Historia książki – po co to wszystko?

„Widzę, że ma Pani  w sercu prawdziwą pasję. Jak rodzi się taka fascynacja?

EG: W moim przypadku nie była to miłość od pierwszego wejrzenia. Na początku stajnia nie była dla mnie przyjemnym miejscem. „Ostry zapach” przeszkadzał, a koń był po prostu „narzędziem” do jazdy konnej. To moje córki namówiły mnie  na jazdę konną, to one koniecznie chciały jeździć. Stwierdziłam, że zamiast „grzać ławkę”, czekając na nie, będę z nimi jeździć. I tak mając 35 lat po raz pierwszy wsiadłam na konia 🙂 . Jazda konna okazała się o wiele trudniejsza niż to sobie wyobrażałam. Parę razy byłam bliska rezygnacji, bo zamiast przyjemności podczas jazdy czułam stres i strach. Ale jak mogłam zrezygnować skoro Jula i  Ala nie rezygnowały? Ciągle w głowie pojawiało się tysiąc pytań: Dlaczego koń tak zrobił? Dlaczego tak zareagował? Co chciał przez to wyrazić? Czy to było niebezpieczne? Czy taka reakcja jest „normalna”? Po dwóch latach takiej „stresującej” jazdy zaczęłam dochodzić do wniosku, że może, gdy znajdę odpowiedzi na te pytania – czyli  właśnie „KIM jest koń?”, „O czym ten koń myśli?”- będę w stanie przełamać swoje lęki, obawy i będę w stanie lepiej jeździć. I tak się stało: im więcej wiedziałam o koniach, tym lepiej zaczęłam je rozumieć, im lepiej je rozumiałam, tym lepiej zaczęłam jeździć i bezpieczniej poczułam się przy nich. Pomału zaczęłam się zakochiwać się w tych niesamowitych zwierzętach.

Konie są bardzo wrażliwe, delikatne, naturalnie nie ma w nich agresji, są towarzyskie. Ale żeby to poczuć najpierw musiałam dużo popracować nad sobą, nad swoimi emocjami, myślami. Koń jest jak lustro. Koń powie Ci, kim jesteś. To jest właśnie niesamowite! Bliskość tych zwierząt zmusiła mnie do refleksji nad sobą. Jeździectwo jako sport stało się mniej w ważne, a kontakt z koniem, relacje z nim, wypłynęły na pierwszy plan. Przestałam frustrować się gdy coś mi nie wychodzi. Teraz żadna lekcja nie jest stracona, każda wiele wnosi, samo „bycie” z koniem wiele wnosi 🙂

„…Uważam, że lekcje teorii o koniu są równie  potrzebne i ważne w stajniach, jak praktyczne lekcje na ujeżdżalni. Żałuję, że przez pierwsze dwa lata nauki nikt mi nie mówił o tak istotnych rzeczach jak np. to, że koń odczuwa nasze wszystkie emocje i na nie reaguje. Mam nadzieję, że powoli będzie się to zmieniać. Mam nadzieję, że moja książka, przyczyni się do tego, że w każdej stajni będą lekcje „teorii” za które – podobnie jak za lekcje jazdy – „klienci”, czyli jeźdźcy, będą chętnie płacić. Mam nadzieję, że rozbudzę taką potrzebę po obu stronach: po stronie stajni, by organizowali szkolenia, i po stronie jeźdźców, by chcieli się uczyć o tym kim jest koń.

Mam wrażenie, że teraz tkwimy w zamkniętym kole. Stajnie nie organizują lekcji „teorii”, bo wg nich klient nie chce za nie płacić, chce tylko jeździć na ujeżdżalni. Z drugiej strony początkujący jeźdźcy, rodzice, nie wiedzą, jak ważne – dla dobrej jazdy konnej – jest poznanie konia, jego instynktów! Nie pytają więc o takie lekcje, nie czują potrzeby kształcenia. Wiem, że tak jest, bo sama to przeszłam. Zdawało mi się, że „koń jaki jest każdy widzi” i o czym tu można więcej gadać?? Dobrze, że po dwóch latach doznałam „olśnienia” i zainteresowałam się tematem 🙂 ”

Jaka jest zatem historia powstania  „Jazdy Konnej Naturalnie! Co ten koń sobie myśli?”

