Wiek konia a jego gotowość do pracy

W ramach Dwutygodnika Ambitnego Rekreanta dzisiaj tłumaczenie tekstu Vikki Fowler. Temat bardzo ważny. Coraz trudniej kupić 8-12-letniego konia w dobrej kondycji. Bez chorób, bez urazów. Powodów urazów, kontuzji, chorób jest wiele. Jednym z nich – zbyt wczesne zajeżdżanie i zbyt ciężka praca młodych koni (i w sensie psychicznym i fizycznym!)

„Koń starzeje się około 3 razy szybciej niż człowiek. Upraszczając, 30- letniemu koniowi odpowiada 90-letni człowiek.

25 letni koń to 75-latek. Jeszcze pracuje.

20 letni koń to 60-latek. Ciało nie sprawuje się już tak jak w przeszłości, ale mózg ciągle ma w dobrej formie i ciągle chce być aktywny.

13 letni koń to 39-latek. W sile wieku, gdzie wiedza i zdolności są na jednym (wysokim) poziomie (tym fizycznych i psychicznym – mój przypis)

Odwróćmy teraz kolejność

3 letni koń to 9-latek. Dziecko. Nie gotowe jeszcze do dłuższej pracy. 9 letnie dziecko raczej nie wysyłamy do kopalni?

4 letni koń to 12-latek. Może wykonywać lekkie, dorywcze prace, by zarobić na „kieszonkowe” –  dołożyć się do utrzymania.

5 letni koń to 15-latek, nastolatek. Uważa, że już wszystko wie, że może wziąć na swoje barki pracę i odpowiedzialność. ALE ciągle jest jeszcze słaby i nie w pełni rozwinięty. Nie powinien w żadnym razie być przeciążany, pracować na granicy swoich możliwości. Jest gotowy natomiast by ZACZĄĆ budować swoją siłę.

6 letni koń to 18-latek, dorosły. Gotowy do ciężkiej pracy.

Zbyt szybkie zajeżdżanie koni, zbyt ciężka (też w sensie psychicznym! – mój przypis) praca za młodu, prędzej czy później odezwie się w uszkodzeniach poszczególnych częściach ciała. Odezwie się to w  stawach, ścięgnach, więzadłach, jak również w mózgu, psychice.

Poczekaj 1 rok za młodu, a zyskasz 10 lat dobrej pracy konia, w pełnym zdrowiu i szczęściu. Bądź cierpliwy.”

Vikki Fowler

Zdjęcie: 11-letniego Larmanda – konia w sile wieku (i córki Olgi)

Część II – Fotorelacja z rajdu konnego na Ukrainę (17-24 października 2020)

Część pierwszą relacji znajdziesz tu: Fotorelacja z rajdu konnego na Ukrainę (Bukowina Północna) – 17-24 października – część I

Jak więc wyglądają wioski ukraińskie na Bukowinie?

Wioski są małe – z kilkunastoma domami, gospodarstwami. Zauważyłam, że prawie każde gospodarstwo ma konia (lub 2 konie), krowę (lub 2-3 krowy). Tyle koni i krów pasących się wolno na łąkach, dawno w Polsce nie widziałam. Krowy czy konie, z reguły były uwiązane na długim łańcuchu, linie. Miały swobodę ruchu. Tu koń dalej pełni ważną funkcję w gospodarstwie – pomaga w polu. Wielokrotnie mijaliśmy konie w zaprzęgu, konie pracujące z człowiekiem przy orce, zwózce drzewa. Nigdy nie widzieliśmy osiodłanego konia pod człowiekiem 🙂

Krowy są tu szczęśliwe – widzą codziennie słońce i prawdziwą trawę.

Domy, obejścia są bardzo skromne, ALE, co naprawdę rzuca się w oczy, są uporządkowane, schludne. Na podwórkach nie ma bałaganu, chaosu, brudu (a wiem, co mówię, bo odwiedziłam 25 krajów). Domy są kolorowe, z dużą ilością zieleni. Podobnie jak w Polsce panuje, jak ja to nazywam, „kult płotów”. Płot musi być! Nieważne jaki. Jak nie ma pieniędzy, to będzie z „byle czego”, ale będzie 🙂

Stałym elementem architektury są też studnie. Ale jakie!

Czyżby inspiracją dla studni były dachy cerkwi? 🙂

Wracając do samego rajdu. Jak wiecie z części I, 4 noce spędziliśmy pod namiotem. Mimo moich pewnych obaw nie zmarzłam ani podczas wieczornych czy porannych posiadówek, ani w nocy, gdy temperatura spadała do kilku stopni. Spodnie narciarskie, odzież termalna i śpiwór do -7 stopni (wcale nie z puchu i wcale niedrogi) zdały egzamin.

