Tereny i „bycie” w Bieszczadach „U Prezesa” (maj 2023)

Na blogu dzielę się z Wami różnymi informacjami. Gdzie warto się szkolić? Gdzie warto wysłać dziecko na obóz jeździecki? Gdzie warto jechać na wyprawę konną? I gdzie porajdować.

Tak się składa, że z reguły piszę o miejscach w superlatywach. Czy zatem moje opinie są szczere? Nie miejcie co do tego wątpliwości 🙂 Ja po prostu trafiam do nowych miejsc Z POLECENIA. Mam już na tyle dużo znajomych w końskim świecie, i wiem CZEGO DOKŁADNIE SZUKAM, że przypadków nie ma 🙂

Zatem do „Agroturystyki U Prezesa” trafiłam z polecenia. Po pierwsze: o tym miejscu usłyszałam podczas sejmiku Górskiej Turystyki Jeździeckiej PTTK (w którym uczestniczyłam), po drugie: to miejsce „sprawdziła” moja znajoma „koniara”, a po trzecie: to miejsce owiane jest już legendą i… w Bieszczadach każdy je zna 🙂

Właściciel Rysiek, czyli Prezes, to wieloletni członek Komisji Górskiej Turystyki Jeździeckiej przy PTTK i Prezes Bieszczadzkiego Klubu GTJ, wielbiciel Bieszczad, koni oraz bardzo otwarty, bijący spokojem i pozytywną energią człowiek.

Zawsze chciałam pojeździć konno w Bieszczadach więc wybór był łatwy.

Co podobało mi się „U Prezesa”? Co sprawiło, że wpisuje je na listę moich ulubionych miejscówek?

1. To stajnia wolnowybiegowa. Jak wiecie promuję chów bezstajenny, który zapewnia koniom zdrowie fizyczne i psychiczne (dlaczego? Czytaj tu: Dlaczego chów bezstajenny?).

Konie mają tu dużą przestrzeń. W zimie mogą przebywać na bardziej zalesionym terenie (drzewa, krzaki chronią je przed zimnem), w lecie mają zielone, pełne trawy łąki.

2. Prezes pracuje z końmi z poszanowaniem ich potrzeb, natury. Ma wielką wiedzę z zakresu psychiki koni, motywacji koni. Daleko jest mu do „starej szkoły”, czyli człowiek to Pan, a koń ma się słuchać. Bat nie jest tu w użyciu. Po kilku obserwacjach i dłuższej rozmowie z Prezesem od razu znaleźliśmy wspólny język, pełne zrozumienie.

To co ważne w jeździectwie dla mnie, wiem, że jest ważne dla Prezesa czyli POROZUMIENIE SIĘ z koniem, nawiązanie relacji.

O koniarzu świadczą jego konie. Jakie są konie „U Prezesa”? Zobaczcie sami: pełne relaksu, spokoju! Te konie mają ZAUFANIE DO CZŁOWIEKA i czują się bezpiecznie. Żaden koń, który nie czuje się bezpiecznie, nie położy się! Żaden koń, niemający wielkiego zaufania do człowieka, pozwoli, by człowiek się przy nim położył i przytulił. Z reguły konie zrywają się na równe nogi, gdy tylko człowiek się zbliża (szczególnie gdy człowiek jest im nieznany).

Zobaczcie, że podchodzę, kładę się przy różnych koniach (nie przy jednym „wyćwiczonym”). Oczywiście wiele zależy od człowieka. Jeśli moje zachowanie zaniepokoiłoby konie, lub gdy poczułyby niepewność. lęk, niespójność w mojej osobie, nie dałyby się przytulić.

Macie jakieś wątpliwości? 🙂 Ja nie – to raj na ziemi!

3. W tej stajni możecie nie tylko jeździć ale i OBCOWAĆ z końmi. I to jest dla mnie niesamowicie ważne. Rano przed śniadaniem szłam sobie na łąkę i mogłam być z końmi. Wieczorem – proszę bardzo – można iść do koni. Można posiedzieć, poobserwować, pogłaskać, naładować się energią „prosto od koni”. Mówię Wam! To jedna z najpiękniejszych energii 🙂

Można posłuchać jak konie chrapią, poobserwować jak naprawdę głęboko śpią!

I jest tu tak spokojnie i pięknie!

4. Jeździ się tu w stylu west. Jak wiecie ten styl (w wersji rajdowej) poznałam w Ukrainie i bardzo mi się spodobał ( Część I – fotorelacja z rajdu konnego na Ukrainę, Bukowina Północna (17-24 października 2020)). Konia hamujemy i zachęcamy do szybszej jazdy przede wszystkim swoim DOSIADEM. Siodła westowe są wygodne i bezpieczne (jest to ważne dla początkujących).

