Rajd konny w Kapadocji, Turcja 6-13 czerwca 2025

Na rajd do Kapadocji nie trzeba było mnie długo namawiać. Kasi zajęło to niecałe pół godziny. Zawsze marzyłam o zwiedzeniu tego kawałka Świata, a gdy zobaczyłam kilka ujęć z grzbietu konia, wiedziałam, że to ten moment, ten czas 🙂

I tak! Nie zawiodłam się. Chociaż Kapadocja jest komercyjna (a raczej unikam takich miejsc) to absolutnie warta zobaczenia. Nie da się porównać tego piękna natury, tych formacji skalnych z żadnym innym miejscem na ziemi. Jest to cud natury i cud pracy ludzkiej (wyrzeźbione przed wiekami podziemne miasta, miejsca medytacji, klasztory, kościoły).

O ile rano – przy wschodzie słońca, czy zachodzie – turystów jest dużo, to potem, ku mojemu zdziwieniu, robi się przyjemnie pusto. Co więcej, turyści są na kilku utartych szlakach. Z wielką przyjemnością zatem przemierzaliśmy różne ścieżki, w zupełnym spokoju – tylko natura i my.

Dlaczego rano robi się tłoczno? Oczywiście przez balony! Balony unoszą się do góry właśnie przed wschodem słońca. By pochodzić czy pogalopować z balonami w tle wstaliśmy o 4.00, by o 5.00 być już na miejscu.

De facto każdego poranka wystarczyło wysunąć nos, by podziwiać piękne balony na niebie.

…wysunąć nos z namiotu :). To nie był typowy rajd organizowany przez Karolinę Czechońską (z “Of horse!”), bo był pod namiotami na TIRZE (nie w wygodnym hoteliku). Najpierw konie przyjechały w TIR’ze, a potem my miałyśmy w nim przebieralnię, prysznic, a na dachu bardzo komfortowe noclegi 🙂

Rajd był gwiaździsty. Codziennie włóczyliśmy się po innych okolicach. A jest gdzie pojeździć! Oprócz pięknych skalistych terenów z przepięknymi widokami, są też płaskie tereny do naprawdę szybkich galopów.

Kapadocja to w tłumaczeniu “Kraina pięknych koni”. Kapadocja znana jest z balonów i turystyki konnej. Mijaliśmy mnóstwo turystów, którzy w wolnym stępie poruszali się po szlakach. Tak z reguły to wygląda. Przyjeżdżasz, nie umiesz jeździć, płacisz 150 eur za 2 godzinki i z przewodnikiem spokojnie ruszasz stępem, jeden za drugim, gęsiego po szlakach. Amatorów (szczególnie z Azji) nie brakowało. Stajni i koni też nie. Konie w Kapadocji to z reguły araby. Jak miałam okazję widzieć “są araby i są araby” 🙂 Te pracujące pod przeciętnym turystą przyzwyczajone są TYLKO do stępa. Są spokojne, nie płoszą się. Idą grzecznie jedne za drugimi.

Nasze arabki to już była inna para kaloszy. Wiele z nich po wyścigach, przyzwyczajone do pędu i do długich galopów. Ja jechałam na Zipkin’ie – po matce arabce i ojcu Barock Pinto (rasa koni w typie barokowym, założona w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych XX wieku, wykorzystująca jako podstawowe rasy konie fryzyjskie, holenderskie gorącokrwiste, niemieckie gorącokrwiste). Piękny, ambitny, szybki i towarzyski 🙂

Kontakt z tym koniem był wspaniały. W wolnej chwili popracowałam z nim z ziemi

A teraz więcej o koniach. O koniach w Kapadocji lub generalnie w Turcji (myślę, że to drugie). Jak są chowane? Jakie jest do nich podejście? Co mi się podobało, a co nie?

Młody koń pierwsze 6 miesięcy swojego życia spędza u boku matki. ALE już szkoląc się. Matka chodzi z turystami i źrebak też. Potem jest oddzielany od matki i razem z innymi młodymi końmi dalej jest habituowany w terenie. Przemierza szlaki przy boku innych pracujących koni, oswaja się z samochodami, kładami, dźwiękami, hałasami w mieście. Gdy ma 2,5 roku przyjmuje siodło. Jest już absolutnie przyzwyczajony do okolicy i wie, że nie ma czego się bać. Zna każdy straszny zakątek i każdy dźwięk. Naprawdę podziwiałam odwagę i kompletny spokój młodych koni z otwartą buzią! Koń uczy się od innych koni przez wiele miesięcy przez prostą obserwację. Wie, że jego kumpel-koń ma “coś” (kogoś) na grzbiecie. W wieku 2 lat i około 8 miesięczny przyjmuje jeźdźca, no i od trzech lat zaczyna pracować (wiem to na podstawie “wywiadu” z właścicielami koni). Pracować na pełny etat… Oczywiście 3 letni koń nie powinien pracować tyle godzin pod jeźdźcem – zapraszam do mojego wpisu na Wiek konia a jego gotowość do pracy . Naukowcy udowodnili (i udowadniają) dlaczego. Ciało 3 letniego konia nie jest przygotowane do dźwigania człowieka. Nie są przygotowane mięśnie, szkielet, ścięgna. I nie jest przygotowana psychika konia. Skutki tej pracy koń odczuje w przyszłości.

Zalecam zatem – zanim zamówicie rajd w Kapadocji, czy gdziekolwiek w Turcji – dokładnie wypytajcie o konie, ich wiek, warunki itp.

