Nieresponsywność koni, praca z Santosem

Ostatnio obiecałam napisać coś więcej o „NIERESPONSYWNOŚĆ” koni (non-responding horse) oraz o pracy z Santosem (jedno z drugim się łączy😊). Na facebooka i Instagrama wstawiłam filmik, gdzie pokazuję jak Santos grzecznie stoi przy wsiadaniu. Nie kręci się, nie odchodzi, nie gryzie. Filmik poniżej:

W tym wpisie opiszę jak pracuję z Santosem, by pomału, konsekwentnie uczyć go dobrego końskiego savoir-vivru oraz rozwinę wątek niereaktywności koni😊

Zanim – drogi jeźdźcu, przeczytasz ten wpis, odsyłam Cię do dwóch innych wpisów: Online kursy z Ivet z Feather Light Horsemanship – część I “Problem Solving”,Praca z Murphym – część I Ten wpis jest bowiem kontynuacją tamtych rozważań. Przeczytane? To możemy zaczynać😊

W powyższych wpisach pisałam (powtarzając za Ivet), że konie nieresponsywne są tak samo problematyczne, jak konie nadresponsywne (reagujące gwałtownie, nieadekwatnie do sytuacji, impulsu). Dlaczego? Bo koń, który dobrowolnie nie chce z nami rozmawiać, nie chce prowadzić dialogu, nie reaguje lekko i szybko na prośby jeźdźca, koń który nas nie słyszy i nie słucha, to koń z którym bardzo ciężko pracować i to koń nie do końca bezpieczny.

Koniem niereaktywnym był na początku naszej współpracy Murphy. Murphy stał przy mnie, ale nie reagował na moje prośby, na lekkie sygnały. Dopiero „ostre” komendy zbierały go do ruchu. Przestawianie konia siłą, wymuszanie ruchu konia ciągnięciem za uwiąz, poganianiem bacikiem, to NIE JEST KOMUNIKACJA, to NIE JEST DIALOG. Jeśli koń podąża za mną, ponieważ ja go ciągnę za uwiąż, to to nie jest podążanie. Jeśli koń cofa się, bo ja go pcham do tyłu, to to nie jest cofanie. Nie ma w tym woli konia, współpracy, świadomego kontaktu konia z jeźdźcem. Jeśli koń nie słucha jeźdźca z ziemi, nie będzie też go słuchał z siodła. Czy wsiadanie na takiego konia jest bezpieczne? Zastanów się nad tym dobrze.

Gdy zaczęłam pracę z Santosem było dokładnie tak samo. Santos robił swoje i nie zwracał uwagi na to co ja mówię. Ja proszę o ruch do przodu, Santos zawiesza się i stoi. Ja proszę o cofnięcie, Santos stoi i patrzy w druga stronę. Ja proszę: „ Ugnij łeb”, Santos wykorzystuje ugięcie do jednoczesnego podgryzania mojego polara. Zanim zatem zaczęłam cokolwiek innego ćwiczyć z Santosem, najpierw skupiłam się na jego REAKTYWNOŚCI, nauce reagowania na moje prośby (dawane LEKKIMI SYGNAŁAMI), NAWIĄZANIU ze mną dialogu. Przekonywałam go, że mówię do niego z sensem, że warto się ze mną komunikować.

Wrócę jeszcze do skłonności Santosa do „podgryzania” jeźdźca. Generalnie odruch „podgryzania”, chwytania wszystkiego zębami, jest normalny u młodych koni. Tak zachowują się ogiery, tak bawią się i zaczepiają od małego, tak „sprawdzają” się nawzajem, przygotowują do przyszłej roli w dorosłości. Wzajemne gryzienie się, podszczypywanie jest normalne u źrebaków, młodych koni. Tak uczą się wzajemnych relacji. Ale konie chętnie przenoszą takie zachowanie na człowieka. Jeśli człowiek przegapi moment wyciszenia tego zachowania, postawienia jasnych granic: „Tak możesz zachowywać się w stadzie, ale NIE w stosunku do człowieka”, to pojawia się problem. Im koń starszy i zachowanie utrwalone dłużej, tym trudniej się go pozbyć.

Jak oduczam Santosa tego zachowania? Ignorując wiele jego ruchów, bo ignorując nie daję mu UWAGI (a często o uwagę tu chodzi!), albo odpychając, czy nastawiając łokieć, by sam się „nadział” na niego i było mu nieprzyjemnie. I oczywiście chwaląc wszelkie chwile SPOKOJU, nie gryzienia! Ważny jest w tym tzw „timing”, czyli odpowiednio szybka reakcja, tak by koń skojarzył dokładnie przyczynę i skutek. Ważna jest też konsekwencja. Odpycham i 10 razy i 20 razy, nie odpuszczam. Cierpliwie czekam, aż koń wreszcie „załapie” co mu się bardziej opłaca, co jest milsze dla niego.

Zaczynając pracę z Santosem, zaczynałam dokładnie tak samo jak z Murphym, idę zgodnie z krokami, które uczy Ivet. Wszystkie te kroki dokładnie już opisałam (powyższy link) – punkt po punkcie. Opisałam co dają kolejne kroki i dlaczego są tak ważne. Zapraszam do analizy wpisu.