5. To idealne miejsce, by zacząć jazdę konno, by zrobić pierwsze tereny. Dlaczego? Bo konie są zrównoważone, a Prezes jest świetnym instruktorem. Skąd wiem? Bo u Prezesa Olga wróciła w siodło 🙂

Olga (moja 11-letnia córa) jeździła konno dwa lata temu. Do momentu, gdy kucyk zrzucił ją w klasycznym stylu. Niestety wywołało to taki strach, że odmówiła dalszej nauki. Jadąc do „U Prezesa” miałyśmy plan, że spróbuje wsiąść na konia. „Tylko lekcje musi prowadzić Pani!”. Gdy zobaczyłam Ryśka – postawnego faceta z brodą – pomyślałam: „Cholera, lekko nie będzie”. Ale jak się okazało, Prezes szybko przekonał do siebie Olgę (a proste to nie jest!). Olga codziennie jeździła. I to po placu przeszkód! 🙂 Prezes też świetnie wytłumaczył i POKAZAŁ, na czym polegają pomoce jeździeckie, jak je stosować. Bardzo mi się podobał ten wykład.

6…no a my z Alą mogłyśmy podziwiać Bieszczady z końskich ścieżek, które zresztą, w większości, Prezes sam wytyczył 🙂

Oczywiście – jak to w Bieszczadach, górach, dużo tras to stęp i kłus, ale są i miejsca na szybkie galopy!(miałyśmy przyjemność wracać z Lutowisk do Chmielu mijając Chatę Socjologów) (więcej filmików na Videoblog

Teren z Prezesem nie jest „przegadany”. Można pokontemplować jazdę i otaczającą Cię przyrodę. Prezes jest towarzyski – ale przy stole, przy ognisku, po jeździe. I to mi osobiście odpowiada 🙂 Prezes też nie „niańczy”. Na to trzeba wziąć poprawkę 🙂 Musisz być uważny jeźdźcu! Gdy jechaliśmy sobie w terenie i po pół godzinie stwierdziłam, że chyba żadne galopy nas nie czekają. Wyjęłam nogi ze strzemion, rozluźniłam się całkowicie. A tu nagle… GALOP! Cóż – jak się potem śmiałam – przeszłam test Prezesa na dobry dosiad. Pogalopowałam bez strzemion i na szczęście nie spadłam 🙂

7. Agroturystyka „U Prezesa” to piękne drewniane domy, z drewnianymi tarasami w pełnym słońcu. Kocham spać i przebywać w takich warunkach. Drewniany dom to moje marzenie. A do tego Asia, żona Prezesa, dba o syte wyżywienie gości, miłą atmosferę w całym gospodarstwie.

Polecam!

Ela Gródek

Rajd z Chutorem Kozaka – relacja (22-23 kwietnia 2023)

Jacka poznałam podczas wyprawy konnej na Ukrainę. Wtedy jeszcze nie miał Chutoru Kozaka. Minęło 5 lat i oto znów się spotykamy. Wiele międzyczasie się wydarzyło. Jacek zdążył stworzyć sobie raj na ziemi 😊 Wg mnie to raj. Naprawdę… Na 20 hektarach żyje sobie stado. Wśród lasów, wśród głuszy. Daleko, pod samiutką granicą z Ukrainą (30 km od Chełma). Wjeżdżasz przez bramę i znajdujesz się na terenie koni. Na tym terenie stoi drewniany domek. Jak tylko otwierasz bramę stado leci Cię przywitać. Te konie naprawdę cieszą się na widok człowieka.

Wchodzisz do domku. Konie zaglądają przez okna, próbują wejść za Tobą przez drzwi do środka. Czekają jak wyjdziesz.

Wychodzisz, a one za Tobą chodzą. Domagają się głaskania, drapania. Jeden przez drugiego.

Największym pieszczochem jest Kajtek. Kładzie głowę na Twoim ramieniu. Wącha twoją twarz, czeka na całusa.

Możesz tak w tym stadzie być i być. I tylko być. I TO JEST TEN RAJ

Po pewnym czasie jesteś już jednym z nich. Stado wraca do swojego zwykłego życia, zajęcia. Siadasz na trawie i obserwujesz stado. Kto z kim się przyjaźni, kto kogo pogania. Obserwujesz zabawy młodziaków. Ich wygłupy, ich wzajemne gry. Co i raz odzywa się Megi. Megi też co chwila podlatuje do Ciebie i domaga się głaskania. To owczarek niemiecki, duży, piękny pies. Megi pilnuje stada. Co i raz jej się coś nie podoba. Obszczekuje to tego, to tamtego konia. Konie odpowiadają albo ucieczką, albo „szczurzeniem się” w stronę psa.