Wiele było też “drobiazgów” w podejściu do koni, które nie podobały mi się (wędzidła – dźwignie, niedbanie o wolny wybieg). Podobnie jak w Gruzji, tak i w Turcji (i pewnie wszystkich krajach ościennych) koń to przede wszystkim narzędzie pracy. Traktowanie koni jest inne od tego na zachodzie (oczywiście i na Zachodzie i w Polsce są stajnie z podobnym podejściem, ale jednak już na o wiele mniejszą skalę). Nie dziwi mnie to. “Wiedza” przekazywana jest z dziada pradziada. Dziad tak robił, robię i ja. Fachowa wiedza zawsze rozchodzi się wolno. W każdej dziedzinie życia…

Ale w porównaniu do Gruzji, konie w Turcji na pewno są lepiej odżywione, zadbane. Wyglądają o wiele lepiej. Są też większe. Jak przypomnę sobie te małe, gruzińskie, chude koniki to… do Gruzji na rajdy konne nie pojadę. To nasz wybór – wsiadać na konie minimum 5-letnie, konie w odpowiedniej kondycji fizycznej (i psychicznej).

Na koniec jeszcze coś pozytywnego 🙂

Jedzenie w Turcji na naszym rajdzie. BAJKA! Codzienne “wypasione” śniadanka na świeżym powietrzu odpowiednio przygotowywały nas na trudy dnia. A wieczorne kolacyjki rozpieszczały przed zasłużonym odpoczynkiem 🙂 O wyżywienie na tym rajdzie dbała lokalna rodzinka. Wszystko było świeże, przygotowywane z sercem i starannie podane.

A to córeczka gotującej rodzinki, która dołączała do mnie na ćwiczenia jogi.

Masz więcej pytań o rajd w Kapadocji? Pisz 🙂 Chętnie odpowiem

Ela Gródek

Relacja z rajdu w Dolinie Baryczy 11-13.04.2025

14 kwietnia na facebooku (konto Ela Gródek) opublikowałam filmik z rajdu po Dolinie Baryczy ze stajnią Macieja Kowalskiego okraszając go tekstem: “Niesamowita przyroda, unikatowa na skalę Europy. Kamerka nie uchwyciła tej skali, ale moje oczy tak. Tej skali żurawi, gęsi, kaczek, bielików, czapli, bocianów (także czarnych!).

A na deser te stada biegnących w lesie, czy w stawach (!!!) jeleni.

Z grzbietu konia przyroda była jeszcze bardziej dostępna.

Konie u Maćka to w większości koniki polskie (jak wiecie jedna z moich ulubionych ras). Ja miałam przyjemność dosiadać karego Karata (ślązaka z domieszką), którym byłam zachwycona! Konie spokojne, ale jednocześnie chętne do pracy i towarzyskie, żyjące w chowie bezstajennym❤.

A Maciek to wytrawny przewodnik. Encyklopedia wiedzy o rejonie i jej bogactwie (brawo!!!). Jego historie nie miały końca. Tak lubię! Dlaczego jeszcze bardzo polecam ten region Polski i stajnię u Maćka – już wkrótce majowym wpisie”.

Filmik z rajdu w Dolinie Baryczy

Zacznijmy może od tego dlaczego polecam ten region Polski. Cóż, ja takiej ilości ptactwa i zwierzyny leśnej nie widziałam nigdzie indziej. Dolina Baryczy to blisko 8 tysięcy stawów hodowlanych, w których od ośmiu stuleci hoduje się karpia milickiego. Jest to największy tego typu obszar w Europie. Nic dziwnego, że bogactwo ryb przyciąga tak wiele gatunków ptaków (jest ich tu 300!!). Jadąc konno, nie skupiałam się oczywiście na fotografowaniu czapli, gęsi, kaczek, bielików, bocianów, żurawi itp, więc tu, w tym wpisie, nie zobaczycie ich zdjęć. Zamiast też próbować słowami opisać to piękno przyrody, zachęcam Cię do obejrzenia krótkich filmów o Dolinie Baryczy na youtubie (są wspaniałe. Powiedzą wszystko o tym regionie Polski ! Nie będziesz miał wątpliwości dlaczego warto się tam wybrać):

“Poznaj Dolinę Baryczy” – https://www.youtube.com/watch?v=nIpBfWdxfv4&t=11s

“Rytmy Natury w Dolinie Baryczy” – https://www.youtube.com/watch?v=1LSVUTZldZQ&t=5s

“Stawy Milickie – Kraina Niezwykłości” – https://www.youtube.com/watch?v=DMUvWdBb1AM

Na uwagę zasługują też tutejsze lasu. Lasy mieszane z różnorodnością drzew. Są stare, rozłożyste, przepiękne dęby, są olchy, buki, a nie tylko sosny, sosny i świerki…

Od razu wiedziałam, że chcę tu wrócić. Chcę trochę więcej spędzić czasu nad Stawami Milickimi obserwując wodę i niebo, niezliczone i tak liczne stada różnorakiego ptactwa. Chcę spłynąć z rodziną kajakami po rzece Barycz. Chcę pokręcić się jeszcze raz po lasach na koniu i na rowerze w nadziei na zobaczenie jeszcze raz stada przebiegających jeleni. Oferta turystyczna Doliny Baryczy jest bogata. To teren płaski – idealny dla każdego, niezależnie od kondycji fizycznej. Bez problemu znajdziesz tu niedrogi nocleg (baza noclegowa jest bardzo szeroka – zaglądnij np tu: www.nasza.barycz.pl). Bardzo mnie też ciągnie, by posmakować świeżych ryb serwowanych w licznych przytulnych restauracyjkach. Ryb prosto ze stawów Milickich: karpia, suma, jesiotra, amura, szczupaka. Podczas rajdu mieliśmy okazję skosztować zupy rybnej. Polecam!

