył się folii na krzaku.

A potem pomyśl co chciałbyś, żeby koń robił ZAMIAST tej niefajnej rzeczy – np. jak stoi z głową na wprost to jednocześnie nie może mnie podgryzać, jak nauczę, że ma iść z łopatką na wysokości mojego ramienia, to nie będzie mnie wyprzedzał. Samo powiedzenie „nie rób tego”, czy nawet ukaranie, nie naprowadza konia na to co dobrego MOŻE robić w tej sytuacji, więc koń szuka innych sposobów na zaspokojenie swoich potrzeb, które też mogą nam nie odpowiadać i obopólna frustracja rośnie. A wystarczy wyobrazić sobie – i zakomunikować koniowi przy użyciu klikera i nagród, co i jak dokładnie CHCEMY żeby robił.

Marcel uwielbia podawać wiadro…by wrzucić tam co nieco 🙂

Te dwa odcinki przybliżające szkolenie  z klikerem to takie podstawy podstaw, raczej zachęta do dalszego zgłębiania tematu niż szczegółowy instruktaż. Warto znaleźć kogoś kto spojrzy na nasze pierwsze kroki, podpowie co zrobić kiedy coś nie idzie tak jak sobie wymarzyliśmy, wyjaśni częste początkowo wątpliwości w którym dokładnie momencie warto klikać, na co jeszcze zwracać uwagę.  Wiele materiałów można znaleźć w internecie, jest sporo informacji w książce „Partnerstwo doskonałe” J.Gołębia, a anglojęzycznym gorąco polecam cykl podcastów Equine Clicker 101:  https://shawnakarrasch.com/podcast/

Ewa Kubala”

A poniżej filmik z Marcelem (przyjrzyjcie się dokładnie! Jest tam wiele niuansów o których Ewa pisała).

PS To ten sam Marcel – bohater innych wpisów Szczęśliwy koń… oraz Straszna torebka! Tam miał 3 latka. teraz ma już 7 lat!

Trening konia – pozytywne wzmocnienie, metoda klikerowa (część I)

Dzisiaj post Ewy Kubali o treningu koni metodą klikerową, metodą pozytywnego wzmocnienia. W wielkim skrócie: to metoda polegająca na tym, że trener „zaznacza” pożądane zachowanie konia klikając klikerem (specjalne małe „urządzenie” – od angielskiego słowa „click”), po czym nagradza konia drobnym smaczkiem.

Ewa zajmuje się hobbistycznie (nie zawodowo) hodowlą, treningiem koni, behawiorem koni, od 12 lat. Ma własną, przydomową, wolnowybiegową stajnię, gdzie na świat przyjęła już 7 źrebaków! Uczy je, a kiedy dorosną również zajeżdża sama. Jest fascynatką pozytywnego wzmocnienia. Gdzie się szkoliła? IMPONUJĄCA lista poniżej (to jednocześnie polecenia dla Ciebie i dla mnie (z niektórych już miałam okazję skorzystać 🙂 !).

Zakochałam się w koniach Ewy od pierwszego wejrzenia 🙂 To konie-psy, jak ja to mówię. Pełne zaufania, ciekawości, chęci do pracy z człowiekiem (ćwiczenia to dla nich zabawa). A przez to w samej metodzie treningu. Ewa to moja mentorka od wielu lat (trudne pytanie, sytuacja? Potrzebne polecenie, rada? Dzwonię do Ewy!)

Specjalnie dla Was dzisiaj Ewa:

„A WIĘC, O CO CHODZI Z TYM KLIKANIEM KONIOM?

Zacznijmy od pytania, które każdy z nas nieraz sobie zadawał: „dlaczego ten koń tak się zachowuje?”

W bardzo dużym skrócie można powiedzieć, że są dwie możliwe odpowiedzi:

  1. chce uzyskać coś co jest dla niego przyjemne lub/i korzystne, zaspokaja jego podstawowe potrzeby jak jedzenie, picie, komfort cieplny, bliskość stada, itp.
  2. chce uniknąć czegoś, co jest nieprzyjemne, powoduje obawy czy ból (np. pozbyć się irytującego owada, oddalić od budzącego obawy psa czy człowieka z parasolką, sprawić że przestaniemy cisnąć łydką czy machać batem)

Tak wiec my, chcąc wpłynąć na zachowanie konia, możemy używać tych dwóch motywacji – 1) zdobywania lub 2) unikania.  Którą lepiej wybrać?  A co Ty byś wolała jako zachętę do jakiejś pracy, powiedzmy umycia wszystkich okien w domu?