Wracając do niereaktywności Santosa. Niereaktywność konia to nic innego jak: „nie chce mi się z tobą gadać”, „tyle razy gadałem z jakimś człowiekiem, ale Wy ludzie gadacie niezrozumiale, więc postanowiłem Was już nie słuchać i nie zwracać uwagi”. Na początku zatem musiałam pokazać (i dalej pokazuję) Santosowi, że zwracam uwagę na to co on do mnie mówi i, że to co ja do niego mówię, ma sens. Widzę ogromne postępy. Jest o wiele większa lekkość w podążaniu za moim ruchem i poleceniami. Jeszcze wiele pracy, by de facto, Santos reagował wręcz na moje myśli, intencję (bo o to w tym wszystkim chodzi), ale…nie od razu Rzym zbudowano 😊

No dobrze – a co z tym wsiadaniem? Santos w ogóle nie jest nauczony stania przy wsiadaniu. Nie znam jego historii (to 6 letni koń). Wiem tylko, że zanim trafił do stajni, był świeżo zajeżdżony i generalnie wcześniej prowadził sielsko-anielskie życie. Być może skojarzył już wsiadanie z czymś niemiłym. Konie są bardzo wrażliwe. I mają bardzo dobrą pamięć. Jeśli człowiek niechcący zrobi jakiś błąd w treningu, koń może bardzo łatwo się zrazić. Człowiek wielokrotnie stawia nieumyślnie zbyt wysoką poprzeczkę lub zbyt wysoką presję. W treningu koni ważna jest zasada – małymi krokami, na niskich emocjach, z krótkimi sesjami treningowymi (o tym mówi dużo Manolo Mandez Szkolenie z Manolo Mandez – część I). Jeśli pewne rzeczy zrobimy za szybko (siodłanie, podpinanie popręgu, ujeżdżanie, wsiadanie etc), na zbyt wysokich dla konia emocjach, pod zbyt dużą presją, koń będzie czuł za każdym razem niepokój i będzie instynktownie „uciekał”. Na każdym etapie treningu musisz wiedzieć, ze koń dane mu zadanie uniesie.

Santos przy wsiadaniu kręcił się, odchodził, podgryzał jeźdźca. Zaczęłam więc najpierw od stania przy nim na schodkach. I tylko tyle. AŻ TYLE. Ja stoję na schodkach, Santos stoi grzecznie – głaszczę i chwalę. Schodzę ze schodków. Daję „wolne”. I znów to samo. Potem: „Oddaj głowę – ALE NIE GRYŹ”! I pochwała.

Gryzieniem to też rozładowanie swojego napięcia (czuję niepokój, tak rozładuję swoje napięcie). W książce “Co niepokoi mojego konia?…”, której recenzje napisałam tu: Książka „Co niepokoi mojego konia? Język ciała i sygnały uspokajające u koni” – dlaczego warto przeczytać? przeczytasz jak rozpoznać napięcie konia, jakie są sygnały uspakajające, jak rozpoznawać emocje koni.

Najlepszą metodą walki z narowami, niechcianymi zachowaniami u koni, jest pokazanie im ALTERNATYWY. Jak często powtarza Ivet, możemy pokazać koniowi, że już nie musi się tak zachowywać, możemy nauczyć go rozluźniania, puszczania emocji, przekierowania gdzie indziej uwagi. W konsekwencji damy mu w treningu coś więcej. Damy mu spokój, rozluźnienie, damy mu PRZYJEMNOŚĆ pracy z człowiekiem.

A poniżej filmik – praca z Oreusem w terenie. Ćwiczenie reaktywności (reagowania na moje lekkie sygnały) w lesie: teraz biegniemy, teraz stoimy, teraz skaczemy, teraz odpoczywamy, teraz oddaj mi łeb, teraz idziemy razem. To świetna zabawa! Polecam 😊

Oraz linki do filmików z pracy z Santosem

Nawiązywanie relacji – pierwszy roundpen, spacery w lesie

A tu filmik z Oreusem – praca nad reaktywnością właśnie! Czyli: biegniemy, skaczemy, stoimy, odpoczywamy itp. Lekkość reagowania na prośby.

Teoria dominacji

“Teoria dominacji okazała się poważnym błędem, którego żałuje nawet naukowiec, który ją opisał. Głębokie nieporozumienie wynikające z błędnych badań wymknęło się spod kontroli, stając się kulturowo akceptowanym usprawiedliwieniem do pracy ze zwierzętami z użyciem siły i kar.

Według teorii dominacji zwierzęta, w tym konie, miałyby posiadać liniową hierarchię i przypisane role w stadzie. Zakładała ona istnienie przywódcy, który kontroluje zachowania innych koni groźbami, a reszta uznaje go za lidera. Pomysł, że konie mają stałą hierarchię, w której przywództwo przechodzi tylko na silniejszych osobników, jest błędny. Te fałszywe założenia sprawiły, że ludzie uwierzyli, iż mogą zostać „przywódcami stada” naśladując końskie zachowania i stosując fizyczną kontrolę oraz kary jako usprawiedliwioną metodę szkolenia, wszystko w imię „dobrego przywództwa”.