Na rajd wybrałam się z 2 koleżankami-rajdowiczkami (jedna z nich była pomysłodawczynią wyjazdu – dziękuję Kasiu!) i córką Julią. Na miejscu poznałam jeszcze Karolinę i Elę. W kwietniu 2025 roku dostępnych było 6 koni. Ale sytuacja zmienia się więc sprawdzaj na bieżąco.

Bardzo cieszyłyśmy się na wspólny wyjazd z Julią. Studia Juli mocno ograniczyły nam wspólne spędzanie czasu na koniu.

Organizatorem rajdu był Maciej Kowalski, właściciel stajni w Niesułowicach (zaraz obok Milicza). Większość jego koni to koniki polskie. Nie jest to przypadek, bo blisko Milicza znajduje się też “Ostoja Konika Polskiego”, gdzie prowadzi się hodowlę rezerwatową konika.

Julia jechała na Burzy. Ja dostałam młodego 5-letniego Karata – “prawie” ślązaka, który dopiero zaczynał przygodę z dłuższymi rajdami. Karat miał prawię 1,7 m w kłębie i naprawdę dominowaliśmy nad pozostałą grupą 🙂

I podobnie jak inne konie, był bardzo towarzyski, przyjacielski, ciekawski, z zaufaniem do człowieka. Karat był wychowany i ujeżdżony, podobnie jak większość innych koni, w stajni u Macieja. Widać, że konie mają zapewnione tu warunki do poprawnego rozwoju emocjonalnego, psychicznego. Chów bezstajenny, tak ważny dla koni (więcej przeczytasz tu Dlaczego chów bezstajenny?, oraz w mojej książce O książce) oraz dobre traktowanie ze strony człowieka odzwierciedlają się w reakcjach koni, ich zachowaniu. Konie same z własnej woli wybierały towarzystwo człowieka, “kleiły” się do nas upominając się o drapanko 🙂

Jak mi się jeździło na Karacie? Wyśmienicie. Jak na swój wiek i doświadczenie Karat był naprawdę dzielny. Oczywiście jazda na nim wymagała ode mnie większego skupienia, szybszych reakcji. Wiele rzeczy Karat jeszcze nie widział, przez wiele nie przechodził, więc moim zadaniem było dodawanie mu pewności siebie i uspakajanie w momentach niepewności, zachęcanie do pokonywania trudności takich jak przechodzenie przez tory, mostki. Wylatujące z zarośli ptactwo płoszyło go trochę, ale kończyło się tylko delikatnym uskokiem, czy naprężeniem całego ciała. Karat galopował ostrożnie, obserwując świat dookoła. W chwilach zaskoczenia nie zrywał się do ucieczki, nie zdradzał żadnej chęci poniesienia jeźdźca, co przy tak młodym koniu mogłoby jeszcze mieć miejsce. Był zatem bardzo bezpiecznym, świetnym towarzyszem rajdowym!

Nocowaliśmy nad stawem, w domkach letniskowych.

W pełnej ciszy (jakie to cudowne!), z takim widoczkiem,

ze śniadaniem na tarasie (na pierwszym planie Maciek),

i co najważniejsze…tuż obok koni. To właśnie uwielbiam. Móc z rana na nie popatrzeć, móc pod wieczór jeszcze do nich się przytulić, Móc czuć ich obecność. BYĆ przy nich.

To jest moje all-inclusive. Nic mi więcej nie potrzeba 🙂

Maciej to osoba wyjątkowa. W turystyce konnej i szeroko pojętej turystyce promującej całą Dolinę Baryczy (ma na wynajem też rowery i kajaki) pracuje już wiele lat, de facto tworząc ją, będąc członkiem lokalnych stowarzyszeń. Każdego dnia mieliśmy inną trasę. Odwiedziliśmy liczne stawy. Każdy dzień zaczynał się i kończył opowieściami o rejonie, o jego historii, o tym co się zmieniło, zmienia, o tym co wyjątkowe. Maciek to encyklopedia wiedzy o zwierzętach zamieszkujących Dolinę Baryczy. Rozpoznawał różne gatunki ptaków, rozpoznawał ich głosy. Był wyśmienitym przewodnikiem. I to wszystko w cenie rajdu 🙂

Co zatem widzieliśmy/mijaliśmy włócząc się podczas tych 3 dni? : Wzgórze Joanny (rezerwat) z Wieżą Odyniec (Dom Myśliwski), Pałac i park Maltzanów w Miliczu, Gospodę 8 ryb z łowiskiem wędkarskim w Rudzie Sułowskiej (bardzo malownicze miejsce wypoczynkowe), Stary Młyn, w Krośnicy Krośnicką Kolej Wąskotorową, liczne stare grody, Wzgórze Czarownic i wiele małych, urokliwych miasteczek z charakterystyczną zabudową.