Jest cisza. Cisza zagłuszana śpiewem ptaków i rechotem żab. W okolicy dużo jest podmokłych terenów. Stawów, rozlewisk. Jesteśmy blisko Doliny Bugu. Jacek rozpala ognisko. Grzejemy herbatę. Kajtek pomaga😊

Konie Jacka żyją na otwartej przestrzeni 24h/dobę. Jak wiecie, chów bezstajenny to jedyny, słuszny chów (na szczęście to nie tylko moja opinia). Jedyny zapewniający podstawowe potrzeby koni (stały ruch, bycie w stadzie), prawidłowy psychiczny i fizyczny rozwój (więcej o tym w mojej książce „Jazda konna? Naturalnie!..” O książce oraz w tu: Dlaczego chów bezstajenny?). Konie jedzą to, na co mają ochotę – trawę, siano (z paśników), gałązki iglaków, zioła rosnące na łące.

Tu konie trenowane są metodami naturalnymi i jeżdżą bez wędzideł. Są spokojne, opanowane. Są ciekawskie, chętne do nauki, poszukujące towarzystwa człowieka.

Następnego dnia zaczynamy całodzienny teren. Teren w nieznane. Tzn. wiemy tylko tyle, że chcemy dojechać do zalewu „Dębowy las”. Będziemy jechać na azymut. Ahoj przygodo!

Bierzemy kantarki i idziemy po konie pod las. Siodłamy. Siodła są wygodne, westernowe. Wyjeżdżam ja, Agnieszka, Gosia i Jacek. Kilka klaczy jest ciężarnych, dużo koni to roczniaki, dwulatki. Tylko kilka koni chodzi pod jeźdźcem. Taki jest zamysł. Koni ma wystarczyć dla Jacka i paru przybyszy. Brak tu komercji i pogodni za zyskiem.

Ja jadę na Morganie – małopolaku

Jedziemy przez łąki, przez pola, lasy. Tuż obok jest już Wołyń. Spotykamy wspaniałe sąsiadki. Pochodzą z Wołynia

Tego dnia największym wyzwaniem było przejście przez rzekę Krzywulka. Rzeka nie była ani szeroka, ani głęboka. Ale za to wejście i wyjście z rzeki było strome. To było największym wyzwaniem dla koni.

Jacek najpierw sam sprawdził dno rzeki. Aby konie miały lżej jeźdźcy zeszli z koni. Jacek przeprowadził konie a na końcu…przeniósł Agę i Gosię. Myślałam, że umrę ze śmiechu. Jacek okazał się silniejszy od koni!! 🙂

Tylko ja przejechałam w siodle. Morgan jest najsilniejszym, najwyższym i najbardziej doświadczonym, odważnym koniem. Rzeczywiście dał sobie radę bez problemu.

Czy zamoczyłyśmy buty? Ależ oczywiście!

Kończąc włóczęgę pierwszego dnia, myślałam, że drugiego dnia również na zmoczeniu butów się zakończy.

Oj myliłam się!

Okazało się, że…w planach był spływ…Spływ po rzece koniem 🙂

Płynęliście kiedyś konno przez rzekę w kwietniu? Czy ktoś się mnie pytał czy mam coś na przebranie? Czy nie zmarznę? Nie – to nie w stylu Jacka 🙂

Słupek graniczny. Tu Polska. Po drugiej stronie, za rzeką, za Bugiem – Ukraina

Piękny Buk (i Megi)

Więcej filmików w najbliższych dniach znajdziecie na Videoblog

Ważna uwaga/porada. Gdy płyniecie koniem przez rzekę (wartką, z prądem) TRZYMAJCIE SIĘ GRZYWY KONIA! Nie wodzy!. Łapanie równowagi na wodzach zaburza równowagę konia. Twoim zadaniem jest pomóc koniowi, a nie utrudnianie mu. Trzymając się grzywy „sklejacie się” z koniem i ruszacie się razem z koniem.

Czy nalało mi się w buty? Czy nalało mi się w spodnie? Tak…Dziękowałam Bogu, że stanik suchy :)))

A jak wyglądała kanapka Agnieszki wyjęta z sakw 🙂 ?

Jakie szczęście, że mój lunch był w termosie 🙂

Czas na jogę w przerwie na pasienie 🙂
Morgan chyba podglądał mnie i sam postanowił zrobić psa z głową w dół :))

A po powrocie czekał na Was ciepły prysznic i taki widok z tarasu.