  1. zdobywanie – jak umyjesz to możesz sobie kupić wymarzoną parę dżinsów
  2. unikanie – dopóki nie umyjesz okien, będę cię ciągnąc za włosy

Ja na pewno w pierwszej sytuacji podeszłabym do tych okien z większym entuzjazmem, może nawet z rozpędu uprałabym firanki. A druga opcja utwierdziłaby mnie w przekonaniu że mycie okien to okropna robota.

Konie podobnie – za marchewkę będą współpracować chętnie i cała sytuacja treningu i trenujący je człowiek będzie im się dobrze kojarzyć, a zmuszanie batem, mocne ciśnięcie łydką, ciągnięcie wodzy nie wykrzesze entuzjazmu, może nawet wywoła bunt.

To zrozumiałe, ale po co w tym wszystkim jakieś klikające pudełeczko? A no po to, żeby precyzyjniej powiedzieć koniowi za co tę marchewkę dostał. Wyobraź sobie że uczysz konia podawać zadnie nogi i ładnie trzymać je do czyszczenia. Koń podniósł nogę, potrzymał 2 sekundy, postawił, dałeś mu marchewkę. Dostał nagrodę, więc następnym razem będzie trzymał dłużej? Niekoniecznie. Myślę że właśnie szybciej postawi ją z powrotem na ziemię. Jak to? Dlaczego????

No pomyśl, jaka czynność była BEZPOŚREDNIO PRZED nagrodą? Trzymanie? Nie! Postawienie.  Więc koń myśli że został nagrodzony za postawienie – będzie chciał szybciej postawić by dostać marchewkę. Podobnie jak dasz marchewkę po treningu, kiedy odprowadzisz konia do boksu – on nie wie że dajesz mu za ładne zagalopowania, myśli że nagrodziłeś powrót do boksu – teraz rozumiesz dlaczego tak ciągnął Cię do wyjścia z ujeżdżalni?

No taaak…. ale jak dać marchewkę do paszczy w trakcie trzymania ZADNIEJ nogi??? Albo w momencie jak koń ładnie zagalopował?

Po to właśnie nam ten kliker – żeby koniowi powiedzieć „Teraz robisz coś fajnego, zaraz dostaniesz za to nagrodę” Sprytne, prawda? Nie musisz stać blisko paszczy, wystarczy że zaznaczysz odpowiedni moment. Można w ten sposób wytłumaczyć koniowi wiele spraw, np. „postaw nogę na trapie przyczepy…TAK!…teraz drugą…TAK…teraz cały tam wejdź”, albo „kiedy tu dotknę, idź w bok w kierunku ściany” albo…[tu wpisz dowolną rzecz którą potrzebujesz koniowi wytłumaczyć]

A dlaczego nie mogę po prostu powiedzieć „dooooobry kooooń”? Bo moment to moment, potrzebujemy krótkiego dźwięku żeby go precyzyjnie uchwycić, żeby koń zrozumiał o co dokładnie nam chodzi. A poza tym, w przeciwieństwie do naszego paplania, klik to dla konia dźwięk niezwykły, więc zwróci na niego uwagę. No i oczywiście po kliku zawsze jest marchewka, więc kojarzy się z tą fajną motywacją numer 1) Ale zanim popędzisz do sklepu po klikacza poczekaj na drugą część artykułu gdzie dowiesz się jak bezpiecznie zacząć, bo są pewne pułapki które KONIECZNIE trzeba ominąć.”

Ewa Kubala

A poniżej dwa filmiki, które spontaniczne nakręciłam będąc u Ewy. Pojechałam zobaczyć źrebaki (5-dniowego Mono i 2-miesięcznego Miron) a przy okazji po raz kolejny zachwyciłam się pracą Ewy ze starszymi końmi. Na filmikach klacz – Zafira (Zadziorek) (notabene wzięta z fundacji…jako „niebezpiecznego”, „popsutego” konia)

Ewa szkoliła się między innymi u: dr Jenifer Zeligs, dr Karolina Westlund, dr Krzysztof Skorupski, Shawna Karrasch, Rachael Draaisma, Rachel Bedingfield z dziedziny behawiorystyki, oraz u: Manolo Mendez, Gerd Heuschmann, Jeff Sanders, Marius Schneider, Alfonso Aguilar, Renee Tucker, Gillian Higgins, Joyce Harman, Bibi Degn, Mette Tranter, Patrice Franchet d’Esprey, Natalia Jasicka-Krugiołka, Anna Stępkowska z zakresu biomechaniki, czy dziedzin związanych ze zdrowiem i dobrostanem koni. Ale jak zawsze powtarza to KONIOM najwięcej zawdzięcza i to od nich najwięcej się nauczyła.