EG Wiedza o koniach odwróciła moje jeździectwo o 180 stopni. Zmieniła perspektywę patrzenia na konia, zmieniła mnie z jeźdźca w „Prawdziwego Koniarza”. Koń stał się ważny, jego samopoczucie stało się równie ważne jak moje. Wiedza o tym jak koń myśli, jak patrzy, jak słyszy, jak się komunikuje,  jak może nas postrzegać (i DLACZEGO !) bardzo pomogła mi w postępach w jeździe konnej.  Niestety nie ma wiele książek poświęconych temu tematowi. Większość pozycji na półkach, w księgarniach, mówi o rasach koni, czyszczeniu, siodłaniu, technikach jazdy, żywieniu, ale nie o instynktach i naturze końskiej. A już na pewno nie znalazłam żadnej, która byłaby zrozumiała dla dzieci i młodzieży.

Bardzo zależało mi, by przekazać tą ważną wiedzę moim córkom, by im też pomóc. Znajomość instynktów, systemu komunikacji koni, pomaga nie tylko w lepszej,  ale i BEZPIECZNIEJSZEJ  jeździe. A to dla każdej Mamy jest oczywiście najważniejsze! Postanowiłam zatem sama napisać książkę. Uznałam, że będzie to najlepsza „forma” przekazu. Nie wiedziałam, czy ją wydam, ale dla mnie najważniejsze było to, że przynajmniej skorzysta z niej Jula i Ala. Książkę pisałam rok czasu, wieczorami, po kawałku 🙂 . Był to spory wysiłek, bo pracuję zawodowo, ale poczucie pewnego rodzaju misji, dodawało sił. Wydawnictwo znalazłam wysyłając po prostu emaile na adresy znalezione w Internecie. Nie znałam kompletnie rynku wydawniczego, nie miałam żadnych kontaktów. Wiedziałam tylko tyle, że ta książka jest bardzo potrzebna na rynku, że może pomóc wielu jeźdźcom, że jest po prostu dobra 🙂 . Chyba ta moja ślepa wiara sprawiła, że już po 2 miesiącach znalazłam wydawcę! Bardzo się cieszę, że wydawnictwo Multico podjęło się wydania tej książki. Nie jestem przecież z „branży” jeździeckiej, nie jestem ekspertem, nie mam nawet konia, jestem zwykłym jeźdźcem – Mamą 🙂 .”

„Konie i Rumaki”,”Moja mała misja” październik 2018, „Kurier Świątnicki” „Z pasją” 2/22, lipiec 2018

Zdjęcie: Ula Waszkiewicz (Instagram: truskawkowepole)

 

Dominacja – o co tu chodzi?

Szkolenie L3 z bloku L1-L2-L3. Cisna. Kameralna atmosfera umożliwiająca bardzo indywidualną pracę. Fajne towarzystwo koniarzy. Każdy to właściciel konia (oprócz mnie), każdemu zależy, by jak najlepiej komunikować się z nim, by wycieczki w tereny i jazdy na ujeżdżalni były zawsze bezpieczne i miłe dla obu stron. Na szkoleniu jedni ćwiczyli z własnym koniem, inni z wypożyczonym z ośrodka – jak ja. Ale każdy ćwiczył. To bardzo mi się podoba w szkoleniach JNBT – nie siedzisz i patrzysz, jak trener na środku ujeżdżalni ćwiczy z koniem, tylko sam masz za zadanie pracować z rumakiem. Jak się siedzi i patrzy, to wszystko wydaje się takie proste… Przynajmniej mi  🙂 . Jednak jak samemu zaczyna się wykonywać ćwiczenie, to okazuje się, że ręka za wysoko, postawa ciała nie tak, wzrok nie tu. I nagle „nie działa”, nagle ćwiczenie „rozjeżdża się”, nagle myślisz: „To jest trudne!”. Dla konia wszystko ma znaczenie. Koń wszystko „czyta”, cały nasz „body language”: postawę ciała, wzrok, ruch ręką czy nogą. Koń próbuje zrozumieć, złożyć to wszystko do kupy, a czasem dostaje od nas sprzeczne sygnały… 🙂

