Kryzys? Czy jazda konna nie jest dla mnie?

Kiedy to jest kryzys a kiedy jazda konna po prostu nie jest dla Ciebie?

Zanim przejdę do sedna.

Ostatnio na fun pagu na facebooku czy Instagramie pokazuję się z najmłodszą córką – 12 letnią Olgą. Puszę się z dumy, cieszę się, chwalę. Jeździ! Trzecia córa też! Z okładki książki „Jazda konna? Naturalnie! Co ten koń sobie myśli?” wiesz, że jeżdżą moje dwie starsze córki (teraz już 18-latka i 17-latka). Ale długo czekałam na to, by móc powiedzieć: trzecia córa też!

Z Olgą było dokładnie tak samo jak ze mną. Jej droga jeździecka jest i będzie podobna do mojej. Zarówno ona i ja przeżywa wiele momentów strachu, lęku. Wiele razy chciałam rezygnować. Olga zrezygnowała już dwa razy i dwa razy powróciła do jeździectwa 😊. Nie jest to droga podobna do drogi np. córki Julii. Julia nie przeżywała emocjonalnych kryzysów. Nie bała się, nie miała wątpliwości. Wstawała z kolejnego upadku z podniesioną głową i wsiadała od razu, niewzruszenie, na konia.

„Nie każdy musi jeździć konno!” – to usłyszałam 2 lata temu od Olgi, gdy postanowiła przestać jeździć. Upadek z kucyka, złe zachowanie innych koni w boksie, czy przy siodłaniu, wystarczyły, by podjąć taką decyzję.

Olga miała rację – jazda konna nie jest dla każdego. Też jestem o tym przekonana. Ale…czy nie jest to hobby dla Olgi?

Mając w pamięci moją jeździecką „drogę” wiedziałam, że mogą jeszcze nadejść zmiany, że ta decyzja może nie być ostateczną.

Zarówno ja, jak i Olga, musiałyśmy „dojrzeć emocjonalnie” do jazdy konnej (o ile jest to dobre określenie). Musiałyśmy pokonać kryzysy, przejść z kolejnego dołka na górkę. Jak pisałam w książce (O książce), na początku jazda konna to istna sinusoida: upadki i wzloty.

Ale skąd wiedziałam, przeczuwałam, że Olga wróci do jeździectwa? Widziałam to po jej kontakcie z końmi. Olgę cieszyło towarzystwo koni, lgnęła do nich. Nie przeszkadzał jej „zapach”, kurz. Lubiła czyścić, przytulać, być w stajni. Interesowało ją to co koń czuje i kiedy jest mu dobrze. Interesował ją koń i jego uczucia. Razem czytałyśmy o koniach, o jeździectwie. Była ciekawa, zainteresowana.

Zatem kiedy to jest kryzys, a kiedy jazda konna nie jest, po prostu, dla Ciebie (czy Twojego dziecka)? Kiedy kochasz być przy koniu, kiedy zależy Ci na nim, kiedy chcesz, by było mu z Tobą dobrze, gdy lubisz być w stajni – jazda konna jest dla Ciebie. I nie ważne, że się boisz i nie masz zaufania. Wiele sytuacji przy koniach trzeba przepracować, trzeba do nich dojrzeć, trzeba emocjonalnie ogarnąć. Koń to wielkie zwierzę, które potencjalnie może zrobić krzywdę. Olga musiała podrosnąć, by pewne sytuacje przestały ją przerastać, by przyjemność brała górę nad lękiem i strachem. Po sobie wiem, że WSZYSTKIE kryzysy da się przepracować, wszystkiego można się nauczyć, ale faktem jest też to, że jeden człowiek pokona to na przestrzeni kilku miesięcy, inny kilku lat, a jeszcze inny kilkudziesięciu. Nauka jazdy konnej jest bardzo indywidualna i nie warto się zrażać. DAJ SOBIE TYLE CZASU ILE POTRZEBUJESZ. I nie porównuj się. Co jeszcze ważne – ważne jest też to kto jest Twoim nauczycielem 😊

Poczekałam, Olga podrosła. Zabierałam ją do „miłych” koni i obserwowałam. Miłość wróciła. W spokojnych, bezpiecznych warunkach. Ugruntowała się, by móc przyćmić momenty kryzysów, przygotować na siłę, by je przezwyciężać.