A tu filmik jak Moroszka ze swoim synkiem Mironem łazi za mną. Doprasza się uwagi, towarzystwa, drapania. Chce mnie poznać, obwąchać. Człowiek tego konia nigdy nie zawiódł. Człowiek kojarzy mu się tylko z tym co dobre!

a inne posty z końmi Ewy w roli głównej (są one dla mnie wiecznym źródłem inspiracji) tu:

Straszna torebka! Szczęśliwy koń… Szczęśliwe konie

Ela Gródek

Część II wpisu o treningu metodą klikerową : Jak bezpiecznie zacząć szkolenie koni metodą klikerową? (część II)

Szczęśliwe konie

Ostatni mój filmik na fanpage’u, pokazujący cofanie się konia wprost na moją twarz, wzbudził żywą dyskusję. Powstały pytania: czy tej filmik czasem nie zasugeruje niewiedzącym nic „szkółkowiczom”, że takie stanie za zadem konia jest bezpieczne?

Ja (i może Ty) wiem o tym KIEDY stanie za zadam konia jest bezpieczne (pod jakimi warunkami), ale może szkółkowicz tego nie wie i nie wolno mu tego sugerować?

Ta strona i funpage ma MISJĘ – mówić o naturze koni. O tym jakie one są w głębi serca. Co nimi kieruje. Nasza wizja koni nie może kończyć się na wizji konia-rekreanta, który często wyuczył się nieodpowiedniego zachowania w stosunku do człowieka i stracił zapał „dyskusji” z człowiekiem. Konie w rekreacji mają do czynienia z mnóstwem ludzi, a każdy z nich mówi do konia innym językiem oczekując tych samych rezultatów. No cóż – tak zaczynamy uczyć się jeździectwa. Każdy z nas wsiada na konia „zielony”, wysyła różne komendy prosząc o to samo 😊 Taki koń ma naprawdę mętlik w głowie po jednym dniu, nie mówiąc już po kilku latach. W pewnym momencie zatem wycofuje się z tego dialogu, woli nie gadać, raczej unika kontaktu z człowiekiem. I to jest normalne.

Nasz wizerunek konia jest mocno nadszarpnięty – nadszarpnięty przez obserwowanie tylko tych koni – koni, które nie szukają kontaktu z człowiekiem, które są obojętne, które często buntują się, no i mają narowy… Często w szkółkach, rekreacji, na licznych zawodach ego jeźdźca i „biznes” wygrywa z dobrostanem konia.

Ale ja chcę Ci opowiadać o innych koniach. Ja Ci chcę opowiadać o innym świecie, o koniach, które żyją bliżej swojej natury i w większej ufności do człowieka. I tych koni nie trzeba się bać! I chcę, żebyś zadawał sobie pytanie DLACZEGO? I żebyś chciał poznać te konie i się nimi zachwycił 😊

Koń czuje to co my czujemy. Jeśli my nie zaufamy koniom, one nie zaufają nam. Kółko się zamyka. Nigdy nie będziesz miał szansę na piękne połączenie z tym zwierzęciem, na wspaniałą, harmonijną jazdę jeśli mu nie zaufasz. Nie chcę byś zaczynał, tak jak ja, od „wiedzy”: „koń kopie, koń gryzie”.

„Bałam się koni – bałam się, że mnie kopną, ugryzą, zrzucą. To o nich słyszałam. Aż pewnego dnia…spotkałam szczęśliwe konie. Gdzieś tam w Bieszczadach. A potem kolejne u Ewy. I moja wizja koni i „zagrożeń” jakie mogą stwarzać (na szczęście!) została poddana weryfikacji 🙂” tak napisałam na funpage’u. 

Koń, który nie zaznał bólu od człowieka (człowiek często zadaje ból czy fizyczny, czy psychiczny z czystej NIEWIEDZY!!), który nauczył się, że człowiek to przyjaciel (gada jak koń z koniem) i można mu ufać (i którego oczywiście ostrzeżemy, że jesteśmy z tyłu) nawet NIE POMYŚLI, żeby kopnąć. I nie pomyśli, by ugryźć. Chcę, żebyś o tym wiedział. AGRESYWNE zachowania nie leżą w naturze koni! Koń odejdzie, ucieknie, a nie ugryzie i kopnie.