Kilka rzeczy, które chciałabym Wam przekazać:

  • po raz kolejny widzę i czuję jaka wieka jest różnica między końmi trzymanymi w boksach (chów stajenny) a tymi żyjącymi 24 h/dobę na wolnej przestrzeni. Powiadam Wam – 80% psychicznych problemów znika, gdy pozwalamy koniom żyć zgodnie z ich naturalnymi potrzebami. Mówię i będę mówić o tym przy każdej okazji.
  • konie chodzące na kantarkach MOGĄ BYĆ BEZPIECZNE w terenie! Po odpowiednim przygotowaniu, wytrenowaniu konie reagują idealie na subtelne sygnały jeźdźca. Wędzidło w gębie końskiej jako gwarancja bezpieczeństwa to MIT. Jacek współpracuje z profesjonalnymi ludźmi, którzy pomagają mu wytrenować konie. Sam najpierw spędził wiele czasu na szkoleniach. Dużo czyta, dalej się uczy.. Wie jak ważna jest relacja z koniem, komunikacja.
  • część koni to „małopolaki”, część to ulubione American Quarter Horse. Zobaczyłam na własne oczy jaka to cudowna rasa.
  • jadąc do Jacka musicie być przygotowani na wszystko. Nie zapomnijcie kilku paru butów :))
  • jeśli lubisz ciszę, jeśli lubisz „niezagadywać” jazdy – to miejsce dla Ciebie. Jestem osobą towarzyską. Ale na koniu, w lasach, mam potrzebę milczenia i ciszy. Jak dobrze, ze Jacek też!
  • wyłączcie transfer – sieć ukraińska chętnie Cię złapie…
  • jak dojechać? Najlepiej samochodem. Lub pociągiem (z 2 przesiadkami z Krakowa, jedyne 7 h 🙂 do Chełma. Tam Jacek może Cię zgarnąć
  • potrzebujesz „doopiekowania”? To nie jest miejsce dla Ciebie. Tu nikt nikogo nie niańczy i nie zadaje za dużo pytań. W siodle też ogarniasz się sam. Nie ma tekstów : „Teraz galop”, „Uwaga gałąź!”. Masz mieć swój refleks i sam kontrolować sytuację. Tu nie ma jednego prowadzącego a reszta „idzie za ogonem”.
  • najlepiej będziesz się tu czuł, gdy wiesz coś o naturalu, gdy wiesz o co chodzi w tym całym kontakcie z koniem, intencją, energią przy koniach. Lub gdy chcesz się tym zarazić. Gdy nie boisz się jazdy na kantarku. Gdy kochasz być otaczany końmi i ich kontaktem 🙂

Ela Gródek

To ja – Wasz reporter 🙂

A tu filmik z tego rajdu – myślę, że oddaje atmosferę, stawiane przed nami wyzwania oraz dobry humor Kozaka 🙂

Relacje z koniem – jak je tworzyć?

Ci z nas, którzy interesują się psychiką koni, podejściem do koni bez użycia siły, przemocy, z poszanowaniem ich natury, Ci z nas którzy interesują się naturalem, prędzej czy później, dojdą do jednego wniosku. NIE MA TRENINGU KONIA, NIE MA POROZUMIENIA Z KONIEM (koń nie będzie się nas „słuchał”) BEZ RELACJI.

Okazuje się, że wszyscy trenerzy, wszyscy Koniarze, pracujący z końmi na wolności, bez presji, zaczynają od tłuczenia Ci do głowy jednego: konieczności nawiązania RELACJI z koniem.

Nie ważne jaki temat Cię interesuje – wszyscy radzą na początku to samo – najpierw RELACJE. Potem cała reszta. Masz problem? Przyjrzyj się swoim relacjom!

I tak sobie pomyślałam, że każdy o tych relacja mówi, a rzadko kto uczy i tłumaczy początkującym jeźdźcom JAK TO ZROBIĆ? Jak nauczyć się nawiązywać relacje z koniem. Wiecie dlaczego? Bo to jest bardzo trudne i bardzo indywidualne.

Obserwując koński świat od dobrych paru lat, obserwując jeźdźców, ucząc się, patrząc na własny rozwój, dochodzę do następujących wniosków:

Nie nawiążemy relacji z koniem jeśli (i jest to punkt numer 1) w pełni mu nie zaufamy, jeśli nie przestaniemy się go bać, jego reakcji, zachowań.

Jeśli nie zachowujemy postawy pełnej spokoju, harmonii, wyrozumiałości, spójności i konsekwencji, koń nam nie zaufa. Aby koń chciał nawiązać z nami relacje, musi widzieć, czuć, wiedzieć, że w 100% nic mu nie grozi z naszej strony, że może zaufać. Koń – jako zwierzę uciekające – nie daje kredytu zaufania. Mało tego, koń musi wiedzieć, że przy nas będzie mu lepiej, że rozwiążemy niejedną sytuację za niego, że może na nas liczyć…