„Dojrzewanie emocjonalne” nie pójdzie do przodu tylko z wiekiem. Pójdzie do przodu przede wszystkim z WIEDZĄ (wiem to z autopsji). Olga z własnej nieprzymuszonej woli ciągle sięga, wraca do mojej książki. Przybiega do mnie, komentuje, sypie przykładami z własnego, „nowego” doświadczenia. Czasem mnie cytuje 😊

Tak miało być. Pierwszym i najważniejszym motywem powstania książki „Jazda konna? Naturalnie! Co ten koń sobie myśli?” było to, by moje córki mogły poznać kim jest koń, o czym myśli😊By mogły poznać podstawy natury, psychiki koni. Bo bez tego ani rusz.

Jeszcze wiele upadków i wzlotów przed Olgą. Ale i wiele chwil absolutnego szczęścia i poczucia spełnienia.

Ela Gródek

PS I jeszcze jedno. Olga miała alergię – alergię jak ja to teraz nazywam „na stajnię” (kurz, pył). Po godzinie spędzonej w stajni/ujeżdżalni, Olga kichała, oczy jej łzawiły. Teraz alergia jest minimalna.

Przypadek? Alergia bardzo często ma podłoże psychosomatyczne. Organizm jasno daje nam sygnał, że „coś jest tu nie tak”, „nie czuję się tu dobrze”. Organizm broni się. Emocje przekładają się na symptomy w ciele (wg medycyny chińskiej nie ma choroby pod tytułem „alergia”). Teraz Olga jest pewna siebie w stajni, jest gotowa mierzyć się z niedogodnościami, trudnymi sytuacjami (o nie! One nie minęły. Jeszcze wiele przed nią!) Alergia jest minimalna.

PS Kamieniem milowym w powrocie Olgi do jeździectwa  był nasz pobyt „U Prezesa” (szczegóły tu Tereny i „bycie” w Bieszczadach „U Prezesa” (maj 2023): Prezesie – jeszcze raz dziękuję!

I jeszcze jedna uwaga. Tak zgadzam się – pasję można mieć do samych koni – niekoniecznie trzeba chcieć na nie wsiadać 😊

Zdjęcia Olgi ze stajni: Agroturystyka Izery, Zaczarowane Wzgórze, „U Prezesa”, Stajnia na Zielonej Konary, Stajnia Nawojowa Góra.

Relacje z koniem – jak je tworzyć?

Ci z nas, którzy interesują się psychiką koni, podejściem do koni bez użycia siły, przemocy, z poszanowaniem ich natury, Ci z nas którzy interesują się naturalem, prędzej czy później, dojdą do jednego wniosku. NIE MA TRENINGU KONIA, NIE MA POROZUMIENIA Z KONIEM (koń nie będzie się nas „słuchał”) BEZ RELACJI.

Okazuje się, że wszyscy trenerzy, wszyscy Koniarze, pracujący z końmi na wolności, bez presji, zaczynają od tłuczenia Ci do głowy jednego: konieczności nawiązania RELACJI z koniem.

Nie ważne jaki temat Cię interesuje – wszyscy radzą na początku to samo – najpierw RELACJE. Potem cała reszta. Masz problem? Przyjrzyj się swoim relacjom!

I tak sobie pomyślałam, że każdy o tych relacja mówi, a rzadko kto uczy i tłumaczy początkującym jeźdźcom JAK TO ZROBIĆ? Jak nauczyć się nawiązywać relacje z koniem. Wiecie dlaczego? Bo to jest bardzo trudne i bardzo indywidualne.

Obserwując koński świat od dobrych paru lat, obserwując jeźdźców, ucząc się, patrząc na własny rozwój, dochodzę do następujących wniosków:

Nie nawiążemy relacji z koniem jeśli (i jest to punkt numer 1) w pełni mu nie zaufamy, jeśli nie przestaniemy się go bać, jego reakcji, zachowań.