A jeśli tak dzieje się w szkółkach, to chcę byś zadał sobie pytanie DLACZEGO. I dowiedział się co TY możesz zrobić, byś Ty w szkółce był bezpieczny. Jeśli oczywiście planujesz być Prawdziwym Koniarzem. Gdzie znajdziesz odpowiedź na pytanie „DLACZEGO?” Na przykład u swojej Pani instruktor, gdy znajdzie czas dla Ciebie po skończonej lekcji. I w mojej książce „Jazda konna? Naturalnie! Co ten koń sobie myśli?”(więcej tu O książce ). A jeśli dalej będzie Ci mało – napisz do mnie😊 Odpowiem.

„Czasem to o czym się tak głośno mówi, że jest niebezpieczne, jest bezpieczne. I na odwrót. To „bezpieczne” może być bardzo niebezpieczne – gdy nie wiemy nic o naturze koni, jak nas odbierają 🙁” Chcę być wiedział, że koń to wspaniałe, delikatne, pełne dobrych intencji zwierzę. Tylko zachowanie człowieka może sprawić, że staje się niebezpieczny. I nie daj sobie wmówić, że jest inaczej.

Ela Gródek

PS A tu właśnie ten filmik nakręcony u Ewy (2-miesięczny Makary z mamą Moroszką). Te konie zachowują się jak psy 🙂 Chodzą za człowiekiem, proszą, by człowiek się z nimi pobawił, zaczepiają i chcą ciągle z człowiekiem gadać! Robią różne sztuczki i naprawdę cieszą się obecnością człowieka. To konie chowane bezstajennie, mające ruch 24 h (i swoje towarzystwo) na dobę. Konie szkolone metodą klikerową – pozytywnym wzmocnieniem. Zapewniam, że do TEGO konia można podejść od tyłu, można ciągnąć za ogon, można przytulić się do jego zadu – ALE TYLKO GDY MA SIĘ DOBRE INTENCJE 🙂

Rozluźnienie jeźdźca a dobrobyt konia

Ostatnio, gdy wracałam z weekendu z jogą, koleżanka zapytała mnie: „Ela, a co było pierwsze? Joga czy konie?”. Odpowiedziałam „Konie”. Potrzeba jogi „jakoś tak” pojawiła się sama, wręcz automatycznie, gdy zaczęłam już BARDZIEJ ŚWIADOMIE jeździć konno. Na koniach zaczęłam jeździć, gdy miałam 35 lat, jogę (wcześniej pilates) ćwiczę od 39. roku życia.

Powyższe pytanie koleżanki stało się inspiracją do napisania tego postu. Postu wcale nie o tym, jak to joga świetnie wpływa na rozciągnięcie całego ciała, na gibkość, na elastyczność, co jest oczywiście podstawą w jeździe konnej. I nie o tym, jak mnie kiedyś bolał kręgosłup po jeździe, a gdy zaczęłam ćwiczyć jogę, to wszelkie dolegliwości minęły. O takim działaniu jogi – czy innych ćwiczeń (bo nie musi być to koniecznie joga) – dobrze wiecie. Nie trzeba o tym pisać.

Zanim przejdę do sedna, zadam Ci pytanie: co wpływa na DOBROSTAN koni?

Odpowiedzi będą różne: na dobrostan koni wpływa to, w jakich warunkach są chowane, jak są karmione, czy mają zapewnioną opiekę weterynaryjną itp., itd.

A wiecie, od czego jeszcze w OGROMNEJ MIERZE zależy dobrostan koni? Od jeźdźca, od Ciebie i ode mnie 😊 A konkretnie od stanu jeźdźca 😊  Od tego, jak jeździec traktuje konia, ale też od tego, jak po prostu na nim jeździ, jak sam się CZUJE na koniu. Pospinany jeździec bardzo źle wpływa na konia. Nawet lekko niepewny, zestresowany jeździć źle wpływa na końską psychikę.