L1 to Zaufanie, L2 to Szacunek, L3 to Dominacja. Trzy ważne rzeczy, które – według Akademii JNBT – umożliwiają bezpieczną jazdę, dobrą komunikację z koniem. Trochę się bałam tej „dominacji”. Brzmi to dość groźnie. Lepiej brzmi „partnerstwo”, lepiej brzmi „współpraca”, lepiej brzmi „przywództwo”. Dominacja brzmi jak bacik i użycie siły. Okazuje się, że niekoniecznie. Może w świecie ludzkim to pojęcie źle się kojarzy: z tyranem, z nadużywaniem władzy. Dominacja w świecie zwierząt to konieczność, jest obecna od zawsze i gwarantuje brak chaosu, zapewnia porządek, który ułatwia przeżycie gatunku*** (patrz komentarz poniżej!) Dominujący koń w stadzie mówi, kiedy i gdzie biegniemy, czy warto biec. Wyobraźmy sobie, że każdy koń byłby liderem. Zza krzaka wybiega lew. Jeden koń krzyczy „W lewo!”, drugi „W prawo!”, trzeci: „Zbijamy się w kupę i kopiemy!”. Zamiast szybkiej akcji ratunkowej zapanowałby kompletny chaos. To samo stałoby się z firmą bez zarządzania. Każdy chciałby robić po swojemu i chyba nikt nie ma wątpliwości, że taka polityka nie doprowadziłaby do sukcesu.

Żaden człowiek, który wsiada na konia, nie chciałby decydować o tym, gdzie jedzie wraz z koniem TYLKO raz na jakiś czas. Wiesz, tak po partnersku 🙂 . Raz ty, koniu, decydujesz, raz ja! Chcemy kontrolować, w jakim tempie i gdzie jedziemy. Nigdy nie chcemy, by koń decydował za nas (chyba że zgubimy się w lesie i… świadomie podejmujemy decyzję, by to on zaprowadził nas do domu 🙂 ). I o tym mówi dominacja. Dominacja to kontrola ruchu. To do mnie przemawia. Mówię: „Rozumiem i jestem za”. Zatem dominacja to nie agresja, to nie „postawię na swoim! (tak dla zasady)”, to nie „tu i teraz na siłę”. Dominacja to spokój, pewność siebie, zdecydowanie.

Jak sprawić, by koń nie próbował czasem „myśleć” za nas i podejmować za nas decyzji? Jest to trudne 🙂 . Ten układ trzeba zbudować – zaufaniem i relacją.

Na L3 ćwiczyliśmy i z ziemi, i z siodła. I na kantarach, i na wędzidłach. Natural to nie ćwiczonka na lince przez całe życie 🙂 . Wędzidła bardzo przydają się w nauce, w odpowiednim ustawieniu konia. Koń zebrany, podstawiający zad, bez zapadniętego grzbietu to koń zdrowy. Ale wędzidło, bez świadomej ręki, może zadać dużo bólu i wiele zepsuć. Natural w swoim założeniu chce tego unikać. Jest wiele rodzajów wędzideł i trzeba mieć świadomość, jak one działają. Nie mając konia, nie mając wpływu na to, jakie wędzidło ma koń, na którym jeżdżę, ten temat jakoś nie był mi bliski. Coś tam wiedziałam, coś słyszałam, coś widziałam, ale wiedza była nieusystematyzowana. Cieszę się, że zostałam wreszcie przeszkolona. Jak działają wędzidła pojedynczo łamane? Jakich wędzideł używa się do ugięć poziomych, a jakich do ugięć pionowych – i dlaczego? Jak działają wędzidła Myler Bits?