Jeśli nie zachowujemy postawy pełnej spokoju, harmonii, wyrozumiałości, spójności i konsekwencji, koń nam nie zaufa. Aby koń chciał nawiązać z nami relacje, musi widzieć, czuć, wiedzieć, że w 100% nic mu nie grozi z naszej strony, że może zaufać. Koń – jako zwierzę uciekające – nie daje kredytu zaufania. Mało tego, koń musi wiedzieć, że przy nas będzie mu lepiej, że rozwiążemy niejedną sytuację za niego, że może na nas liczyć…

Abyśmy MY mogli zaufać koniowi, musimy przekonać się, że nie ma czego się bać. Wiem jak to jest na początku: „ten koń bryka:, „ten gryzie”, „ten kuli uszy”, „ten może mnie kopnie?”. JAK TU SIĘ NIE BAĆ??  Niestety jest to zamknięte koło. Jeśli my podchodzimy do konia z dystansem, on patrzy na nas z dystansem. Czuje, że z jakiegoś powodu, ta istota (my), gdzieś tam w głębi, podszyta jest strachem… Zatem koń nabierze podejrzeń w stosunku do nas (bo dlaczego się boi? Jakie ma intencje?) i chętnie nas trochę „ustawi”, czy to skulonymi uszami, czy zębiskami, zyska przewagę (w razie czego). Jak przestać obawiać się koni? Nie ma innej rady. Musimy łazić do stajni, obcować z końmi – różnymi końmi, w różnych stajniach – i uczyć się o ich psychice, naturze, zachowaniach. Musimy nauczyć się jak przerwać to błędne koło wzajemnego lęku, nieufności, oswoić się. MUSIMY MU ZAUFAĆ. To my pierwsi musimy dać koniowi kredyt zaufania. Kredyt zaufania oparty na udowodnionych faktach, że koń to ostatnie stworzenie, które chce jakiegokolwiek konfliktu z nami, jakiejś bójki, wzajemnej walki. Pamiętaj – wszystkie niepożądane zachowania koni wynikają z jego strachu, z samoobrony, z przeszłości, traumy (najczęściej wywołanej przez człowieka!!). KOŃ Z URODZENIA I ZAŁOŻENIA jest stworzeniem przyjaznym, który UNIKA JAK OGNIA wszelkich agresywnych zachowań. (oglądam mnóstwo filmików z końmi, mnóstwo czytam i potwierdzam to w 100%)

Niestety koń ma jedną „wadę”. Widzi każdą niespójność, każdą próbę naciągnięcia rzeczywistości. Koń nie kupi tego, że się uśmiechasz, że jesteś „rozluźniona”, jeśli wewnątrz Ciebie kołata serce. Koń słyszy wszystko (nie bez przyczyny mówi się o umiejętnościach telepatycznych koni), wyczuje wszystko. Nie da się oszukać i naciągnąć. Możemy starać się zachowywać tak, jakbyśmy się nie bali, ale jeśli wewnątrz nas jest choćby cień obawy i dystansu – koń o tym się dowie…i nie zaufa. Nie ma drogi na skróty. Musisz naprawdę w głębi serca zaufać koniom.

Obserwując Wielkich Koniarzy zauważam jedno. NAWET jak pracują z koniem trudnym, brykającym, wyrywającym się, dębującym (z pozoru bardzo niebezpiecznym), są SPOKOJNI i naprawdę widać, że to co wyprawia koń, nie robi na nich najmniejszego wrażenia. NIE BOJĄ się. Wiedzą, że ich spokój, spokojne serce, oddech, wyciszy to biedne stworzenie i będą mogli mu pomóc. I tak się dzieje…

Ok. I co dalej? Załóżmy, że przestajemy wreszcie reagować potem, wzrostem ciśnienia we krwi, biciem serca na „niemiłe” zachowania konia, że ufamy i zachowujemy pełny luz i spokój. Wtedy możemy przejść do punktu numer 2 w nauce nawiązywaniu relacji z koniem.