Rzecz w tym, że nauka stale się rozwija i poprawia błędy. Gdy dokładniej badamy konie w różnych sytuacjach i środowiskach oraz analizujemy różne gatunki, ich rodziny, stada, grupy itp., odkrywamy, że koncepcja dominacji jest nie tylko nieprawdziwa, ale i szkodliwa. Można ją zauważyć jedynie w skrajnie nienaturalnych środowiskach, takich jak stare, przepełnione zoo z niespokrewnionymi zwierzętami – to właśnie na takich przypadkach opierały się pierwotne badania.

Więc co tak naprawdę się dzieje? Czym jest dominacja? Czy musimy być dominujący?

Stada koni funkcjonują w sposób znacznie bardziej płynny i dynamiczny – to nie jest sztywna hierarchia. Konie podejmują decyzje w zależności od potrzeb – jeśli jakiś koń czegoś potrzebuje, zaspokaja swoją potrzebę, a inne konie zostają z nim z uwagi na więzi społeczne i bezpieczeństwo grupy. Pewny siebie koń jest bardziej skłonny podejmować decyzje oddalające go od grupy, podczas gdy niepewne, nerwowe konie mogą trzymać się centrum stada. To nie jest przywództwo ani dominacja, a po prostu pewność siebie, która zmienia się w zależności od sytuacji, zdrowia, ciąży czy stanu fizycznego. Dynamika stada stale się zmienia. To, kto podejmuje decyzję, zależy od tego, jak bardzo czegoś chce. Kto zostaje, a kto odchodzi, zależy od więzi społecznych, przyjaźni, więzi rodzinnych oraz potrzeb dostępu do zasobów.

To, co często mylnie uznawano za „dominację”, dotyczyło dostępu do zasobów. Jeśli zasób jest ograniczony, stado wie, kto ma pierwszeństwo – zazwyczaj jest to osobnik bardziej dominujący. Moja klacz, która ma problem z nadwrażliwością skóry, ma pierwszeństwo dostępu do schronienia, ale nie broni zasobów jedzenia. Może odepchnąć inne konie, żeby schronić się przed owadami, ale ktoś inny może ją wyprzedzić przy jedzeniu. Para koni może połączyć siły, aby odsunąć pojedynczego konia, który normalnie mógłby je oba przegonić. Dostęp do zasobów ustalany jest zazwyczaj za pomocą drobnych konfliktów, głównie gróźb wyrażanych mową ciała. Intensywne walki o zasoby są niezdrowe – konie muszą zachować siły i bezpieczeństwo z uwagi na drapieżniki. Ostra obrona zasobów pojawia się głównie w warunkach domowych, gdzie są one ograniczone. Jeśli siano jest dawkowane, jeden koń może zawsze mieć pierwszeństwo. Jeśli jest za mało schronienia, jeden koń może nie wpuszczać pozostałych. To nie dominacja, a obrona zasobów. To nie przywództwo, a wręcz przeciwnie – koń, który głęboko nie ufa swojemu bezpieczeństwu, agresywnie broni siebie i zasobów. Nadmiernie broniący zasobów koń jest przez inne konie zazwyczaj unikany, ignorowany i wykluczany z rytuałów pielęgnacji, co przypomina sytuację dziecka-bully’ego, które z powodu swojej niepewności atakuje innych.

Etoologia pokazuje też, że konie nie postrzegają ludzi jako koni. Nawet jeśli naśladujemy ich mowę ciała, nie uważają nas za część stada. Nie mamy udziału w ich dostępie do zasobów, bo ich z nimi nie dzielimy. Jesteśmy dla nich dostawcami. To my dostarczamy zasoby i to na nas spoczywa obowiązek zrozumienia dynamiki stada i zapewnienia koniom wystarczających zasobów w odpowiedni sposób, tak by nie było walk, niepewności czy stresu w stadzie. Naszym zadaniem nie jest konkurowanie o zasoby, które im zapewniamy – jesteśmy ich opiekunami.

Dominacja i dostęp do zasobów nie mają związku z treningiem; kluczowa jest wiedza, jak zapewnić opiekę i organizację życia stada bez tworzenia niezdrowych czy niebezpiecznych interakcji między końmi.

Szkolenie powinno być oparte na zrozumieniu zachowań i stosowaniu pozytywnych wzmocnień. Nie ma to nic wspólnego z dynamiką stada, dominacją czy silnym przywództwem, lecz z jasną komunikacją, troskliwą opieką i delikatnym treningiem zachowań.”

Przetłumaczyła: Aleksandra Najman (Ola Najman – Light Equitation)

Tekst źródłowy: http://www.EmpoweredEquines.com/ :

Dominance theory was a terrible mistake, that even the scientist who cataloged it, regrets doing. The deep level of misunderstanding that happened based on inappropriate studies just spiraled out of control into a culturally accepted excuse to train and work with animals with force and punishment.