Jeździec, który nie umie jeszcze jeździć w harmonii z koniem, w PEŁNYM ROZLUŹNIENIU, będzie obijał grzbiet konia. Uwierzcie mi, siła klapiącej w grzbiet konia – nawet młodej i lekkiej – pupy jest ogromna! Jeździec, który jeszcze nie umie jeździć w spokoju, szczęściu, będzie przekazywał koniowi swój lęk, strach, będzie wpływał na samopoczucie konia. Mamy więc tu dwa aspekty – fizyczny i psychiczny.

Nie jest łatwo w to uwierzyć, patrząc na wielkie, silne zwierzę! Taki człowiek może tak oddziaływać na konia?? Tak. Widać to po zwiększającej się liczbie koni w złym stanie. Kupić obecnie konia w dojrzałym wieku, ujeżdżonego, bez chorób czy narowów to nieomal cud… Konie to bardzo wrażliwe stworzenia i naprawdę czują o wiele mocniej niż TY i JA, niż to sobie wyobrażamy.

Więc jeśli kochamy konie, to musimy się starać jak najlepiej jeździć, pracować nad swoim jak najlepszym dosiadem (to pojęcie rozbiłam na czynniki pierwsze tu: Dosiad – nauka na całe życie 🙂). A w tym dosiadzie jedną z głównych ról odgrywa ROZLUŹNIENIE, świadomość własnego ciała (brak blokad i spięć w ciele).

A aby osiągnąć rozluźnienie na koniu, musimy dokładnie poznać konia (by nie bać się jego reakcji, by nie bać się samego KONIA, by rozumieć, co z czego się bierze, by umieć odpowiednio reagować. Po to napisałam dla Ciebie książkę O książce ) i musimy dokładnie poznać… SIEBIE – swoje ciało i swój umysł. Wiem, że wydaje się to górnolotne i przesadzone. Ale uwierzcie mi – to prawda. Poczułam to na sobie, na własnej skórze.

Trzeba umieć zauważać, kiedy jestem myślami nieobecna a moje ruchy przez to niespójne (KOŃ O TYM BĘDZIE WIEDZIAŁ). Kiedy jestem spięta? Kiedy JAKAŚ CZĘŚĆ mojego ciała jest spięta? Która? Jak to „wychwytywać”? Zauważać? Jak, siedząc na koniu, myśleć o sobie, swoich reakcjach, swojej zaciśniętej żuchwie, przykurczonych nogach, zgarbionych plecach, zaciśniętych palcach? Uwierz mi – koń to czuje. I koń się nie rozluźni, jeśli człowiek się nie rozluźni. A pospinany koń to koń na drodze do kontuzji.

Droga do rozluźnienia jeźdźca jest bardzo długa. To bardzo trudne. Ja po kawałeczku się uczyłam. Wiele lat. I wciąż się uczę.

I joga właśnie w tym bardzo mi pomogła. Staję na macie i czuję swoje ciało. Obserwuję swój oddech. To, czy jestem spokojna, w równowadze. Obserwuję, co myśli moja głowa. Uczę się uważności. Bycia we własnym ciele. Umiem zauważyć, kiedy wstrzymuję oddech, kiedy oddech przyspiesza. Umiem wrócić do spokojnego oddechu, do napięcia lub puszczenia napięcia mięśni. Lepiej ćwiczyć to najpierw na macie, a potem przenieść na konia 😊 Dla jego dobra.

W jeździectwie nie ma drogi na skróty. Jeśli myślimy o dobrostanie konia. Czy pomoże Ci w tym joga, czy coś innego – nie ma to znaczenia. Ważne, by widzieć tę wielką zależność między swoim stanem fizycznym i psychicznym a dobrostanem konia. By powoli dążyć w tym kierunku. W kierunku świadomego jeździectwa 😊

PS W tym kontekście polecam szkolenia Natalii Jasickiej-Krugiołek „Sprawność psychofizyczna jeźdźca” (info znajdziecie na Facebooku na „Treningi dosiadowe. Sprawność psychofizyczna jeźdźca”). Na tym szkoleniu byłam gdy dopiero moja droga jeździecka nabierała barw. Byłam początkująca (mimo, że jeździłam już 2-3 lata!) i to od Natalii po raz pierwszy usłyszałam o PRZEPUSZCZALNOŚCI jeźdźca, o blokadach w ciele, z których w ogóle nie zdajemy sobie sprawy, o tym jak nasze ciało oddziałuje na konia. Na tym szkoleniu Natalia zasiała ziarno. I za to bardzo, bardzo jej dziękuję.

Dziękuję też „Karma – pracownia jogi i psychosomatyki” za każdą lekcję na macie.