Numer 2 to nauka uświadamianie sobie naszych wszystkich niewerbalnych zachowań. Poznanie języka naszego ciała, naszych emocji, myśli, oraz numer 3 – poznanie języka koni. Nie ma możliwości nawiązania relacji z koniem, jeśli nie zaczniemy mówić końskim językiem. Gdzie się tego nauczyć? Jak to zrobić? Wiele pisałam o tym mojej książce ” Jazda konna? Naturalnie! Co ten koń sobie myśli? (więcej tu: O książce ) oraz na tym blogu ( Spis treści BLOG). Są też kursy, inne książki. To konkretna wiedza, którą możemy opanować, przyswoić i używać w praktyce.

Ważna jest też nasza intencja (punkt numer 4). Koń MUSI czuć za każdym razem, że chcemy mu pomóc. Nie chcemy go nic innego – tylko chcemy mu pomóc.

Wtedy następuje SPÓJNOŚĆ – naszej duszy, ciała, myśli, intencji i… działania 😊I to koń kupi

Ela Gródek

PS Wpisując w „lupkę” na blogu „relacje”, „język koni”, „komunikacja z konie”, „emocje” itp., znajdziecie kilka wpisów które mogą Wam rozszerzyć temat: Emocje i pewność siebie a nauka skakania…

Pełne zaufanie 🙂

Na zdjęciach ja i Tommy ze Stajni Śmiałka.

Draco i ja i treningi nie tylko skokowe :)

Już dawno miałam ochotę i potrzebę napisać o Draco. Stał się dla mnie wyjątkowy. Po roku wspólnej jazdy, czuję z nim szczególną więź i czuję w stosunku do niego ogromną wdzięczność  za te wszystkie jazdy/lekcje razem. Przed nami wakacyjna przerwa. Najwyższy czas, by napisać coś o Draco😊

Kto bywa na tym blogu ten wie, że skoki przez przeszkody nie są moją najulubieńszą formą spędzania czasu z koniem😊 Zdecydowanie wolę jazdy w terenie, pracę z ziemi, czy jazdę na kantarku na oklep. ALE doceniam treningi skokowe. Doceniam, bo mam to szczęście, że wraz z córką Julą (dla której skoki zdecydowanie stanowią wyżej w rankingu) możemy jeździć pod okiem bardzo dobrej istruktorki Basi w „Rancho Pcim”. Z każdej więc lekcji wynoszę ogromną radość i wielką naukę.

DRACO. Co w nim podziwiam? Za co tak bardzo doceniam?

Po pierwsze – Gdy przyjeżdżam na jazdę, Draco jest cudny już od pierwszych chwil w boksie. Jak wiesz, konie, które jeżdżą w rekreacji, czy sportowo pod różnymi jeźdźcami, nie mają łatwo. No dobra – bez ogródek – mają TRUDNO. W związku z tym już w boksie pokazują swoje niezadowolenie z kolejnej „wizyty” jeźdźca. Wiedzą, że pachnie to robotą i presją…Podziwiam Draco, że jest tak spokojny, taki kontaktowy w boksie. Bez żadnej spinki i nerwów daje się czyścić no i przytulać😊

Po drugie – Draco to koń, który chętnie jeździ, chętnie skacze. Tego konia NIGDY nie trzeba do niczego zachęcać. Chętnie stępuje, chętnie kłusuje, chętnie galopuje. Ma najszybszy, najbardziej „wyraźny” i najdynamiczniejszy kłus jaki kiedykolwiek widziałam. Co prawda jest to kłus, nie będę ukrywać, „wybijający” (niestety nie da się jeździć na Draco w pełnym siadzie. Raz spróbowałam kłusa bez strzemion i niestety skończyło się to plaśnięciem na ziemię☹), ale za to Draco ma cudny, wygodny galop. Galopuje równo, dostojnie, rytmicznie i zawsze z chęcią!

Ja i Draco po pięknie przejechanym parkurze 🙂

Po trzecie – to koń, który jest delikatny w pysku, delikatny „na kontakcie” – czuje i reaguje na wędzidło jasno i wyraźnie. Jeśli człowiek popełnia błędy – zbuntuje się i odmówi współpracy. RĘKA, która jest połączona z pyskiem Draco wędzidłem, musi być delikatna, miękka, spokojna. Ręka musi działać z wyczuciem, impulsem (nic na siłę!). Wszelkie „zaciąganie” wodzy, zbyt mocne ciągnięcie, powoduje skutek odwrotny od zamierzonego. Draco zamiast zwolnić, przyspiesza. Zamiast zatrzymać się, będzie rzucać głową i przeć naprzód.