Dominance theory was the idea that animals, horses included, have a linear dominance and set roles within the herd. The idea that there is a set leader, a decision maker, who controls the other horses’ behaviors through threats and the other horses love this horse as their leader. The idea that horses have a linear set hierarchy that determines who’s in charge and only changes if overthrown by someone stronger. These deeply flawed ideas have lead people to believe that they can be the leader horse by mimicking equine behavior, they misunderstood, justifying their use of forceful physical control and punishment to train behavior. All under the idea of being a “good leader”.

The thing is, science is constantly growing and self-correcting. As we spend more time actually studying horses in various scenarios and environments, and each species individually, their family units, their herds, packs, groups, etc… We have learned this concept of dominance is wildly inaccurate and deeply unhealthy, only seen in extreme, inappropriate environments (like old overpacked zoos with many unrelated animals, as the original studies were based on).

What’s really going on then? What is Dominance really? Do we need to be dominant?

Horse herds really work in a much more fluid and dynamic manner, it’s not a linear hierarchy. Horses make decisions based on need, if someone has a need, they satisfy that need, the other horses stay with them out of social bonds and safety in numbers. A secure, confident horse will be more likely to make decisions that lead away from the group, while insecure, nervous horses might be less likely to make decisions, sticking more closely to the center of the herd. This isn’t leadership or dominance, just confidence, in themselves and their world. This changes constantly. A confident horse may be more clingy and insecure if they have a pain problem, if they’re pregnant, or if they’re sick. This dynamic is constantly flowing. Who makes the decision, is up to how much the individual wants something. Who stays or goes in the herd is based on social bonds, friendships, familial relationships, and resource needs.

What was frequently mistaken as “dominance” was actually determined roles of priority access to resources. If a resource is limited, the herd knows who has first access, usually the bully. This varies by resource, my sweet itch mare has priority access to the shelter, while she doesn’t care about defending food resources. She may shove everyone out of her way for shelter from bugs, but someone else may shove her out of the way for food. A group of 2 might pair up to move off a single horse who would typically move either of them individually. This access to resources is determined with little squabbles, but usually is limited to just some body language threatening gestures. It would be unhealthy if the herd were to compromise each other in fights over resources, when they have the bigger threat of predators they need to remain safe for. We only see extreme linear resource guarding in domestic settings where resources are limited. If hay is fed in limited supply one horse may always get priority access. If there isn’t enough shelter, one horse may not let the others in it. This isn’t dominance, but resource guarding. This isn’t leadership, but the opposite, a horse who is deeply insecure in their resources, in their safety, violently defending themselves. If one horse resource guards excessively, most of the other horses avoid them, ignore them, don’t want to groom with them, and don’t want to risk dealing with them. They’re like a human child bully, so insecure in themselves they act out against everyone else to try to soothe their need.

Ethology has also shown that horses do not think humans are horses. Even if we mimic their body language, they do not equate us as horses. We don’t have a place in their access to resources, because we aren’t sharing their resources. We are their PROVIDERS. We are the ones giving them their resources, it’s our job to understand herd dynamics and ensure our horses have adequate resources in appropriate ways so there is no need to fighting, insecurity, or herd stress. It’s not our job to challenge our horses for access to the very resources we are giving them! We are their caretakers.

Dominance and access to resources has nothing to do with training, only knowing how to provide care and management without creating unhealthy or dangerous equine interactions.

Training should be done with a compassionate understanding of behavioral science and how to apply positive reinforcement. It has nothing to do with herd dynamics or dominance, or even strong leadership, but rather clear communication, compassionate care and gentle behavior training.

Additional resources

https://www.awla.org/…/alpha-dogs-dominance-theory…

https://www.clickertraining.com/node/2297

https://www.veterinary-practice.com/…/dominance-when-an…

https://news.asu.edu/20210805-discoveries-myth-alpha-dog

https://journal.iaabcfoundation.org/horse-dominance-1-28

https://www.thewillingequine.com/post/dominance-leadership

https://www.whole-dog-journal.com/…/debunking-the…

https://positively.com/…/ethology-why-pack-theory-is-wrong

https://www.rover.com/blog/alpha-dog-meaning/…

https://www.veterinary-practice.com/…/dominance-when-an…

Kryzys? Czy jazda konna nie jest dla mnie?

Kiedy to jest kryzys a kiedy jazda konna po prostu nie jest dla Ciebie?

Zanim przejdę do sedna.

Ostatnio na fun pagu na facebooku czy Instagramie pokazuję się z najmłodszą córką – 12 letnią Olgą. Puszę się z dumy, cieszę się, chwalę. Jeździ! Trzecia córa też! Z okładki książki „Jazda konna? Naturalnie! Co ten koń sobie myśli?” wiesz, że jeżdżą moje dwie starsze córki (teraz już 18-latka i 17-latka). Ale długo czekałam na to, by móc powiedzieć: trzecia córa też!