Lista chorób końskich spowodowanych nieodpowiednim „użytkowaniem” konia jest bardzo długa. Nie mam nic wspólnego z zawodami, ze „sportem” jeździeckim. Nie miałam pojęcia, jakie konsekwencje niesie hyperflexion czy kissing spines. L3 wniosła wiele informacji – ważnych dla każdego, kto naprawdę chce dla konia jak najlepiej. Wiele razy czynimy krzywdę – z niewiedzy. Kogo za to winić? Stajnie, że nie mówią? System? Siebie, że się nie kształcę? Wysokie ceny dobrych kursów, lepszego sprzętu? Nie wiem. Wiem tylko tyle, że w przeszłości robiłam nieświadomie wiele błędów i pewnie zadawałam wiele bólu w pysku końskim.

Wiem, że warto się kształcić w jeździectwie, warto czytać, brać udział w kursach, myśleć i wyciągać wnioski. Jeździectwo to nie religia. Nie musisz trzymać się jednego „boga”, nie musisz chodzić do jednego kościoła. Idź na szkolenie do jednego trenera, do drugiego. Zmieniaj, poznawaj, łaź tu, łaź tam. Ale rób coś, szukaj prawdy, swojej drogi. Pragnij rozwoju. Pragnij być LEPSZYM. Pragnij KOCHAĆ bardziej. Pragnij KOCHAĆ mądrze!

PS Jeździectwo się zmienia. Zmieniajmy się i my. Dziś myślimy tak, jutro może być inaczej 🙂 . Jutro może być jeszcze lepiej.

PS Zdjęcie z albumu Akademii JNBT (L3, Cisna 2018). Ćwiczenia ugięć pionowych (podstawiony zad, niezapadnięty grzbiet, zaokrąglona szyja).

*** 12 grudnia 2018 Właśnie jestem po lekturze dwóch książek: „Partnerstwo Doskonałe” Jakuba Gołąbka, oraz „Zwierzęta czynią nas ludźmi” Temple Grandin. To, że napisałam książkę (a żeby ją napisać musiałam przeczytać stosy innych) nie znaczy, że wszystko już wiem. Więc czytam dalej… No i przeczytałam: „…rzetelne badania naukowe zadały ostateczny cios teorii dominacji już jakiś czas temu. Nikt jednak się tym nie przejął, bo jak słusznie zauważył kiedyś J.M Keynes, (…) „Problem nie leży w nowych ideach, tylko w ucieczce od starych, które zostały na dobre wtłoczone w każdy z zakamarków naszego umysłu” („Partnerstwo Doskonałe” Jakub Gołąbek).  Wg naukowców obserwacje na temat dominacji pochodzą z warunków sztucznych (jakie tworzymy koniom), w warunkach naturalnych trudno jest wykryć jednego lidera. „Grupa idzie tam, gdzie najbardziej zdecydowany z jej członków ją przekona”. Często jest to klacz, która ma największą wiedzę i doświadczenie, ale nie zawsze, nie w każdej sytuacji.

Temple Grandin pisze: „Jedną z najważniejszych cech, która sprawia, ze dzikie zwierzę nadaje się do udomowienia, jest jego wysoce towarzyska natura. Nigdy nie dało się udomowić gatunków o samotniczym usposobieniu. Wszystkie 14 gatunków to zwierzęta stadne, z wyrazistą hierarchią, tak by człowiek mógł przyjąć rolę dominującą i stać się dla nich przewodnikiem stada”.

Obie książki bardzo polecam. Będę do nich wracać niejednokrotnie, bo zawierają mnóstwo ciekawych informacji (nie tylko na temat życia stada) popartych najnowszymi badaniami o których warto pisać (i warto wypróbowywać!). Wiedza niełatwa, dla zaawansowanych (jeszcze 3 lata temu nie wszystko by do mnie dotarło).

Życzmy sobie takiej relacji z koniem, by naprawdę chciał za nami iść – zawsze z przyjemnością  i radością i przekonaniem! I nie ważne czy hierarcha jest, czy jej nie ma 🙂 Jak to mówi moja koleżanka „Koń i tak Ci wszystko powie, wszystko zweryfikuje”. Czy masz rację czy nie 🙂

Jak to Fama utarła mi nosa…

Drugi po wakacjach trening skokowy. Wspaniały widok na góry, z ujeżdżalni, przy bezchmurnym niebie. Już nie tak ciepłe, ale jednak miłe promienie słońca padające na stajnię.