A teraz jeszcze kilka zdjęć z rajdu:

Wieża Odyniec

I na koniec kilka informacji praktycznych. Maćka możecie znaleźć na facebooku pod “Kompleksowe Usługi Turystyczne w Dolinie Baryczy Maciej Kowalski”. Rajd był z pełnym wyżywieniem. Po drodze zupka, czy kanapki, pod wieczór obiadokolacja, na śniadanie wiele lokalnych produktów (soki, dżemy z Doliny Baryczy, przepyszne kozie sery, czy chleb), z noclegami (my spaliśmy w domkach 3-4 osobowych). Maciej chętnie odbierze gości z PKP w Miliczu, jeśli gość wybierze ten środek transportu. Co do cen to nie będę ich tutaj umieszczała, ponieważ ceny mogą zmieniać się z roku na rok, ale zapewniam, że ceny są umiarkowane, średnie – co oczywiście tylko cieszy 🙂 Z ciekawostek – Maciej posiada również bryczki więc jeśli przyjedziecie tu z babcią, ciocią i kuzynostwem to możecie zwiedzić okolicę z bryczki.

POLECAM

Ela Gródek

zdjęcia – uczestnicy rajdu, ale głównie Kasia i Basia 🙂

Brykanie koni

Dzisiaj o brykaniu. A tak naprawdę o jednej z przyczyn brykania 😊 Jak możesz się domyśleć, konie mogą brykać z różnych powodów. Jednym z częstszych powodów jest niedopasowane siodło, które „nie pasuje” koniowi, które sprawia dyskomfort, napięcie, ból. Koń przez brykanie próbuje zrzucić siodło, ułożyć je inaczej, pozbyć się tego czegoś na grzbiecie, co wyraźnie przeszkadza.

Ale dzisiaj chciałabym przybliżyć inną przyczynę brykania. Brykanie jako konsekwencja „powstrzymanej energii”.

Bardzo dużo o tym mówi Ivet podczas swoich kursów w części „Problem Solving” (więcej o tym kursie dowiedzie się na Online kursy z Ivet z Feather Light Horsemanship – część I “Problem Solving”). Ba! Mało tego, nie tylko mówi, ale przede wszystkim pokazuje na video. Mamy możliwość obserwacji jak koń bryka, jak właściciel zgłasza się z tym problemem do Ivet i jak koń „magicznie” zmienia swoje postępowanie po kilku sesjach z Ivet (nie jeden koń…konie).

O co zatem tu chodzi? Zasada jest prosta. Jeśli powstrzymujemy energię, to ta energia musi gdzieś ujść. Jeśli przez ogłowie, wędzidło, powstrzymujemy konia od ruchu na przód, to zmagazynowana energia, która nie mogła być oddana przez ruch do przodu, zostanie oddana poprzez brykanie (ruch do tyłu) Lub dęmbowanie. My jeźdźcy, tak często i tak bardzo, boimy się energicznej jazdy, oddania wodzy, szybkiej jazdy, że ciągle „stopujemy” konia, ciągle go „pouczamy”: wolniej, wolniej! Nie tak szybko, nie tak szybko! I OCZYWIŚCIE JEST TO NORMALNE. Jest to często niekontrolowany odruch. Koń chce przyspieszyć, jeździec od razu zaciąga wodze.

Ile mi samej zajęło „przeprogramowanie” tej automatyczne reakcji!. Pisałam już w moich wpisach nie raz, że w wielu sytuacjach zaciąganie wodzy tylko pogarsza sprawę, a nawet wprowadza konia w większą panikę. Pisałam, jak oddanie wodzy uspokaja konia i wycisza (więcej przeczytasz na przykład tu: Cd. “Koń pędzi? Popuść wodze!”, Trzymaj się grzywy! NIE WODZY! )

Młody koń, zanim nauczy się współpracować z nami, zanim przestanie panikować, zanim stanie się odporny na różne bodźce, zanim odnajdzie RÓWNOWAGĘ pod jeźdźcem, to trochę musi poeksperymentować, trochę czasu upłynie. Taki koń będzie przyspieszał na nierównym, czy śliskim terenie, łapiąc równowagę. Młody koń będzie reagował szybszym tempem, gdy czegoś się przestraszy. Będzie przyspieszał, gdy będzie miał więcej energii i będzie chciał złapać balans z jeźdźcem na grzbiecie. Będzie szukał wygody, szukając odpowiedniego ustawienia, tempa. Będzie też chciał dać upust nagromadzonym emocjom (jazda z jeźdźcem na grzbiecie jest emocjonalnie trudna!!) ! I co robi człowiek? Zaciąga wodze, i zwalnia go i zwalnia. A nagromadzona energia nie ma wyjścia – musi „pójść z zada” (lub w dębowanie).

Nie łudźmy się. Początki jazdy pod siodłem to dla konia stres i wyzwanie. Jak pisał Wojciech Mickunas – koń nie został stworzony do wożenia jeźdźca na sobie!

Jeden, drugi bryk. Jeździec coraz bardziej spięty, wodze coraz bardziej zaciśnięte. Zaczyna się walka…

I… często człowiek poddaje się, sam przestraszony schodzi z konia. Jeden, drugi raz. Zachowanie zostaje utrwalone. Koń zaczyna „czytać” nagrodę: jak zaczynam brykać, to dostaję wolne!