Z Olgą było dokładnie tak samo jak ze mną. Jej droga jeździecka jest i będzie podobna do mojej. Zarówno ona i ja przeżywa wiele momentów strachu, lęku. Wiele razy chciałam rezygnować. Olga zrezygnowała już dwa razy i dwa razy powróciła do jeździectwa 😊. Nie jest to droga podobna do drogi np. córki Julii. Julia nie przeżywała emocjonalnych kryzysów. Nie bała się, nie miała wątpliwości. Wstawała z kolejnego upadku z podniesioną głową i wsiadała od razu, niewzruszenie, na konia.

„Nie każdy musi jeździć konno!” – to usłyszałam 2 lata temu od Olgi, gdy postanowiła przestać jeździć. Upadek z kucyka, złe zachowanie innych koni w boksie, czy przy siodłaniu, wystarczyły, by podjąć taką decyzję.

Olga miała rację – jazda konna nie jest dla każdego. Też jestem o tym przekonana. Ale…czy nie jest to hobby dla Olgi?

Mając w pamięci moją jeździecką „drogę” wiedziałam, że mogą jeszcze nadejść zmiany, że ta decyzja może nie być ostateczną.

Zarówno ja, jak i Olga, musiałyśmy „dojrzeć emocjonalnie” do jazdy konnej (o ile jest to dobre określenie). Musiałyśmy pokonać kryzysy, przejść z kolejnego dołka na górkę. Jak pisałam w książce (O książce), na początku jazda konna to istna sinusoida: upadki i wzloty.

Ale skąd wiedziałam, przeczuwałam, że Olga wróci do jeździectwa? Widziałam to po jej kontakcie z końmi. Olgę cieszyło towarzystwo koni, lgnęła do nich. Nie przeszkadzał jej „zapach”, kurz. Lubiła czyścić, przytulać, być w stajni. Interesowało ją to co koń czuje i kiedy jest mu dobrze. Interesował ją koń i jego uczucia. Razem czytałyśmy o koniach, o jeździectwie. Była ciekawa, zainteresowana.

Zatem kiedy to jest kryzys, a kiedy jazda konna nie jest, po prostu, dla Ciebie (czy Twojego dziecka)? Kiedy kochasz być przy koniu, kiedy zależy Ci na nim, kiedy chcesz, by było mu z Tobą dobrze, gdy lubisz być w stajni – jazda konna jest dla Ciebie. I nie ważne, że się boisz i nie masz zaufania. Wiele sytuacji przy koniach trzeba przepracować, trzeba do nich dojrzeć, trzeba emocjonalnie ogarnąć. Koń to wielkie zwierzę, które potencjalnie może zrobić krzywdę. Olga musiała podrosnąć, by pewne sytuacje przestały ją przerastać, by przyjemność brała górę nad lękiem i strachem. Po sobie wiem, że WSZYSTKIE kryzysy da się przepracować, wszystkiego można się nauczyć, ale faktem jest też to, że jeden człowiek pokona to na przestrzeni kilku miesięcy, inny kilku lat, a jeszcze inny kilkudziesięciu. Nauka jazdy konnej jest bardzo indywidualna i nie warto się zrażać. DAJ SOBIE TYLE CZASU ILE POTRZEBUJESZ. I nie porównuj się. Co jeszcze ważne – ważne jest też to kto jest Twoim nauczycielem 😊

Poczekałam, Olga podrosła. Zabierałam ją do „miłych” koni i obserwowałam. Miłość wróciła. W spokojnych, bezpiecznych warunkach. Ugruntowała się, by móc przyćmić momenty kryzysów, przygotować na siłę, by je przezwyciężać.

„Dojrzewanie emocjonalne” nie pójdzie do przodu tylko z wiekiem. Pójdzie do przodu przede wszystkim z WIEDZĄ (wiem to z autopsji). Olga z własnej nieprzymuszonej woli ciągle sięga, wraca do mojej książki. Przybiega do mnie, komentuje, sypie przykładami z własnego, „nowego” doświadczenia. Czasem mnie cytuje 😊

Tak miało być. Pierwszym i najważniejszym motywem powstania książki „Jazda konna? Naturalnie! Co ten koń sobie myśli?” było to, by moje córki mogły poznać kim jest koń, o czym myśli😊By mogły poznać podstawy natury, psychiki koni. Bo bez tego ani rusz.

Jeszcze wiele upadków i wzlotów przed Olgą. Ale i wiele chwil absolutnego szczęścia i poczucia spełnienia.

Ela Gródek

PS I jeszcze jedno. Olga miała alergię – alergię jak ja to teraz nazywam „na stajnię” (kurz, pył). Po godzinie spędzonej w stajni/ujeżdżalni, Olga kichała, oczy jej łzawiły. Teraz alergia jest minimalna.

Przypadek? Alergia bardzo często ma podłoże psychosomatyczne. Organizm jasno daje nam sygnał, że „coś jest tu nie tak”, „nie czuję się tu dobrze”. Organizm broni się. Emocje przekładają się na symptomy w ciele (wg medycyny chińskiej nie ma choroby pod tytułem „alergia”). Teraz Olga jest pewna siebie w stajni, jest gotowa mierzyć się z niedogodnościami, trudnymi sytuacjami (o nie! One nie minęły. Jeszcze wiele przed nią!) Alergia jest minimalna.