Abyśmy MY mogli zaufać koniowi, musimy przekonać się, że nie ma czego się bać. Wiem jak to jest na początku: „ten koń bryka:, „ten gryzie”, „ten kuli uszy”, „ten może mnie kopnie?”. JAK TU SIĘ NIE BAĆ??  Niestety jest to zamknięte koło. Jeśli my podchodzimy do konia z dystansem, on patrzy na nas z dystansem. Czuje, że z jakiegoś powodu, ta istota (my), gdzieś tam w głębi, podszyta jest strachem… Zatem koń nabierze podejrzeń w stosunku do nas (bo dlaczego się boi? Jakie ma intencje?) i chętnie nas trochę „ustawi”, czy to skulonymi uszami, czy zębiskami, zyska przewagę (w razie czego). Jak przestać obawiać się koni? Nie ma innej rady. Musimy łazić do stajni, obcować z końmi – różnymi końmi, w różnych stajniach – i uczyć się o ich psychice, naturze, zachowaniach. Musimy nauczyć się jak przerwać to błędne koło wzajemnego lęku, nieufności, oswoić się. MUSIMY MU ZAUFAĆ. To my pierwsi musimy dać koniowi kredyt zaufania. Kredyt zaufania oparty na udowodnionych faktach, że koń to ostatnie stworzenie, które chce jakiegokolwiek konfliktu z nami, jakiejś bójki, wzajemnej walki. Pamiętaj – wszystkie niepożądane zachowania koni wynikają z jego strachu, z samoobrony, z przeszłości, traumy (najczęściej wywołanej przez człowieka!!). KOŃ Z URODZENIA I ZAŁOŻENIA jest stworzeniem przyjaznym, który UNIKA JAK OGNIA wszelkich agresywnych zachowań. (oglądam mnóstwo filmików z końmi, mnóstwo czytam i potwierdzam to w 100%)

Niestety koń ma jedną „wadę”. Widzi każdą niespójność, każdą próbę naciągnięcia rzeczywistości. Koń nie kupi tego, że się uśmiechasz, że jesteś „rozluźniona”, jeśli wewnątrz Ciebie kołata serce. Koń słyszy wszystko (nie bez przyczyny mówi się o umiejętnościach telepatycznych koni), wyczuje wszystko. Nie da się oszukać i naciągnąć. Możemy starać się zachowywać tak, jakbyśmy się nie bali, ale jeśli wewnątrz nas jest choćby cień obawy i dystansu – koń o tym się dowie…i nie zaufa. Nie ma drogi na skróty. Musisz naprawdę w głębi serca zaufać koniom.

Obserwując Wielkich Koniarzy zauważam jedno. NAWET jak pracują z koniem trudnym, brykającym, wyrywającym się, dębującym (z pozoru bardzo niebezpiecznym), są SPOKOJNI i naprawdę widać, że to co wyprawia koń, nie robi na nich najmniejszego wrażenia. NIE BOJĄ się. Wiedzą, że ich spokój, spokojne serce, oddech, wyciszy to biedne stworzenie i będą mogli mu pomóc. I tak się dzieje…

Ok. I co dalej? Załóżmy, że przestajemy wreszcie reagować potem, wzrostem ciśnienia we krwi, biciem serca na „niemiłe” zachowania konia, że ufamy i zachowujemy pełny luz i spokój. Wtedy możemy przejść do punktu numer 2 w nauce nawiązywaniu relacji z koniem.

Numer 2 to nauka uświadamianie sobie naszych wszystkich niewerbalnych zachowań. Poznanie języka naszego ciała, naszych emocji, myśli, oraz numer 3 – poznanie języka koni. Nie ma możliwości nawiązania relacji z koniem, jeśli nie zaczniemy mówić końskim językiem. Gdzie się tego nauczyć? Jak to zrobić? Wiele pisałam o tym mojej książce ” Jazda konna? Naturalnie! Co ten koń sobie myśli? (więcej tu: O książce ) oraz na tym blogu ( Spis treści BLOG). Są też kursy, inne książki. To konkretna wiedza, którą możemy opanować, przyswoić i używać w praktyce.

Ważna jest też nasza intencja (punkt numer 4). Koń MUSI czuć za każdym razem, że chcemy mu pomóc. Nie chcemy go nic innego – tylko chcemy mu pomóc.

Wtedy następuje SPÓJNOŚĆ – naszej duszy, ciała, myśli, intencji i… działania 😊I to koń kupi

Ela Gródek

PS Wpisując w „lupkę” na blogu „relacje”, „język koni”, „komunikacja z konie”, „emocje” itp., znajdziecie kilka wpisów które mogą Wam rozszerzyć temat: Emocje i pewność siebie a nauka skakania…

Pełne zaufanie 🙂

Na zdjęciach ja i Tommy ze Stajni Śmiałka.

Koń płoszący się w terenie. Jak przygotować konia do pracy w terenie? (część I)

Do napisania tego postu zaprosiłam Marzenę Niewęgłowską. Marzena jest, według mnie, niekwestionowaną specjalistką w przygotowywaniu koni do pracy w terenie (i nie tylko 🙂 Od wielu lat pracuje na Zaczarowanym Wzgórzu (okolice Krakowa – Czasław), gdzie prawie wszystkie konie chodzą w teren, a jest ich tam około 50… 25 koni sama prowadziła, uczyła od samego początku. Oznacza to ogrom doświadczenia i pracy.