Co robi Ivet z “Feathre Light Horsemanship” w takich sytuacjach? Jak Ivet oducza konie brykania? ODDAJE WODZE I PROSI O RUCH DO PRZODU. „Bryknąłeś? Ok, dobrze, rozumiem Cię! Masz prawo. Ale dalej Cię proszę, byś jechał do przodu”. I tak do skutku. I TO DZIAŁA! Ivet prosi konia: „ Galopuj, jedź do przodu, nie bój się, nie bój się jechać do przodu, nie będzie za to kary” (ściągnięcie wodzy, wędzidłem po zębach), „ODBLOKUJ ŁOPATKI, czuj LUZ w ruchu. Nie musisz być już napięty czekając na ten ciągły impuls hamujący Twój ruch. Jazda do przodu może być fajna. Odpręż się, opuść łeb”. “OPEN UP”, otwórz się!.Ivet pomaga koniowi znaleźć luz i odprężenie z jeźdźcem na grzbiecie. Pamiętaj! Brykanie czy dębowanie to też upust stresu, emocji. Tak często za dużo wymagamy od koni…

O dziwo, konie nie biegną jak szalone, na łeb, na szyję. Ivet nie ląduje na ogrodzeniu ujeżdżalni. Konie po prostu szybko kłusując wyciągając się, galopują w wydłużonym, pięknym galopie, a Ivet cieszy się na ich grzbiecie, chwali je, zachęca do poczucia tego przepływu energii, do tego luzu. ZACHĘCA, BY PRZYSPIESZYŁY!!

Ale…ZANIM Ivet wsiądzie na takiego konia, zaczyna od podstaw. Od pracy z ziemi, od pracy na wolności w roundpenie. Zaczyna od rozmowy z koniem, nawiązania relacji. Najpierw z ziemi pokazuje koniowi, że praca z człowiekiem może przynieść przyjemność. Ale o tym wszystkim już pisałam. Odsyłam Was do wpisów:

Rozluźnienie konia jako klucz do rozwiązywania problemów

Praca z Murphym – część II

Relacje z koniem – jak je tworzyć?

I jeszcze na koniec.

Wiem, jest to trudne. To wszystko co robi Ivet: oddanie wodzy, gdy koń bryka i zachęcanie go do ruchu do przodu na wolnej wodzy. Wiem, że jest to trudne (pracując z energicznym, młodym koniem), pozwolić mu – przez szybszy ruch – na znalezienie komfortu, na rozładowanie. Jeśli nie jesteś na to gotowy, po prostu oddaj to w ręce dobrego trenera. Jeśli nie jesteś w stanie przyspieszyć razem z koniem, nie rób tego. Zostań o krok dalej – ćwicz w stępie, w kłusie. Ćwicz z ziemi. Ucz konia rozluźnienia na kołach, w zgięciach w stępie, w kłusie. A naukę galopu, ruchu pod jeźdźcem na wyższej energii, oddaj trenerom.

A tu kilka filmików – przyjrzyjcie się dokładnie jak Ivet oddaje wodze i prosi – ze spokojem i konsekwencją – o ruch do przodu

https://www.facebook.com/watch/?v=867431894385728

https://www.facebook.com/featherlighthorsemanship/videos/1589497258643326

https://www.facebook.com/reel/1427024734632610

PS Zdjęcie. Cóż, nie miałam zdjęcia brykającego konia więc wstawiłam rozluźnionego :)) Na zdjęciu Murphy ze Stajni na Zielonej.

Nieresponsywność koni, praca z Santosem

Ostatnio obiecałam napisać coś więcej o „NIERESPONSYWNOŚĆ” koni (non-responding horse) oraz o pracy z Santosem (jedno z drugim się łączy😊). Na facebooka i Instagrama wstawiłam filmik, gdzie pokazuję jak Santos grzecznie stoi przy wsiadaniu. Nie kręci się, nie odchodzi, nie gryzie. Filmik poniżej:

W tym wpisie opiszę jak pracuję z Santosem, by pomału, konsekwentnie uczyć go dobrego końskiego savoir-vivru oraz rozwinę wątek niereaktywności koni😊

Zanim – drogi jeźdźcu, przeczytasz ten wpis, odsyłam Cię do dwóch innych wpisów: Online kursy z Ivet z Feather Light Horsemanship – część I “Problem Solving”,Praca z Murphym – część I Ten wpis jest bowiem kontynuacją tamtych rozważań. Przeczytane? To możemy zaczynać😊

W powyższych wpisach pisałam (powtarzając za Ivet), że konie nieresponsywne są tak samo problematyczne, jak konie nadresponsywne (reagujące gwałtownie, nieadekwatnie do sytuacji, impulsu). Dlaczego? Bo koń, który dobrowolnie nie chce z nami rozmawiać, nie chce prowadzić dialogu, nie reaguje lekko i szybko na prośby jeźdźca, koń który nas nie słyszy i nie słucha, to koń z którym bardzo ciężko pracować i to koń nie do końca bezpieczny.

Koniem niereaktywnym był na początku naszej współpracy Murphy. Murphy stał przy mnie, ale nie reagował na moje prośby, na lekkie sygnały. Dopiero „ostre” komendy zbierały go do ruchu. Przestawianie konia siłą, wymuszanie ruchu konia ciągnięciem za uwiąz, poganianiem bacikiem, to NIE JEST KOMUNIKACJA, to NIE JEST DIALOG. Jeśli koń podąża za mną, ponieważ ja go ciągnę za uwiąż, to to nie jest podążanie. Jeśli koń cofa się, bo ja go pcham do tyłu, to to nie jest cofanie. Nie ma w tym woli konia, współpracy, świadomego kontaktu konia z jeźdźcem. Jeśli koń nie słucha jeźdźca z ziemi, nie będzie też go słuchał z siodła. Czy wsiadanie na takiego konia jest bezpieczne? Zastanów się nad tym dobrze.