PS Kamieniem milowym w powrocie Olgi do jeździectwa  był nasz pobyt „U Prezesa” (szczegóły tu Tereny i „bycie” w Bieszczadach „U Prezesa” (maj 2023): Prezesie – jeszcze raz dziękuję!

I jeszcze jedna uwaga. Tak zgadzam się – pasję można mieć do samych koni – niekoniecznie trzeba chcieć na nie wsiadać 😊

Zdjęcia Olgi ze stajni: Agroturystyka Izery, Zaczarowane Wzgórze, “U Prezesa”, Stajnia na Zielonej Konary, Stajnia Nawojowa Góra.

Relacje z koniem – jak je tworzyć?

Ci z nas, którzy interesują się psychiką koni, podejściem do koni bez użycia siły, przemocy, z poszanowaniem ich natury, Ci z nas którzy interesują się naturalem, prędzej czy później, dojdą do jednego wniosku. NIE MA TRENINGU KONIA, NIE MA POROZUMIENIA Z KONIEM (koń nie będzie się nas „słuchał”) BEZ RELACJI.

Okazuje się, że wszyscy trenerzy, wszyscy Koniarze, pracujący z końmi na wolności, bez presji, zaczynają od tłuczenia Ci do głowy jednego: konieczności nawiązania RELACJI z koniem.

Nie ważne jaki temat Cię interesuje – wszyscy radzą na początku to samo – najpierw RELACJE. Potem cała reszta. Masz problem? Przyjrzyj się swoim relacjom!

I tak sobie pomyślałam, że każdy o tych relacja mówi, a rzadko kto uczy i tłumaczy początkującym jeźdźcom JAK TO ZROBIĆ? Jak nauczyć się nawiązywać relacje z koniem. Wiecie dlaczego? Bo to jest bardzo trudne i bardzo indywidualne.

Obserwując koński świat od dobrych paru lat, obserwując jeźdźców, ucząc się, patrząc na własny rozwój, dochodzę do następujących wniosków:

Nie nawiążemy relacji z koniem jeśli (i jest to punkt numer 1) w pełni mu nie zaufamy, jeśli nie przestaniemy się go bać, jego reakcji, zachowań.

Jeśli nie zachowujemy postawy pełnej spokoju, harmonii, wyrozumiałości, spójności i konsekwencji, koń nam nie zaufa. Aby koń chciał nawiązać z nami relacje, musi widzieć, czuć, wiedzieć, że w 100% nic mu nie grozi z naszej strony, że może zaufać. Koń – jako zwierzę uciekające – nie daje kredytu zaufania. Mało tego, koń musi wiedzieć, że przy nas będzie mu lepiej, że rozwiążemy niejedną sytuację za niego, że może na nas liczyć…

Abyśmy MY mogli zaufać koniowi, musimy przekonać się, że nie ma czego się bać. Wiem jak to jest na początku: „ten koń bryka:, „ten gryzie”, „ten kuli uszy”, „ten może mnie kopnie?”. JAK TU SIĘ NIE BAĆ??  Niestety jest to zamknięte koło. Jeśli my podchodzimy do konia z dystansem, on patrzy na nas z dystansem. Czuje, że z jakiegoś powodu, ta istota (my), gdzieś tam w głębi, podszyta jest strachem… Zatem koń nabierze podejrzeń w stosunku do nas (bo dlaczego się boi? Jakie ma intencje?) i chętnie nas trochę „ustawi”, czy to skulonymi uszami, czy zębiskami, zyska przewagę (w razie czego). Jak przestać obawiać się koni? Nie ma innej rady. Musimy łazić do stajni, obcować z końmi – różnymi końmi, w różnych stajniach – i uczyć się o ich psychice, naturze, zachowaniach. Musimy nauczyć się jak przerwać to błędne koło wzajemnego lęku, nieufności, oswoić się. MUSIMY MU ZAUFAĆ. To my pierwsi musimy dać koniowi kredyt zaufania. Kredyt zaufania oparty na udowodnionych faktach, że koń to ostatnie stworzenie, które chce jakiegokolwiek konfliktu z nami, jakiejś bójki, wzajemnej walki. Pamiętaj – wszystkie niepożądane zachowania koni wynikają z jego strachu, z samoobrony, z przeszłości, traumy (najczęściej wywołanej przez człowieka!!). KOŃ Z URODZENIA I ZAŁOŻENIA jest stworzeniem przyjaznym, który UNIKA JAK OGNIA wszelkich agresywnych zachowań. (oglądam mnóstwo filmików z końmi, mnóstwo czytam i potwierdzam to w 100%)

Niestety koń ma jedną „wadę”. Widzi każdą niespójność, każdą próbę naciągnięcia rzeczywistości. Koń nie kupi tego, że się uśmiechasz, że jesteś „rozluźniona”, jeśli wewnątrz Ciebie kołata serce. Koń słyszy wszystko (nie bez przyczyny mówi się o umiejętnościach telepatycznych koni), wyczuje wszystko. Nie da się oszukać i naciągnąć. Możemy starać się zachowywać tak, jakbyśmy się nie bali, ale jeśli wewnątrz nas jest choćby cień obawy i dystansu – koń o tym się dowie…i nie zaufa. Nie ma drogi na skróty. Musisz naprawdę w głębi serca zaufać koniom.