Gdy drugi raz siedziałam na Draco i nieumiejętnie chciałam zwolnić jego tempo przez zbyt mocne działanie na wędzidło (byłam już w małej panice), Draco zaczął szarpać wodzą, rzucać głową, buntować się, przyspieszać tempo, gnać do przodu. Wtedy po raz pierwszy w moim życiu powiedziałam instruktorce „Przepraszam. Nie dam rady. Nie przejadę ani jednej więcej  przeszkody, nie jadę tego parkuru”. Moje emocje były już za wysokie, by próbować na nowo dogadywać się z koniem.

Pamiętaj! Gdy nasze emocje „pikują”, to emocje konia sięgają zenitu. Jeśli wiesz, że nie jesteś w stanie wyciszyć się w momencie, rozluźnić się – odpuść. Nie walcz, nie próbuj nic nikomu udowodnić. Koń patrzy na nas i komunikuje się z nami przede wszystkim przez PRYZMAT NASZEJ ENERGII, EMOCJI. Konia nie oszukasz. Gdy z podniesionym ciśnieniem i zaciśniętymi pośladkami próbujesz coś „naprawiać”, pamiętaj, że pogarszasz tylko sytuację.

Tak – miałam wtedy spięte pośladki i wiedziałam, że dla dobra konia lepiej odpuścić😊

Tak wiele koni jest, jak to się mówi, „twardych” w pysku. Ich delikatna tkanka (poprzez nieumiejętną jazdę jeźdźca i działanie na wędzidło) pogrubiła się, znieczuliła się. Tak wiele koni zobojętniało, nie chcą już „mówić” człowiekowi, że „za mocno”, że „nie tak”. Nie buntują się już ☹

Draco dalej nie wybacza. Pokazuje wyraźnie Człowiekowi, kiedy ten jest za mało delikatny, kiedy jego ręka za mało stabilna i wprawna.

Draco – buntuj się dalej i ucz następne tuziny jeźdźców delikatności i komunikacji!

My po skokach – Julia z Freudem i ja z Draco

Po czwarte – ten koń nie jeździ na pamięć. Są lekcje kiedy skaczemy wszystkie przeszkody bezbłędnie, miękko, pięknie. Przejeżdżamy cały parkur bez problemu. Ale są i lekcje kiedy Draco wyłamuje 3 razy pod rząd na jednej, niepozornej przeszkodzie. Od czego to zależy? ODE MNIE! To nie z Draco jest coś nie tak. To ja czasem jeżdżę dobrze, a czasem źle. On mnie tylko informuje grzecznie jak mi dzisiaj idzie😊Z Draco ćwiczę raz w tygodniu, lub rzadziej (gdy wypadają Święta, ferie, moje wyjazdy prywatne). Jeżdżę zatem rzadko, za mało, by naprawdę rozwinąć się w skokach.

Praca z Draco wymaga ode mnie skupienia, pracy nad rozluźnieniem. To ja często się SPINAM, WSTRZYMUJĘ ODDECH, TRACĘ RYTM czy RÓWNOWAGĘ. Draco na to reaguje. Uczy mnie tak wiele na każdej jeździe.

Po piąte – Draco mi wybacza. Ciągle…wybacza brak zdecydowania, brak podejmowania decyzji. Ile to razy „wyratował” mnie na przeszkodzie, podjął sam decyzję. Nie raz to ja „zostałam” za przeszkodą a on skoczył pierwszy, i nie raz ja „skoczyłam” pierwsza, a on po mnie. Czasem wygląda to naprawdę komicznie! Wyobraź sobie konia, który wybija się przed przeszkodą, skacze, i jeźdźca, który „skacze” za nim z kilku sekundowym opóźnieniem😉 Widok jak z kreskówki! Albo: jeździec już się wychyla, już skacze przez przeszkodę, a koń dopiero się wybija. W efekcie jeździec ląduje po przeszkodzie na szyi konia. Tak…to ja i taka sytuacja…