„Na kim dzisiaj będę jeździć?” – zapytałam trenerki. „Na Famie” – odpowiedziała. Bardzo lubię Famę. To dobrze wyszkolony koń, chętnie skacze. To koń spokojny, ani nie wolny, ani nie dziko szybki 🙂 . Pomyślałam: „Na Famie jeździłam ostatnio… i przed wakacjami też”. Do idącego obok „końskiego” kolegi powiedziałam: „Chyba Basia daje mi fory. Fama jest takim ułożonym koniem”. Chciałam powiedzieć po prostu „ŁATWYM”, ale „ułożonym” brzmiało bardziej dyplomatycznie 🙂 . Podświadomie miałam ochotę na małe wyzwanie: na jakiegoś konia, którego – ja, jeździec – musiałabym swoimi umiejętnościami bardziej zachęcać do skoków, nakierowywać bardziej precyzyjnie itp. 🙂 (teraz pisząc to pękam ze śmiechu!!)

„A właściwie kiedy ostatnio spadłaś z konia?” – zapytał Marcin, jakby w rzeczywistości miał na myśli: „Co? Szukasz guza? Dawno nie spadłaś z konia? Na pewno chciałabyś trudniejszego?”.

„Hm…w sumie to nie pamiętam kiedy ostatni raz spadłam! Ale było to bardzo dawno temu” – odpowiedziałam.

Na tym dialog się skończył, bo trzeba było siodłać rumaki.

Oj, jak mi Fama utarła nosa!! Oj, jak mi pokazała, że sporo jeszcze nauki przede mną 🙂 (nawet na „łatwym” koniu!). Oj, dała mi niezapomnianą lekcję pokory! Po pierwsze – nie byłam w stanie wykonać jednego, z pozoru prostego, ćwiczenia, po drugie – dwa razy Fama odmówiła skoku, przez co wylądowałam na piasku, sprawdzając, czy oby na pewno jest miękki 🙂 .

Jak to się stało? Co się stało z dobrym jeźdźcem i wzorowym koniem?

Ano, nic takiego. Po prostu nie ma dwóch takich samych treningów! Nie ma dwóch takich samych dni jeźdźca i konia.

Pierwsza odmowa skoku przez Famę to konsekwencja złego najazdu. Miałam wyjechać dokładnie zakręt i poprowadzić Famę na przeszkodę po zakręcie. Tego narożnika Fama akurat na tej jeździe „nie lubiła” (coś ją tam lekko niepokoiło), więc mi trochę ścięła zakręt, a inaczej mówiąc, nie udało mi się ją dobrze poprowadzić, nie „wyjechałyśmy” zakrętu. Zły najazd = zły skok albo odmowa jak w moim przypadku. I tak powoli, po szyi Famy, zsunęłam się na ziemię. Upadek niebolesny i kontrolowany.

Druga odmowa Famy to konsekwencja nieodpowiedniego tempa, braku impulsu do skoku oraz zapadający zmrok. Zaczęło się już ściemniać. Konie dobrze widzą za dnia i – o wiele lepiej niż człowiek – widzą w nocy. Ale moment „ściemniania” się przynosi im wiele kłopotu. Po prostu źle widzą (o wzroku konia więcej piszę w „Jeździe konnej naturalnie!…”) Zatem koń gorzej widział przeszkodę. Do tego tempo mojego najazdu było zbyt słabe oraz nie dałam sygnału do skoku. Fama, zamiast przeskoczyć, ponownie zatrzymała się przed przeszkodą, a ja ponownie zjechałam po szyi. Czasem mam problem z odmierzeniem, kiedy powinnam dać koniowi impuls do skoku. Więc gdy nie jestem tego pewna, to nie daję, bo… tak myślę, że lepiej nie dać niż dać w złym momencie (hmm… w sumie muszę rozwinąć ten wątek z trenerką). Z reguły – gdy Fama dobrze widzi – sama jest w stanie podjąć decyzję, kiedy się wybić. Często pomoc jeźdźca w postaci impulsu do skoku, u tak wyszkolonego konia, nie jest niezbędna. Ale tym razem Fama źle widziała, nie była w stanie sama ocenić odległości, a jeździec nie pomógł. Do tego doszło za wolne tempo. Proste? No właśnie. Mądry Polak po szkodzie 🙂 .