Obserwując Wielkich Koniarzy zauważam jedno. NAWET jak pracują z koniem trudnym, brykającym, wyrywającym się, dębującym (z pozoru bardzo niebezpiecznym), są SPOKOJNI i naprawdę widać, że to co wyprawia koń, nie robi na nich najmniejszego wrażenia. NIE BOJĄ się. Wiedzą, że ich spokój, spokojne serce, oddech, wyciszy to biedne stworzenie i będą mogli mu pomóc. I tak się dzieje…

Ok. I co dalej? Załóżmy, że przestajemy wreszcie reagować potem, wzrostem ciśnienia we krwi, biciem serca na „niemiłe” zachowania konia, że ufamy i zachowujemy pełny luz i spokój. Wtedy możemy przejść do punktu numer 2 w nauce nawiązywaniu relacji z koniem.

Numer 2 to nauka uświadamianie sobie naszych wszystkich niewerbalnych zachowań. Poznanie języka naszego ciała, naszych emocji, myśli, oraz numer 3 – poznanie języka koni. Nie ma możliwości nawiązania relacji z koniem, jeśli nie zaczniemy mówić końskim językiem. Gdzie się tego nauczyć? Jak to zrobić? Wiele pisałam o tym mojej książce ” Jazda konna? Naturalnie! Co ten koń sobie myśli? (więcej tu: O książce ) oraz na tym blogu ( Spis treści BLOG). Są też kursy, inne książki. To konkretna wiedza, którą możemy opanować, przyswoić i używać w praktyce.

Ważna jest też nasza intencja (punkt numer 4). Koń MUSI czuć za każdym razem, że chcemy mu pomóc. Nie chcemy nic innego – tylko chcemy mu pomóc.

Wtedy następuje SPÓJNOŚĆ – naszej duszy, ciała, myśli, intencji i… działania 😊I to koń kupi

Ela Gródek

PS Wpisując w “lupkę” na blogu “relacje”, “język koni”, “komunikacja z konie”, “emocje” itp., znajdziecie kilka wpisów które mogą Wam rozszerzyć temat: Emocje i pewność siebie a nauka skakania…

Pełne zaufanie 🙂

Na zdjęciach ja i Tommy ze Stajni Śmiałka.

Draco i ja i treningi nie tylko skokowe :)

Już dawno miałam ochotę i potrzebę napisać o Draco. Stał się dla mnie wyjątkowy. Po roku wspólnej jazdy, czuję z nim szczególną więź i czuję w stosunku do niego ogromną wdzięczność  za te wszystkie jazdy/lekcje razem. Przed nami wakacyjna przerwa. Najwyższy czas, by napisać coś o Draco😊

Kto bywa na tym blogu ten wie, że skoki przez przeszkody nie są moją najulubieńszą formą spędzania czasu z koniem😊 Zdecydowanie wolę jazdy w terenie, pracę z ziemi, czy jazdę na kantarku na oklep. ALE doceniam treningi skokowe. Doceniam, bo mam to szczęście, że wraz z córką Julą (dla której skoki zdecydowanie stanowią wyżej w rankingu) możemy jeździć pod okiem bardzo dobrej istruktorki Basi w “Rancho Pcim”. Z każdej więc lekcji wynoszę ogromną radość i wielką naukę.

DRACO. Co w nim podziwiam? Za co tak bardzo doceniam?

Po pierwsze – Gdy przyjeżdżam na jazdę, Draco jest cudny już od pierwszych chwil w boksie. Jak wiesz, konie, które jeżdżą w rekreacji, czy sportowo pod różnymi jeźdźcami, nie mają łatwo. No dobra – bez ogródek – mają TRUDNO. W związku z tym już w boksie pokazują swoje niezadowolenie z kolejnej „wizyty” jeźdźca. Wiedzą, że pachnie to robotą i presją…Podziwiam Draco, że jest tak spokojny, taki kontaktowy w boksie. Bez żadnej spinki i nerwów daje się czyścić no i przytulać😊

Po drugie – Draco to koń, który chętnie jeździ, chętnie skacze. Tego konia NIGDY nie trzeba do niczego zachęcać. Chętnie stępuje, chętnie kłusuje, chętnie galopuje. Ma najszybszy, najbardziej „wyraźny” i najdynamiczniejszy kłus jaki kiedykolwiek widziałam. Co prawda jest to kłus, nie będę ukrywać, „wybijający” (niestety nie da się jeździć na Draco w pełnym siadzie. Raz spróbowałam kłusa bez strzemion i niestety skończyło się to plaśnięciem na ziemię☹), ale za to Draco ma cudny, wygodny galop. Galopuje równo, dostojnie, rytmicznie i zawsze z chęcią!

