Na rajd do Kapadocji nie trzeba było mnie długo namawiać. Kasi zajęło to niecałe pół godziny. Zawsze marzyłam o zwiedzeniu tego kawałka Świata, a gdy zobaczyłam kilka ujęć z grzbietu konia, wiedziałam, że to ten moment, ten czas 🙂
I tak! Nie zawiodłam się. Chociaż Kapadocja jest komercyjna (a raczej unikam takich miejsc) to absolutnie warta zobaczenia. Nie da się porównać tego piękna natury, tych formacji skalnych z żadnym innym miejscem na ziemi. Jest to cud natury i cud pracy ludzkiej (wyrzeźbione przed wiekami podziemne miasta, miejsca medytacji, klasztory, kościoły).












O ile rano – przy wschodzie słońca, czy zachodzie – turystów jest dużo, to potem, ku mojemu zdziwieniu, robi się przyjemnie pusto. Co więcej, turyści są na kilku utartych szlakach. Z wielką przyjemnością zatem przemierzaliśmy różne ścieżki, w zupełnym spokoju – tylko natura i my.
Dlaczego rano robi się tłoczno? Oczywiście przez balony! Balony unoszą się do góry właśnie przed wschodem słońca. By pochodzić czy pogalopować z balonami w tle wstaliśmy o 4.00, by o 5.00 być już na miejscu.







De facto każdego poranka wystarczyło wysunąć nos, by podziwiać piękne balony na niebie.

…wysunąć nos z namiotu :). To nie był typowy rajd organizowany przez Karolinę Czechońską (z “Of horse!”), bo był pod namiotami na TIRZE (nie w wygodnym hoteliku). Najpierw konie przyjechały w TIR’ze, a potem my miałyśmy w nim przebieralnię, prysznic, a na dachu bardzo komfortowe noclegi 🙂





Rajd był gwiaździsty. Codziennie włóczyliśmy się po innych okolicach. A jest gdzie pojeździć! Oprócz pięknych skalistych terenów z przepięknymi widokami, są też płaskie tereny do naprawdę szybkich galopów.
Kapadocja to w tłumaczeniu “Kraina pięknych koni”. Kapadocja znana jest z balonów i turystyki konnej. Mijaliśmy mnóstwo turystów, którzy w wolnym stępie poruszali się po szlakach. Tak z reguły to wygląda. Przyjeżdżasz, nie umiesz jeździć, płacisz 150 eur za 2 godzinki i z przewodnikiem spokojnie ruszasz stępem, jeden za drugim, gęsiego po szlakach. Amatorów (szczególnie z Azji) nie brakowało. Stajni i koni też nie. Konie w Kapadocji to z reguły araby. Jak miałam okazję widzieć “są araby i są araby” 🙂 Te pracujące pod przeciętnym turystą przyzwyczajone są TYLKO do stępa. Są spokojne, nie płoszą się. Idą grzecznie jedne za drugimi.
Nasze arabki to już była inna para kaloszy. Wiele z nich po wyścigach, przyzwyczajone do pędu i do długich galopów. Ja jechałam na Zipkin’ie – po matce arabce i ojcu Barock Pinto (rasa koni w typie barokowym, założona w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych XX wieku, wykorzystująca jako podstawowe rasy konie fryzyjskie, holenderskie gorącokrwiste, niemieckie gorącokrwiste). Piękny, ambitny, szybki i towarzyski 🙂






Kontakt z tym koniem był wspaniały. W wolnej chwili popracowałam z nim z ziemi



A teraz więcej o koniach. O koniach w Kapadocji lub generalnie w Turcji (myślę, że to drugie). Jak są chowane? Jakie jest do nich podejście? Co mi się podobało, a co nie?
Młody koń pierwsze 6 miesięcy swojego życia spędza u boku matki. ALE już szkoląc się. Matka chodzi z turystami i źrebak też. Potem jest oddzielany od matki i razem z innymi młodymi końmi dalej jest habituowany w terenie. Przemierza szlaki przy boku innych pracujących koni, oswaja się z samochodami, kładami, dźwiękami, hałasami w mieście. Gdy ma 2,5 roku przyjmuje siodło. Jest już absolutnie przyzwyczajony do okolicy i wie, że nie ma czego się bać. Zna każdy straszny zakątek i każdy dźwięk. Naprawdę podziwiałam odwagę i kompletny spokój młodych koni z otwartą buzią! Koń uczy się od innych koni przez wiele miesięcy przez prostą obserwację. Wie, że jego kumpel-koń ma “coś” (kogoś) na grzbiecie. W wieku 2 lat i około 8 miesięczny przyjmuje jeźdźca, no i od trzech lat zaczyna pracować (wiem to na podstawie “wywiadu” z właścicielami koni). Pracować na pełny etat… Oczywiście 3 letni koń nie powinien pracować tyle godzin pod jeźdźcem – zapraszam do mojego wpisu na Wiek konia a jego gotowość do pracy . Naukowcy udowodnili (i udowadniają) dlaczego. Ciało 3 letniego konia nie jest przygotowane do dźwigania człowieka. Nie są przygotowane mięśnie, szkielet, ścięgna. I nie jest przygotowana psychika konia. Skutki tej pracy koń odczuje w przyszłości.
Zalecam zatem – zanim zamówicie rajd w Kapadocji, czy gdziekolwiek w Turcji – dokładnie wypytajcie o konie, ich wiek, warunki itp.
Wiele było też “drobiazgów” w podejściu do koni, które nie podobały mi się (wędzidła – dźwignie, niedbanie o wolny wybieg). Podobnie jak w Gruzji, tak i w Turcji (i pewnie wszystkich krajach ościennych) koń to przede wszystkim narzędzie pracy. Traktowanie koni jest inne od tego na zachodzie (oczywiście i na Zachodzie i w Polsce są stajnie z podobnym podejściem, ale jednak już na o wiele mniejszą skalę). Nie dziwi mnie to. “Wiedza” przekazywana jest z dziada pradziada. Dziad tak robił, robię i ja. Fachowa wiedza zawsze rozchodzi się wolno. W każdej dziedzinie życia…
Ale w porównaniu do Gruzji, konie w Turcji na pewno są lepiej odżywione, zadbane. Wyglądają o wiele lepiej. Są też większe. Jak przypomnę sobie te małe, gruzińskie, chude koniki to… do Gruzji na rajdy konne nie pojadę. To nasz wybór – wsiadać na konie minimum 5-letnie, konie w odpowiedniej kondycji fizycznej (i psychicznej).
Na koniec jeszcze coś pozytywnego 🙂
Jedzenie w Turcji na naszym rajdzie. BAJKA! Codzienne “wypasione” śniadanka na świeżym powietrzu odpowiednio przygotowywały nas na trudy dnia. A wieczorne kolacyjki rozpieszczały przed zasłużonym odpoczynkiem 🙂 O wyżywienie na tym rajdzie dbała lokalna rodzinka. Wszystko było świeże, przygotowywane z sercem i starannie podane.


A to córeczka gotującej rodzinki, która dołączała do mnie na ćwiczenia jogi.

Masz więcej pytań o rajd w Kapadocji? Pisz 🙂 Chętnie odpowiem
Ela Gródek