Draco – dziękuję za ten piękny rok razem

Nauka jazdy przez przeszkody wymaga wiedzy z zakresu psychologii i psychiki konia. Jeśli czujesz, że brakuje Ci wiedzy o naturze koni polecam przeczytać książkę „Jazda konna? Naturalnie! Co ten koń sobie myśli?” (więcej tu: O książce, Recenzje)

Ela Gródek

PS Więcej o naukach skoków przez przeszkody przeczytasz też tu Emocje i pewność siebie a nauka skakania…

Jazda na różnych koniach w różnych stajniach

27 kwietnia na facebooku napisałam: „Niestety 2-dniowy rajd na wschodzie Polski, w zeszły weekend, został przełożony 🙁 Na szczęście zawsze można liczyć na Zaczarowane Wzgórze i nie rezygnować z „końskich” planów (doceniam!♥️).Tym razem moim partnerem w kilku godzinnym terenie był Bruno – młody koń zajeżdżony na jesieni. Jazda na młodym koniu zawsze wymaga od jeźdźca dużo więcej skupienia, uwagi, pewności siebie, umiejętności, niż przy koniach starych-terenowych-wygach 🙂 Co więcej – to duża odpowiedzialność. Przynajmniej ja tak to czuję. To WAŻNE, by koń nie zraził się do terenów, człowieka na początku swojej drogi pod siodłem.

Ćwiczyłam więc „miękką rękę”, pozwalałam na ciut więcej niż zazwyczaj- oby tylko nie doszło do niemiłych poszarpywań (do wędzidła też trzeba przywyknąć), zbyt mocnego działania wodzy. Nie musiało być perfekcyjnie, ważne, by było z jak najmniejszą presją – tak to czułam. Dużo działam dosiadem (by zwolnił, by zmienił chód) i BARDZO DUŻO CHWALIŁAM. Bruno to ambitny konik, którego naprawdę nie trzeba pchać do przodu. Idzie chętnie, z odwagą (tak na poważnie tylko raz się wystraszył – na szczęście uskok wysiedziałam🙂). Podziwiałam jego balans – mimo blotka i trudnych podejść.

Bardzo lubię jeździć w różnych stajniach, na różnych koniach. Jednego konia szybko „uczymy się na pamięć”. Gdy mamy do czynienia z różnymi rasami, temperamentami, różnym wiekiem, stopniem wyszkolenia konia, wtedy zabawa zaczyna się zaczynać 🙂 PS Bruno jeździ na wędzidle skórzanym opatentowanym przez Jerzy Krukowski & JK System – Jeździectwo holistyczne Szczęściarz!”

W tym wpisie postanowiłam rozszerzyć dwa tematy: temat pracy z młodym koniem i temat „uczenia się koni na pamięć”. Wiesz – nie lubię wypisywać się na facebooku (na fun pagu „jazda konna naturalnie” daję tylko zajawki). Tam wszystko „niknie”. Spada w przepaść, zostaje przykryte nowymi informacjami, ginie. A tu na blogu jest miejsce by temat rozwinąć tak, by jeździec wyniósł z niego jak najwięcej. I co wg mnie istotne – wszystko jest tu ułożone i łatwo dostępne. W lupkę wklepujesz interesujące Cię hasło i wyskakuje treść. Lub patrzysz sobie na spis treści i wchodzisz w interesujący Cię temat.

Wracając do tematu. Kiedyś napisałam wpis o tym jak zmieniłam stajnię i nagle… doszło do mnie, że nic nie umiem (możesz o tym przeczytać tu A jak jest z tymi hucułami?? Wydawało mi się, że tak mi dobrze idzie, że tyle już potrafię i nagle…otrzeźwienie. Zmieniając konie, zmieniając stajnie, jeżdżąc na różnych koniach w terenach, rajdach zdobywamy nowe umiejętności. UWIELBIAM TO! Oczywiście na samym początku nauki dobrze jest mieć jednego konika – żeby najpierw ogarnąć siebie! Ale gdy tylko poczujemy pewność i luz na jednym koniu, zalecam przesiąść się na drugiego, trzeciego, piątego konia. Nauka jazdy konnej nigdy się nie skończy – gwarantuję Ci to 🙂 Szkoda, że jeźdźcy tak często unikają jazd na „trudniejszych” koniach. Pamiętam ciągłe bitki w stajniach rekreacyjnej o tego „najlepszego konia” – konia Profesora, który – de fakto – wykonywał 80% roboty za jeźdźca. Musimy wybrać – albo po prostu miło spędzać czas, albo się czegoś uczyć.