Oj Fama… od wczoraj lubię Cię jeszcze bardziej!

PS Mówiłam Wam już, że skoki nie są proste 🙂 ?

PS 2. Blog mi podpowiedział kiedy ostatni raz spadłam! Kto ciekawy niech czyta LoL! Spadłam z Arszenika

PS 3. Na zdjęciu FAMA (zdjęcie z zimowej sesji). Fot. Ewa Janicka

Dobra pamięć koni a nauka

Koń ma bardzo dobrą pamięć. Podobno tylko słoń ma lepszą. Szybka nauka gwarantowała im przeżycie na stepach. Młode konie szybko musiały nauczyć się jakie sytuacje są niebezpieczne, czego trzeba unikać i jak reagować, by nie dać się złapać drapieżcy. Młode konie od maleńkości obserwują i naśladują starsze. Uczą się i zapamiętują obrazy, sytuacje. Idealnie kopiują swoich rodziców, braci.

Dla nas – koniarzy szybka nauka i dobra pamięć koni ma dobre i złe strony. Dobre są takie, że jeśli umiejętnie uczymy konia, koń stosunkowo szybko przyswaja nową wiedzę i wykonuje nasze prośby, na przykład: cofania, podnoszenia nóg, obrotów, chodów bocznych, ustępowania, przeskakiwania przez przeszkody i tak dalej i tak dalej.

Złe strony szybkiej nauki i dobrej pamięci są natomiast takie, że równie szybko konie uczą się niepożądanych zachowań, które nazywamy narowami. Narowem może być podgryzanie jeźdźców (chwytanie zębami), brykanie itp.

Wyobraź sobie taką sytuację. Jeździec wsiada na młodego konia, a ten, brykając, zrzuca go. Przestraszony jeździec odprowadza konia do boksu. Koń notuje w głowie: „O, zrzuciłem drapieżcę z grzbietu i zostawił mnie w spokoju!”. Wystarczy kilka takich nieudanych „dosiadów”, by koń zapamiętał, że zrzucanie jeźdźca bardzo mu się opłaca, że jest za to „nagroda”. Pamiętaj, że cel konia to przetrwanie, święty spokój!

A teraz inny wariant tej samej sytuacji. Jeździec wsiada na młodego konia i jest przez niego zrzucany. Jeździec wsiada po raz drugi. Koń bryka i ponownie zrzuca jeźdźca. Jeździec wstaje i spokojnie wsiada po raz trzeci. Koń myśli: „Ojej – nie daje mi spokoju!”. Koń bryka, jeździec utrzymuje się na koniu. Robią razem kilkadziesiąt kroków. Jeździec głaszcze konia, schodzi z niego i odprowadza go do boksu. Koń myśli: „Nie zrzuciłem go i dał mi spokój! Chyba brykanie mi się nie opłaca”. (W tym miejscu konieczna powinna być refleksja dlaczego koń zrzucał? Ale to temat na inny wpis 🙂 ).

Koń dobrze pamięta wszystkie niemiłe sytuacje. Dobrze pamięta, kto go bił, kto go źle traktował. Będzie unikał każdej podobnej sytuacji. Wiele koni ma traumy – pamięta ból i strach do końca życia.

Ucząc konia nowej umiejętności, postępuj cierpliwie i konsekwentnie. Nagradzaj od razu każdy mały postęp. Poświęć więcej czasu, ale zrób to prawidłowo. Jeśli nie czujesz się na siłach – lepiej oddaj naukę bardziej doświadczonej osobie. Nieumiejętna nauka może tylko utrwalić niepoprawne zachowania i wyrządzić więcej krzywdy niż pożytku.