Gdy zaczęłam pracę z Santosem było dokładnie tak samo. Santos robił swoje i nie zwracał uwagi na to co ja mówię. Ja proszę o ruch do przodu, Santos zawiesza się i stoi. Ja proszę o cofnięcie, Santos stoi i patrzy w druga stronę. Ja proszę: „ Ugnij łeb”, Santos wykorzystuje ugięcie do jednoczesnego podgryzania mojego polara. Zanim zatem zaczęłam cokolwiek innego ćwiczyć z Santosem, najpierw skupiłam się na jego REAKTYWNOŚCI, nauce reagowania na moje prośby (dawane LEKKIMI SYGNAŁAMI), NAWIĄZANIU ze mną dialogu. Przekonywałam go, że mówię do niego z sensem, że warto się ze mną komunikować.

Wrócę jeszcze do skłonności Santosa do „podgryzania” jeźdźca. Generalnie odruch „podgryzania”, chwytania wszystkiego zębami, jest normalny u młodych koni. Tak zachowują się ogiery, tak bawią się i zaczepiają od małego, tak „sprawdzają” się nawzajem, przygotowują do przyszłej roli w dorosłości. Wzajemne gryzienie się, podszczypywanie jest normalne u źrebaków, młodych koni. Tak uczą się wzajemnych relacji. Ale konie chętnie przenoszą takie zachowanie na człowieka. Jeśli człowiek przegapi moment wyciszenia tego zachowania, postawienia jasnych granic: „Tak możesz zachowywać się w stadzie, ale NIE w stosunku do człowieka”, to pojawia się problem. Im koń starszy i zachowanie utrwalone dłużej, tym trudniej się go pozbyć.

Jak oduczam Santosa tego zachowania? Ignorując wiele jego ruchów, bo ignorując nie daję mu UWAGI (a często o uwagę tu chodzi!), albo odpychając, czy nastawiając łokieć, by sam się „nadział” na niego i było mu nieprzyjemnie. I oczywiście chwaląc wszelkie chwile SPOKOJU, nie gryzienia! Ważny jest w tym tzw „timing”, czyli odpowiednio szybka reakcja, tak by koń skojarzył dokładnie przyczynę i skutek. Ważna jest też konsekwencja. Odpycham i 10 razy i 20 razy, nie odpuszczam. Cierpliwie czekam, aż koń wreszcie „załapie” co mu się bardziej opłaca, co jest milsze dla niego.

Zaczynając pracę z Santosem, zaczynałam dokładnie tak samo jak z Murphym, idę zgodnie z krokami, które uczy Ivet. Wszystkie te kroki dokładnie już opisałam (powyższy link) – punkt po punkcie. Opisałam co dają kolejne kroki i dlaczego są tak ważne. Zapraszam do analizy wpisu.

Wracając do niereaktywności Santosa. Niereaktywność konia to nic innego jak: „nie chce mi się z tobą gadać”, „tyle razy gadałem z jakimś człowiekiem, ale Wy ludzie gadacie niezrozumiale, więc postanowiłem Was już nie słuchać i nie zwracać uwagi”. Na początku zatem musiałam pokazać (i dalej pokazuję) Santosowi, że zwracam uwagę na to co on do mnie mówi i, że to co ja do niego mówię, ma sens. Widzę ogromne postępy. Jest o wiele większa lekkość w podążaniu za moim ruchem i poleceniami. Jeszcze wiele pracy, by de facto, Santos reagował wręcz na moje myśli, intencję (bo o to w tym wszystkim chodzi), ale…nie od razu Rzym zbudowano 😊

No dobrze – a co z tym wsiadaniem? Santos w ogóle nie jest nauczony stania przy wsiadaniu. Nie znam jego historii (to 6 letni koń). Wiem tylko, że zanim trafił do stajni, był świeżo zajeżdżony i generalnie wcześniej prowadził sielsko-anielskie życie. Być może skojarzył już wsiadanie z czymś niemiłym. Konie są bardzo wrażliwe. I mają bardzo dobrą pamięć. Jeśli człowiek niechcący zrobi jakiś błąd w treningu, koń może bardzo łatwo się zrazić. Człowiek wielokrotnie stawia nieumyślnie zbyt wysoką poprzeczkę lub zbyt wysoką presję. W treningu koni ważna jest zasada – małymi krokami, na niskich emocjach, z krótkimi sesjami treningowymi (o tym mówi dużo Manolo Mandez Szkolenie z Manolo Mandez – część I). Jeśli pewne rzeczy zrobimy za szybko (siodłanie, podpinanie popręgu, ujeżdżanie, wsiadanie etc), na zbyt wysokich dla konia emocjach, pod zbyt dużą presją, koń będzie czuł za każdym razem niepokój i będzie instynktownie „uciekał”. Na każdym etapie treningu musisz wiedzieć, ze koń dane mu zadanie uniesie.

Santos przy wsiadaniu kręcił się, odchodził, podgryzał jeźdźca. Zaczęłam więc najpierw od stania przy nim na schodkach. I tylko tyle. AŻ TYLE. Ja stoję na schodkach, Santos stoi grzecznie – głaszczę i chwalę. Schodzę ze schodków. Daję „wolne”. I znów to samo. Potem: „Oddaj głowę – ALE NIE GRYŹ”! I pochwała.

Gryzieniem to też rozładowanie swojego napięcia (czuję niepokój, tak rozładuję swoje napięcie). W książce “Co niepokoi mojego konia?…”, której recenzje napisałam tu: Książka „Co niepokoi mojego konia? Język ciała i sygnały uspokajające u koni” – dlaczego warto przeczytać? przeczytasz jak rozpoznać napięcie konia, jakie są sygnały uspakajające, jak rozpoznawać emocje koni.