Poranny szron na „schnącym” ręczniku 🙂
Śniadamy o poranku

Spanie pod namiotem było genialne, ale w domku z sauną jeszcze genialniejsze. To był naprawdę wspaniały czas! Po dniu spędzonym na koniu można było odprężyć się w saunie, wygrzać i wzmocnić odporność.

Wejście do sauny

Obok sauny był staw. Nie omieszkaliśmy wskakiwać do niego, by ostudzić rozgrzane ciała. Tego było mi trzeba!!

A po saunie kolacje Sviety. Svieta to sąsiadka, która gotuje rajdowiczom. Kolacje były przebogate, pyszne i – co najważniejsze – lokalne.

Svieta obok swojego domu (100 metrów dalej) ma sklep. U Sviety kupisz winko, piwko – co tylko chcesz. Obsługa na najwyższym poziomie!

Svieta i jej mąż Ivan to też grzybiarze. Co rano chodzili na grzyby.

Takie łupy przynosili.

Zamarzyłam o smażonych grzybach na śniadanie. Dlatego trzeciego dnia, wraz z Justyną (inną rajdowiczką), dołączyłyśmy do Ivana na grzybobranie. Po 1,5 godzinie mieliśmy wiadereczko pełne grzybów.

Co za śniadanie!

Po prawej maślaki, po lewej borowiki

W domku spałyśmy w pokoiku z prawdziwym piecem kaflowym!

Na zapiecku można było spać – jak kot Filemon! (na naszym rajdzie rolę kota Filemona odgrywała Marianna 🙂 ).

O poranku zawsze czekała na nas przepyszna kawa z tureckiego czajniczka zrobiona przez Miszę. Kawa o poranku, w promieniach słońca. Mam nadzieję, że znacie ten wyjątkowy smak. Dla mnie jest to jeden z największych luksusów 🙂

Ten Pan w kapturze na drugim planie to czuwający nad nami organizator Jacek 🙂

Nie da się ukryć, że mieliśmy idealną pogodę. Nie padało ani razu, 2 dni było 10-12 stopni, 2 dni – 12-14 stopni i 2 dni… 18-19 stopni! 🙂

Takie poranki i takie konie nas witały…

Pewnego dnia, właśnie podczas takiego poranka, postanowiłam wziąć Lukasa – mojego rajdowego konia – z zagrody, na polankę pełną soczystej trawy. Kocham konie, mam miękkie serce, pomyślałam zatem, że Lukasowi należy się coś więcej ode mnie za ciężką pracę.

A nie ma większego prezentu niż świeże co nieco 🙂 Wyłączyłam prąd, wyprowadziłam Lukasa z ogrodzenia i… siup! Lukas wyrwał się i wziął nogi za pas. A za nim hucułka Zuza. Miałam dwa wyjścia. Nie zamykać bramki i biec za nimi, co groziło exodusem pozostałych koni, lub zamknąć bramkę, włączyć prąd…, i mieć nadzieję, że Lukas i Zuza nie będą już gdzieś tam za górami, za lasami. Wybrałam to drugie. Zamknęłam bramkę, włączyłam prąd i patrzę, a Lukas u sąsiada w kapuście buszuje. „Cham!!” – pomyślałam! To ja tu, z dobroci serca, z wdzięczności, chcę go zabrać na trawkę, a ten… no po prostu „cham!!” (by zrozumieć kontekst, musisz znać początek opowieści z części I Fotorelacja z rajdu konnego na Ukrainę (Bukowina Północna) – 17-24 października – część I) 🙂

Pamiętajcie – konie uwielbiają nie tylko marchewkę, ale też kapustę i buraki 🙂

Mam nadzieję, że zachęciłam Was do rajdowania na Bukowinie Północnej na Ukrainie.

Nie wyczerpałam tematu? Masz jakieś pytania? Zostaw komentarz. Odpowiem!

PS A na szlaku spotkaliśmy małpę! Na koniu! :)))))))

Małpa na koniu 🙂

PS II Tak wygląda rajdowicz – zmarzluch.

Tak prawdziwa cowgirl, jeździec jeżdżący w weście.

A tak podróbka westowca! :))))))

Bo rajdy to piękne chwile, dużo zabawy i niespodziewane przygody 🙂

Z Nomadic Life MUROWANE 🙂

Zdjęcia autorstwa mojego oraz całej ekipy

Ela Gródek