P.S Na zdjęciu córka Julia ze swoją pierwszą końską miłością – Bąblem. Spotkanie po roku – czy Bąbel ją pamiętał? Jak nie kochać koni??

Końska szybkość a nasze reakcje

Koń to bardzo szybkie zwierzę. Silne nogi umożliwiające ucieczkę oraz natychmiastowa reakcja na zagrożenie umożliwiały koniom samoobronę od tysięcy lat. Konie nie mają ostrych kłów czy pazurów. Tylko prędkość jest w stanie je ocalić. Płochliwość jest zapisana głęboko w genach. Czym jest – upraszczając – płochliwość? Natychmiastową reakcją na jakiś bodziec. Koń, w przeciwieństwie do człowieka, nie analizuje najpierw, czy warto uciekać, czy warto coś zrobić, tylko to robi, a potem sprawdza, czy było warto 🙂 . W warunkach naturalnych „zastanawianie” się nie sprawdziłoby się. Lew skoczyłby już do krtani.

Czasem młodym jeźdźcom trudno to pojąć: „Co ten koń się tak boi? Przecież nikt mu tu krzywdy nie zrobi! Wszyscy go tu kochają i nie ma tu żadnych niebezpieczeństw. Czy jeszcze tego się nie nauczył?”. Natury końskiej, genów, nie da rady zmienić. Dobrze ją natomiast po prostu poznać. Ja już przestałam się dziwić koniom. Jak pisałam w moim poście Nie jesteś koniem! Nie wiesz czego koń może się przestraszyć (z 19 stycznia) nie zakładam nigdy, czego koń może się przestraszyć, a czego nie, i zawsze staram się być przygotowana na jego błyskawiczny ruch (niekoniecznie w tę stronę, w którą ja chcę 🙂 ). Owszem, czasem jeszcze mnie dziwi to czy tamto zachowanie konia – ale tylko przez chwilkę. Taka jest natura końska – i tyle.

Teraz bardziej dziwię się – a raczej: nie mogę wyjść z podziwu – gdy widzę te „bohaterskie” konie w filmach. Konie, które nie uciekają na odgłos petardy czy biegnącego tłumu. Konie, które kiedyś z husarią szły na spotkanie z wrogiem. Nie do opisania…

Ale wracając do tematu. Zatem koń jest szybki. My, ludzie, w porównaniu z nimi to wolne leszcze… 🙂 . Nie wiem, jak Ty, ale ja nie raz poczułam się jak „wolny leszcz”, jak największy ślimak pod słońcem. I było to dla mnie z jednej strony smutne, a z drugiej po prostu śmieszne 🙂 . Ja, Ela, na co dzień szybka babka, tu – przy koniu – wolniacha nie z tej ziemi.

Szybkość naszych reakcji przy koniu jest bardzo ważna. Wiedzą o tym instruktorzy, trenerzy koni. Powinniśmy wiedzieć i my. Najgorsze jest to, że tej szybkości nie da rady się nauczyć! Musisz ją wytrenować. Musisz – jak to mówi moja instruktorka, Beata – obserwować konia i czasem wyprzedzić jego myśli, jego następny krok, by móc szybko zareagować. Jeśli koń ma „tendencję” do wchodzenia do środka ujeżdżalni, to nasza reakcja w momencie, gdy już tam wszedł, jest spóźniona… To samo przy skokach. Musisz zareagować natychmiast, jeśli koń zdradzi, że myśli o obejściu przeszkody 🙂 . Łatwo się mówi, robi trochę trudniej. Niestety. Stąd – wg mnie – nie jest łatwo być dobrym jeźdźcem, a co dopiero trenerem koni czy instruktorem. Oprócz wyćwiczenia naszych szybkich reakcji ważna jest umiejętność „czytania koni”. Pomaga w tym na pewno – wiem to z własnego doświadczenia – znajomość psychiki końskiej, natury, języka. Warto poznać tę teorię. Potem tylko X lat praktyki i będzie dobrze 🙂 .