Najlepszą metodą walki z narowami, niechcianymi zachowaniami u koni, jest pokazanie im ALTERNATYWY. Jak często powtarza Ivet, możemy pokazać koniowi, że już nie musi się tak zachowywać, możemy nauczyć go rozluźniania, puszczania emocji, przekierowania gdzie indziej uwagi. W konsekwencji damy mu w treningu coś więcej. Damy mu spokój, rozluźnienie, damy mu PRZYJEMNOŚĆ pracy z człowiekiem.

A poniżej filmik – praca z Oreusem w terenie. Ćwiczenie reaktywności (reagowania na moje lekkie sygnały) w lesie: teraz biegniemy, teraz stoimy, teraz skaczemy, teraz odpoczywamy, teraz oddaj mi łeb, teraz idziemy razem. To świetna zabawa! Polecam 😊

Oraz linki do filmików z pracy z Santosem

Nawiązywanie relacji – pierwszy roundpen, spacery w lesie

A tu filmik z Oreusem – praca nad reaktywnością właśnie! Czyli: biegniemy, skaczemy, stoimy, odpoczywamy itp. Lekkość reagowania na prośby.

Teoria dominacji

“Teoria dominacji okazała się poważnym błędem, którego żałuje nawet naukowiec, który ją opisał. Głębokie nieporozumienie wynikające z błędnych badań wymknęło się spod kontroli, stając się kulturowo akceptowanym usprawiedliwieniem do pracy ze zwierzętami z użyciem siły i kar.

Według teorii dominacji zwierzęta, w tym konie, miałyby posiadać liniową hierarchię i przypisane role w stadzie. Zakładała ona istnienie przywódcy, który kontroluje zachowania innych koni groźbami, a reszta uznaje go za lidera. Pomysł, że konie mają stałą hierarchię, w której przywództwo przechodzi tylko na silniejszych osobników, jest błędny. Te fałszywe założenia sprawiły, że ludzie uwierzyli, iż mogą zostać „przywódcami stada” naśladując końskie zachowania i stosując fizyczną kontrolę oraz kary jako usprawiedliwioną metodę szkolenia, wszystko w imię „dobrego przywództwa”.

Rzecz w tym, że nauka stale się rozwija i poprawia błędy. Gdy dokładniej badamy konie w różnych sytuacjach i środowiskach oraz analizujemy różne gatunki, ich rodziny, stada, grupy itp., odkrywamy, że koncepcja dominacji jest nie tylko nieprawdziwa, ale i szkodliwa. Można ją zauważyć jedynie w skrajnie nienaturalnych środowiskach, takich jak stare, przepełnione zoo z niespokrewnionymi zwierzętami – to właśnie na takich przypadkach opierały się pierwotne badania.

Więc co tak naprawdę się dzieje? Czym jest dominacja? Czy musimy być dominujący?

Stada koni funkcjonują w sposób znacznie bardziej płynny i dynamiczny – to nie jest sztywna hierarchia. Konie podejmują decyzje w zależności od potrzeb – jeśli jakiś koń czegoś potrzebuje, zaspokaja swoją potrzebę, a inne konie zostają z nim z uwagi na więzi społeczne i bezpieczeństwo grupy. Pewny siebie koń jest bardziej skłonny podejmować decyzje oddalające go od grupy, podczas gdy niepewne, nerwowe konie mogą trzymać się centrum stada. To nie jest przywództwo ani dominacja, a po prostu pewność siebie, która zmienia się w zależności od sytuacji, zdrowia, ciąży czy stanu fizycznego. Dynamika stada stale się zmienia. To, kto podejmuje decyzję, zależy od tego, jak bardzo czegoś chce. Kto zostaje, a kto odchodzi, zależy od więzi społecznych, przyjaźni, więzi rodzinnych oraz potrzeb dostępu do zasobów.

To, co często mylnie uznawano za „dominację”, dotyczyło dostępu do zasobów. Jeśli zasób jest ograniczony, stado wie, kto ma pierwszeństwo – zazwyczaj jest to osobnik bardziej dominujący. Moja klacz, która ma problem z nadwrażliwością skóry, ma pierwszeństwo dostępu do schronienia, ale nie broni zasobów jedzenia. Może odepchnąć inne konie, żeby schronić się przed owadami, ale ktoś inny może ją wyprzedzić przy jedzeniu. Para koni może połączyć siły, aby odsunąć pojedynczego konia, który normalnie mógłby je oba przegonić. Dostęp do zasobów ustalany jest zazwyczaj za pomocą drobnych konfliktów, głównie gróźb wyrażanych mową ciała. Intensywne walki o zasoby są niezdrowe – konie muszą zachować siły i bezpieczeństwo z uwagi na drapieżniki. Ostra obrona zasobów pojawia się głównie w warunkach domowych, gdzie są one ograniczone. Jeśli siano jest dawkowane, jeden koń może zawsze mieć pierwszeństwo. Jeśli jest za mało schronienia, jeden koń może nie wpuszczać pozostałych. To nie dominacja, a obrona zasobów. To nie przywództwo, a wręcz przeciwnie – koń, który głęboko nie ufa swojemu bezpieczeństwu, agresywnie broni siebie i zasobów. Nadmiernie broniący zasobów koń jest przez inne konie zazwyczaj unikany, ignorowany i wykluczany z rytuałów pielęgnacji, co przypomina sytuację dziecka-bully’ego, które z powodu swojej niepewności atakuje innych.