Oczywiście co innego, gdy zaczynamy trenować sportowo lub gdy zależy nam na więzi z jednym koniem. Gdy trenujemy sportowo i celem, po jakimś czasie, staje się nie sama nauka jazdy konnej, skoków, ale puchar, podium, wtedy jazda na jednym koniu ma sens – szybciej prowadzi do sukcesu (sukcesu człowieka, nie konia 🙂 ). Ja osobiście nie mam takich celów – stąd ogromna radość w studiowaniu zachowań, temperamentów różnych rumaków. Cieszy mnie gdy muszę odkryć „dlaczego ten koń robi tak?”, „co zrobić, by lepiej się z nim dogadać?”, „a jak zareaguje na to?”, itp.

Takie oto pytania zadawałam sobie w niedzielę podczas jazdy na Brunie. Bruno na przykład, na powitanie, nie chciał mi podać nóg do czyszczenia. Tak twardo na nich stał, że zastanawiałam się „Co u licha! Czy ja nie umiem poprosić konia o podanie nogi??”. Pani Instruktor pomogła (wolałam poprosić o pomoc niż siłować się z Brunem!). Ale…już po naszej całodniowej wycieczce, Bruno chętnie podał mi nogę. Poznał mnie, zaufał, pozwolił. ŁAŁ!!! Super uczucie i ważna lekcja. Bruno niezbyt umiał ustać w miejscu. Wolał kręcić się, iść, robić coś, zamiast stać i czekać – to bardzo typowe dla młodych, niedawno zajeżdżonych koni (Bruno zaczął pracę pod siodłem pół roku temu – to stosunkowo niedawno). Jakie to podobne do zachowań dzieci! Pełnych energii i nieumiejących usiedzieć na jednym miejscu 🙂 Co w takiej sytuacji robić? Jak reagować? Zamiast upierać się przy dłuższym staniu, pozwalałam na chodzenie, a potem prosiłam o krótkie stanie i NAGRADZAŁAM za nie. Nie możemy wymagać od młodego konia tego czego wymagamy od starszego, doświadczonego!. Bruno też nie przyzwyczaił się jeszcze do końca do wędzidła. Wcześniej jeździł na kantarku. Wędzidło to ciągle dla niego nowość. Wyraźnie to widziałam w jego zachowaniu: a to potrząsał głową, a to wyciągał wodze, nie reagował na wędzidło tak jak wyćwiczony koń. Miękkie, oddające ręce to podstawa. Nie siłowałam się z nim, nie próbowałam „udowodnić swojej racji”. Gdzieś poprosiłam o więcej, gdzieś indziej popuściłam, by nie wywoływało to zbyt dużej presji. Młody koń mający złe doświadczenie z wędzidłem na początku swojej drogi to duże problemy w przyszłości.

Jak pisałam, podziwiałam Bruna za równowagę. Koń nie urodził się, by nosić człowieka na grzbiecie. Tak często o tym zapominamy. Koń musi się tego nauczyć! Człowiek bardzo zaburza równowagę konia, środek ciężkości. Koń uczy się tego jak to jest mieć człowieka na plecach, jak z nim iść, biegać, galopować. Jak schodzić z w dół po stromym, błotnistym, śliskim zboczu! Nie jeden leciwy koń mógłby mieć z tym problem!

Zobaczcie filmik jak Bruno sobie radził

Polecam Wam jazdę na różnych koniach. Przyglądajcie się im, przyglądajcie się SOBIE, SWOIM REAKCJOM. To jedno z najcudowniejszych rzeczy w jeździectwie 🙂

Ela Gródek

A poniżej jeszcze filmik z pięknego, wiosennego lasu.