Zapraszam!

„Zapewne ilu trenerów tyle sposobów na płochliwego konia. Opiszę mój sposób, który sprawdził mi się na wielu różnych koniach, zarówno tych niskoenergetycznych miśkach jak i na wysoko reaktywnych torpedach.

ZASADĄ nr 1!!! zawsze jest zbudowanie relacji z koniem, których bazą jest obopólne zaufanie, szacunek i nastawienie na współpracę. Jest to najtrudniejsza praca, bo głównie nad naszymi własnymi emocjami, cierpliwością i konsekwencją. Musimy pamiętać, że łagodność i cierpliwość to nie bezradność!!!. Natomiast stanowczość i konsekwencja to nie brutalność!!! Celowo nie piszę tu o DOMINACJI, bo tak naprawdę, mniej czy bardziej świadomie, dominujemy konie często (żeby nie powiedzieć, że ciągle) choćby tylko przez podnoszenie nóg do czyszczenia, przestawianie zwierzaka, nadawanie mu kierunku czy tempa chodu.

Zaufanie obustronne czyli jakie?? Jeśli koń jest w naszej obecności spokojny, rozluźniony, ciekawski, pozwala się dotykać bez odruchu uchylania się, czy otrzepywania, to możemy uznać że jest to zwierzak ufny w stosunku do człowieka – do nas. A my?? Jeśli odczuwamy strach, czy obawę (jeśli chodzi zarówno o konia jako o wielkie zwierzę jak i o sytuację, która może się wydarzyć) – to koń to oczywiście wyczuje i też zacznie się obawiać, denerwować, szukać strachów więc i my będziemy się jeszcze bardziej bać – błędne koło będzie się napędzać.

Bardzo często jest tak, że mamy obopólne zaufanie, ale szacunku brak. Koń szpera nam po kieszeniach, popycha, potrąca, czasem postraszy zębami, czy kopytem. Traktuje nas jak osobnika podrzędnej kategorii. Jeśli stanowczo, cierpliwie i konsekwentnie pokażemy koniowi swoją energią, mową ciała, gestem, że nam się to nie podoba – uzyskamy szacunek konia, a to jest kolejny krok do bezpiecznej relacji.

Aby rozwijać i umacniać te relacje czas na ZASADĘ nr 2!!!  A jest to praca z ziemi. Skupianie konia na ćwiczeniach to podstawa. Każde ćwiczenie próbujemy zrobić 2-3 razy na każdą stronę. Jeśli nie wychodzi to znaczy, że koń nie rozumie o co nam chodzi, lub że ćwiczenie jest zbyt trudne dla zwierzęcia (koń nie jest jeszcze mentalnie i/lub fizycznie wystarczająco gotowy). Zmniejszamy więc poziom trudności. Na przykład: chcemy przejść z koniem slalom składający się z 5 pachołków ustawionych co 3m. Koń się nie mieści, potrąca pachołki, omija je. Zmniejszmy stopień trudności, ustawmy zatem 3 pachołki co 5m. Gdy przejdziemy tę przeszkodę bezbłędnie w obu kierunkach, dodajmy czwarty pachołek i zmniejszmy odległości o 1m. Gdy i to ćwiczenie nie sprawi trudności to dodajmy kolejny, pięty pachołek, a odległości zmniejszmy o 0,5m. Po poprawnym pokonaniu i tego ustawienia, znowu zmniejszmy odległości o kolejne 0,5m, czyli będziemy mieli 5 pachołków ustawionych co 3m. W ten sposób osiągniemy cel pierwotny bez frustracji zarówno konia jak i naszej. Pamiętajmy aby konia CHWALIĆ!!! Choćby za próbę pokonania danej przeszkody.

Co dzięki temu uzyskamy?? Ano to, że koń będzie się upewniał w tym, że przy nas jest bezpiecznie, łatwiej pokonywać wymagające ćwiczenia, że pozwalamy mu być koniem niedoskonałym i prowadzimy go do doskonałości.

Ćwiczenia wspomagające uważność na nas to np. praca na kołach (nie chodzi o ganianie konia w kółko wokół nas), drągach, cavaletti. Wzmacniają one  dobre relacje, bo przez nie pilnujemy też dystansu naciskając w razie potrzeby na szyję w okolicy 4-5 kręgu lub na łopatkę. Ćwiczeń tego rodzaju jest mnóstwo – inspiracje można zaczerpnąć  choćby z  Dual-Aktivierung Polska proponowane przez Paulinę Ferdek lub  W poszukiwaniu harmonii i równowagi  promowane przez Elę Prykę. Jest to doskonała praca zarówno nad ciałem jak i umysłem konia.