Etoologia pokazuje też, że konie nie postrzegają ludzi jako koni. Nawet jeśli naśladujemy ich mowę ciała, nie uważają nas za część stada. Nie mamy udziału w ich dostępie do zasobów, bo ich z nimi nie dzielimy. Jesteśmy dla nich dostawcami. To my dostarczamy zasoby i to na nas spoczywa obowiązek zrozumienia dynamiki stada i zapewnienia koniom wystarczających zasobów w odpowiedni sposób, tak by nie było walk, niepewności czy stresu w stadzie. Naszym zadaniem nie jest konkurowanie o zasoby, które im zapewniamy – jesteśmy ich opiekunami.

Dominacja i dostęp do zasobów nie mają związku z treningiem; kluczowa jest wiedza, jak zapewnić opiekę i organizację życia stada bez tworzenia niezdrowych czy niebezpiecznych interakcji między końmi.

Szkolenie powinno być oparte na zrozumieniu zachowań i stosowaniu pozytywnych wzmocnień. Nie ma to nic wspólnego z dynamiką stada, dominacją czy silnym przywództwem, lecz z jasną komunikacją, troskliwą opieką i delikatnym treningiem zachowań.”

Przetłumaczyła: Aleksandra Najman (Ola Najman – Light Equitation)

Tekst źródłowy: http://www.EmpoweredEquines.com/ :

Dominance theory was a terrible mistake, that even the scientist who cataloged it, regrets doing. The deep level of misunderstanding that happened based on inappropriate studies just spiraled out of control into a culturally accepted excuse to train and work with animals with force and punishment.

Dominance theory was the idea that animals, horses included, have a linear dominance and set roles within the herd. The idea that there is a set leader, a decision maker, who controls the other horses’ behaviors through threats and the other horses love this horse as their leader. The idea that horses have a linear set hierarchy that determines who’s in charge and only changes if overthrown by someone stronger. These deeply flawed ideas have lead people to believe that they can be the leader horse by mimicking equine behavior, they misunderstood, justifying their use of forceful physical control and punishment to train behavior. All under the idea of being a “good leader”.

The thing is, science is constantly growing and self-correcting. As we spend more time actually studying horses in various scenarios and environments, and each species individually, their family units, their herds, packs, groups, etc… We have learned this concept of dominance is wildly inaccurate and deeply unhealthy, only seen in extreme, inappropriate environments (like old overpacked zoos with many unrelated animals, as the original studies were based on).

What’s really going on then? What is Dominance really? Do we need to be dominant?

Horse herds really work in a much more fluid and dynamic manner, it’s not a linear hierarchy. Horses make decisions based on need, if someone has a need, they satisfy that need, the other horses stay with them out of social bonds and safety in numbers. A secure, confident horse will be more likely to make decisions that lead away from the group, while insecure, nervous horses might be less likely to make decisions, sticking more closely to the center of the herd. This isn’t leadership or dominance, just confidence, in themselves and their world. This changes constantly. A confident horse may be more clingy and insecure if they have a pain problem, if they’re pregnant, or if they’re sick. This dynamic is constantly flowing. Who makes the decision, is up to how much the individual wants something. Who stays or goes in the herd is based on social bonds, friendships, familial relationships, and resource needs.

What was frequently mistaken as “dominance” was actually determined roles of priority access to resources. If a resource is limited, the herd knows who has first access, usually the bully. This varies by resource, my sweet itch mare has priority access to the shelter, while she doesn’t care about defending food resources. She may shove everyone out of her way for shelter from bugs, but someone else may shove her out of the way for food. A group of 2 might pair up to move off a single horse who would typically move either of them individually. This access to resources is determined with little squabbles, but usually is limited to just some body language threatening gestures. It would be unhealthy if the herd were to compromise each other in fights over resources, when they have the bigger threat of predators they need to remain safe for. We only see extreme linear resource guarding in domestic settings where resources are limited. If hay is fed in limited supply one horse may always get priority access. If there isn’t enough shelter, one horse may not let the others in it. This isn’t dominance, but resource guarding. This isn’t leadership, but the opposite, a horse who is deeply insecure in their resources, in their safety, violently defending themselves. If one horse resource guards excessively, most of the other horses avoid them, ignore them, don’t want to groom with them, and don’t want to risk dealing with them. They’re like a human child bully, so insecure in themselves they act out against everyone else to try to soothe their need.

Ethology has also shown that horses do not think humans are horses. Even if we mimic their body language, they do not equate us as horses. We don’t have a place in their access to resources, because we aren’t sharing their resources. We are their PROVIDERS. We are the ones giving them their resources, it’s our job to understand herd dynamics and ensure our horses have adequate resources in appropriate ways so there is no need to fighting, insecurity, or herd stress. It’s not our job to challenge our horses for access to the very resources we are giving them! We are their caretakers.

Dominance and access to resources has nothing to do with training, only knowing how to provide care and management without creating unhealthy or dangerous equine interactions.

Training should be done with a compassionate understanding of behavioral science and how to apply positive reinforcement. It has nothing to do with herd dynamics or dominance, or even strong leadership, but rather clear communication, compassionate care and gentle behavior training.

Additional resources

https://www.awla.org/…/alpha-dogs-dominance-theory…

https://www.clickertraining.com/node/2297

https://www.veterinary-practice.com/…/dominance-when-an…

https://news.asu.edu/20210805-discoveries-myth-alpha-dog

https://journal.iaabcfoundation.org/horse-dominance-1-28

https://www.thewillingequine.com/post/dominance-leadership

https://www.whole-dog-journal.com/…/debunking-the…

https://positively.com/…/ethology-why-pack-theory-is-wrong

https://www.rover.com/blog/alpha-dog-meaning/…

https://www.veterinary-practice.com/…/dominance-when-an…