Ja i Draco po pięknie przejechanym parkurze 🙂

Po trzecie – to koń, który jest delikatny w pysku, delikatny „na kontakcie” – czuje i reaguje na wędzidło jasno i wyraźnie. Jeśli człowiek popełnia błędy – zbuntuje się i odmówi współpracy. RĘKA, która jest połączona z pyskiem Draco wędzidłem, musi być delikatna, miękka, spokojna. Ręka musi działać z wyczuciem, impulsem (nic na siłę!). Wszelkie „zaciąganie” wodzy, zbyt mocne ciągnięcie, powoduje skutek odwrotny od zamierzonego. Draco zamiast zwolnić, przyspiesza. Zamiast zatrzymać się, będzie rzucać głową i przeć naprzód.

Gdy drugi raz siedziałam na Draco i nieumiejętnie chciałam zwolnić jego tempo przez zbyt mocne działanie na wędzidło (byłam już w małej panice), Draco zaczął szarpać wodzą, rzucać głową, buntować się, przyspieszać tempo, gnać do przodu. Wtedy po raz pierwszy w moim życiu powiedziałam instruktorce „Przepraszam. Nie dam rady. Nie przejadę ani jednej więcej  przeszkody, nie jadę tego parkuru”. Moje emocje były już za wysokie, by próbować na nowo dogadywać się z koniem.

Pamiętaj! Gdy nasze emocje „pikują”, to emocje konia sięgają zenitu. Jeśli wiesz, że nie jesteś w stanie wyciszyć się w momencie, rozluźnić się – odpuść. Nie walcz, nie próbuj nic nikomu udowodnić. Koń patrzy na nas i komunikuje się z nami przede wszystkim przez PRYZMAT NASZEJ ENERGII, EMOCJI. Konia nie oszukasz. Gdy z podniesionym ciśnieniem i zaciśniętymi pośladkami próbujesz coś „naprawiać”, pamiętaj, że pogarszasz tylko sytuację.

Tak – miałam wtedy spięte pośladki i wiedziałam, że dla dobra konia lepiej odpuścić😊

Tak wiele koni jest, jak to się mówi, „twardych” w pysku. Ich delikatna tkanka (poprzez nieumiejętną jazdę jeźdźca i działanie na wędzidło) pogrubiła się, znieczuliła się. Tak wiele koni zobojętniało, nie chcą już „mówić” człowiekowi, że „za mocno”, że „nie tak”. Nie buntują się już ☹

Draco dalej nie wybacza. Pokazuje wyraźnie Człowiekowi, kiedy ten jest za mało delikatny, kiedy jego ręka za mało stabilna i wprawna.

Draco – buntuj się dalej i ucz następne tuziny jeźdźców delikatności i komunikacji!

My po skokach – Julia z Freudem i ja z Draco

Po czwarte – ten koń nie jeździ na pamięć. Są lekcje kiedy skaczemy wszystkie przeszkody bezbłędnie, miękko, pięknie. Przejeżdżamy cały parkur bez problemu. Ale są i lekcje kiedy Draco wyłamuje 3 razy pod rząd na jednej, niepozornej przeszkodzie. Od czego to zależy? ODE MNIE! To nie z Draco jest coś nie tak. To ja czasem jeżdżę dobrze, a czasem źle. On mnie tylko informuje grzecznie jak mi dzisiaj idzie😊Z Draco ćwiczę raz w tygodniu, lub rzadziej (gdy wypadają Święta, ferie, moje wyjazdy prywatne). Jeżdżę zatem rzadko, za mało, by naprawdę rozwinąć się w skokach.

Praca z Draco wymaga ode mnie skupienia, pracy nad rozluźnieniem. To ja często się SPINAM, WSTRZYMUJĘ ODDECH, TRACĘ RYTM czy RÓWNOWAGĘ. Draco na to reaguje. Uczy mnie tak wiele na każdej jeździe.

Po piąte – Draco mi wybacza. Ciągle…wybacza brak zdecydowania, brak podejmowania decyzji. Ile to razy „wyratował” mnie na przeszkodzie, podjął sam decyzję. Nie raz to ja „zostałam” za przeszkodą a on skoczył pierwszy, i nie raz ja „skoczyłam” pierwsza, a on po mnie. Czasem wygląda to naprawdę komicznie! Wyobraź sobie konia, który wybija się przed przeszkodą, skacze, i jeźdźca, który „skacze” za nim z kilku sekundowym opóźnieniem😉 Widok jak z kreskówki! Albo: jeździec już się wychyla, już skacze przez przeszkodę, a koń dopiero się wybija. W efekcie jeździec ląduje po przeszkodzie na szyi konia. Tak…to ja i taka sytuacja…

Draco – dziękuję za ten piękny rok razem

Nauka jazdy przez przeszkody wymaga wiedzy z zakresu psychologii i psychiki konia. Jeśli czujesz, że brakuje Ci wiedzy o naturze koni polecam przeczytać książkę “Jazda konna? Naturalnie! Co ten koń sobie myśli?” (więcej tu: O książce, Recenzje)

Ela Gródek

PS Więcej o naukach skoków przez przeszkody przeczytasz też tu Emocje i pewność siebie a nauka skakania…