Kolejna ZASADA nr 3!!! to jest odczulanie na różne bodźce, o czym więcej napisałam w artykule HABITUACJA « Na koń (hejnakon.pl). Dzięki habituacji konie obdarzają nas większym zaufaniem, nabierają pewności siebie, stają się bardziej opanowane, odważniejsze, mniej płochliwe w zetknięciu z nieznanym.

Następnym krokiem są spacery z koniem w ręku poza rejon stajni np. do lasu (jeśli takowy mamy gdzieś w pobliżu). Oczywiście nie są to spacery polegające na prowadzeniu konia i tyle… Prowadzimy robiąc przy okazji różne ćwiczenia, aby zająć konia, skupiać go na sobie, by oczekiwał co dalej… Mogą to być np. ustępowania, przestawiania konia z jednej strony na drugą, ósemki przed nami ( cały czas w stępie), zatrzymania, cofnięcia, ruszanie kłusem i zatrzymania, przechodzenie przez skarpy, rowy, chodzenie pomiędzy drzewami, przechodzenie przez strumyki, obok pojazdów (zarówno stojących jak i jadących), a w międzyczasie krótkie popasy jako nagroda. To wszystko dodaje koniowi pewności siebie, wzmacnia nasze obopólne zaufanie, uczy konia skupiać się na zadaniach.

Nadszedł czas na kolejny krok, czyli wyjazd w teren. Najlepiej i najbezpieczniej (nigdy nie promuje samotnych wyjazdów w teren) jest pojechać w teren w towarzystwie innego konia, jednak staramy się być parą prowadzącą. Gdy tak się dzieje musimy pamiętać, by konia chwalić za to że prowadzi, że przeszedł samodzielnie przez jakąś przeszkodę. A chwalimy głaszcząc po kłębie i okolicy łopatki oraz głosem. Mogą zdarzyć się sytuacje, że będzie coś strasznego, np. powalone drzewo z korzeniami, czy strumyk i nasz wierzchowiec będzie się boczył, cofał, prychał. Jeśli nasze, łagodne perswazje nie pomogą pokonać strachu przed straszydłem, to koń towarzyszący ma wtedy za zadanie przejść i przeprowadzić nas przez to miejsce, po czym wychodzimy na prowadzenie i jedziemy dalej. Na pierwszej przejażdżce raczej poruszamy się po terenie znanym koniowi ze spacerów w ręku i staramy się, by czas spędzony poza stajnią trwał nie dłużej jak ok 1godzinę , na kolejnych przejażdżkach powiększamy teren i czas. Pamiętajmy jednak, by nie nakręcać się przed jazdą w stylu ,,a co będzie jeśli…” Bądźmy tak jak koń TU I TERAZ, cieszmy się, miejmy FUN z bycia z koniem, dbajmy o to, by i koń miał FUN z bycia z nami. Wrażenia i przeżycia wówczas są nie do przecenienia :)”

Marzena Niewęgłowska

część II – rozwinięcie tematu (część II). Co gdy koń panikuje? Płoszy się dalej w terenie? Trudności z koniem w terenie. Co zrobić gdy koń … (część II)

A więcej o samej habituacji, pracy z ziemi, emocjach jeźdźca, psychice koni przeczytacie w mojej książce „Jazda konna? Naturalnie! Co ten koń sobie myśli? ( O książce)

Ela Gródek

Marzena Niewęgłowska we własnej osobie 🙂

Jeszcze kilka zdań o Marzenie: Marzena pracowała wiele lat przy zajeżdżaniu dzikich koni, prowadziła własny Ośrodek Jeździecki, Wygrała I Ogólnopolskie Zawody w Jeździe Bez Ogłowia o Puchar Bałtyku w konkurencji trail (przygotowywała się tylko 2 miesiące!!), szkoli konie metodami naturalnymi (do pracy bez wędzidła, na cordeo!), zajeżdża konie, trenuje jeźdźców, przygotowuje do zawodów na cordeo (i to z sukcesami!) 🙂

Mateusz Draus i trenerka Marzena po wygranych zawodach w jeździe bez ogłowia.

„Ruszająca się” hala i rozładowywanie narastającego napięcia u koni

Był piękny grudniowy dzień. Jak co tydzień pojechałam na trening jazdy konnej. Krajobraz był nieziemski – wszędzie biało. Zima w pełni. Kocham taką pogodę! Jazdę mieliśmy na hali. Nic nie zapowiadało „niespodzianki”. W drodze na halę poczułam wzmagający się wiatr. Podwiewana co i raz derka konia i rosnące jego emocje były zapowiedzią przyszłych wydarzeń.

Już przy rozstępowywaniu zaczęło być „wesoło”. Pewna część hali (ta najdalej w rogu) stała się niezmiernie straszna. Wiejący wiatr poruszał naciągniętą plandekę na dachu, zsuwał z niej śnieg, robiąc kupę hałasu. W oczach koni hala „ruszała się” i „grzmiała”. Pomyślałam „będzie się działo…”. I jak wiesz – to o czym pomyślisz przy koniu – ziści się. Niniejszym zdradzam Ci prawo numer jeden…”Nie mów (i nie myśl) przy koniu o tym czego się obawiasz, bo to się spełni”. 🙂

Konie były wyraźnie zaniepokojone i unikały najdalszej części hali jak ognia. Odmawiały przejścia. Zawracały. Najlepsza metodą było pójście za najodważniejszym koniem – Jawą. Jakoś za jej tyłkiem szło. Ale gdy tylko brakło przewodnika hala w najdalszym krańcu straszyła niemiłosiernie. Już w stępie było widać napięcie koni objawiające się nierównym tempem, zrywanie się z lekka do kłusa. Gdy nadszedł czas na kłus, zrywanie się do galopu stało się normą. A gdy doszło do galopów, pojawiły się bardziej niekontrolowane zachowania: bryki, baranki, gnanie z całej siły, wykopywanie z zadu. Naprawdę konie były nie do poznania. Na co dzień spokojne, słuchające jeźdźca, teraz jasno pokazujące swoją drugą naturę. Na szczęście wszyscy jeźdźcy byli bardzo doświadczeni. Każdy uspokajał konie, nikt nie spadł, rodeo i wykopy zostały wysiedziane😊 Nie mogłam się nadziwić tym „pokazom”.

Przy okazji tego wydarzenia powiem o dwóch kolejnych prawach rządzących w świecie koni. Drugie prawo brzmi: STADO ZARAŻA. I to bardzo…To było jak domino. Wszystko szło gładko dopóki jeden koń się nie spłoszył. Następne konie – jak w dominie – płoszyły się jeden za drugim, wpadając w galopy i bryki. Stadność to podstawa przeżycia koni. Wzajemne alarmowanie się w stadzie o niebezpieczeństwie i wspólna ucieczka, to sposób na obronę. Koń wyczuwa najmniejsze emocje innego konia (i człowieka też). Gdy jeden koń rzuca się do ucieczki, inne konie nie zadają sobie pytania „czy warto biec? Czy jest powód?”, tylko rzucają się do biegu, a potem zdają sobie pytanie „czy warto było?”. (więcej o stadności przeczytasz tu: Koń to stworzenie stadne, Instynkt „uciekam!”)

Trzecie prawo brzmi: napięcie, stres kumulują się u koni. Im wyższa energia tym większy „wybuch”, uwolnienie emocji. Gdy idziemy w stępie – na niskiej energii – koń da się łatwiej opanować. Gdy jedziemy kłusem – jeszcze nie jest źle. Ale w galopie…uuuuu. Wyższej energii towarzyszą większe emocje, większe ich uwalnianie. Mamy też do czynienia z kumulacją. Emocje u konie nie opadają szybko. OPADAJĄ BARDZO WOLNO w porównaniu np. do człowieka. Konia o wiele trudniej odstresować niż człowieka! Gdy podczas jednej lekcji wydarzy się kilka stresujących „akcji”, na następnej kolejne, emocje, stres kumuluje się i na końcu „wybuchną” ze zdwojoną siłą.

W tym dniu nie przejechałam parkuru z Sisi. Byłam bardzo z nas zadowolona, że udało nam się przeskoczyć jedną przeszkodę. I to tylko dlatego, że wyczułam, że tę akurat damy radę (inne nie wchodziły w grę). Skoki same w sobie są emocjami! Widziałam po Sisi (na której zresztą jechałam pierwszy raz), że miała dość, że skoki mogłyby wywołać już nie strach…ale panikę. Widziałam po sobie, że bryki, galopy, wykopy skumulowały się także w moich emocjach. Nie mając z Sisi żadnych relacji (jechałam na niej pierwszy raz), nie wiedząc na co ją stać, nie serwowałam ani jej ani sobie nowych emocji.

Obserwuj emocje konia. Obserwuj NARASTAJĄCE emocje. Zdawaj sobie sprawę z wymagań stawianych koniom w zmieniających się warunkach. Odpuszczaj.

Ela Gródek

PS Nie mam zdjęcia ani rzucających się do galopów koni, ani rodeo, ani wykopów z zadu 🙁 . Za to mam kilka fotek z grudnia, z tej pięknej, białej zimy, z cudownego terenu ze Stajni Nawojowa Góra.

Wspinaczka pod Zamkiem w Rudnie
DCIM102GOPROGOPR7316.JPG